Autor: zuzka (Bogumiła) (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2010-11-10 11:34
Gośka, na pewno słyszałaś też, że przed spowiedzią jest konieczny rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy. Mam nadzieję, że to robisz. Dlaczego więc nie robisz innych rzeczy, o których słyszałaś? Nawet nie można Cię teraz pocieszyć, że skoro nie wiedziałaś, to nie ma w tym grzechu. Bo wiedziałaś. Tylko Ty możesz powiedzieć, dlaczego tego nie robiłaś. I tylko w konfesjonale możesz rozwiązać ten problem, ustalić co to znaczy "słyszałam ale nie robiłam". Jeśli ma to wymiar grzechu ciężkiego (świętokradczego), to poprzednie spowiedzi (od kiedy?) są nieważne i nie powinnaś była przystępować do Komunii świętej. Trzeba będzie wyspowiadać się ze wszystkich grzechów od ostatniej dobrej spowiedzi, lub zdecydować się na spowiedź generalną, jeśli nie umiesz ocenić od kiedy tak było. Wszystko jednak zależy od tego słowa "słyszałam". Czy jest to równoznaczne ze słowem: byłam tego świadoma, wiedziałam, ale nie chciałam mówić. Do rozwiązania w konfesjonale.
Spowiednik WIERZY temu, co Ty mówisz. Dlaczego miałby powątpiewać w to, co słyszy? Wątpliwości pojawiają się wtedy, kiedy brak logiki w tym co penitent mówi, jeśli porusza temat ale nie kończy, jeśli nie umie wytłumaczyć albo się zbyt spiera ze spowiednikiem. Jeśli spowiednik czegoś nie rozumie, ma wątpliwości, to zawsze pyta. Ale jeśli mówisz logicznie, to nie ma powodu, żeby zadawał pytania. Jeśli mówisz, że się przespałaś z chłopakiem, masturbowałaś, pobiłaś kogoś, ukradłaś, to on to właśnie słyszy i rozumie to jako "jeden raz". Właśnie dlatego, że gdyby było więcej, to byś powiedziała. Uczyli nas tego gdy byliśmy małymi dziećmi, gdy jeszcze nie odróżnialiśmy za bardzo grzechów ciężkich od lekkich. To Ty się spowiadasz, Ty masz się oskarżyć z grzechów, Ty masz być szczera. Spowiednik nie ma obowiązku powiedzieć ani jednego słowa oprócz rozgrzeszenia (lub odmowy rozgrzeszenia, choć wtedy na pewno by porozmawiał).
Liczba grzechów ciężkich jest potrzebna do dobrej oceny penitenta. Przecież to nie jest wszystko jedno, czy grzech mi się zdarzył, jednorazowo, jakby "przypadkiem" (proszę zauważyć cudzysłów), czy może zgadzam się na grzech codziennie i nic z nim nie robię. Przecież między innymi od tego zależy czy dostanę rozgrzeszenie. Bo może już przestałam walczyć, a spowiedź jest automatem. Jeśli nie chcę się przyznać do liczby grzechów, to znaczy, że nie jest to spowiedź szczera, coś chcę ukryć, ominąć prawdę, oszukać. Diabeł siedzi za plecami i mówi: "O, o to właśnie chodzi, co to księdza obchodzi ile razy? przecież i tak jesteś taka porządna, bo chodzisz do spowiedzi". A każdy wie, że łatwiej jest wypowiedzieć sam grzech, niż powiedzieć: w ostatnim tygodniu było to codziennie. Problem w tym, że nie o to chodzi, by było łatwiej. O prawdę chodzi.
Natomiast tej liczby grzechów nie musimy traktować zbyt dosłownie. Nie chodzi o to, by prowadzić księgowość w domu i stawiać kreski po każdym popełnionym grzechu, a przed spowiedzią sumiennie zliczyć. Jeśli grzechów ciężkich jest mało, to się je zwyczajnie pamięta. Pomyłka w liczeniu nie jest winą ani zatajeniem. Jeśli jednak grzechy zdarzają się bardzo często, a Ty na dodatek dawno nie byłaś do spowiedzi, to zazwyczaj nie jesteś w stanie podać konkretnej liczby. Wtedy wystarczy powiedzieć: robię to codziennie, kilka razy w miesiącu, kilka razy dziennie. Częstotliwość jest przyjmowana tak jak konkretna liczba. Wtedy ksiądz może ewentualnie dopytać, bo wie, że nie o pojedynczy grzech chodzi. Wtedy może też dopytać o postanowienie poprawy, na czym polega, i czy jest poprawa w stosunku do poprzedniego okresu. Może też nie dać rozgrzeszenia, skoro nie eliminujesz źródła pokus/grzechu, a jest to możliwe. Po to musi wiedzieć jak to jest często. Przykładowo, już oklepany temat: samo nocowanie pod jednym dachem z chłopakiem nie jest grzechem. Jeśli nawet grzech się zdarzy, to jeszcze nie tragedia. Spowiadasz się z jednego grzechu. Ale jeśli grzeszycie prawie codziennie, to mówisz, że codziennie. Ksiądz widzi, że coś nie tak i może spytać o szczegóły, jeśli sama nie powiedziałaś. Przyczyna grzechu: pokusa zbyt blisko, na wyciągnięcie ręki. Nie wystarczy sobie powiedzieć: nie chcę tego. W postanowieniu poprawy musi się pojawić konkretny sposób zerwania z grzechem: ktoś z tego domu się wyprowadza, nie wolno nocować razem, bo to zawsze prowadzi do grzechu. Jeśli nie chcesz tego zrobić, to znaczy, że nie chcesz rozgrzeszenia. Ksiądz nie może udzielić rozgrzeszenia, gdy ktoś go nie chce, gdy trwa w grzechu.
Jak ma wyjść ten temat, jeśli powiesz tylko o jednym grzechu? Ksiądz nie jest Duchem Świętym. Wie tyle co mu powiesz. Zatajenie grzechu jest w Twoim sercu i żadne słowo kapłana tego nie zmieni. Sto razy powiedziane "rozgrzeszam" - nie będzie rozgrzeszeniem, jeśli nie było szczerej spowiedzi. Za zatajenie odpowiada penitent, a nie ksiądz. Ksiądz nie musi wypytywać o wszystkie pozostałe grzechy oprócz tych, o których mówisz. Jeśli sama nie zaczynasz rozmowy tylko wyliczasz grzechy - ksiądz najczęściej dostosowuje się do Ciebie i nie prowadzi rozmowy. Ksiądz zbyt nachalnie dopytujący się o grzechy niepopełnione i podejrzewający, że penitent oszukuje - bardzo upokarza człowieka, który przecież z własnej woli przychodzi się oskarżać. To jest traktowanie ludzi jak "niepełnosprytnych" umysłowo. Kapłan, który wierzy nam, że mówimy prawdę - jest w porządku. Tak powinno być.
|
|