logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Andrzej Kamiński OP
Bóg nie lubi lizusów
List
 


Człowiek, który nie zadaje pytań
Zdumiewająca jest cierpliwość, z jaką rodzice odpowiadają swoim maluchom na powtarzane setki razy pytania. Bywają tym znużeni, ale czują, że właśnie w ten sposób ich dziecko oswaja świat. Bez tego nie stałoby się ani samodzielne, ani dojrzałe. Brakuje nam nieraz podobnej wyrozumiałości dla naszych pytań o wiarę, moralność, Kościół, Pana Boga... Jakiekolwiek wątpliwości w tej dziedzinie wydają nam się niestosowne, niewłaściwe, a czasem nawet grzeszne. A przecież człowiek, który nie zadaje pytań, przestaje się rozwijać – nie tylko intelektualnie, ale również duchowo. 
 
Pamiętam co najmniej kilka rozmów z osobami, które spowiadały się z tego, że są im zadawane rozmaite pytania dotyczące sensu życia, nauczania Kościoła, dogmatów, a czasem też tego, czy Bóg naprawdę istnieje. Pytania te budziły w nich lęk, bo wyrywały ich z dotychczasowego sposobu myślenia. Z jednej strony bały się, że szukanie odpowiedzi jest grzechem, a z drugiej trudno było im wierzyć tak samo jak wcześniej. Zamiast potraktować wątpliwości jako zaproszenie do pogłębienia swojego życia duchowego, żałowały, że w ogóle dopuściły je do siebie.
 
Kto pyta i błądzi...
Najwięcej pytań o wiarę pojawia się zazwyczaj wtedy, gdy dorastamy. Przestaje nam już wystarczać przekazany przez rodziców obraz Boga, potrzebujemy zbudować własny. Bóg, którego ostatecznie wybierzemy, może być Bogiem rodziców, ale może być też zupełnie inny. To bardzo ważny moment, bo zależy od niego, jaka będzie nasza relacja z Bogiem i czy w ogóle jakaś będzie. Aby ten wybór nie był pozorny, każdy człowiek musi najpierw podać w wątpliwość wszystko to, co już wie o Bogu. Musi spróbować nazwać to, co odczuwa w swojej relacji z Nim, ocenić, co to dla niego znaczy. Jeśli tej pracy wewnętrznej nie wykona, będzie naśladował rodziców w  rytuałach, ale jego wiara będzie martwa. Pytania są więc nieuniknione i wcale nie muszą świadczyć o braku zaufania do Kościoła.
 
Trzeba je sobie zadawać i unikać łatwych odpowiedzi. Wątpliwości związane z rzeczywistością wiary rzadko można szybko rozwikłać, niektóre towarzyszą nam przez całe życie. Wracamy do nich w różnych życiowych sytuacjach i na podstawie nowych doświadczeń dodajemy coś nowego do swojej pierwotnej odpowiedzi. Często też różne doświadczenia weryfikują nasze odpowiedzi. Można np. teoretyzować na temat cierpienia, ale gdy spotyka kogoś bliskiego, przekonujemy się, że jedyne, co możemy zrobić, to przy tej osobie po prostu być.
 
Są też takie problemy, których mimo usilnych poszukiwań nie udaje nam się rozwiązać. Jedyne co możemy zrobić, to uznać czyjś autorytet, np. Kościoła. Nie zwalnia nas to jednak z dalszych poszukiwań. Warto co jakiś czas wracać do tych trudnych zagadnień i próbować je sobie jakoś porządkować. Ja ciągle zadaję sobie pytanie o to, dlaczego Eucharystia, będąca przecież zjednoczeniem z Bogiem, tak mało zmienia w naszym życiu. Stawiam też inne: co dla mnie znaczy bycie w zakonie żebraczym, jeśli wokół widzę ludzi o wiele biedniejszych ode mnie?
 
Możemy te pytania tłumić, ale w trudnych momentach życia na pewno się ujawnią i uderzą w nas ze zdwojoną siłą. Lepiej więc świadomie je podjąć i drążyć, dopóki nie znajdziemy jakiejś - choćby tymczasowej - odpowiedzi. Jeśli ktoś zbyt szybko się zniechęci, często poprzestaje na stwierdzeniu, że Pan Bóg niema wpływu na nasze życie albo w ogóle nie istnieje, i odchodzi od Niego. Zdarza się też, że ktoś odchodzi, ponieważ uznał, że samo dopuszczenie wątpliwości wykluczyło go z grona wierzących.
 
1 2 3  następna
Zobacz także
Elżbieta Tąta
Rozdarta jestem, bo tyle wyborów, które przecież wyborami nie są, a koniecznością odrzucenia tego, czy innego rozwiązania, tej lub innej alternatywy, szukaniem priorytetu, motaniem się w niepewności, ciągłym szukaniem nie tylko siebie. Już nie raz zdarzyło mi się wstać rano z ogromnym pragnieniem, by nagle gdzieś się zaszyć, zapaść pod ziemię, bo właściwie i tak mnie jest... za mało, nie potrafię pojawić się wszędzie tam, gdzie rzeczywiści muszę, a grafik pełen miejsc, osób, wydarzeń. Jestem tylko człowiekiem...
 
Patryk Rutkowski
Jezus kocha wszystkich i ukazał nam w Biblii, że to, co się Mu podoba to nie zakopanie, lecz mnożenie talentów. W życiu, by dążyć do miłości, trzeba się rozwijać. Bo czym innym, jeśli nie rozwojem jest mnożenie swoich talentów. Kiedy już wiemy na czym polega rozwój to warto, by zacząć wprowadzać go w czyn, w dziedzinach, które uważamy, że są nam potrzebne do dobrego Bożego życia.
 

Na początku trzeba ustalić pojęcia. Będziemy poruszać się, oscylując wokół biblijnego słowa „prawda”. Czym ona jest w sensie biblijnym? Jezus mówiąc o prawdzie, wskazał na swoją osobę i powiedział: „Ja jestem prawdą” (por. J 14,6). Oznacza to, że aby móc odnaleźć prawdę i nią żyć, trzeba odnieść swoje życie do Jego osoby. Prawdą jest Bóg-Człowiek, na którym można polegać i śmiało powierzyć Mu swoje życie.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS