logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Tomáš Halík
Chrześcijanie – sól Europy?
Więź
 


Wystrzegajmy się mesjanizmu, który by chciał – skądś z góry – „dawać Europie duszę”. W miejsce tego zaproponowałbym fundamentalną myśl mojego nauczyciela Jana Patočki: sens Europy jest w trosce o duszę. Patočka w pewnym sensie utożsamia się z konserwatywną krytyką modernizmu, gdy mowa o upadku owej „troski o duszę” (w jej greckiej i chrześcijańskiej postaci). Patočka widzi w modernizmie proces zastępowania „troski o duszę” troską o świat, dążeniem do opanowania zewnętrznego świata. Ta druga troska osiągnęła swój szczyt, według niego, w fizycznym samozniszczeniu Europy w czasie dwóch światowych wojen.

Ciekawe, że w swych wypowiedziach o możliwych zmianach Patočka pod koniec swojego życia (krótko przed tym, jak sam stał się ofiarą policyjnego prześladowania ruchu dysydenckiego) mówił o roli „ofiar”, o zadaniach „duchowego człowieka” i o „solidarności wstrząśniętych”, którzy w nocy kryzysu nauczyli się żyć „autentycznie” – żyć, czerpiąc ze źródła własnego sumienia. Dla Václava Havla i dla wielu z nas ze środowiska dysydenckiego w ówczesnej Czechosłowacji (w czeskiej opozycji chrześcijanie odgrywali rolę raczej nie przywódczą, ale też bardzo inspirującą, nie do zastąpienia przez innych; byli w rzeczywistości „solą ziemi”) właśnie te słowa Patočki dodawały otuchy w polityczno-moralnej walce, która stawiała sobie za cel „odnowę społeczeństwa obywatelskiego” i „powrót do Europy”.

W głąb, a nie wstecz

Czy proces globalizacji, który pomógł w upadku totalitarnych reżimów, a jego częścią jest proces integracji Europy – przyniesie nowy typ „społeczeństwa obywatelskiego“? I czy chrześcijanie w tym społeczeństwie znajdą swoje miejsce i potrafią wypełniać swoje powołanie bycia solą, kwasem i światłem? Czy proces globalizacji stanie się procesem komunikacji, czy potrafi unikać niebezpieczeństwa destrukcyjnych starć? Czy rozwinie się w nim kultura troski o duszę, której sensem jest „wola skierowana ku prawdzie”, bardziej niż „wola skierowana ku władzy”?

Do tego potrzeba, abyśmy – my chrześcijanie – wystrzegali się wszelkiego triumfalizmu i nostalgii za imperium przeszłości. Jeśli jesteśmy mniejszością, potrzeba poszukiwać sprzymierzeńców. Papież Benedykt XVI zaproponował (po raz pierwszy jadąc do Czech) inspirujący model Kościoła otwartego – Kościoła, który jak kiedyś świątynia jerozolimska zawiera w sobie „dziedziniec pogan”, czyli przestrzeń dla poszukujących, dla tych, którzy czczą Boga jako „Boga nieznanego”. Dodał również, że dialog z nimi może być obustronnie pożyteczny – i my chrześcijanie mielibyśmy się w tym dialogu nauczyć (a potem tym drugim w sposób przekonywający ukazać), że wiara nie jest niczym zdrętwiałym, lecz jest nieustannym poszukiwaniem, ciągłym ruchem, dynamizmem. Nie tyle ruchem „do przodu” w rozumieniu współczesnej ideologii postępu ani ruchem „do tyłu” w duchu nostalgii tradycjonalistów i fundamentalistów, ale ruchem w głąb.

Triumfalizm to wielka pokusa, którą Kościół odrzucił na II Soborze Watykańskim. W wielu swoich tekstach diagnozowałem go jako ignorowanie koniecznego „zastrzeżenia eschatologicznego”, jako nieumiejętność odróżnienia Kościoła tu i teraz, wspólnoty będącej w drodze (communio viatorum) od celu, eschatologicznej postaci Kościoła (ecclesia triumphans). Odwrotnością triumfalizmu jest kenoza w odniesieniu do Kościoła.

Sól nie traci swojej tożsamości przez to, że pozornie rozpływa się w pokarmie i w organizmie. Podobnie ofiara Chrystusa jest „wyniszczeniem samego siebie” (kenosis). Apostoł Paweł przypomina nam, abyśmy „nie wyniszczali” (nie ignorowali, nie znieważali) krzyża Chrystusa poprzez to, że będziemy przyjmować łatwiejszą, bardziej powierzchowną drogę prowadzącą do zmartwychwstania, niż jest nią właśnie kenoza – bycie przygotowanym do ofiarowania siebie, do wydania siebie samego na służbę drugim.

Wiara jako droga

Upadek granic w Europie i powstanie globalnego społeczeństwa obywatelskiego jest dla nas chrześcijan okazją i wezwaniem do tego, abyśmy jako poszukujący (nie jako pyszni „właściciele prawdy”) byli wiarygodnymi i spolegliwymi partnerami i towarzyszyli wielu duchowo poszukującym w naszych czasach. Tylko jako wstrząśnięci (tj. do głębi osadzeni w cierpieniu świata, jako „błogosławieni płaczący”) możemy nawiązać solidarność z wstrząśniętymi, ubogimi, z ludźmi marginesu (nie tylko marginesu społeczeństwa, ale i Kościoła).

Jest naszym zadaniem wsłuchiwać się – pośrodku hałaśliwego wrzasku „zwycięzców, którzy piszą historię” – w głos wstrząsających opowieści o losie ofiar. To one mogą obudzić nasze sumienia z dogmatycznego snu i pobudzić nas do tego, abyśmy się stawali głosem tych, których menedżerowie władzy nie słuchają.

Nie chodzi przede wszystkim o to, abyśmy postawili na swoim i wprowadzili zewnętrzne symbole naszej wiary jako ozdobny ornament istniejącego systemu władzy. W jednej z książek cytuję opowieść o śnie cesarza Konstantyna. Cesarz zobaczył znak krzyża i usłyszał głos: „W tym znaku zwyciężysz”. Nakazał umieścić krzyż na chorągwiach swoich wojsk i zwyciężył w bitwie. Postawiłem sobie pytanie: jak wyglądałaby historia Kościoła i Europy, gdyby wtedy cesarz Konstantyn zrozumiał sens tego snu w sposób nieco bardziej inteligentny? Możliwe, że w dzisiejszych sporach o Europę mamy podobną możliwość zrozumienia, że krzyż nie jest tylko zewnętrznym symbolem – ale metodą (methodos – droga). Że wiara nie jest ideologią, ale drogą. Że Kościół nie jest tylko organizacją, lecz drogą (wspólnota drogi – communio viatorum). Że ewangelizacja nie jest indoktrynacją, ale zaproszeniem do drogi.

Chodzi raczej o to, abyśmy w tym systemie byli tymi, którzy wnoszą otwartość na stale niespokojne wezwania Ewangelii. Tylko tak zachowamy smak i jakość soli – mamy być pokorni, ale nie konformistyczni, bez wyrazu czy też uniżenie słodcy. Podobnie jak ziarno, które bałoby się obumrzeć w sobie i swojej obecnej postaci, nie może wydać owoców i przynieść plonów, tak też i sól – jeśli przestaje solić – nie nadaje się już do niczego. Tę przestrogę Chrystusa musimy traktować bardzo poważnie.

ks. Tomáš Halík
Tłum. Tomasz Dostatni OP
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Marcin Jakimowicz
W Pierwszym Liście św. Piotra czytamy: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony (pros apologian) wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia (gr. logou, dosłownie „słowa”) tej nadziei, która w was jest” (3,15). Autor dodaje, że należy to czynić z delikatnością, respektem i czystym sumieniem (3,16). To klasyczny tekst biblijny, który zwraca uwagę, że wiara potrzebuje obrony i uzasadnienia, zwłaszcza gdy jest kwestionowana. Apologia to właśnie mowa obrończa, odpowiedź na zarzuty, zestaw rozumnych argumentów, które usprawiedliwiają określoną postawę czy wybór.
 
ks. Marek Dziewiecki
Dojrzali i szczęśliwi dziadkowie wnoszą w życie wnucząt ciepło miłości, a jednocześnie bogactwo doświadczenia i mądrości. Wiedzą, że największym darem, jaki można przekazać młodemu pokoleniu, jest solidne wychowanie. Tylko ktoś mądrze wychowany potrafi wykorzystać zdobyte wykształcenie, rozsądnie korzystać z dóbr materialnych, jakie posiada i w przyszłości założyć szczęśliwą rodzinę. Dojrzali dziadkowie są realistami. 
 
ks. Jacek Poznański SJ
Jezus Chrystus jest centrum Biblii, centrum Osoby Jezusa zaś jest Jego Serce. Na to zwraca uwagę już Jan Ewangelista, gdy ukazuje szczyt Paschy Jezusa w przebiciu Jego boku. Motyw Serca Jezusa, przetwarzany i rozwijany na przestrzeni dziejów Kościoła za pomocą różnych form wyrazu, pomagał Kościołowi ciągle na nowo skoncentrować się na najistotniejszym przesłaniu Pisma Świętego: Bóg jest miłością.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS