DRUKUJ
 
Jadwiga Martyka
Uzdrowiciel
Źródło
 


Ścieżki życia
 
 Zofia i Franciszek byli ludźmi głęboko wierzącymi. Religijne zasady przekazane przez rodziców i dziadków pielęgnowali w swojej rodzinie. Jednak niewiele brakowało, a zboczyliby z tej Bożej ścieżki życia. Wszystko zaczęło się od kłopotów zdrowotnych, które zaprowadziły Zosię do uzdrowiciela. Ten niewiele jej pomógł, ale za to u jej męża "odkrył" zdolności lecznicze. Franek odnosił nawet sukcesy na tym polu. Wkrótce jednak miał się przekonać, że są one jedynie pozorne, a co więcej - prowadzą go na niebezpieczną, szatańską drogę. Na szczęście w samą porę udało mu się zawrócić. Dziś obydwoje przestrzegają przed tego rodzaju praktykami.
 
Zosia nie cieszyła się najlepszym zdrowiem. Często coś jej dolegało i psuło samopoczucie. Ponieważ zawsze odczuwała lęk przed inwazyjnymi badaniami medycznymi, zaczęła skłaniać się ku niekonwencjonalnym metodom leczenia. Nie musiała ich szukać ani długo, ani daleko. W jej otoczeniu znaleźli się ludzie, którzy korzystali z pomocy bioenergoterapeutów i bardzo sobie cenili efekty ich działań. Postanowiła to sprawdzić.
 
- Za pierwszym razem nie uzyskałam żadnej pomocy, wręcz przeciwnie - nabawiłam się choroby, gdyż od spotkanych tam osób zaraziłam się wirusem - śmieje się. - Ale nie zrezygnowałam i poszukałam kolejnego uzdrowiciela - takiego, którego chwalili wszyscy wokół, nawet osoby w habitach.
 
Zofia namówiła również swojego męża, by towarzyszył jej przy tych zabiegach. Tak się złożyło, że wkrótce poznali całą grupę bioenergoterapeutów i często brali udział w ich spotkaniach. Ona korzystała z terapii, on uważnie się przyglądał i analizował ich zachowania.
 
- Sam nie chciałem się leczyć - mówi Franek - bo czułem się zdrów, natomiast powodowała mną ciekawość, jak oni to robią. Dlatego słuchałem wszystkiego z wielkim zainteresowaniem.
 
Franciszek wręcz chłonął przekazywane informacje. Czytał również wiele opracowań dotyczących tego tematu, aż wreszcie tak się wciągnął, że postanowił zakupić różdżkę i wahadełko, no i leczyć ludzi. Panowie uzdrowiciele przyklasnęli temu pomysłowi, przekonując mężczyznę, że posiada podobne jak oni zdolności. I co ciekawe, rzeczywiście pomógł niektórym osobom w rozwiązaniu ich problemów zdrowotnych.
 
- Pamiętam kobietę, która zjawiła się u mnie z obolałą, spuchniętą w kostce nogą - zaczyna wyliczać. - Wsparta na lasce, ledwie się poruszała. Kazałem jej usiąść i zastosowałem wyuczone metody. Dotykając rękami chorego miejsca, prosiłem Jezusa o uzdrowienie. Za kilka minut noga przestała ją boleć, zaś po obrzęku nie pozostał nawet ślad. Kobieta wstała i wychwalała mnie, jakim to jestem cudotwórcą.
 
Innym razem kolega przywiózł swoją żonę i prosił, bym coś poradził na odciski na stopach, bo żadne maści nie skutkują, a ona coraz bardziej cierpi. Postąpiłem podobnie jak w każdym przypadku: dotyk rąk i modlitwa. Na drugi dzień otrzymałem telefon, że odciski po prostu zniknęły.
 
 
 
strona: 1 2