Autor: Ela (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2013-02-25 10:25
Witam,
Kiedyś bardzo wierzyłam w Boga, byłam bardzo praktykująca, nawet kilka lat spędziłam w zakonie. W wieku 30 lat wyszłam za mąż. Zapowiadało się wspaniale, bylismy bardzo szczęśliwi, marzyliśmy o dużej gromadzie dzieci. Po roku zaczęłam robic badania na płodność. Leczyłam się dwa lata, miałam kilka zabiegów, wiele powikłań, jedno poronienie i wiele chorób mnie dopadło. Lekarze stwierdzili, że zostaje tylko in vitro. Od roku się nie leczę, ale jestem psychicznie i fizycznie rozbita. Mam wiele dolegliwości np. reumatoidalne zapalenie stawów, niedoczynność tarczycy, przytyłam 10 kg... Chyba mam depresję. Wracam z pracy to kładę się do łóżka i leżę. Weekendy całe leżę w łóżku. Cały czas myślę o śmierci, chcę umrzeć.
Mój mąż realizuje się w pracy, potem siedzi przy komputerze i nadal coś robi. Chyba mu to odpowiada, że nic od niego nie chcę. Widzi co się ze mną dzieje, ale udaje że wszystko jest ok. On zresztą taki jest, dla niego zawsze wszystko jest ok, nie widzi nigdzie problemu. Od roku mnie nie dotyka. Próbowałam kilka razy namówić go do współżycia - chyba mu się już nie podobam, nie jest zdolny do aktu. Mówi, ze jest wszystko dobrze, jest tylko troche zmęczony. Czuję do siebie obrzydzenie, moje ciało jest dla mnie tylko cierpieniem. Powiedziałam mężowi, że chce umrzeć. Zareagował bardzo histerycznie, że mam go nie zostawiać, że mnie kocha. Nic mu nie daję, nic nie chcę, więc nie wiem dlaczego nie pozwala mi odejść. Gdy powiedziałam, że chce odejść, on powiedział, że sobie coś zrobi. Dla mnie to koszmar, nie mam żadnego celu w zyciu. Do adopcji przekonywałam męża, ale on nie chce, z kolei in vitro ja nie chcę.
W Boga juz nie wierzę, do tego przyczyniło sie inne tragiczne wydarzenie.
|
|