DRUKUJ
 
Radek Molenda
Porozmawiajmy o kolędzie
Idziemy
 


Z bp. Markiem Solarczykiem, biskupem pomocniczym diecezji warszawsko-praskiej, rozmawia Radek Molenda

Czemu służy kolęda? Spotykanie się z księdzem w czasie niedzielnych Mszy Świętych nie wystarczy?
 
Wspomnę wydarzenie, które uporządkowało moje podejście do kolędy. Będąc już proboszczem katedry praskiej, czyli na terenie dobrze mi znanym jeszcze z czasów, gdy byłem wikariuszem, odwiedziłem z wizytą duszpasterską jedną z rodzin. Właścicielka mieszkania prosiła o poświęcenie pomieszczeń, ale głównie łazienki. Gdy to zrobiłem, ta pani opowiedziała mi o tragicznym wydarzeniu związanym z jej synem, które miało miejsce w tej łazience.
 
Ta historia pozwoliła mi zrozumieć, jak ważne jest wnoszenie Bożego błogosławieństwa w każdy zakątek, gdzie dzieje się życie ludzi tworzących wspólnotę rodzinną czy parafialną. To ich życie stanowi wielkie bogactwo nie tylko doświadczeń radosnych, ale także bolesnych, wymagających uleczenia, naprawy. Tam wszędzie przychodzi szafarz Bożej łaski, aby pobłogosławić naszą codzienność, wnieść nadzieję i Bożą moc już nie tylko w nasze serca, jak to jest podczas Eucharystii, ale we wszystkie aspekty naszego życia. I to jest ten element, który z perspektywy ponad dwudziestu trzech lat mojego kapłaństwa i ponad czterech lat posługi biskupiej widzę jako główny sens kolędy.
 
Łatwo jest księdzu wchodzić w progi swoich parafian?
 
Wizyta duszpasterska to pod wieloma względami duże wyzwanie dla obu stron. Kapłan, kiedy doświadcza otwartości swoich parafian, musi sprostać skojarzeniom, wyobrażeniom – zarówno tym, które mają wierni wobec Kościoła, kolędy i jego samego, jak i wyobrażeniom, jakie on z kolei ma na temat wiernych. To zawsze element wzajemnego odkrywania siebie, zwłaszcza w częstej dziś sytuacji, kiedy ktoś na teren parafii niedawno się sprowadził. Ksiądz, przychodząc do kogoś po kolędzie, nie jest pozbawiony obaw o to, jak zostanie przyjęty. Może przychodzi do domu, gdzie kapłan się komuś niemiło kojarzy, gdzie księża nie cieszą się dobrą opinią. I kolęda może przynieść wiele dobra, kiedy ktoś np. stwierdza, że tyle się o księdzu słyszało, a on taki normalny, taki swój, że było miło, szczerze się pomodliliśmy...
 
Poza wszystkim może być i tak, że ksiądz, przychodząc do naszego domu, jest zwyczajnie zmęczony. Tym bardziej powinien pamiętać, po co przychodzi. W czasie kolędy mogą zdarzać się najprzeróżniejsze sytuacje; każdy ksiądz z własnego doświadczenia może przywołać wiele nietypowych historii. Jednak są one drugorzędne wobec tego, że wnosi on do domu odwiedzanej rodziny Bożą moc i błogosławieństwo. 
 
Kiedy już ksiądz pobłogosławi dom, o czym ma rozmawiać z odwiedzaną rodziną?
 
Odpowiedź zahaczałaby o instruktaż (śmiech). Mogę powiedzieć, jak sytuacja wygląda w praktyce. Kiedy wchodzi się do domu ludzi, których się zna, widzi się ich w kościele, wspólnie z nimi przeżywa tajemnicę życia wiarą w parafialnej wspólnocie, to sprawa jest prosta. Jest okazja do rozmowy o tym, co wspólne: o parafii, roratach, rekolekcjach, spędzonej wigilii itd.
 
Zawsze – niezależnie od tego, czy ksiądz z daną rodziną zadzierzgnął wcześniejszy kontakt – kolęda jest dla niego okazją do wejścia w życie wiernych, okazją do poznania – bez osób postronnych – ich trosk, problemów, domowych tajemnic, ale także radości i nadziei. A dla osób odwiedzanych to okazja, by się tym wszystkim z księdzem podzielić i by tym, co przeżywają, mogli się wspólnie – ksiądz i wierni – martwić lub cieszyć. Ten element czysto ludzki bardzo pomaga w lepszym przeżywaniu parafialnej wspólnoty.
 
Mamy prawo przywołać podczas wizyty duszpasterskiej swoje problemy, zadać pytanie, poradzić się. Niejednokrotnie to okazja do zrobienia pierwszego kroku, kiedy ktoś nie odważyłby się pójść do parafii i poprosić księdza o rozmowę. I wzajemne kontakty, rozmowa, wcale nie muszą się skończyć wraz z wyjściem księdza z naszego domu.
 
Kolęda to dobra okazja do rozmowy o tym, co się dzieje w parafii, co nam się nie podoba, albo o księdzu, jak mu się żyje, jakie ma potrzeby i zmartwienia?
 
Tak – o ile nie zapomnimy o punkcie wyjściowym i właściwym celu, czyli o wniesieniu Bożego błogosławieństwa w próg odwiedzanego domu i wspólnej modlitwie. Cała reszta, kiedy rozmawia się na wszystkie tematy, które są dla nas ważne, to także element tworzący wspólnotę parafialną.
 
Gdy gościmy kogoś, kto nie przychodzi na co dzień, to całkowicie naturalne wydaje się pytanie: „Co u księdza słychać?” lub „Co u Was słychać?”. I to proste pytanie może się pięknie rozwinąć w dobrą znajomość, otoczenie się np. wzajemną, troskliwą modlitwą. Ale można także w odpowiedzi usłyszeć: „A co cię to obchodzi?”. Może to być odebrane jako wścibstwo.
 
Usłyszał Ksiądz Biskup kiedyś taką odpowiedź?
 
Zasadniczo nie zadaję tego pytania. Być może, żeby tego nie usłyszeć. Ale przyznaję, że kiedy się wchodzi do domu człowieka, którego się nie zna, staje się w jego progu z pewną delikatnością i bezradnością. Ze świadomością, że ten krok może otworzyć coś bardzo pięknego, ale może także zranić, zaszkodzić.
 
I co wtedy?
 
Doświadczeni duszpasterze dają swoje świadectwo o życiu parafii, zapraszają taktownie do włączenia się w jej życie. Można zapytać o opinię pani czy pana na temat tego, co się w parafii dokonuje, co wspólnota parafialna ich zdaniem może wnieść w ich życie oraz co oni sami chcieliby i mogli wnieść w życie parafii.
 
Z doświadczenia wiem, że wizyta duszpasterska – niezależnie od tego, co kto myśli o Kościele i kapłanach – jest okazją, by na różnych płaszczyznach wspólnota parafialna mogła komuś pomóc, zaczynając od duszpasterstwa i sakramentów dla osób, które już nie mogą wyjść z domu, a na pomocy materialnej kończąc.
 
Co zrobić, gdy ksiądz pobłogosławi mieszkanie i od razu chce uciekać?
 
(Śmiech) Mimo wszystko spróbować go zatrzymać. Nieraz trzeba księdza zrozumieć, kiedy już czekają na niego inne rodziny. Warto jednak o tę dłuższą chwilę kolędy zawalczyć, np. tłumacząc księdzu, że skoro się spotkaliśmy, to spróbujmy tę naszą znajomość choć trochę pogłębić.
 
Mała porada: jeśli – teoretycznie rzecz biorąc – usłyszymy od księdza: „ale ja jeszcze...”, od razu można odpowiedzieć: „no to umawiamy się, kiedy możemy się u księdza pojawić na spokojniejszą rozmowę”.
 
Pokolędowa rewizyta?
 
Sugerowałbym wykorzystywanie czasu dyżuru księdza w kancelarii. Z własnego – jako proboszcza – i księży wikarych w katedrze doświadczenia wiem, że dwugodzinny dyżur w rzeczywistości często trwa trzy godziny. Jeśli ktoś chciał, potrzebował rozmowy – nie odmawialiśmy. Zresztą, tak jest i obecnie, kiedy jestem biskupem.

Przychodzenie z kolędą do domów osób niewierzących ma sens?
 
Z pewnością tak. Także gdy chodzi o osoby należące do innych Kościołów.
 
Kategoria „osoba niewierząca” nie oznacza jednej postawy. Za niewierzące uważają się także osoby poszukujące, o ogromnej wrażliwości serca i ducha. I kiedy ksiądz się z taką osobą spotyka, w sposób naturalny rodzi się w nim modlitwa, żeby Bóg dał jej łaskę wiary, bo właściwie cała reszta już jest. Wiary nie można nakazać czy wymusić.
 
Bywają i tacy, którzy wychodząc od stwierdzenia: „jestem niewierzący”, odmawiają przyjęcia wizyty duszpasterskiej. A między tymi dwoma biegunami jest cała masa jeszcze innych doświadczeń związanych z osobami niewierzącymi. Generalnie rzecz biorąc – mówię z mojej perspektywy – takie wizyty nie były łatwe, ale uczyły i pomagały mi obronić w sobie spojrzenie z szacunkiem na drugiego człowieka, który przecież przeżywa coś, co mogło go doprowadzić do deklaracji niewiary. Inna sprawa, co takie spotkanie osoby uważającej się za niewierzącą z księdzem może rozpocząć i jak się pięknie potem w jej życiu różne dzieła Boga mogą realizować.
 
Rozpoznawał Ksiądz Biskup, stojąc przy ołtarzu, osoby, u których był z wizytą duszpasterską, a które bliżej poznał?
 
Zdecydowanie tak. I pamiętając o realiach ich życia, trudach, potrzebach, włączam ich życie – to, co jest trudem, i to, co jest radością – w sprawowaną ofiarę eucharystyczną. I jest moją ogromną radością, kiedy te osoby wstają, podchodzą do Komunii Świętej, a ja mogę powiedzieć: zobacz, oto Twoje, przemienione przez Ciało Chrystusa, życie.
 
Jako proboszcz, właśnie po jednym z kolędowych spotkań, uświadomiłem sobie, że doświadczenie wizyt duszpasterskich stanowi i dla odwiedzanych, i dla księdza tak wielkie bogactwo, że wprowadziliśmy w katedrze raz w miesiącu Mszę Świętą za naszych parafian. Na tej Mszy są w sposób szczególny zawierzane intencje właśnie tych parafian z konkretnych ulic, któreśmy odwiedzali z wizytą duszpasterską. Okazało się, że to było ważne dla ludzi, którzy chętnie w tych Mszach uczestniczą, a dla mnie samego to piękne dopełnienie czasu kolędy – że to, co podczas kolędy miałem okazję poznać, możemy zawierzać Bogu.
 
Rozmawiał Radek Molenda
Idziemy nr 2 (536), 4-10 stycznia 2016 r.