DRUKUJ
 
Agnieszka i Jacek
Cud naszego życia - świadectwo
Zeszyty Odnowy
 


Cud naszego życia - świadectwo

Świadectwo Agnieszki i Jacka wygłoszone podczas V Kongresu Odnowy w Duchu Świętym na Jasnej Górze (15-17 maja 2003 r.) 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Chcieliśmy podzielić się z wami wielkim cudem, jaki Bóg uczynił w naszym życiu. Nigdy nie widziałem tylu ludzi co teraz... Powiem wam, czego doświadczyłem: Jezus naprawdę żyje! Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat i może za wiele o małżeństwie nie powiemy, ale to, co Bóg uczynił w naszym życiu jest naprawdę wielką łaską. Dzięki temu wiem, że Bóg kocha każdego człowieka niezależnie od tego czy jest biedakiem, żebrakiem czy jest bogaty, czy jest księdzem, czy kimś innym. Bóg naprawdę kocha każdego człowieka tak samo.
 

Agnieszka

Mam na imię Agnieszka i pochodzę z rodziny katolickiej, w której zostałam wychowana "po Bożemu ". Wszystko było bardzo dobrze, moje relacje z rodzicami świetnie się układały i w zasadzie wydawało się, że nie może być lepiej. Byłam bardzo szczęśliwa. Ale przyszedł czas, kiedy poważnie się rozchorowałam. Choroba miała bardzo ostry przebieg. Polegała ona na tym, że miałam problemy z krzepliwością krwi. W jednej chwili cała moja radość zniknęła. Zaczęłam mieć pretensje do Pana Boga, dlaczego to spotkało mnie, a nie kogoś innego. Zaczęłam się użalać nad sobą i właściwie byłam wściekła na to, że to akurat mnie się przytrafiło. Ciągłe pobyty w szpitalu i leczenie hormonalne sprawiały, że ciągle miałam wiele problemów i trudności, a zwłaszcza kompleksów na własnym tle. Ale to nie wszystko. Przyszedł moment, kiedy miałam wylew krwi do mózgu i zostałam sparaliżowana. To była tragedia. Kiedy znalazłam się w szpitalu, lekarze powiedzieli rodzicom, że zrobili wszystko, co było w ich mocy. Teraz zostało tylko modlić się o to, bym przeżyła kolejną noc. Gdy leżałam w łóżku - powiem szczerze - miałam pokój w sercu... Sparaliżowana, z niedowładem prawej ręki i nogi, nie mogłam mówić, ale w moim sercu było obecne wołanie: "Pomóż mi Boże!" I stał się wielki cud, bo przeżyłam noc, a przez kolejne dni zaczęłam wracać do zdrowia i bardzo się z tego cieszyłam. W dalszym ciągu jednak nie potrafiłam do końca zaufać Bogu.

Po paraliżu i po leczeniu hormonalnym bardzo przytyłam, wpadłam więc w wielkie kompleksy. Wymyśliłam sobie, że wezmę życie w swoje ręce i zacznę się odchudzać. Zaangażowałam się w to do tego stopnia, że w ciągu dwóch miesięcy schudłam ponad 25 kilogramów, ale to było dla mnie za mało. Wyglądałam wprawdzie lepiej, ale to było dla mnie za mało. Prawdopodobnie zagłodziłabym się na śmierć, gdyby nie pewien moment w moim życiu. Moja relacja z rodzicami i bliskimi wyglądała wtedy strasznie. Byłam osobą bardzo nerwową, rozdrażnioną, nie chciałam nic jeść. Przyszedł jednak taki moment, kiedy podczas modlitwy w kościele powiedziałam: "Jezu ratuj mnie, bo nie poradzę sobie, nie potrafię". Nawet nie wiem, kiedy przestało mi przeszkadzać to, że przytyłam. Zaczęłam normalnie jeść, normalnie się zachowywać. W tej jednej chwili Bóg uzdrowił moje serce, pozwolił mi zaakceptować siebie taką, jaką jestem, z wszystkimi wadami i zaletami. Najpiękniejsze było to, że po 13 latach choroby, z którą nie mogli sobie poradzić lekarze, Jezus uzdrowił moje ciało. Teraz jestem naprawdę zdrową osobą. Z łaski Bożej skończyłam studia, mam pracę, odnalazłam się we wspólnocie, w której służę. Tam spotkałam wspaniałego człowieka, Jacka, który stoi obok mnie i jest moim mężem. I dziękuję Panu Bogu za to wszystko.


Jacek

Moje doświadczenie jest inne. Pochodzę z rodziny patologicznej. Mój ojciec był alkoholikiem, brat siedzi za morderstwo, siostra jest prostytutką, brat - narkomanem, a ja bandytą. Przez całe życie uważałem, że jestem "Macho", że potrafię zrobić wiele rzeczy. Wiele lat udawało mi się, wierzyłem w to, co robię i czułem się szczęśliwy. Tak mi się wydawało. Trafiłem do więzienia i siedziałem tam łącznie 7 lat. W więzieniu były takie momenty, kiedy mimo zakładanej maski, płakałem wieczorem do poduszki, bo naprawdę nie chciałem takiego życia. Chciałem mieć szczęśliwą rodzinę, żonę i dzieci. Nigdy mi się to nie udawało, zawsze tylko przemoc, złość i wszystko co najgorsze. Przyszedł w moim życiu taki moment, kiedy zacząłem brać narkotyki. Alkohol, kobiety, papierosy już nie robiły na mnie wrażenia. W międzyczasie urodziła mi się córka. Narkotyki doprowadziły mnie do takiego stanu, że okradałem własną córkę. Przychodziłem do niej i mówiłem: "Słuchaj kochanie, pożycz Tatusiowi, on ci odda, a teraz pilnie potrzebuje". Tak naprawdę nie miałem sumienia spojrzeć sobie w oczy. Stawałem przed lustrem i musiałem szybko się naćpać, żeby tylko zapomnieć o tym, kim jestem. Do tego stopnia upadłem, że z "Macho" zrobiłem się takim "złym człowiekiem", który nie miał nic do powiedzenia. To był moment, w którym zacząłem myśleć o samobójstwie.

Na początku myślałem: "Boję się", ale później zacząłem już szukać miejsca i czasu, w którym mógłbym to zrobić. Nie wiem, jak to się stało, ale w pewnym momencie westchnąłem do Boga: "Panie Jezu, jeżeli Ty jesteś, to proszę, pomóż mi, nie daję sobie rady! Ale też wiem, że to, co mówię, jest głupie, bo przecież nie wierzę w Ciebie". Nie mogłem się przełamać. W końcu poszedłem do kościoła - taki zaćpany gnojek, za przeproszeniem, z wielką złością - bo miałem coś do załatwienia. Podszedłem do księdza w konfesjonale i mówię: "Słuchaj gościu, podpisz tylko tę kartkę, ja w ogóle nie będę z tobą dyskutował. Ty podpisujesz, ja wychodzę". A on spojrzał na mnie i mówi: "Młody człowieku, czy mogę się nad tobą pomodlić?" Ja mówię: "No dobra, jak chcesz to się pomódl". To było trzy lata temu. Moje życie zmieniło się niesamowicie. Od tego człowieka usłyszałem o Jezusie. Zaczął mi mówić o Jego wielkiej miłości. Gdy stamtąd wyszedłem, łzy mi leciały, ale nie chciałem tego pokazywać. Całkowicie rzuciłem narkotyki, przestałem zadawać się z kobietami. Zacząłem szukać Boga. Było we mnie naprawdę wielkie pragnienie, by poznać Jezusa. Naprawdę chciałem być tak szczęśliwy jak ten ksiądz, który rozzłościł mnie swoją wesołością. I wiecie co? Znalazłem Jezusa! Trzy lata temu być może już bym nie żył. Kiedy usłyszałem o Jezusie, Bóg naprawdę zmienił moje życie. W tym momencie, kiedy powiedziałem: "Panie Jezu, bez względu na wszystko idę za Tobą, bez względu na to kim będę, co będę robił. Czy będę żebrał, czy będę bezdomny, czy bogaty, to nie ma dla mnie znaczenia. Ja naprawdę chcę iść za Tobą, ale proszę Cię, pozwól mi poznać siebie".

On rzeczywiście to zrobił, dał mi się poznać. Zacząłem chodzić do kościoła, na spotkania Odnowy. Tam spotkałem wspaniałą dziewczynę. Kiedy ją poznałem, ona już miała doktorat, ja jeszcze nie skończyłem podstawówki. Minęły trzy lata. Udało mi się zdać maturę, studiuję, ale nie to jest taką rewelacją. Najważniejsze jest to, że między nami naprawdę jest Jezus! Pośród nas jest Jezus i zawsze pragniemy Go głosić. Nie jesteśmy najwspanialszym małżeństwem na świecie. Ostatnio przychodzi do mnie koleżanka i mówi: "Słuchaj, znajdź jakieś małżeństwo, które mogłoby coś powiedzieć o trudnościach, ale nie wy, bo wy jesteście przecież tacy szczęśliwi, chodzicie do kościoła". A ja jej na to: "O czym ty mówisz?" Naprawdę jesteśmy zwykłym małżeństwem... Za każdym razem, kiedy wstajemy rano, modlimy się do Jezusa, za każdym razem kiedy idziemy spać, modlimy się do Jezusa. Tak naprawdę nie my, ale Jezus uzdrawia codziennie naszą relację. A my tylko pozwalamy Mu na to. Bóg naprawdę oddalił ode mnie wszelkie nałogi, za co Mu chwała! Dzisiaj po 7 latach więzienia, chodzę tam głosić Jezusa. Po ludzku jest to niemożliwe, bo oni nie przyjmują ludzi karanych, z tatuażami, bo uważają, że coś "kręcą ".
Owocem zaś naszego małżeństwa jest nasza córka. Warto uwierzyć Jezusowi. Alleluja!

Agnieszka i Jacek