logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Zbigniew Kapłański
Dary w porę przygotowane
Droga
 


Rodzinę Tomka poznałem w 1995 roku. On miał wtedy 12 lat. Wielokrotnie bywał na organizowanych przeze mnie wyjazdach letnich i zimowych. Chyba dobrze znam jego rodzinę, a więc słowa, które usłyszałem od Tomka, bez wahania uznałem za prawdziwe. Ale po kolei...
 
Latem ubiegłego roku Tomek, już jako student po III roku ekonomii, pomagał mi w prowadzeniu obozu dla ministrantów. Nadszedł dzień wyjazdu grupy. Rodzice zorganizowali autokar. Dość nieoczekiwanie okazało się, że dla nas, prowadzących, nie ma miejsc w autobusie. Choć było to dla nas zaskoczeniem, chyba nawet bardzo się nie zmartwiliśmy. Stara plebania, w której przez dwa tygodnie mieszkaliśmy, miała stać pusta do końca wakacji - pojawiła się okazja do odpoczynku po obozie.
 
Następnego dnia, podczas spaceru po okolicy Tomek zaczął opowiadać. Widać było, jak bardzo potrzebuje pochwalić się swoją rodziną, dzielił się też niepokojem, czy w rodzinie, którą ma zamiar założyć, uda mu się stworzyć podobną atmosferę i tak samo mądrze wychować dzieci. Najbardziej fascynowało go to, co zauważył stosunkowo niedawno - wychowywanie?
 
Od prowadzenia do towarzyszenia
 
- Zawsze byłem otoczony mądrą miłością rodziców - mówił Tomek, siedząc w fotelu naprzeciwko mnie na werandzie plebanii.
 
- Jako dziecko widzę siebie na zdjęciach - zwykle na jakiejś ścieżce, trzymającego małą rączką ogromną rękę taty (choć teraz ta sama dłoń jest sporo mniejsza od mojej) albo na dywanie czy na trawie - pod czujnym okiem mamy. Nawet nie zauważyłem, że spojrzenie mamy troskliwie mnie obejmowało z coraz większej odległości, a ręka taty nie zawsze dotykała mojej - czasem była tylko ubezpieczeniem, kilkanaście centymetrów za moimi plecami. W albumie zachowało się takie zdjęcie, jak jadę na rowerze pewien, że tata trzyma siodełko, a on został kilkanaście metrów za mną, oceniając moje umiejętności jako wystarczające do samodzielnej jazdy.
 
To powolne oddalanie się było skutkiem głęboko przemyślanej miłości. Rodzice nie chcieli, abym był od nich uzależniony. Niekiedy nawet kazali mi podejmować samodzielne decyzje, pilnując jedynie, czy potem sam się do nich stosuję. Zachęcali do odważnego traktowania życia codziennego. Do dzisiaj podziwiam ich samozaparcie, gdy z uśmiechem zjedli od zupy do deseru pierwszy przygotowany przeze mnie w całości obiad. Rodzeństwo tej próby nie wytrzymało.
 
Podobnie było w sprawach wiary. Żadnego mojego pytania nie zlekceważono, ale dość szybko po Pierwszej Komunii Świętej tata przestał pomagać mi w rachunku sumienia. Jedno, co zachował do dzisiaj - stara się iść razem ze mną do spowiedzi, tylko przed wejściem do kościoła rzucamy monetą, który pierwszy podejdzie do konfesjonału.
 
Dopiero teraz widzę to jasno - Tomek powoli "dobiegał mety" opowieści - że byłem powoli i spokojnie uczony odpowiedzialności. Początkowo coraz rzadziej czułem oddech rodziców za plecami, a potem coraz częściej to, że cieszyli się z każdej mojej inicjatywy poza domem. Widziałem szczęście na twarzy ojca, gdy się dowiedział od owdowiałej sąsiadki, że od ponad pół roku wszystkie cięższe zakupy przynoszę jej do mieszkania. Pamiętam, jak serdecznie ucałowała mnie mama, gdy rodzice jednego z moich kolegów podziękowali jej za to, że kilka razy bawiłem się z młodszym rodzeństwem ich syna, z którym oni często musieli chodzić na badania i do lekarzy specjalistów...
 
Tomek był świadomy, że kolejne etapy jego dorastania nastąpią, gdy zamieszka osobno, gdy zacznie zarabiać nie tylko sporadycznie udzielanymi korepetycjami, gdy założy swoją rodzinę.
 
 
1 2  następna
Zobacz także
o. Józef Kozłowski SJ
Dlaczego nie mam być świadkiem Ewangelii? Czy tylko synowie ciemności mogą być wiarygodnymi świadkami swojego pana? A synowie światłości? Czy są na urlopie? Trzeba, aby synowie światłości zadziwiali świat właśnie dlatego, że tak wielu ludzi jest przewrotnych, chorych w wyobraźni czy spojrzeniu na innych...
 
o. Józef Kozłowski SJ
Na wydarzenia swego życia patrz uważnie, są od Boga, więc przyjmuj je odważnie – śpiewa Darek Malejonek, zdradzając kwintesencję duchowego rozeznania. Ma rację. Bóg działa przede wszystkim przez wydarzenia naszego życia. Po latach widzimy, że puzzle zaczynają do siebie pasować. W jaki sposób każdego dnia rozeznać wolę Bożą i odczytać plan „z nieba rodem”? 
 
Fr. Justyn
Byłam zgorszona odpowiedzią Ojca w programie radiowym o współżyciu po ślubie cywilnym. Spodziewałam się raczej słów: "Idź i napraw zło, weź ślub kościelny, a jeśli się nie da trzeba pozostać samotnym". Tymczasem Ojciec, zamiast potępić niemoralność wyraźnie głaskał "wiaruśników", i to im odpowiada, ale wprowadza wielu w błąd.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS