DRUKUJ
 
Jacek Olczyk SJ
O czym marzy Pan Bóg?
Szum z Nieba
 


Wola Boża - decyzje czy marzenia

Korzystanie z naszej woli w dużej mierze dotyczy sfery podejmowania decyzji. Ale nie tylko. Nasza wola to także nasze pragnienia i marzenia. Mam wrażenie, że gdy mówimy o woli Pana Boga, wielu ludzi pojmuje ją przede wszystkim jako Jego decyzje, a rzadziej jako Jego pragnienia czy marzenia.
 
Tymczasem Pismo święte mówi, że owszem „Jego wyroki obejmują świat cały” (Ps 107,7b), ale także o tym, że „zamiar Pana trwa na wieki, a zamysły Jego serca – poprzez pokolenia” (Ps 33,11). Jeśli my – stworzeni na obraz i podobieństwo Boże – mamy zdolność marzenia, to taką zdolność posiada też sam Bóg. I to doskonałą, skoro On jest doskonały!
 
Marzenia są bardzo ważne. One nas napędzają i dzięki nim jesteśmy zdolni do wielkich poświęceń. Marzenia bywają dobre i złe, święte i grzeszne. Ktoś marzył o ratowaniu, ktoś inny o zabijaniu. Zrealizowane marzenia doprowadziły do powstania inkubatora i komory gazowej. Jedno marzenie przyniosło błogosławieństwo, a drugie przekleństwo. Naszą skażoną, ludzką wolą możemy pragnąć dobra lub zła. Natomiast wola Pana Boga jest tylko dobra, dlatego Jego marzenia są wyłącznie dobre.
 
Co wiemy o marzeniach Pana Boga?

Pismo święte to wielka opowieść o tym, jak Bóg realizuje swoje marzenia. Największym z nich jest to, aby być blisko człowieka. Bóg chce być z nami jedno.
 
Bóg stworzył człowieka, bo chciał, żeby istniał ktoś podobny do Niego. Ktoś, kogo będzie mógł kochać i kto będzie mógł tę miłość odwzajemnić. Jednak człowiek ciągle odwraca się od Bożej miłości – tak jakby nie mógł wytrzymać Jego bliskości. Ta dziwna tendencja, która pojawiła się w nas „za namową węża”, nieustannie zbiera swoje żniwo. Historia zbawienia opowiada o tym, jak Bóg wciąż na nowo przybliża się do człowieka i jak człowiek wciąż się od Niego oddala. Bóg wychodził ludziom na spotkanie przez patriarchów, proroków, królów, sędziów, psalmistów itd. Przyjście Jezusa to wydarzenie, w którym Bóg przybliżył się do nas „na maksa”. Bardziej się nie da. Jego marzenie o tym, by „do końca” pokazać nam swoją miłość, zaprowadziło Jezusa na krzyż. Ukrzyżowany, odrzucony i sponiewierany Jezus nie przestał nas kochać. Nie zamknął na nas swojego serca. Objawił w ten sposób, że miłość Ojca jest większa od każdego zła. Największa bliskość między ludźmi wydarza się w małżeństwie. Gdy małżonkowie spędzą ze sobą noc poślubną, mówimy, że małżeństwo zostało skonsumowane. Tu „konsumowanie” jest jedynie metaforą. Bliskość między Bogiem i człowiekiem, która wydarza się podczas Eucharystii, to już nie jest metafora. My wtedy Pana Boga naprawdę konsumujemy! On pokazał, że chce się z nami zjednoczyć jeszcze bardziej niż kobieta i mężczyzna jednoczą się w sakramencie małżeństwa. Bóg, w Jezusie Chrystusie, przed niczym się nie cofnął – zrobił wszystko, co możliwe, by spełnić swoje marzenie o nas. Reszta zależy od naszej wolności. Najlepsze, co możemy zrobić, to zaoferować Mu nas samych. Wtedy właśnie, od naszej ludzkiej strony, spełniamy Jego największe marzenie.

Komunia między ludźmi i komunia z Bogiem
 
Najskrytszymi marzeniami ludzie dzielą się między sobą dopiero, gdy dobrze się poznają. Komunia między ludźmi nie polega przede wszystkim na wymianie informacji, lecz na trwaniu dwóch serc przy sobie. Podobnie jest z komunią z Bogiem. Marzenia Pana Boga pozostają, w pewnej mierze, przed nami zakryte, bo domagają się głębszej z Nim zażyłości.
 
W tej optyce, poszukiwanie woli Bożej nie polega na tym, żeby nadstawić uszy i czekać na Jego rozkazy. To oznacza raczej świadomość, że Pan Bóg marzy o mnie. Że On chce mnie mieć blisko siebie, i to na całą wieczność. Gdy pozwalam Mu, by się do mnie przybliżał, żeby dotykał moich ran i mnie uzdrawiał – nabieram też odwagi, żeby pokazać Mu moje marzenia i pragnienia. Atmosfera Jego miłości sprawia, że mogą wychodzić ze mnie rzeczy nie najczystsze (tak to nazwijmy), ale dopiero gdy one wychodzą – mogę je wystawić na działanie Bożego miłosierdzia. To, co było ukryte w ciemności, kiedy zostaje wyciągnięte na światło – zaczyna się uczyć żyć w świetle i zaczyna być światłem (por. J 3,19-21). Sfera naszych marzeń i pragnień bardzo potrzebuje takiej edukacji. Wtedy właśnie odkrywamy, co chcemy w życiu robić. Ale to odkrycie nie polega na tym, że „Bóg z góry mi to wrzucił”, tylko na tym, że „siedząc” przy Bogu, bardzo blisko, „dogaduję” z Nim moje najskrytsze marzenia. Te nasze oczyszczone i oświetlone marzenia nadają kierunek naszemu życiu.
 
Bóg ma wobec nas wizję

Coraz bardziej się przekonuję, że gdy Bóg nas stwarzał, „ulepił” w nas różne możliwe kierunki rozwoju. Jest ich dużo. Na które się otworzymy, w takim kierunku będziemy się rozwijać i tam znajdziemy pełnię naszego życia. Bóg ma wobec nas szeroką wizję, nie wąziutką.

Chociaż sam swoją konsekrację przeżywam jako coś, do czego Bóg mnie wybrał – wiem, że mogłem wybrać inną możliwość, a On by się nie załamał. Tu towarzyszy mi obraz z Księgi Jeremiasza: garncarz lepiący naczynie (Jr 18,1-6). Jest tam opisany moment, w którym naczynie, choć było w rękach garncarza, uległo zniekształceniu. Garncarz jednak nie zraża się tym, co się stało z gliną, tylko lepi dalej. To dobry obraz na nasze życiowe powołanie i na te mniejsze powołania: do pracy, zadań, relacji czy funkcji. Pan Bóg poradzi sobie z nami, nawet jeśli wybierzemy inaczej, niż On to sobie wymarzył. Przecież nie przestanie nas kochać. Jeśli się zablokujemy i nie będziemy otwierać Mu drzwi, On nie przestanie czekać i co jakiś czas pukać. A gdy znów Go wpuścimy – uporządkuje to, co wybraliśmy, i właśnie w tym będzie się z nami przyjaźnił. Być może gdy zorientujemy się, że Boże marzenie było inne niż droga, na którą weszliśmy, będziemy odczuwać jakiś niedosyt, że mogło być w naszym życiu coś więcej. Ale nie będziemy pozbawieni komunii z Nim. Zbawienie zawsze jest możliwe, aby je przyjąć. W kwestii „dogadywania” naszych marzeń z marzeniami Pana Boga – taka gra pragnień została świetnie opisana w Pieśni nad Pieśniami. To „dziwna” księga, w której dwoje zakochanych biega za sobą po mieście. Z jednej strony, oni bardzo siebie nawzajem pragną i niemal umierają z potrzeby spełnienia. Z drugiej strony, chowają się jedno przed drugim, jeszcze bardziej podkręcając tę wzajemną tęsknotę. W całej księdze nie ma mowy o Panu Bogu, ale cała opowiada o miłości tych dwojga. Ich miłosna gra jest metaforą miłości, jaka może być między Bogiem i człowiekiem. Ta opowieść nie omija ludzkiej seksualności, ale mówi o niej bardzo pięknie, z wielkim szacunkiem, posługując się poezją. To nam pokazuje, że możemy być z Bogiem w tak intymnej zażyłości, którą da się wyrazić jedynie poetyckim językiem. Pieśń nad Pieśniami mówi także o tym, że budowanie takiej zażyłości jest swego rodzaju fascynującą „grą miłosną”, która potrzebuje czasu, zaufania, a także momentów ukrycia i poszukiwania. Oblubieniec z tej księgi nie przyspiesza chwili spotkania…
 
„Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama” (Pnp 2,7b). Pan Bóg tak bardzo mnie szanuje, że nie chce mnie dopóki… ja sam nie zechcę Mu siebie dać. Trudno mi sobie wyobrazić, że Pan Bóg chciałby, żebym został jezuitą, gdybym ja tego nie chciał. Bo po co Mu taki jezuita, co nie chce nim być?

Dojrzewanie do wewnętrznej wolności
 
Myślę, że proces rozeznawania to wchodzenie w głąb siebie i pozwalanie sobie na poczucie różnych pragnień, z jednoczesną świadomością, że nawet jeśli pragnę czegoś innego niż Bóg, to On się na mnie nie obrazi, ale razem będziemy mogli się tym zająć. Wtedy moje „pragnienie bycia z Nim” wygrywa z moim lękiem i chęcią „schowania się przed Nim”. Kiedy pojawia się w nas gotowość, aby „dogadywać” nasze marzenia z Bogiem i aby zmieniać plany, jeśli te Boże okażą się ciekawsze – znaczy to, że dojrzeliśmy już w wewnętrznej wolności. Ta wolność jest podstawą w rozeznawaniu woli Bożej.
 
Maryja najlepiej spełniła marzenia Pana Boga. Ona była tak w Nim rozkochana, że mogłaby powiedzieć: „Chcę, aby Twoje marzenia były moimi marzeniami”.
 
W Niej ta bliskość, która jest w marzeniach Pana Boga o człowieku, spełniła się tak bardzo, że mocniej już nie można. A jedność między Bogiem a człowiekiem w Niej stała się ciałem – Jezusem Chrystusem. Myślę, że na naszych drogach poszukiwania marzeń Pana Boga, dobrze jest się samemu „wkładać” w ręce Matki Bożej: „Maryjo, daję Ci moje serce. Weź je i ukształtuj podobnie do swojego, żeby tak samo kochało Pana Boga, tak samo pragnęło Jego pragnień i żeby marzyło o tym, o czym marzy Bóg”. Gdy tak jak Ona pokochamy wolę Bożą – łatwiej będziemy rozpoznawać ludzi i miejsca, do których Bóg nas posyła, aby wnosić tam Jego obecność i miłość.
 
Jacek Olczyk SJ
Szum z Nieba nr 137/2016