DRUKUJ
 
Ks. Mariusz Pohl
Sady i ogrody - smak raju na ziemi
Przewodnik Katolicki
 


Już chyba coraz mniej ludzi wie, co to ogród czy ogródek przy domu, jak smakuje pomidor zerwany prosto z krzaka, co to znaczy uszczypać nieco szczypiorku czy koperku do twarożku na śniadanie – prosto z grządki. Dziś to wszystko kupujemy w hipermarkecie lub wyciągamy z zamrażarki. Zatraca się przez to świadomość, że warzywa, jarzyny, owoce i zioła są darem natury, a natura darem Boga. 
 
Jak cudownie jest wyjść w letni, wakacyjny poranek do ogrodu, by zerwać pierwszą czerwoną truskawkę. Jeśli noc był chłodna, na trawie zebrała się rosa: nogi w sandałach szybko stają się mokre. Wtedy najlepiej zrzucić obuwie, by poczuć kropelki wody gołą stopą. Jeśli jest gorąco, nagrzana słońcem murawa miło grzeje pięty. Ale człowiek rozgląda się za cieniem, a najlepiej leżakiem w pobliżu oczka wodnego. Wokół pachnie mięta i macierzanka. I całe kępy najróżniejszych kwiatów: wysokie malwy, dumne słoneczniki, dziewanna, kuliste dalie, łany pomarańczowych turków. Słychać buczenie os, uwijających się wokół kwiatów, a potem obgryzających opadłe papierówki i klapsy. Trzeba być bardzo ostrożnym, by nie nadepnąć takiej osy – ból użądlenia jest nie do wytrzymania, a dla osób uczulonych może być wręcz groźny dla zdrowia i życia.
 
Ziemia jak tabliczka czekolady

Ale ogród to nie tylko kwiaty, leżak i sadzawka. To przede wszystkim warzywniak. Zanim jednak wyrośnie bujna marchewka, koper, ogórki i cukinie, grządki wymagają wiele pracy. Wiosną trzeba skopać glebę, wygrabić resztki chwastów i wyrównać ziemię. Potem sznurkiem wytycza się równe poletka i wydeptuje ścieżki. Cały zagon przypomina wtedy wielką tabliczkę czekolady: pulchna, brązowo-czarna ziemia jest pocięta prostopadłymi, wklęsłymi ścieżynkami. Bardzo ważny jest termin siewu: przed pełnią, po pełni, na świętą Zofię. Od tego zależy, kiedy zaczną się pojawiać delikatne, lekko faliste linie zielonych wschodów.

A potem trzeba często grządki podlewać i jeszcze częściej pielić. Po spulchnionej motyczką i grabkami grządce, po małych kupkach przywiędłych chwastów na ścieżce, poznaje się dobrą gospodynię. A jest co robić. Chwasty rosną z niewiarygodną prędkością i intensywnością: potrafią zagłuszyć wszelkie szlache­tne siewki. Zresztą podobnie jest w życiu: to co podłe i grzeszne, zaślepia człowieka pozorami i złudzeniami, i zawsze działa z większą mocą niż dobro. Pielęgnacja ogrodu uczy, że z chwastami trzeba prowadzić wytrwałą, systematyczną walkę. Ale gdy pożyteczne rośliny się zagęszczą, wypuszczą bujną nać, pokryją ziemię gęstymi splotami grochowin i fasolowych łodyg, włochatych pędów ogórka, wtedy chwasty nie są im już groźne. Za to pojawiają się gąsienice, ptaki, nornice i chłopaki z sąsiedztwa: słodka marchewka prosto z ziemi, wszystkim smakuje.

Czysto utrzymany, bujny ogród to chluba gospodyni. To prawda, że taniej wyszłoby kupowanie jarzyn w sklepiku warzywnym. Ale chodzi nie tylko o żywność – chodzi o dumę i satysfakcję, że się współpracuje z naturą, że to moja rzodkiewka. Człowiek takiej satysfakcji bardzo potrzebuje. Pamiętam, jak po objęciu wiejskiej parafii, zaraz pierwszej wiosny, chciałem wykorzystać twórczą moc ziemi. Przygotowałem grządki, posiałem fasolę, ogórki, posadziłem pory i kapustę. Potem chodziłem koło tego kilka miesięcy: podlewałem, pieliłem, robiłem opryski. Główki kapusty prawie wcale się nie zawiązały, liście były postrzępione przez gąsienice i wróble; ogórki miały kształt gruszek, a pory były cienkie jak palec. W dodatku w pobliskim sklepie wielki wór poszatkowanej kapusty kosztował sto razy mniej niż wszystkie moje nakłady i wysiłki. A jednak, byłem dumny ze swego trudu, choć już później nigdy więcej go nie powtórzyłem.
 
 

 
strona: 1 2