logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Michał Golubiewski OP
Bliskość nad niebiosa. O wniebowstąpieniu
Przewodnik Katolicki
 


Prawdy wiary są tajemnicze. Szczególnie jasno to widać, kiedy myślimy o wniebowstąpieniu Chrystusa.
 
Prawdę tę wyznajemy, odmawiając Credo: „i wstąpił do nieba”... Jakie jest znaczenie tego odejścia, o którym Jezus mówi apostołom, że będzie dla nich „pożyteczne” (J 16, 7)? A jeśli to jest odejście, to skąd ta radość uczniów, o której mówi św. Łukasz: „A kiedy [Jezus] ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy” (Łk 24, 51-52)?
 
Czuły Mistrz 
 
Wyobraźmy sobie malarza, który stworzył niezwykle piękne dzieło i patrzy na nie z czułością. Bóg jest do niego podobny, kiedy patrzy z miłością na stworzony przez siebie świat i człowieka. Idzie jednak dalej i czyni to, co dla żadnego artysty nie byłoby możliwe – wchodzi w swoje dzieło i rodząc się jako człowiek, staje się jak jedna z „namalowanych” przez siebie postaci. Robi to jednak nie tylko, by działać „wewnątrz obrazu”, ale także po to, by ci których stworzył, stali się tacy jak On. Kiedy słowo Boże mówi, że mamy się stać „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1, 4), to jak gdyby bohaterowie scen przedstawionych na obrazie mieli stać się ludźmi żyjącymi takim samym życiem jak ich twórca. Różnica pomiędzy Bogiem jako Stwórcą a Jego stworzeniem nigdy nie zniknie, ale człowiek rzeczywiście jest powołany do „przebóstwienia”, do uczestnictwa w życiu samego Boga.
 
Rozwijając dalej porównanie „malarskie” – wniebowstąpienie Chrystusa jest jak ponowne „wyjście autora poza ramy obrazu”, Jezus „wstępuje tam, gdzie był przedtem” (J 6, 62). Jednocześnie zaś chce, żebyśmy my też byli „tam, gdzie On jest” (J 17, 24) i poznali niewyobrażalne jeszcze dla nas życie w Bogu, gdzie poszedł „przygotować nam miejsce” (J 14, 2).
 
Niewidzialna granica
 
Romano Guardini, dwudziestowieczny niemiecki teolog, słusznie zauważył, że kiedyś łatwiej było myśleć o Bogu będącym „poza światem”, bo w ludzkich wyobrażeniach świat stanowił jakąś zamkniętą wielkość, miał gdzieś swoje granice, nawet jeśli samemu trudno było do nich dotrzeć. Dlatego można było Boga pomyśleć jako Tego, który choć obecny w świecie, jest „transcendentny”, to znaczy przekraczający świat, mieszkający „poza nim”. Podobnie można było myśleć o wniebowstąpieniu Jezusa jako „wyjściu poza świat”. Dziś trudność polega na tym, że „granice świata” stały się bardziej nieuchwytne i patrzymy na niego w kategoriach nieskończoności. Guardini wskazuje jednak, że „granice” świata nadal istnieją, bo wszystko, co istnieje, jest jakoś „ograniczone” – jest tylko tym, czym jest, a nie czymś innym; ma takie a nie inne możliwości działania, które w pewnym miejscu się kończą. Świat jest może „nieskończony w swojej rozciągłości, ale skończony w swojej istocie”. Niemiecki teolog proponuje wobec tego pojęcie „wewnętrznej transcendencji” – Bóg przekracza „od wewnątrz” wszystko, co ograniczone: „Czym w odczuciu ludzi wcześniejszych epok była przestrzeń wokół stworzonego świata, tym dla nas jest to, co leży po tamtej stronie granicy. A ta granica jest wszędzie, w każdym punkcie naszego bytu i naszych myśli”.
 
Nowa bliskość
 
Niezależnie od tego, jak pojmiemy „granicę świata”, to co „poza nią”, jest dla nas niewyobrażalne, podobnie jak dla dwuwymiarowych postaci z obrazu niepojęty byłby trzeci wymiar. Ale ważna jest nie tylko sama prawda o tym, że Chrystus „wstąpił na niebiosa”, lecz także zwrócenie uwagi na to, jakie są owoce tego wydarzenia. W Liście do Efezjan czytamy: „Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić” (4, 10). Z odejściem Jezusa wiąże się Jego nowa bliskość. Wracając do początkowego porównania, można powiedzieć, że to trochę tak, jakby kochający malarz po „wyjściu z obrazu”, w który wcześniej wszedł, znów trzymał w dłoniach swoje dzieło i obejmował wzrokiem jego całość. Jednocześnie przedstawieni na obrazie wiedzą o jego bliskości, a także o tym, że jest nadal „jednym z nich” i że wkrótce staną się jak on. Tak naprawdę pora chyba jednak odłożyć na bok naszą malarską metaforę, która nie opisuje całego bogactwa prawdy objawionej.
 
Jezus odchodzi, „aby wszystko napełnić” i w inny niż podczas ziemskiego życia sposób być z uczniami, jak to sam zapowiedział: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Można powiedzieć, że Bóg z miłością dotyka ludzkości i jej historii w jednym konkretnym punkcie, kiedy Jezus rodzi się w Betlejem. Zaś w Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu to dotknięcie „rozszerza się” na inne miejsca i epoki świata. Pięknie o tej nowej bliskości mówił papież Franciszek w swoim rozważaniu sprzed dwóch lat: „Wniebowstąpienie nie wskazuje na nieobecność Jezusa, ale mówi nam, że żyje On pośród nas w nowy sposób. Nie jest już więcej w określonym miejscu świata, jak to było przed wniebowstąpieniem. Obecnie jest w panowaniu Boga, obecny w każdym miejscu i czasie, bliski każdego z nas. W naszym życiu nigdy nie jesteśmy sami, mamy owego Obrońcę, który na nas oczekuje, broni nas. Nigdy nie jesteśmy sami: prowadzi nas ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan”
 
Wylanie Ducha
 
Ta bliskość dokonuje się przede wszystkim przez Ducha Świętego. To właśnie o Nim mówi Jezus, kiedy przedstawia uczniom swoje odejście jako coś pozytywnego: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16, 7). Duch Święty wylany na apostołów i cała wspólnotę Kościoła sprawia, że „obietnica obecności” złożona przez Chrystusa przed wniebowstąpieniem, spełnia się, i to na różne sposoby. On przychodzi i przebywa w tych, którzy Go kochają i zachowują Jego naukę (por. J 14, 23), dając im się poznać jakby  „od wewnątrz”. Jest obecny w Eucharystii, o której powiedział: „To jest Moje Ciało i Moja Krew” (por. Mt 26, 26–27).  Kto słucha Jego apostołów, „Jego słucha” (por. Łk 10, 16); kto okazuje miłość potrzebującym, okazuje ją Jemu samemu (por. Mt 25, 40). Jezus jest obecny tam, gdzie „dwaj albo trzej zebrani są w Jego imię” (Mt 18, 20) a także w cierpieniu swoich świadków, którzy „dopełniają Jego męki w swym ciele” (por. Kol 1, 24). Te rozmaite sposoby obecności zmierzają do tajemniczej rzeczywistości, o której mówi List do Kolosan – Chrystus ma być „wszystkim we wszystkich” (Kol 3, 11). Jednocześnie nie ma w tym nic „totalitarnego”, bo „gdzie Duch Pański, tam wolność” (2 Kor 3, 17), a jedność w Nim nie likwiduje różnorodności, ale tworzy z niej harmonię (por. 1 Kor 12).
 
„Wychyleni” 
 
Wróćmy po raz ostatni do porównania z artystą i jego obrazem. Wyobraziliśmy sobie, że malarz wkroczył w swoje dzieło po to, by wyprowadzić poza ramy obrazu stworzone przez siebie postaci. Duch Święty udzielony uczniom Chrystusa przygotowuje ich właśnie do tego „wyjścia poza ramy obrazu”, jest jakby ręką wyciągniętą przez Boga i mającą poprowadzić ludzi w czekającym ich „przejściu”. Duch rozpoczyna mającą nastąpić przemianę. Już tutaj, kto przez Ducha Świętego „pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem” (2 Kor 5, 17), aż stanie się nim ostatecznie, kiedy „pierwsze rzeczy przeminą”, a Bóg „uczyni wszystko nowe” (por. Ap 21, 5).
 
Dlatego uczniowie wracają do Jerozolimy z radością po wniebowstąpieniu Jezusa, ale jednocześnie żyją jakby „wychyleni z tego świata ku Bogu”. Jasno mówi o tym List do Kolosan: „Szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga” (3, 1).
 
My także, świętując wniebowstąpienie Chrystusa, możemy się cieszyć tajemnicą Jego ukrytej obecności wśród nas, jednak uroczystość ta przypomina nam też, że to jeszcze nie wszystko, bo dar Ducha Świętego jest tylko „zadatkiem naszego dziedzictwa” (Ef 1, 14), a do jego pełni dopiero zmierzamy i jesteśmy „wychyleni”. Wniebowstąpienie przypomina nam, że nasza wiara, nadzieja i miłość są „skierowane ku Bogu” (por. 1 P 1, 21), który przekracza ten świat, i że przemiana, którą Jezus w nas rozpoczął, nie jest jeszcze skończona. Jednocześnie możemy ufać, że „Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go” (Flp 1, 6).
 
Michał Golubiewski OP
Przewodnik Katolicki 19/2015 

fot. Alexander S. Kunz | Unsplash (cc)