DRUKUJ
 
Film o miłości i wierze. Czy istnieje prawdziwa… wiara?
materiał własny
 


Zwykle pytamy o prawdziwość miłości – czy istnieje, gdzie jej szukać, jak rozpoznać... Tymczasem amerykański reżyser Kyle Prohaska w swoim filmie „Miłość zwycięża wszystko” (Love covers all) poszukuje nie tylko prawdziwej miłości, ale i wiary. Towarzysząc głównemu bohaterowi, który znalazł się na życiowym zakręcie będziemy mogli sami siebie zapytać o prawdziwość wiary.
 

 
„Miłość zwycięża wszystko” to obraz skomplikowanych relacji rodzinnych i społecznych. Kyle Prohaska udowadnia, jak ważni dla siebie jesteśmy – nie tylko w relacjach rodzinnych: mąż-żona, ojciec-syn, ale także w codziennych, zwyczajnych interakcjach z obcymi ludźmi. Przekona się o tym główny bohater Michael. Ten młody mężczyzna, rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu. Lada dzień przyjdzie na świat jego pierwsze dziecko. Obiecał sobie, że nie powtórzy błędów własnego ojca, z którym łączy go skomplikowana i nieco tajemnicza więź. Michael jest zdeterminowany, by być ojcem obecnym i zaangażowanym w życie swoich dzieci. Razem z żoną z radością czekają na synka.

 
  
 
Parę dni przed planowaną datą porodu Michael wyrusza w rutynową podróż służbową – spodziewa się rocznego sprawozdania z efektów swojej pracy. W czasie jego nieobecności żona zaczyna rodzić, a Michael będzie musiał zmierzyć się nie tylko z przeszłością, ale i przyszłością. Spiesząc się, by zdążyć na narodziny synka trafi do miejsca, w którym – wbrew pozorom – będzie mógł zrobić wiele dobrego. Czy jednak Michael zorientuje się na czas, że nic nie dzieje się przypadkiem i że zawsze jest dobry czas, by autentycznie przeżywać swoją wiarę? 
 
„Miłość zwycięża wszystko” jest filmem urzekającym. Subtelnym w swoim przesłaniu i pełnym humoru. Aktorzy grają zaskakująco naturalnie, a emocje, które przekazują są bardzo szczere. Jared Young, wcielający się w postać Michaela, ze swobodą oddaje rozpacz lub gorycz, a czasem także młodzieńczą bezmyślność, bunt czy wreszcie pokorę człowieka, który poszukuje sam siebie i odkrywa swoje miejsce w życiu innych.
 
Odnosi się wrażenie, że wszystkie rozmowy w filmie są wzięte z życia, ułożone przez kogoś, kto nie sili się na podniosłe dysputy filozoficzne o Bogu. Głównym problemem nie jest pytanie: „kim jest dla Ciebie Bóg?”, ale: „Czy żyjesz w taki sposób, że nie trzeba o to pytać?”. W tej zwyczajności dialogów ukryte jest prawdziwe piękno. Kreacja Rusty’ego Whitenera, który wciela się w postać Boba, właściciela stacji benzynowej, jest fantastyczna. Bob jest człowiekiem, który podobnie jak Micheal, nie może uwolnić się od przeszłości, obaj duszą w sobie żal i gorycz. Ich niezwykłe spotkanie może pomóc obu mężczyznom zacząć wszystko na nowo. 
 
Warto także odnieść się do wiary  i autentyczności, które stanowią punkt centralny całego filmu. Trudności, przez jakie przechodzi Michael, ale także Bob (i inni bohaterowie filmu) są szczególnym momentem ukrytej obecności Boga. Czy w całym tym zamieszaniu Michael nie zwątpi w Bożą Opatrzność? Czy będzie umiał dać świadectwo swojej wiary? 
 
 
Główny bohater balansuje między hipokryzją a szczerością w swojej wierze. Każdy z nas wielokrotnie w życiu może poczuć się jak Michael. Deklarując wiarę w Boga, zapomina o tym, że wiara to przede wszystkim życie, a nie deklaracje. Czy jako człowiek wierzący nie okaże się religijnym hipokrytą? 
 
Prawdziwa miłość i prawdziwa wiara są do siebie bardzo podobne. Obie istnieją zawsze tam, gdzie deklaracje poparte są życiem, dobrą wolą i dojrzałą decyzją. Film, zmusza do wielu przemyśleń, a uniwersalny morał, jaki ze sobą niesie brzmi: Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów (1 P 4, 8).