DRUKUJ
 
Sławomir Kamiński SCJ
O miłości, której nie ogarniesz okiem...
Czas Serca
 


Przeżywany przez nas w Kościele Rok Miłosierdzia to okazja, by dzisiejszemu człowiekowi na nowo przypomnieć prawdę o miłości Boga. Objawiała się ona i ciągle objawia na różne sposoby, z których najbardziej widocznym, spektakularnym i przekonującym pozostaje jej uosobienie w Synu Bożym, Jezusie Chrystusie. „On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba (…), przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem…”, co pozwoliło nam w konkretnych czynach zbawczych, uzdrowieniach i wskrzeszeniach w sposób namacalny zobaczyć akty, uczynki Bożej miłości. Tajemnica wcielenia Syna Bożego umożliwiła więc pokazanie miłości, co uzupełniło cały wachlarz przejawów życzliwości Boga, niewidocznych wprost, ale dających się odczytać, doświadczyć, zwłaszcza zanurzonym w wierze sercem. Przebaczenia samego w sobie przecież nie widzimy, ale umiemy je odgadnąć z towarzyszących takiej postawie znaków, zachowań i symboli. Podobnie jest ze stworzeniem, zbawieniem itp. Bóg więc chce, abyśmy Jego miłość próbowali ogarnąć na wszelkie możliwe sposoby, stawką jest przecież szczęśliwe życie wieczne.

Kochać bezinteresownie jak Ojciec niebieski

Drugim ważnym powodem Jubileuszu Miłosierdzia jest przekonanie człowieka do współpracy z Bogiem, a szczególnie w upodobnieniu się do Jego gotowości bezinteresownego przekazywania miłosierdzia innym. Właśnie taka postawa podtrzymuje świat w istnieniu i przekształca jego struktury. Stąd wzywani jesteśmy do konkretnych uczynków miłosiernej miłości. Część z nich da się zobaczyć, poddają się bowiem ludzkim zmysłom. Teologowie opatrzyli je nazwą: „uczynki miłosierdzia względem ciała”. I one są raczej mocniej akcentowane i przyjmowane w ludzkim świecie. Na szczęście nie brakuje dziś osób gotowych do pomagania innym, zwłaszcza w sposób materialny. Wrażliwość w tym względzie pogłębia się, kiedy widzimy katastrofy czy inne nieszczęścia. Trudniej jest z pomocą długofalową, która już nie jest tak medialna ani efektowna. Bywa, że wraz z upływem czasu trudna sytuacja ludzi schodzi w mediach na dalszy plan, ustępując miejsca innym spektakularnym tematom. Pomimo tego, choć może w mniejszym stopniu, strumień pomocy i tak płynie. Trzeba podkreślić, że w dzisiejszych czasach wrażliwość na sprawy związane z ludzką cielesnością jest duża. Łatwiej więc o uczynki miłosierdzia co do ciała. Są one bardziej zrozumiałe i w pewnym sensie modne. Wielu ludzi znanych z mediów – aktorów, sportowców, polityków – angażuje swój wizerunek w pomaganie innym. Mimo wszystko pozostaje jakaś cząstka nas, zajęta bardziej sobą, swoimi problemami, zalękniona o ewentualne wykorzystanie przez ludzi nieuczciwych, żerujących na naiwności, mniej skora do pomagania innym. Generalnie jednak nie jest z akcją charytatywną tak źle. Potwierdza to Caritas Polska i inne organizacje specjalizujące się w przekazywaniu pomocy potrzebującym. Dysponują przecież sporymi środkami finansowymi, które przynajmniej w pewnym stopniu łagodzą skutki nierówności społecznych, biedy i tzw. zdarzeń losowych. Życie uczy, że przydałoby się nam więcej spontaniczności w pomaganiu w konkretnych momentach i konkretnym osobom. Czasami obojętnie przechodzi się koło leżącego, uspakajając sumienie, że pewnie „odpoczywa” po nadmiernym spożyciu alkoholu albo też w przeświadczeniu, że ewentualna pomoc rodzić będzie dodatkowe kłopoty. Oby Rok Miłosierdzia pomógł nam przezwyciężyć podobne stereotypy, a miłość bliźniego w postaci konkretnych uczynków, odpowiadających na potrzeby spotkanych osób, stała się czymś naturalnym i spontanicznym, nie poddanym poprawności i bardziej wyrafinowanym tłumaczeniom. Miłość musi być widoczna szczególnie w podejmowanych działaniach przez chrześcijan. Taka miłość jest w stanie przekonać nieprzekonanych, a w myśl Jezusowych słów, ci którzy jej doznają, zwrócą się w stronę Boga, aby Go chwalić. „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16).
 
Miłość w uczynkach według duszy
 
Wydaje się, że większa trudność jest z uczynkami miłości, których nie da się ogarnąć wzrokiem. W tradycji nazywane są one „uczynkami miłosierdzia względem duszy”. I choć pod względem materialnym niemal nic nie kosztują, wydaje się, że w obecnej sytuacji są trudniejsze do spełnienia. Dzisiaj człowiek jest wrażliwy na punkcie swojego „ja”, żąda tolerancji wobec swojego postępowania, nierzadko z punktu widzenia przykazań Bożych i kościelnych grzesznego; niezbyt chętnie przyjmuje uwagi; jest gotów prawować się w poczuciu naruszenia swoich wolności i dóbr osobistych; raczej nie wymaga od innych troski o siebie, sam również nie chce się innymi przejmować; przejawia szokujące zachowania, domagając się ich aprobaty. Nie bardzo rozumie troskę o duszę, bo tak bardzo zanurzony jest w doczesności. Niewiele interesuje go życie po śmierci, bo skupia się mocno na tym, co tu i teraz, byle żyć bardziej dostatnio i bardziej wygodnie, a w zdobyciu tego akceptuje wszelkiego rodzaju metody, nawet takie, które niewiele mają wspólnego z moralnością czy z przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Właśnie tak kształtowany przez świat człowiek staje się adresatem uczynków miłosierdzia co do duszy. Również i on jest wzywany do tego, by takie uczynki praktykować. Wspomniana wyżej diagnoza ukazuje również przeszkody, jakie trzeba przezwyciężyć, by grzeszących upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych. Być może Jubileusz Miłosierdzia i wezwanie papieża Franciszka do jego skonkretyzowania jest również próbą przełamania obecnego stylu życia człowieka, który nosi w sobie chrześcijańskie zakorzenienie poprzez chrzest święty, ale jego codzienność jest daleka od zasad ewangelicznych. Uczynki miłosierdzia wymagają odwagi, cierpliwości w momentach odrzucenia, podejmowania na nowo prób zrozumienia drugiego i jego uwarunkowań życiowych, społecznych i rodzinnych, troski pomimo oporu woli drugiej strony oraz gotowości czekania i życzliwości, przełamywania w sobie uczuć skłaniających do odwetu czy też zemsty, wreszcie gotowości służby, a nie podporządkowania. Właśnie w tym podejściu do tak skołowanego człowieka możemy stawać się podobni do Boga i być miłosiernymi nawet wtedy, gdy nasza postawa pozostanie bez echa i bez owocu, zwłaszcza natychmiastowego. Uczynki miłosierdzia, zwłaszcza te dotyczące ducha, są dobrą, choć trudną przestrzenią miłości, która może dosyć długo czekać na reakcję lub odwzajemnienie. Są konieczne, aby ludzie nie zatracili się w egoizmie.
 
Odwaga w miłości…
 
Nam chrześcijanom nie może zabraknąć odwagi w tym względzie. Nie powinniśmy na tym polu dezerterować. Szacunek, spokój, cierpliwość, empatia – to cechy, które stosowane w dłuższej perspektywie czasu przyniosą owoce. Tego wszystkiego oczywiście trzeba nam się uczyć od Chrystusa, który pokazuje, że w sprawach swoich najbliższych współpracowników, uczniów i przyjaciół nie rezygnuje do końca. Taką Jezusową determinację możemy odnaleźć we fragmentach ewangelii opowiadających o zmartwychwstaniu, ale też zobaczyć, jak reagowały na nie poszczególne osoby. Jezus mógł zrezygnować z Piotra, który dopuścił się zdrady, z Tomasza odsuniętego od wspólnoty uczniów i zagubionego w sferze niewiary czy ze zniechęconych uczniów uciekających do Emaus, pomimo zapowiedzi poranka wielkanocnego. Nie zrobił tego. Nie pozwoliło na to Jego miłosierne Serce, które gotowe jest do przebrania miary w naprawianiu wszystkiego. Każdego odszukał na nowo, zrozumiał, wydobył ze słabości i zaprosił ponownie do współpracy. W ten sposób pokazał nam siłę miłosierdzia sięgającego najgłębszych pokładów ludzkich, bo duchowych. Nam chrześcijanom nie pozostaje nic innego, tylko cierpliwie, pomimo zewnętrznych i wewnętrznych oporów, naśladować w tym względzie naszego Mistrza i Pana. Stawką jest przecież zbawienie dusz.
 
ks. Sławomir Kamiński SCJ
Czas Serca 144
 
fot. Condesign Heart 
Pixabay (cc)