DRUKUJ
 
Jacek Salij OP
Mówić będą kłamliwie wszystko złe o was
Miesięcznik W drodze
 


Mit, jakoby „Kościół zaciekle walczył ze szczepionkami”

Historia szczepień ochronnych zaczęła się w Europie późno, dopiero w 1796 roku, kiedy to angielski lekarz Edward Jenner zaczął za pomocą wydzieliny z chorych na krowią ospę zwierząt uodparniać ludzi na ospę prawdziwą. Począwszy od tamtego czasu aż po dzień dzisiejszy Stolica Apostolska (ani zresztą żaden katolicki biskup) ani razu nie wypowiadała się krytycznie na temat szczepień ochronnych. Mimo to raz po raz słyszy się fałszywy zarzut, że „Kościół zaciekle walczył ze szczepionkami”.

Owszem, sama idea wszczepiania ludziom substancji ze zwierząt budziła początkowo zastrzeżenia, także wśród lekarzy. Obawiano się, że ludzie szczepieni przeciwko ospie, a zwłaszcza dzieci, mogą ulec infekcji odzwierzęcej. Kiedy zaś szczepionkę zaczęto uzyskiwać od ludzi, którzy zaszczepieni byli wcześniej, lękano się przenoszenia w ten sposób innych niż ospa chorób zakaźnych. W krajach anglosaskich szczególnie wielki opór wzbudziło wprowadzenie przymusu szczepień, połączonego z groźbą kary więzienia lub grzywny dla rodziców, którzy zaniedbali zaszczepienia swoich dzieci [4].

Trudno się dziwić, że w tej atmosferze formułowano również jakieś zarzuty religijne. Zapewne formułowali je katolicy, w tym katoliccy księża. Ponieważ jednak ruchy antyszczepieniowe ogarnęły głównie kraje anglosaskie, jest czymś zrozumiałym, że religijne zastrzeżenia wobec szczepień pochodziły przede wszystkim od protestantów. Mimo to właśnie katolicy – zwłaszcza katoliccy księża i w ogóle Kościół katolicki – są dziś oskarżani o dogmatyczne niezrozumienie dobrodziejstwa szczepień ochronnych. Bardzo możliwe, że jeżeli z czasem świadkowie Jehowy zrezygnują ze swojego sprzeciwu wobec transfuzji krwi, wkrótce potem właśnie Kościół katolicki będzie oskarżany o to, że przez wieki zaciekle sprzeciwiał się tego rodzaju terapii.

Mit, jakoby Kościół sprzeciwiał się uśmierzaniu bólów porodowych

Przysłowie powiada, że kto chce psa uderzyć, ten zawsze jakiś kij znajdzie. Jednak zarzucanie Kościołowi, że „zaciekle walczył” ze środkami przeciwbólowymi, a zwłaszcza z uśmierzaniem bólów porodowych, porównać można chyba tylko z szukaniem kija na bezdrzewnej pustyni.

Ale przypomnijmy fakty. Pierwsze odnotowane przez historię znieczulenie podczas porodu zastosował w Edynburgu w roku 1846 wybitny szkocki położnik James Young Simpson. Już w roku następnym opublikował on broszurę Odpowiedź na zarzuty natury religijnej wysuwane przeciwko stosowaniu środków znieczulających w położnictwie i w chirurgii.

R.B. Schoepflin, autor tekstu demaskującego mit, jakoby Kościół potępiał uśmierzanie bólów porodowych [5], twierdzi, że „broszura była skierowana głównie do środowiska medycznego (...) i została napisana po to, by uprzedzić zastrzeżenia, które w rzeczywistości się nie pojawiły, natomiast późniejsi komentatorzy błędnie interpretowali jej opublikowanie jako dowód na nieistniejącą opozycję”.

Schoepflin przytacza wypowiedź samego J.Y. Simpsona, że w Edynburgu „kilku z grona duchownych przez pewien czas przyłączało się do głosów sprzeciwiających się nowej praktyce, ale w połowie 1848 roku nie spotykała się ona już z żadnymi zarzutami, ponieważ zarówno te o charakterze religijnym, jak i inne przestano formułować”. W połowie 1848 roku! – zatem w półtora roku po pierwszym zastosowaniu znieczulenia. Nawet jeśli Simpson oceniał sytuację z nadmiernym optymizmem, to jego optymizm musiał mieć przecież jakieś podstawy w rzeczywistości.

Tak czy inaczej, nie ma żadnych wydanych przez Kościół katolicki ani przez jakiś inny Kościół chrześcijański oficjalnych dokumentów, sprzeciwiających się rozwojowi anestezjologii. Mimo to raz po raz ktoś twierdzi fałszywie, jakoby Kościół był przeciwny uśmierzaniu bólu, a zwłaszcza bólów porodowych.

Przy okazji warto może tu odnotować piękny tekst papieża Piusa XII z 24 lutego 1957 roku, zawierający odpowiedź na pytanie, czy wolno stosować środki przeciwbólowe w sytuacji, kiedy pośrednio mogą one przyczynić się do przyspieszenia śmierci pacjenta. Papież – przypomniawszy, że nie wolno używać środków przeciwbólowych wbrew wyraźnej woli człowieka cierpiącego, podobnie jak czymś bezwzględnie niegodziwym jest celowe jego uśmiercenie – odpowiada, że nie narusza porządku moralnego korzystanie z środków uśmierzających ból również w sytuacji, kiedy można się spodziewać ich niekorzystnego wpływu na zdrowie [6].

A jednak „zacofany” Kościół miał rację!

Wielu ludzi widzi w sprzeciwie Kościoła wobec starań o dziecko metodą zapłodnienia in vitro przejaw zacofania i nienadążania za postępem. Dokładnie tak samo oskarżano Kościół o ciasny konserwatyzm i obskurantyzm, kiedy stanowczo sprzeciwiał się ustawom na rzecz eugenicznej sterylizacji (m.in. w encyklice Casti connubii papieża Piusa XI).

Przypomnijmy: Począwszy od roku 1907, kolejne stany USA wprowadzają ustawy ograniczające możliwość zawarcia małżeństwa przez „jednostki małowartościowe” oraz dopuszczające przymusową sterylizację osób, które „nie powinny mieć dzieci”. W Europie przykład dała Szwecja, której parlament (jednogłośnie!) już w 1915 roku wprowadził „zakaz małżeństwa dla obłąkanych, epileptyków i cierpiących na choroby weneryczne” oraz zalecenie sterylizowania takich osób. W ślad za nią poszło wiele innych krajów. Ta nieludzka moda była w oczach ówczesnych środowisk oświeconych wymogiem postępu przejawem rzetelnej troski o zdrowe społeczeństwo.

Spróbujmy sobie wyobrazić, jak bezbrzeżnie zacofany musiał się wydawać tym środowiskom Kościół katolicki, który stanowczo się sprzeciwiał tym „oczywiście słusznym” wysiłkom na rzecz zdrowia społecznego. Kiedy w 1997 roku Szwedzi podjęli próbę ujawnienia bezmiaru krzywd, jakie wyrządzono pod osłoną tych ustaw, światowa opinia doznała szoku. Natomiast my, katolicy, mogliśmy być dumni, że Stolica Apostolska oraz wielu katolickich biskupów wielokrotnie protestowało przeciw tym niegodziwym ustawom.

 Owszem, przez całe lata Kościół musiał znosić szyderstwa i potępienia z powodu swojej niezgody na przyjmowane przez ówczesny „cywilizowany” świat rozwiązania eugeniczne. Ale warto było! „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości” (Mt 5,10).

Jacek Salij OP
 
W drodze 8 (480)/2013

__________________________________
Przypisy:


[1] T. Sierotowicz, Mikołaj Kopernik, Kraków 2001, s. 36.
[2] Por. E. Piszcz, Kościół wobec systemu kopernikańskiego – sprawa umieszczenia dzieła „De revolutionibus” na indeksie, Studia Pelplińskie 1973, numer specjalny, s. 49–59. Por. ponadto: T. Pawluk, Na marginesie klauzuli kościelnego urzędu cenzorskiego dotyczącej dzieła Mikołaja Kopernika, Studia Warmińskie 9/1972, s. 231–259; tenże, Niektóre aspekty negatywnego ustosunkowania się kościelnego urzędu cenzorskiego do dzieła Mikołaja Kopernika, Prawo Kanoniczne 16/1973, nr 3–4, s. 7–26.
[3] Por. K. Park, Mit 5: O tym, że średniowieczny Kościół zakazywał sekcji zwłok, w: Wyrok na Galileusza i inne mity o nauce i religii, red. R.L. Numbers, Warszawa 2010, s. 67–75.
[4] W internecie znajduje się ciekawy artykuł pt. Niezwykłe przygody ruchów antyszczepionkowych na początku.
[5] Por. R.B. Schoepflin, Mit 14: O tym, że Kościół potępiał znieczulenie podczas porodu z przyczyn biblijnych, w: Wyrok na Galileusza, s. 171–180. Autor pełni obowiązki dziekana Wydziału Nauk Przyrodniczych i Społecznych na Uniwersytecie w Los Angeles.
[6] Szerzej na ten temat piszę w tekście pt. Uśmierzanie bólu a eutanazja, w: J. Salij, Pytania nieobojętne, Poznań 1998, wyd. 5, s. 276–280.
 
strona: 1 2