DRUKUJ
 
Piotr Koźlak CSsR
O życiu sakramentalnym w polskim Kościele
Kwartalnik Homo Dei
 


Z ks. bpem Andrzejem Jeżem, ordynariuszem diecezji tarnowskiej, rozmawia Piotr Koźlak CSsR
 
W 2016 roku obchodziliśmy jubileusz 1050-lecia chrztu Polski. Jak te uroczystości powinny się odzwierciedlić w życiu osobistym katolików i w wymiarze parafi alnym? Czy da się je przełożyć na konkretne działania w parafii?
 
Jubileusze są ważne w życiu narodu; mają znaczenie podobne jak świętowanie rocznic czy jubileuszy rodzinnych i małżeńskich. Wydarzenia te mają wymiar jednoczący ludzi między sobą, podkreślają też wartość, jaką jest wspólnota narodowa i rodzinna, ukazują piękno np. instytucji małżeństwa. W uroczystym świętowaniu jest zawsze zawarty pewien potencjał energii na przyszłość. Te aspekty oddziałują zwłaszcza na młode pokolenie i formują jego wrażliwość. Jubileusz to także czas sięgania do korzeni, z których się wyrasta. Myślę, że przy okazji jubileuszu chrztu Polski istotne dla katolików w Polsce było samo wydobycie piękna i wartości chrześcijańskiego dziedzictwa. Dzięki różnym konferencjom, sympozjom, wydarzeniom religijnym i artystycznym, a także publikacjom została przypomniana doniosła rola chrześcijaństwa w Polsce. To bardzo ważne, by sami katolicy byli świadomi skarbu, jakim jest ich religia, by we współczesnym kontekście życia potrafili być z niej dumni, cenić ją, a tego, niestety, często brakuje. Zauważa się niekiedy u katolików przejawy pewnych kompleksów, które wypływają właśnie z nieświadomości i braku osobistego przekonania o wartości chrześcijaństwa. Pod tym względem jubileusz chrztu Polski pozwolił nam podnieść głowy i zobaczyć, jak wiele cennych dóbr duchowych i materialnych nosimy w sobie.
 
Oczywiście od początku planowania uroczystości jubileuszowych mocno podkreślano, że najważniejsze w tym czasie jest dostrzeżenie tego, czym chrzest jest dla nas dzisiaj i jak poniesiemy to doświadczenie w przyszłość. Założenie to wiedzie w kierunku konkretnych działań duszpasterskich, zwłaszcza tego, by odnowić katechezę „pochrzcielną” i głębiej uświadomić sobie zobowiązania chrzcielne zarówno w wymiarze osobistym, jak i całego narodu. Polska nie ma pisanej historii pogańskiej przed przyjęciem chrześcijaństwa, tak jak ją mają inne narody. Można ten fakt potraktować jako swoisty obraz korespondujący z biblijnym zapisem historii narodu wybranego przez Boga. Piękna jest interpretacja słowa „Polanie”, która mówi, że jesteśmy Polanami, gdyż zostaliśmy „polani” wodą chrztu świętego. Od tamtego wydarzenia przeszło ponad 40 pokoleń Polaków. My jesteśmy kolejnym ogniwem w łańcuchu pokoleń niosących skarb chrześcijaństwa.
 
Na zakończenie obchodów jubileuszowych nastąpiło przyjęcie Chrystusa jako Pana i Króla w Łagiewnikach, w Krakowie.
 
To było ważne wydarzenie. W centrum życia Kościoła jest Osoba Jezusa Chrystusa. Już od ponad 1050 lat, poprzez wydarzenie chrztu Polski, Chrystus stał się również centrum naszej narodowej historii. Koncentrując się na Osobie Jezusa Chrystusa i Jego roli w historii, można posłużyć się pewnym porównaniem, które bardzo mi się podoba: porównaniem ze szkłem powiększającym. Otóż tylko wtedy gdy spoglądamy przez środek szkła powiększającego, widzimy ostro i wyraźnie kontury oglądanego przedmiotu. Im bardziej oddalamy się od tego środka, tym bardziej też zniekształcone i trudno rozpoznawalne stają się oglądane przedmioty. Taki właśnie jest sposób, w jaki Chrystus pomaga nam patrzeć na własne życie, na dzieje Kościoła i także na historię, na teraźniejszość i przyszłość naszego narodu. Tylko wtedy gdy patrzymy poprzez Niego, poprzez owo Centrum historii, zyskuje ona wyrazistość. Im bardziej oddalamy się od Niego, tym bardziej zniekształcone i niewyraźne staje się wszystko, co pojawia się w naszym polu widzenia. Zrozumiałe jest zatem, że jako wspólnota Kościoła w Polsce chcemy patrzeć w przyszłość przez Osobę Jezusa Chrystusa, pragniemy w Nim odnaleźć optymalną ogniskową wyostrzającą mglisty obraz współczesnej kultury, która odrzuciła Boże światło.
 
Zasadniczą praktyką przyjmowania chrztu w Polsce jest chrzest małych dzieci – w wierze Kościoła i ich rodziców. Na ile ta praktyka się sprawdza? Biorąc pod uwagę ilość chrztów i potem osób praktykujących, widać, że ten sakrament stał się gestem raczej symbolicznym i „tradycyjnym”, bez odniesienia do regularnych praktyk.
 
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzczono przede wszystkich dorosłych – osoby, które same decydowały się na przyjęcie nowej wiary. Ten chrzest był poprzedzony długim przygotowaniem, które nazwano katechumenatem. Kiedy jednak chrzest przyjmował cały dom, o czym mówią chociażby Dzieje Apostolskie, chrzczono wszystkich członków rodziny, a więc także małe dzieci. Mniej więcej od V wieku chrześcijańscy rodzice zaczęli podejmować decyzję o chrzcie w imieniu swoich dzieci. Jednocześnie przyjmowali też na siebie obowiązek doprowadzenia swojego dziecka do świadomej wiary. W ten sposób katechumenat przeszedł w ręce rodziców, którzy podejmują się wychowania po chrześcijańsku dzieci – we współpracy z Kościołem. To także dlatego przed każdym chrztem dziecka kierowane jest najpierw zapytanie do rodziców i chrzestnych, czy chcą i będą wychowywać dziecko w wierze.
 
Dlaczego Kościół odszedł od chrześcijaństwa z wyboru i przeszedł do chrzczenia małych dzieci? Główną racją jest wiara w otrzymanie za pośrednictwem tego sakramentu daru nowego życia, którego dawcą jest Chrystus. Chrzest widzimy jako niewyobrażalne dobro dla człowieka. Kochający rodzice pragną dla swojego dziecka tego, co najlepsze, i w tym duchu proszą dla niego o chrzest. 
 
Św. Bazyli Wielki, który sam przyjął chrzest jako osoba dorosła, nawoływał, żeby nie odkładać chrztu, lecz chrzcić jak najwcześniej. Jest to bowiem tak wielki dar, że dziecko powinno otrzymać go jak najwcześniej; wtedy będzie mogło rozwijać go także w młodości. A dzieciństwo i młodość to czas najlepszy dla formacji człowieka, i jeśli wtedy otrzyma on chrzest, to gwarantuje mu to lepszy rozwój duchowy, niż gdyby nań czekał dwadzieścia, trzydzieści lat.
 
W niektórych diecezjach miejscowi biskupi zalecali, czyli w praktyce nakazywali (nie wiem, czy jest tak do tej pory), by niezależnie od tego, czy rodzice są wierzący, czy nie, to gdy przyjdą do kancelarii, aby załatwiać formalności chrzcielne, kapłani za każdym razem udzielali ich dziecku chrztu. Chyba w podobnym duchu wyraził się kiedyś papież Franciszek: żeby nie utrudniać udzielania chrztu…
 
Zawsze w takich sytuacjach powinniśmy się kierować aktualnymi przepisami prawa kościelnego. Oczywiście należy być otwartym na wszystkie dzieci zgłaszane przez rodziców czy prawnych opiekunów proszących w ich imieniu o chrzest święty. Ale trzeba też pamiętać o konieczności wzięcia odpowiedzialności za wychowanie w wierze ochrzczonego dziecka. Przy chrzcie dzieci można przeoczyć coś bardzo ważnego: mianowicie to, że chrzest i wiara należą do siebie nierozdzielnie. Przyjęcie chrztu pociąga za sobą konsekwencje. Człowiek ochrzczony powinien żyć inaczej niż nie ochrzczony, bowiem dla niego miarą życia staje się Jezus.
 
W adnotacji papieża Franciszka Amoris laetitia jest wskazanie, by poszerzyć zakres odpowiedzialności osób niesakramentalnych w Kościele, by je włączyć w życie duszpasterskie. Tego chyba dotyczyłby postulat, by chrzestnymi mogły być także osoby bez ślubu kościelnego (AL 299; tak przynajmniej wypowiedział się na łamach „Homo Dei” 1/2016 ks. bp Jan Wątroba).
 
Bycie chrzestnym to wielki przywilej i znak zaufania. Jeśli tak na to popatrzymy, to dostrzegamy także wielkość roli, jaką chrzestny powinien pełnić wobec dziecka. I chociaż rola chrzestnych jest pomocnicza w stosunku do rodziców, to jednak deklarują oni pomoc rodzicom w realizacji istotnych obowiązków wiary i naturalnych powinności, zwłaszcza odnośnie do wychowania i religijno-ludzkiej formacji dziecka. W przypadku kiedy rodzice są słabo praktykujący czy nawet obojętni religijnie, rola chrzestnych nabiera pierwszorzędnego znaczenia – mają zapewnić dziecku chrześcijańskie wychowanie.
 
W Kościele obowiązują nadal dotychczasowe wymagania co do kandydatów na chrzestnych. Mają oni pomagać dziecku poznawać słowo Boże i nim żyć. Najlepiej oczywiście, gdy to słowo Boże jest wcielone w samego chrzestnego i w nim żyje, również poprzez wyraziste świadectwo życia chrześcijańskiego.
 
Jak można ocenić obecny sposób przygotowania rodziców i chrzestnych do chrztu? Najczęściej jest to jedna nauka, która zawiera w sobie część teologiczną i praktyczną (jak będą przebiegały obrzędy chrztu). Czy można coś zasugerować w przygotowaniu rodziców i chrzestnych?
 
Katecheza przedchrzcielna ma znaczenie w kontekście przygotowania do konkretnego wydarzenia, jakim jest chrzest dziecka. Chodzi tu jednak bardziej o jakość niż o ilość. Raczej wątpliwe jest, żeby zwielokrotnienie katechez przed chrztem wpłynęło decydująco na postawę rodziców lub chrzestnych. Czymś o wiele bardziej potrzebnym, ale i złożonym jest przygotowanie do roli bycia chrześcijańskimi rodzicami i do roli chrzestnych. Nieodzowna jest tutaj, rozłożona w czasie, stała formacja, która pomaga w odpowiedni sposób dojrzeć do tej roli. Tego rodzaju przygotowanie zaczyna się już przez katechezę szkolną i przez życie sakramentalne w parafi i. Ważnym okresem jest czas prenatalny, w którym wspólnota parafi alna powinna wspierać matkę dziecka, rodzinę i samo dziecko przez modlitwę i pomoc duszpasterską.
 
Przy okazji wydarzenia, jakim jest chrzest dziecka, warto stawiać sobie pytanie, w jaki sposób jeszcze bardziej związać rodziców i chrzestnych ze wspólnotą Kościoła; także po to, by ukazać im tajemnicę chrztu, o który proszą dla swojego dziecka. Myślę, iż przy tej okazji można by zaprosić rodziców i chrzestnych do zaangażowania się w jakąś stałą formę duszpasterstwa w ramach ruchów i stowarzyszeń katolickich; mam na myśli m.in Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, Kościół Domowy, Akcję Katolicką i inne grupy, które pomagają na drodze stałej formacji.
 
Niedawno został zmieniony wiek dzieci przystępujących do I komunii św. Czy obserwuje się jakieś poważniejsze różnice w podejściu dzieci i rodziców po zmianie na trzecią klasę?
 
Decyzja o terminie I komunii św. w klasie trzeciej jest pewnym kompromisem. Ten czas to zakończenie pierwszego etapu edukacyjnego, tzw. nauczania początkowego. Ten etap będzie zwieńczony (m.in.) przyjęciem przez dzieci tego sakramentu. Jeśli weźmiemy pod uwagę coraz słabsze oddziaływanie środowiska rodzinnego na religijne wychowanie dzieci, to zyskujemy kolejny rok na wyrównanie braków i nadrobienie zaległości. Dzieci i ich rodzice otrzymują natomiast dodatkowy impuls katechetyczny.
 
Zasadniczy problem przygotowania do pierwszej spowiedzi i komunii św. leży raczej w wychowaniu niż w opanowaniu wyznaczonego materiału. Ważniejsza niż ilość wiedzy jest troska, jak dopomóc dziecku przeżyć właściwie pierwsze przystąpienie do tych sakramentów. Na pierwszy plan wysuwa się zasada, by dzieci nie tylko dużo wiedziały, ale by umiały żyć prawdami, które poznały.
 
I komunia św. to wydarzenie o wielkim znaczeniu dla życia religijnego dzieci także w perspektywie przyszłości. Jeśli dziecko dobrze przygotuje się do spowiedzi i komunii św., tych dwóch ważnych sakramentów, to nawet ewentualne załamanie jego życia religijnego w przyszłości nie uniemożliwi mu powrotu do Chrystusa. Pamięć dobrze przeżytej I komunii św. pójdzie za nim w całe dalsze życie. Trzeba, aby także rodzice o tym wiedzieli w perspektywie tego nieco dłuższego, ale ufamy, że owocnego przygotowania ich dzieci do pierwszej spowiedzi i komunii św.
 
Znana jest praktyka tzw. wczesnej komunii św. Czy należy ją oceniać pozytywnie? Jakie warunki powinny być spełnione, by dziecko mogło szybciej niż zwykle przystąpić do sakramentu Eucharystii?
 
Jeden z największych teologów chrześcijaństwa św. Tomasz z Akwinu utrzymywał, że dzieci, kiedy zaczynają już dochodzić do pewnego używania rozumu, są w stanie przeżywać cześć wobec Eucharystii, dlatego można im tego sakramentu udzielić. Ciekawe jest w tym względzie osobiste doświadczenie Giuseppe Sarto, czyli późniejszego papieża Piusa X. Jako 9-letni chłopiec miał wielkie pragnienie, aby przyjąć Pana Jezusa w komunii św. W tamtym czasie obowiązywała jednak w Kościele zasada, iż do I komunii św. przystępowali dopiero 14-latkowie. Kiedy do parafi i małego Giuseppe przyjechał biskup, żeby udzielić sakramentu bierzmowania (to kolejna rzecz, która się zmieniła – bierzmowanie było wtedy wcześniej niż I komunia św.), powiedział mu o tym swoim pragnieniu. Biskup odparł, że nie może na to nic poradzić, takie są zasady. No co Giuseppe odpowiedział: Przecież wiem, że w opłatku jest prawdziwy Pan Jezus. Czy Ekscelencja wie więcej? Jak wiemy, Pius X obniżył wiek przystępowania do I komunii św., a wszystkich katolików zachęcał do częstej,a nawet codziennej komunii św.
 
Są rzeczywiście dzieci, które już w wieku 5–6 lat są gotowe na przyjęcie I komunii, gdyż mają oddanych wychowaniu chrześcijańskiemu rodziców i wyjątkowe wyczucie obecności Boga. Ale są też dzieci, które z powodu braku wychowania religijnego nawet w trzeciej klasie mają trudności z przygotowaniem się do I komunii św. Praktyka wczesnej komunii św. jest możliwa do zrealizowania tylko przez uaktywnienie środowiska rodzinnego.
 
Obowiązujące w niektórych diecezjach polskich instrukcje dotyczące wczesnej komunii świętej precyzują, że można do niej dopuścić dzieci, których rodzice żyją w sakramentalnym związku małżeńskim oraz odznaczają się głęboką religijnością. Rodzice ci uczęszczają z dziećmi na katechezę parafi alną i dopełniają przygotowanie swojego dziecka przez katechezę domową. Później mają oni przystępować z dziećmi do comiesięcznej spowiedzi i komunii św. Są także odpowiedzialni za ich dalszą katechizację.
 
W niektórych diecezjach słyszy się opinie, że należałby zmienić praktykę I komunii św. – począwszy od tego, by I komunia, podobnie jak sakrament chrztu, odbywała się w ciągu całego roku; następnie, by dzieci mogły przystępować do niej pojedynczo lub w małych grupkach, i niekoniecznie w niedzielę. Sugeruje się także, żeby dzieci przystępowały do tego sakramentu niekoniecznie w trzeciej klasie, ale w zależności od swego rozwoju duchowego i życia religijnego rodziców – czyli także albo wcześniej, albo później. A wszystko to po to, by jak najskuteczniej rozbić tzw. przemysł komunijny. Czy jest na to szansa, czy raczej organizacja I komunii św. już tak zostanie?
 
Rzeczywiście w niektórych diecezjach została wprowadzona praktyka indywidualnego przygotowania dzieci do I komunii św. Główne dwa wymieniane powody takiej decyzji są następujące: zindywidualizowanie programu duszpasterskiego dla rodzin, gdyż każda jest inna i każda ma inne możliwości, a także fakt, że każde dziecko dojrzewa duchowo w innym czasie. Ta sytuacja bez wątpienia nakłada zwłaszcza na rodziców większą odpowiedzialność za właściwe przygotowanie dziecka.
 
Przystępowanie do I komunii św. raz w roku, grupowo, w określonej klasie szkoły podstawowej, nie jest powszechną normą kościelną, ale ukształtowanym przez lata zwyczajem duszpasterskim, na który nałożyła się szkolna katecheza. To, że do I komunii św. mają przystępować drugoklasiści, czyli dzieci w wieku 8–9 lat, ustaliła Konferencja Episkopatu Polski w roku 1971. Ta zasada była jedynie zaleceniem, i każdy biskup diecezjalny albo synod diecezjalny mógł rozstrzygnąć inaczej. Obecnie, w związku z przygotowywaną reformą szkolnictwa, Komisja Wychowania Katolickiego KEP ustaliła, że zasadą będzie, iż do I komunii św. będą przystępować dzieci z klas trzecich. Biskup diecezjalny ma jednak wciąż prawo rozstrzygnąć inaczej.
 
Czy nie powinno się kłaść większego akcentu na przygotowanie rodziców (obecnie są to najczęściej de facto spotkania organizacyjne)? Dzieci swoje przygotowanie mają zasadniczo w szkole, a jak lepiej przygotować rodziców? Bo chyba spotkanie z nimi raz w miesiącu, jak jest w większości parafi i, to za mało...
 
Bez wątpienia przygotowanie dzieci do sakramentu pokuty i I komunii św. powinno się odbywać z jak największym zaangażowaniem rodziców. Także dlatego, że jako rodzice najłatwiej trafi ają do serca i umysłu dziecka. Zresztą czynny udział w przygotowaniu swojego dziecka staje się zarazem formacją dla nich samych. Z badań socjologów religii wynika, że najwięcej nawróceń wśród dorosłych następuje właśnie podczas przygotowywania dzieci do I komunii św., jest to bowiem czas intensywnej mobilizacji całej rodziny. Do dzieci bardzo wiele trafi a za pośrednictwem rodziców, ale też i na odwrót: za sprawą dzieci wiele dokonuje się w rodzicach. Taki też jest m.in. cel zapraszania rodziców na katechezy, szczególnie te parafi alne, aby uczestnicząc w nich, sami się uczyli i w domu mogli powtórzyć z dzieckiem omawiany materiał. Pomocne dla rodziców jest organizowanie dla nich spotkań, podczas których katecheta zaznajamia ich z materiałem biblijno-katechizmowym podawanym dzieciom, daje wskazówki metodyczne i w miarę możności dostarcza odpowiednich pomocy edukacyjnych. Ważne są indywidualne rozmowy duszpasterzy z rodzicami dzieci, a także rozmowy rodziców z dziećmi na tematy związane z ich (dzieci) spostrzeżeniami i osobistymi przeżyciami religijnymi. Podobnie jak w przypadku chrztu dziecka, tak również w kontekście przygotowania do I komunii św. warto zachęcić rodziców do zaangażowania się w jakąś stałą formę duszpasterstwa poprzez ruchy i stowarzyszenia katolickie.
 
Bierzmowanie udzielane jest w Polsce w różnym wieku (najczęściej druga–trzecia klasa gimnazjum, czasami pierwsza liceum). Czy można ocenić, który wiek sprawdza się najlepiej? – tzn. kiedy młodzież bardziej dojrzale podchodzi nie tylko do tego przygotowania do sakramentu, ale również – a może zwłaszcza – do swojej wiary po jego przyjęciu?
 
II Polski Synod Plenarny dużo uwagi poświęcił sakramentowi bierzmowania. Mówiąc o wieku odpowiednim do przyjęcia sakramentu bierzmowania, synod podkreśla, że nie należy mylić dojrzałego wieku wiary z dojrzałym wiekiem rozwoju naturalnego. Decyzja o przyjęciu tego sakramentu powinna wynikać z pragnienia świadomego wyboru chrześcijańskiego stylu życia. Synod zalecił, aby udzielać tego sakramentu starszej młodzieży, która będzie miała rozeznanie co do jego istoty.
 
Biorąc pod uwagę cały kontekst i kondycję życia religijnego w swoich diecezjach, biskupi określają wiek odpowiedni do przyjęcia tego sakramentu. II Polski Synod Plenarny postanowił, że do sakramentu bierzmowania będzie dopuszczana młodzież trzecich klas gimnazjum. Przygotowywana obecnie reforma szkolnictwa spowoduje kolejne zmiany. W diecezji tarnowskiej przyjęliśmy, że po wejściu w życie reformy będzie to klasa ósma, tak aby uchwycić jeszcze młodzież w środowiskach jej rodzinnych parafi i, zanim rozpierzchnie się do szkół średnich. Zależy nam bowiem na tym, aby młodzież była jak najmocniej zakorzeniona w swoich parafi ach, co pomoże jej także już po przyjęciu bierzmowania czynnie uczestniczyć w życiu wspólnoty, a przez to również kontynuować formację religijną.
 
Czy są prowadzone badania pokazujące, w której diecezji największy procent młodych uczestniczy regularnie w życiu sakramentalnym po bierzmowaniu? Jak to wygląda np. w diecezji Księdza Biskupa?
 
Nie wiem, jak to dokładnie wygląda w innych diecezjach, ale w diecezji tarnowskiej zdecydowana większość bierzmowanych uczestniczy systematycznie w coniedzielnej Mszy św. Gorzej jest, gdy chodzi np. o praktykę I piątków miesiąca – tutaj wskaźnik plasuje się między 20 a 30 procent. Mamy też niepokojące sygnały, że młodzież w szkole średniej, a więc już po przyjęciu sakramentu bierzmowania, rezygnuje z katechezy na rzecz np. etyki. Zdarzają się też młodzi, którzy przyjęli sakrament bierzmowania, a następnie stwierdzają, że była to błędna, niepotrzebna decyzja.
 
Dlatego też tak bardzo ważne jest, aby w okresie przygotowania do sakramentu bierzmowania podkreślać rolę osobistego doświadczenia wiary. Nie chodzi więc tylko o to, aby kandydaci do bierzmowania słyszeli o Bogu, o Duchu Świętym, ale by Go doświadczyli. Komuś, kto nie zaznał w domu prawdziwej miłości, na nic się nie zda mówienie o niej. Miłości nie można nauczyć się na wykładach. Jeśli mama i tata nie przytulą dziecka, nie okażą mu ciepła i serdeczności, to słowo „miłość” będzie dla niego abstrakcyjnym, nic nie mówiącym pojęciem. W życiu duchowym jest tak samo. Jeżeli ktoś nie doświadczy osobistego spotkania z Panem Bogiem, jeżeli nie zadba o to, by być blisko Niego, to mówienie o wierze i życiu religijnym pozostanie tylko na poziomie dydaktyki.
 
Praktyka pokazuje, że stosunkowo duża liczba gimnazjalistów przyjmuje sakrament bierzmowania, ale spośród nich duża część (no właśnie, jak duża? – niektórzy duszpasterze mówią nawet o 80 procentach) przestaje po bierzmowaniu regularnie praktykować. Jakie mogą być tego przyczyny?
 
Jedną z przyczyn jest powierzchowne podchodzenie do sakramentu bierzmowania i brak głębszej motywacji. Młodzież pytana o to, dlaczego chce przystąpić do bierzmowania, nieraz odpowiada, że takie jest życzenie rodziców albo że może się to przydać w przyszłości. Ludzie młodzi podchodzą nieraz do spraw wiary bardzo emocjonalnie i nie zadają sobie pytania, dlaczego i w kogo tak naprawdę wierzą oraz jakie to ma – czy powinno mieć – konsekwencje dla ich życia.
 
Z pewnością ważną przyczyną rezygnacji z praktyk religijnych jest też ogólna relatywizacja postaw we współczesnym świecie, panujący obecnie styl życia, który raczej eliminuje trwałe wartości duchowe, a w zamian proponuje różne formy tzw. „religijności zastępczej”, modyfikowanej w zależności od oczekiwań danej osoby. Taka forma „religijności” jest bardzo wygodna, gdyż nie stawia konkretnych wymagań. I taki styl wierzenia udziela się też młodym katolikom, którzy zaczynają bardzo selektywnie podchodzić do prawd wiary, a zwłaszcza do norm moralnych.
 
Kolejną przyczyną jest osłabienie autorytetów, zwłaszcza tych z najbliższego otoczenia: domu, rodziny, szkoły, życia publicznego, a także Kościoła. Ludzi młodych pociągają wyraziste i konkretne przykłady, dlatego też bardzo krytycznie patrzą na wszelkie przejawy rozdźwięku między tym, co jest im przekazywane, a rzeczywistym postępowaniem tych, którzy ich uczą i wychowują.
 
Jak pomóc bierzmowanym zostać w Kościele? To pytanie zadajemy od kilku lat duszpasterzom przygotowującym młodych, i chyba nie za bardzo mają na nie odpowiedź. Nie tyle jak ich przygotować do przyjęcia bierzmowania, ile jak im pomóc, by już po jego przyjęciu dalej rozwijali wiarę we wspólnocie Kościoła.
 
Niezmienny fundament wszelkiej pracy duszpasterskiej, także tej z młodzieżą, stanowi życie sakramentalne, poznawanie i rozważanie słowa Bożego oraz solidna, pogłębiona formacja religijna. To zaś wymaga stałej dyspozycyjności duszpasterzy. W tych krajach Europy Zachodniej i wszędzie tam, gdzie zaniechano systematycznego duszpasterstwa, gdzie sformalizowano kontakty z wiernymi do kilku urzędowych godzin pracy w tygodniu, tam kościoły pustoszeją, a wspólnoty parafi alne zamierają. Podstawową rzeczą jest więc systematyczna i konsekwentna praca ewangelizacyjna, skierowana w tym przypadku do ludzi młodych.
 
Ważne jest także, aby czynnie angażować młodych w życie wspólnot parafi alnych, m.in. poprzez grupy apostolskie, formacyjne, charytatywne i różne wspólnie realizowane cele. To pozwala im poczuć, iż czynnie budują organizm Kościoła. Warto też wiedzieć, że – wbrew pozorom – młodzież chce, aby jej stawiać wymagania i pomagać w wytyczaniu określonych celów. Problem właśnie w tym, że obecnie coraz mniej jest takich, którzy mają odwagę i chcą stawiać młodym konkretne wymagania. Kościół ma zatem w tym względzie istotną rolę do odegrania: mianowicie ma ukazywać młodym wartość życia według Ewangelii. A takie życie jest wymagające, ale też wypełnione najgłębszym sensem.
 
Coraz popularniejszą formą rozwoju duchowego młodzieży proponowaną przez duszpasterstwa jest wolontariat. Młodzi coraz częściej, i to przez cały rok, angażują się w akcje na rzecz ubogich, bezdomnych, niepełnosprawnych, dzieci z niezamożnych rodzin, dając w ten sposób swoim rówieśnikom świadectwo czynnej miłości bliźniego. Wydaje się, że jest to obiecujący kierunek.
 
Osobiście zachęcam młodzież do zaangażowania się w dzieło ewangelizacji. Dużym wyzwaniem pozostaje tutaj przestrzeń internetu. Dla młodych ludzi jest to obecnie podstawowa droga komunikowania się, czerpania i przesyłania informacji. W tej przestrzeni poruszają się o wiele łatwiej i skuteczniej niż starsze pokolenia. Warto również ją uczynić polem, na którym ewangelizują ludzie młodzi. Trzeba im też stale dawać poczucie, że są potrzebni i ważni – także we wspólnocie Kościoła.
 
Czy w przygotowaniu do bierzmowania powinni odgrywać jakąś rolę (a jeśli tak, to jaką) rodzice? Czy powinni uczestniczyć w jakiś osobnych spotkaniach?
 
Instrukcja o przygotowaniu do sakramentu bierzmowania w diecezji tarnowskiej zaleca, żeby przynajmniej trzy razy w roku: na początku roku katechetycznego, na półrocze i na miesiąc przed uroczystością bierzmowania odbyło się spotkanie z rodzicami kandydatów do bierzmowania.
 
Udział w spotkaniach formacyjnych i nabożeństwach stanowi dla nich okazję także do ożywiania własnej wiary. Udział rodziców w przygotowaniu dzieci do sakramentu bierzmowania wynika z faktu, iż to oni przed laty zadecydowali o chrzcie swojego dziecka. Przyrzekli także, że przyjmują na siebie obowiązek wychowywania go w wierze, co oznacza doprowadzenie do pełni życia chrześcijańskiego. Św. Jan Paweł II uczył, że rodzice, modląc się z dziećmi, rozważając z nimi słowo Boże i pomagając im wejść w życie sakramentalne, stają się w pełni rodzicami nie tylko ich życia fizycznego, ale i duchowego.
 
W diecezji tarnowskiej wprowadzamy program przygotowania młodzieży do sakramentu bierzmowania. W myśl tego programu rodzice, rodzina i starsza młodzież przygotowują, przez szereg spotkań, kandydatów do bierzmowania. Następnie młodzież bierzmowana podejmuje pracę formacyjną nad młodszymi, i w ten sposób tworzy się swego rodzaju
pokoleniowy przekaz wiary.
 
Niekiedy podczas rekolekcji młodzi proszeni są o napisanie listu do swoich rodziców. Mają w nim zawrzeć to, za co szczególnie chcą podziękować rodzicom, a także to, o co mają do nich żal. I nierzadko ich żal dotyczy właśnie tego, że tak mało albo w ogóle rodzice nie mówili im o Bogu, nie dawali przykładu życia chrześcijańskiego. Skoro przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę – jak mówił św. Jan Paweł II – to również obecny i przyszły kształt życia religijnego dzieci zależy od ich rodziców.
 
Rozmowiał Piotr Koźlak CSsR
Homo Dei 2/2017