Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-04-03 10:32
Joanno, nie rozumiem. Jeśli to ty byłaś molestowana przez siostrę, to była twoja krzywda, a nie grzech. Jeśli był twój grzech, czyli chciałaś tego, inicjowałaś sytuacje, to nie nazywaj tego molestowaniem. Jeśli wtedy nie umiałaś tego dobrze ocenić - teraz jesteś już dorosła i zapewne potrafisz. Gdybyś teraz zaczęła molestować swoje (kilkuletnie) dziecko, czy byłoby ono temu winne?
Dzieciom często trudno odróżnić swoją winę od cudzej. Dzieci często w ogóle uważają, że to one są wszystkiemu winne: że przez nie rodzice się kłócą, wzięli rozwód itd. Tym trudniej ocenić sytuację takich "zabaw". Tam gdzie byłby rzeczywisty gwałt, a więc ból, albo odczuwalny wstręt - byłoby prościej. Tam, gdzie w trakcie pewnych czynności dziecko odczuło przyjemność - będzie się zawsze czuło winne. A przecież pewne odczucia przychodzą bez naszej woli, są reakcją ciała. Spróbuj jeszcze raz ocenić sytuację jaka WTEDY była. Teraz jesteś mądrzejsza, umiesz mówić "nie". Ale wtedy? Jakim byłaś dzieckiem? Przerażonym, zakompleksionym? Czy radosnym, pewnym siebie? Czy w tej sytuacji mogłaś uciec? Czy byłaś szantażowana, zastraszana? Jak reagowałaś w innych sytuacjach jakiegoś zagrożenia? Czy tego chciałaś, czy "tylko" nie umiałaś wołać pomocy bo się wstydziłaś? Gdyby dzisiaj twoja 9-letnia córka opowiedziała ci (ze szczegółami których my nie znamy) taką historię, uważałabyś, że popełniła grzech ciężki?
Ja oczywiście nie mogę wprost tego ocenić, bo tylko ty wiesz jak to było. Ale niektórzy teologowie uważają, że dziecko do ok. 10 roku życia w ogóle nie potrafi popełnić grzechu ciężkiego. Nie w sensie niemożności uczynienia, tylko w sensie pełnej świadomości czynu. Przyznaję, że teraz dzieci są dużo bardziej świadome wszystkiego, ale kilkadziesiąt lat temu było z tym na pewno gorzej. A tu dochodzi jeszcze dobrowolność. Grzech ciężki musi być ŚWIADOMY I DOBROWOLNY. Taki był? A o świętokradztwie możemy mówić tylko wtedy, gdy chodzi o zatajenie grzechu ciężkiego. Jeśli było tak jak piszesz, to ja, szczerze mówiąc nie widzę podstaw do oceniania tego jako świętokradztwo, w tamtym wieku. Dochodzą tu jeszcze uczucia paraliżującego lęku przed pierwszą spowiedzią. Dorośli boją się mówić o takich rzeczach, co więc dziwić się dziecku, które na dodatek nie zna pewnych sformułowań i nie wie jak to wypowiedzieć. Dorośli muszą panować nad uczuciami (a każdy z nas wie jak to trudno i nie zawsze się da), ale dzieci mają prawo tego nie umieć. Do spowiedzi dziecka podeszłabym z ogromną wyrozumiałością. Owszem, trzeba uczyć dziecko absolutnej szczerości w konfesjonale, ale tę prawdziwą szczerość trzeba dopiero wypracować podczas kolejnych spowiedzi. Tutaj raczej byłabym spokojna, że nic się nie stało.
Natomiast już nie bardzo rozumiem tego, co było potem. Tyle lat minęło. Naprawdę nic nie próbowałaś z tym zrobić? Na czym polegała ta blokada psychiczna? Masz prawie 40 lat i własną rodzinę. Oprócz molestowania w dzieciństwie przeżyłaś już mnóstwo innych sytuacji męsko-damskich, bardziej konkretnych. Na pewno niejeden raz trzeba było coś o tym w konfesjonale powiedzieć. Czy w ogóle ten temat jest dla ciebie niemożliwy do ujęcia w słowa? Piszesz o tym zwyczajnie. Jeśli nawet przyjmiemy, że wtedy grzeszyłaś, to czy naprawdę psychicznym tak wielkim problemem jest powiedzieć co zrobiłaś jako dziecko (bawiłam się nieskromnie - tak by to wtedy brzmiało)? Chodzi o to świętokradztwo - i do niego się nigdy nie przyznałaś? Na czym polega to "dno"? Czy teraz twoje życie jest takie grzeszne? Nowe wielkie grzechy? Czy w kółko te stare, niewyprostowane sprawy?
Zakładając, że nie było grzechu ciężkiego, nie było więc świętokradztwa - to w zasadzie byłoby wszystko w porządku. Do jakiegoś czasu. Bo dorosły człowiek coś jednak z tym powinien zrobić. Albo ocenić jako brak winy i wyzwoilić się z tego, albo wypowiedzieć przed Bogiem to co było. Ja widzę winę nie w dzieciństwie, tylko w dojrzałym wieku. W tym, że pozwoliłaś się zniewolić jakiejś sytuacji z dzieciństwa. W tym, że nigdy o to nie zapytałaś w konfesjonale.
Joanno, najlepiej w tej sytuacji byłoby przystąpić do spowiedzi generalnej. I tak musisz się wyspowiadać przynajmniej z kilku lat, i tak będzie to dla ciebie mocne przeżycie. Wykorzystaj taką możliwość. Albo na rekolekcjach, albo wcześniej umów się telefonicznie z jakimś zakonnikiem, albo podejdź do konfesjonału gdy nie będzie żadnej kolejki. Zrzuć z siebie ten ciężar, bo nie wytrzymasz. Nie wiem jak wielkie grzechy popełniasz teraz, ale księża w konfesjonale na pewno słyszeli już dużo gorsze. Twoje grzechy na pewno nie są wyjątkowe. A wtedy raz na zawsze pozbędziesz się problemu. Po prostu o tym powiedz. Czasem nawet jak nie ma grzechu, to o pewnych sytuacjach warto powiedzieć, żeby Bóg uleczył pamięć i lęk. Żaden grzech, nawet najgorszy, nie może być natomiast przeszkodą w konfesjonale. No przecież ksiądz się nie zdziwi, że mówisz o grzechach. Tam się przecież idzie właśnie z grzechami. Zrób wreszcie z sobą porządek. Szkoda życia. A bez Boga to żadne życie nie jest piękne, gdy już się tego Boga spotkało.
I nie wierzę, żebyś była na dnie. Piszesz, że kochasz dziecko. Dopóki kochasz dziecko, nie jesteś jeszcze na dnie. Idź do spowiedzi. Właśnie dla dziecka. Jak mu opowiesz o kochającym Bogu, jeśli sama w miłość Boga nie wierzysz? Bóg czeka na ciebie i chce ci przebaczyć. Naprawdę.
|
|