Autor: Gosia (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2013-10-23 11:48
"Nie miala tez miejsca realizacja zadnej przyjemnosci cielesnej. On chcial i nalegal probowal tez lecz zawsze cofam jego dlonie i zamiary i sie nie godze. Calujemy sie. On dotyka mnie. Ja go nie."
- Smutna, Ty go nie dotykasz, ale pozwalasz mu na dotykanie Ciebie, całujecie się. Nie pozwalasz na więcej, ale to na co pozwalasz, to jest zdrada. Nie chciałabym żebyś myślała, że jakoś Cię potępiam, bo nic z tych rzeczy. Odpowiadając na Twojego posta czerpię z własnych doświadczeń, bo 11 lat temu też uwikłałam się w podobny układ, tyle, że była to zemsta na mężu za jego zdradę. Było to chore. Wykończyło mnie psychicznie, zniszczyło moralnie. Miotałam się parę lat w tym związku. W domu mąż, który nie mógł na mnie patrzeć, zimny, gardzący, nie mógł zrezygnować z cudownej kochanki, ale nie chciał stracić domu i dzieci. I z drugiej strony, na każde skinienie palca mężczyzna czuły, rozumiejący, ciepły... Żonaty oczywiście. Lgnęłam do jego ciepła, zachwytu mną, którego nie dawał mi mąż... Dla swojej żony nie miał ciepła, czułości, nie rozmawiał z nią, unikał kontaktów fizycznych i jakiegokolwiek porozumienia. Chcę Ci tu powiedzieć, że ten próbujący tyle lat Cię zdobyć mężczyzna, jest w domu dla swojej żony prawdopodobnie taki, jak nasi mężowie dla nas, a w najlepszym wypadku jest ona "tylko" okłamywana... Dobroć i ciepło tego pana dla Ciebie, wynika z chęci zdobycia "twierdzy", czyli Ciebie. Im dłużej się opierasz, tym bardziej podniecająca staje się dla niego gra... Czyli wcale nie jest jakiś wyjątkowy... Sama to zresztą widzisz. Skrzywdzonej bądź zaniedbywanej kobiecie, niezwykle trudno z tego wszystkiego zrezygnować. Wiem, co Cię w tym wypadku czeka. Wiem, ile samozaparcia będziesz potrzebowała żeby z tym człowiekiem zerwać, uodpornić się na to, co Cię do niego ciągnie, przełamać oziębłość męża, przełamać swój żal do niego... Obdarzyć własnym ciepłem męża, który Cię unika i wydobyć z niego ciepło dla siebie... I od razu mówię : bez Boga nie dasz rady... U mnie sam ten chory związek trwał 5 lat, a potem zebrałam wszystkie siły i zerwałam. A po 3 latach jakaś reaktywacja, coś zaczęło znowu kiełkować. Zresztą każdy widok tego pana budził wszystkie wspomnienia. Potem znowu opamiętanie, koniec. I po roku, na chwilę znowu. Potworna szarpanina z sobą, poczucie winy, strach. I to jego ciepło, w którym się mogłam choć na chwilę ogrzać. Nie mogłam sobie z tym poradzić... Ale walczyłam z sobą. Zerwaliśmy ponownie. Dopiero kiedy przylgnęłam do Boga, naprawdę uwolniłam się od wszelkich uczuć do tego człowieka, uwolniłam się od wspomnień. Nie czuję już żadnego drżenia w sercu na myśl o nim, ani nie wracam do niego myślami. Nie potrzebne mi to. Kiedy uporządkowałam swój stosunek do Boga, oddałam Mu swoje sprawy i życie, On to wszystko uzdrowił. Teraz w moim małżeństwie czuję się coraz lepiej. Mąż jest coraz spokojniejszy, milszy. Nie wrócił do Boga jak ja, ale skoro Pan wszedł w moje życie, to myślę, że to tylko kwestia czasu... Bardzo się o to modlę i już wiem, że Bóg wysłuchuje. I Tobie Smutna polecam Pana Boga na wszystko, co choruje w Twoim życiu, w Twoim związku. Żaden człowiek nie da Ci takiej miłości i takiego ciepła jak Bóg. Takiego pokoju w sercu... To jest jedyna właściwa i godna polecenia droga. Sprawdziłam to. Piszę to wszystko, abyś wykorzystała moje doświadczenia i ratowała swoje życie. Życzę Ci powodzenia i będę pamiętała o Tobie w modlitwie... I podpisuję się też pod każdym słowem Maggy.
|
|