DRUKUJ
 
Ks. Jan Sikorski
Parafia ożywiona modlitwą
Zeszyty Odnowy
 


Parafia ożywiona modlitwą

Jestem proboszczem jednej z warszawskich parafii. Mam tę przyjemność, że św. Józef jest jej patronem. Jak wiemy, w Piśmie Świętym nie zanotowano ani jednego jego słowa, ale zdziałał dużo i działa do dzisiaj. Myślę, że to, co stało się w parafii, którą mam radość reprezentować, jest jego wielkim, cichym dziełem.
Parafia jest umiejscowieniem Kościoła, a poniekąd samym Kościołem, zamieszkującym pośród swoich synów i córek, jak to powiedział Ojciec Święty w przepięknej adhortacji Christifideles laici. Parafia uobecnia Kościół, mistyczne Ciało Chrystusa. W tym Kościele Chrystus cierpi, oddaje cześć Ojcu, modli się. Jakże więc można wyobrazić sobie istnienie mistycznego ciała Kościoła bez modlitwy? Chrystus jest naszym Oblubieńcem, jak więc można wyobrazić sobie kontakt dwojga kochających się osób bez wzajemnego dialogu? Na konieczność modlitwy w parafii wskazuje sama jej natura, teologia i praktyka wiernych. Najwięcej modlimy się właśnie w parafiach. One jako żywe organizmy społeczne przyjmują na siebie mnóstwo ról. Zajmują się organizowaniem kształcenia, pomocą, ale przede wszystkim umożliwiają spotkanie człowieka z Bogiem, modlitewny dialog. On stanowi najgłębszy sens istnienia Kościoła, parafii, świątyni.

Wiemy z nauk biologicznych, że martwa komórka może posiadać wszystkie elementy potrzebne do istnienia, ale zafunkcjonuje dopiero wtedy, kiedy obudzi ją iskra życia. Podobnie dzieje się z podstawową komórką Kościoła, czyli parafią. Tą tajemniczą iskrą jest modlitwa. Parafia zaczyna żyć dopiero wtedy, gdy się modli. Podstawową funkcją Kościoła, sprawowaną od czasów apostolskich aż do dziś, pozostaje: nauczanie, uświęcenie i pasterzowanie. Dbają o to biskupi, a na terenie parafii proboszczowie i ich współpracownicy, i to od nich w dużym stopniu zależeć będzie ożywienie tych funkcji duchem modlitwy. Trzy elementy: słowo Boże, liturgia i działalność zewnętrzna, scala Jezus Chrystus.


Czy będzie Niedziela Palmowa?

W parafii, o której doświadczeniu mam mówić, staramy się rozbudować ducha modlitwy, tak słowem, jak i czynem. Istnieje mnóstwo zespołów o charakterze modlitewnym. Aby to wszystko pogłębić teologicznie, uczestnicy praktykują wspólną modlitwę nieraz do późnych godzin nocnych.

Ciekawym pomysłem, wypływającym z modlitwy, było postawienie posągu Chrystusa Miłosiernego na zewnątrz kościoła, przy ruchliwej arterii, przy zbiegu trzech parafii. Ogromny posąg, ponad pięć metrów wysokości, wielkiej wartości artystycznej. Ludzie gromadzą się przy nim w uroczystości dotyczące świętej Faustyny, Miłosierdzia Bożego, w rocznice i święta. Zbierają się razem, odmawiają Koronkę do miłosierdzia Bożego, rozważają "Dzienniczek", modlą się.

Dbamy też o to, aby liturgia była żywa, przekonywująca, a jej znaki skłaniały do modlitwy. Przykładem może być Wielki Tydzień. W Niedzielę Palmową wierni często wstrzymują ruch na ulicy, bo niosą takie palmy, jakie zwykle robi się na Kurpiach. Nieraz trzy rodziny niosą jedną palmę, bo chcą mieć najwyższą. Dzieci bardzo mocno przeżywają ten dzień. Przybiegają do mnie już w czasie wakacji i pytają: "Proszę księdza, czy będzie Niedziela Palmowa?" Odpowiadam: "Oczywiście, że będzie, a co cię tak zainteresowało?" Po czym okazuje się, że chodzi o osiołka, który bierze udział w procesji. Osiołek wypożyczony z ZOO chodzi dookoła kościoła, czasami nawet podchodzi pod ołtarz. Na Rezurekcji na ołtarzu kwili sześćdziesiąt świeżo wylęgłych kurcząt. Piszczą niesamowicie, najpierw kurczęta, a potem dzieci, obecne na Mszy świętej. Biorą je na ręce i cieszą się, że Pan Jezus zmartwychwstał. Ten kurczaczek bardzo pomaga im radować się ze zmartwychwstania Pańskiego. Podczas Zesłania Ducha Świętego gołębie wylatują w górę sprzed kościoła. Dla wielu jest to wyraźny znak. W Adwencie zapraszam parafian na szóstą trzydzieści rano. To "pogańska" godzina, ale bardzo miło przyjść do kościoła ze świecą roratnią. Dzieci też chętnie uczestniczą w roratach. Ostatnio naliczyłem ponad setkę dzieci, które nie opuściły ani jednych rorat. Warszawiacy nie lubią wcześnie wstawać, dzieci też, czasami nawet księża, ale na roraty przychodzą na szóstą trzydzieści. Zawsze obecny na nich jest jakiś znany gość. Zaprosiliśmy kiedyś ambasadorów poszczególnych krajów europejskich. Rzeczywiście, z wielkim szumem, w limuzynie z chorągiewką danego kraju podjeżdżali pod kościół, w ciemnym wnętrzu zapalali świece roratnie i mówili: "Jestem gotowy na przyjście Pana". Bardzo piękne były te spotkania. Dzieci ad hoc układały modlitwy za te właśnie kraje. Dostojni ambasadorowie mieli łzy w oczach.


Także książki pomagają

Pomoc w ożywianiu modlitwy stanowią też wydawnictwa parafialne. W październiku, w ciągu tygodnia wydaliśmy rozważania różańcowe, a napisali je księża, którzy pracują bądź pracowali w parafii. Ludzie przypominali sobie nazwiska tych księży i jednocześnie zapoznawali się z rozważaniami. Było to interesujące doświadczenie. W czasie przedostatniej wizyty Ojca Świętego, zanim jeszcze wyjechał z Polski, wydrukowaliśmy skróty jego wystąpień na karteczkach, jako pomoc do rozważania, modlitwy.

Najciekawszym jednak pomysłem dotyczącym modlitwy jest brewiarz dla świeckich, który doczekał się dziesiątego wydania i nadal jest potrzebny. A wszystko zaczęło się na pielgrzymce. Moi parafianie gorąco się modlili, ale były takie chwile, kiedy ja odmawiałem brewiarz, a oni jedli posiłek. Pomyślałem sobie, że w jakiś sposób odłączam się od moich wiernych, a oni nie mogą pomodlić się ze mną. I właśnie po powrocie z pielgrzymki wierni napełnieni duchem modlitwy, zaczęli drukować brewiarz. Ciągle jest rozchwytywany. Ludzie odmawiają go nie tylko w parafii, ale również w domach. Ten nieuchwytny duch modlitwy ma swoje wewnętrzne odniesienie w budowie wspólnoty parafialnej, jako wspólnoty wspólnot. Gdy ludzie razem modlą się, to potem lepiej razem pracują, a jak razem popracują, wtedy jeszcze lepiej się modlą.

Myślę, że wszystkie te inicjatywy stworzyły pewien klimat, który pozwolił na to, by w mojej parafii mogła zaistnieć wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu.
 

Otwarty kościół

Jak doszło do wieczystej adoracji? Bardzo prozaicznie. Kiedy zostałem proboszczem wielkomiejskiej parafii, poszedłem do kościoła, by klęknąć przed tabernakulum i przedstawić się Panu Jezusowi. Tymczasem ten gest został uniemożliwiony przez kratę oddzielającą przedsionek od wnętrza kościoła. Nie postawił jej Pan Jezus, umieścili ją tam ci sami ludzie, którzy na co dzień troszczą się, aby kościół stanął między ich domami, którzy go budowali, którzy do niego przychodzą i ofiarnie dbają o jego wygląd. Jednak Gospodarz parafii, Pan Bóg, czuwał i chwilę później przysłał na plebanię niezwykle dynamiczną parafiankę, z którą doszło do mniej więcej takiego dialogu: "Czy ksiądz jest proboszczem?" Odpowiadam: "Tak proszę pani". "To jak ksiądz może pozwolić na to, żeby taka krata odgradzała wiernych od Pana Jezusa, który jest w tabernakulum? To przecież skandal!" Spojrzałem na nią i odpowiedziałem pytaniem: "A Pani dawno jest tu parafianką?" "Dawno". "Ja jestem proboszczem od kilkudziesięciu minut... Jak mogła pani pozwolić na to, żeby taka krata mogła być w kościele? To przecież skandal!" Pan Bóg, posługując się tą pierwszą sprzeczką, zmierzał do czegoś, czego obie "kłócące się" strony w ogóle nie były w stanie przewidzieć, mianowicie do powstania pierwszego etapu wieczystej adoracji w parafii św. Józefa na warszawskim Kole.

Po uroczystościach objęcia parafii, podzieliłem się z wiernymi refleksją na temat kraty oddzielającej od Chrystusa i zapytałem ich, czy nie można otworzyć kościoła, aby przez cały czas mógł służyć do modlitwy. Zaproponowałem więc dyżury dla ochotników i wstępną strukturę organizacji. Istniejące zespoły parafialne przyszły z pomocą i została stworzona pewna struktura: każdy dzień otrzymał dwóch koordynatorów. Oni przygotowali odpowiednie listy i przyjmowali zgłoszenia wiernych, którzy chcieliby trwać w kościele na modlitwie, chroniąc jednocześnie kościół przed tymi, którzy zaglądaliby do niego niekoniecznie w modlitewnych celach. Puste listy na skutek ogłoszeń zaczęły się powoli zapełniać. Zgłosiło się dość dużo osób na poszczególne dni tygodnia, tak że wkrótce kościół mógł zostać otwarty i krata nie była już potrzebna.

Po pewnym czasie inni parafianie przyszli z propozycją, aby modlić się jeszcze po wieczornej Mszy świętej. Wobec tego godziny otwarcia zostały przedłużone. Jeden z parafian powiedział, że może czuwać w kościele do północy.


Wieczysta adoracja

Zwyczaj odwiedzania kościoła i trwania na modlitwie utrwalił się. Jednocześnie odczuwaliśmy pewien niedosyt. Zaczęliśmy myśleć o adoracji Najświętszego Sakramentu wystawionego w monstrancji. Przeznaczyliśmy czwartek na wystawienie Najświętszego Sakramentu. Następnym krokiem w kierunku wieczystej adoracji był szczęśliwy pomysł, zasugerowany znowu przez któregoś z parafian, aby zaprosić księdza Krzysztofa Małachowskiego z USA, który jest apostołem wieczystej adoracji. Przyjechał, by głosić rekolekcje w naszej parafii. Okazało się, że wiele kościołów w stanach Zjednoczonych i w innych krajach świata praktykuje taką adorację. Przemawiając do wiernych, zaczął zachęcać również do nocnej adoracji. Zdawałem sobie sprawę z tego, jakie trudności się z tym wiążą, ale pomysł został rzucony.

Zaczęli przychodzić do mnie uczestnicy różnych wspólnot z prośbą, bym pozwolił na nocną adorację raz w tygodniu. Ogłosiłem więc na ambonie, że taka a taka wspólnota objęła jedną noc. Potem zgłosiła się druga i tak powoli wszystkie noce zostały "obsadzone". Ksiądz Prymas zezwolił na wystawienie Najświętszego Sakramentu w kaplicy Matki Bożej i tak się zaczęło: dzień i noc. Trwa to do dziś mniej więcej od piętnastu lat.

Radość i entuzjazm były ogromne, choć oczywiście trawiło nas wszystkich pytanie, jak długo tak wytrzymamy? Jednak nurt modlitwy adoracyjnej zaczął porywać wielu parafian. W związku z nową sytuacją trzeba było ubogacić strukturę formalną, wprowadzić nowych koordynatorów. Zostało powołane bractwo adoracyjne, liczące kilkaset osób. Większość tych ludzi uczestniczyła już w zespołach parafialnych, tam otrzymali swoją formację duchową. Wszyscy adorujący w miarę możliwości zbierali się na Mszy św. w pierwszy piątek miesiąca. Po niej główny koordynator, zwany superiorem, prowadził krótkie spotkania, dzieląc się informacjami, sprawami i przemyśleniami, stwarzając też okazję do zadawania pytań.

Na adorację przychodzą także osoby z innych parafii, chociaż jeszcze nie wszyscy w Warszawie wiedzą o możliwości takiej modlitwy. Kościół jest otwarty, światło pali się całą noc, a w lewej nawie kościoła, w kaplicy Matki Bożej jest wystawiony Najświętszy Sakrament. Wokół ustawiono klęczniki, przy wejściu znajduje się podręczna biblioteczka, w której są modlitewniki oraz książki z zakresu życia duchowego, modlitwy, litanie, nowenny oraz bieżące czytania z liturgii dnia. Modlitwa w zasadzie jest cicha, chociaż niektóre grupy modlą się wspólnie.


Zawsze można przyjść

Oczywiście, napotykaliśmy też na pewne trudności. Kościół był otwarty, więc przychodzili do kościoła bezdomni i spędzali tu noc. Pewnego dnia naliczyłem ich czterdziestu. Kościół zaczął zmieniać swój charakter: z miejsca adoracji stawał się noclegownią, i trzeba było to ukrócić. Dlatego teraz jeden z parafian pełni nieustanny dyżur i pilnuje porządku w kościele. Zdarzały się też drobne kradzieże, ale to wszystko jest niczym w stosunku do dobra, jakie otrzymujemy, a którego nie sposób przeliczyć na żadne materialne wartości. Tym dobrem jest otwarty kościół, do którego w każdej chwili można przyjść.

W sposób spontaniczny powstały różne momenty wspólnej modlitwy: Anioł Pański, nie tylko w południe, ale i o północy, koronka do Miłosierdzia Bożego o godzinie piętnastej. W ostatnim dniu rekolekcji przenosimy Najświętszy Sakrament na główny ołtarz i nie ma wtedy żadnych konferencji poza adoracją i spowiedzią. Ostatnio na skutek inicjatywy samych księży wprowadziliśmy również adorację i spowiedź całonocną.


Owoce adoracji

Owoce adoracji są trudno uchwytne, choć wiemy, że najważniejsze jest to co niewidzialne dla oczu, choć pewne znaki można zobaczyć. Na przykład wiele osób, które przychodzą po raz pierwszy do naszego kościoła, mówi mi, że panuje tu szczególny nastrój. W tym kościele człowiek dobrze się modli, gdyż panuje tu klimat modlitwy. Od piętnastu lat nie widziałem klucza od kościoła i specjalnie go nie szukam, skoro kościół i tak jest otwarty. Adoracja nie załamała się, mimo że otoczenie kościoła nie należy do najbezpieczniejszych.
W parafii, w latach trwania adoracji, powstało wiele różnych zespołów i wspólnot ewangelicznych, modlitewnych, apostolskich, społecznych. Rada parafialna składa się z szefów tych zespołów. Dlatego liczy ona już ponad pięćdziesiąt osób i są w niej tylko ci, którzy mają coś do powiedzenia.

Myślę, że ta wyzwolona aktywność ludzi znajduje swoje umocnienie w modlitwie, która skłania wiernych do podjęcia gestów płynących z wiary. Aktywność przenika modlitwę, a modlitwa szczęśliwie przenika aktywność. Actio i contemplatio, działanie i modlitwa, tutaj znajdują swój szczęśliwy związek.
Łaski, jakie otrzymujemy, są wielorakie. Ostatnio studenci, którzy mieszkają na terenie naszej parafii, powiedzieli, że chcą wspólnie adorować Najświętszy Sakrament. Przychodzą więc w czwartek o dwudziestej pierwszej i modlą się tak, że "daj Boże tak niejednemu zakonowi". Studenci, którzy często pracują w nocy, coraz częściej korzystają właśnie z tych nocnych modlitw, a nawet się na nie umawiają. Nieraz widziałem dwoje takich adoratorów: jedno z jednej strony, drugie z drugiej, modlili się bardzo gorąco. Potem przyszli dać na zapowiedzi. Inna dziewczyna, długo czekająca na towarzysza życia, wyprosiła sobie miłość od pierwszego wejrzenia tak silną, że już po dwóch tygodniach znalazła się w Australii ze swoim wymodlonym mężem. Są też inne owoce, które można nazwać bez przesady cudami. Dwa z nich chciałbym tu przytoczyć.

Jedna z adoratorek poważnie zachorowała, lekarze stwierdzili u niej istnienie poważnego guza na narządach rodnych i zdecydowali, że potrzebna jest operacja. Zawożono ją do szpitala w godzinie, w której miała zwyczaj adorować. Poprosiła więc męża, aby zaczekał na nią przed kościołem. Weszła do kaplicy, aby pomodlić się chwileczkę i przeżyła wstrząs, ale nic nie powiedziała mężowi. Pojechała do szpitala, otrzymała swoje łóżko. Anestezjolog dał jej pierwsze zastrzyki, lekarstwa, a potem przyszedł profesor, aby ją jeszcze raz zbadać przed operacją. Jakież było jej zdumienie, gdy usłyszała: "Niech pani szybko się pakuje i wraca do domu, bo operacja nie jest potrzebna". Okazało się także, że wiele innych dolegliwości, na które cierpiała, ustąpiło. Widuję ją w kościele, przychodzi razem z mężem, cieszy się bardzo dobrym zdrowiem. Dostępna jest cała dokumentacja medyczna tego uzdrowienia.

Niedawno przyszedł do mnie ktoś inny i powiedział, że córka siostrzenicy, mała, trzy, czteroletnia dziewczynka, bardzo poważnie zachorowała na nerki. Przyszli do kościoła, położyli ją w ławce - dziecko spało, a rodzice się modlili. Scenariusz powtórzył się. Pojechali do szpitala, lekarz zbadał dziewczynkę i powiedział: "Wracajcie do domu, dziecko jest zdrowe". Sam byłem zaskoczony, ale również mamy pełną dokumentację lekarską.

W adhortacji apostolskiej Christifideles laici, Ojciec Święty odwołuje się do ewangelicznej sceny robotników, którzy stoją bezczynnie, bo nikt ich nie najął. Spotykają gospodarza, który mówi: "Idźcie do mojej winnicy", daje im pracę i nadspodziewanie wysoką zapłatę. Ojciec Święty odnosi ten obraz do niewykorzystanej aktywności wiernych, zwłaszcza świeckich w parafii. Obraz stojących wiernych, których nikt nie najął, wydaje się być negatywną przestrogą dla wszelkich poczynań duszpasterskich współczesnego Kościoła. Pan Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych i my mamy żyć w Kościele. Ożywienie Kościoła dokonuje się przede wszystkim przez modlitwę, w ogromnym stopniu przez modlitwę adoracyjną, która z kolei skutecznie rozbudza aktywność wiernych. Jestem tego świadkiem na co dzień i tego wszystkim wam życzę.

Ks. Jan Sikorski
Fragm. konferencji wygłoszonej w trakcie sesji "Wieczernik" 2002

Ks. Jan Sikorski jest doktorem teologii, założycielem Bractwa Więziennego, naczelnym kapelanem więziennictwa RP, proboszczem parafii pw. św. Józefa Oblubieńca w Warszawie.