Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2014-02-27 12:45
Żebym był dobrze zrozumiany: nie jestem przeciwko studiowaniu psychologii. Jeśli ktokolwiek uzna (w tym ksiądz), że wiedza psychologiczna jest mu do czegokolwiek potrzebna, to proszę bardzo. Tak samo jak uzna,
że potrzebne mu jest studiowanie języków obcych, astronomii, biologii itp.
Taki św. Hieronim (było nie było Ojciec Kościoła), gdy papież zachęcał go do wstąpienia do stanu duchownego i przyjęcie święceń kapłańskich, powiedział tak: ok, ale z góry zaznaczam, że interesuje mnie tylko biblistyka. Chcę studiować i przekładać Biblię a duszpasterstwo mnie nie interesuje. No i papież się zgodził.
Ale większość księży (przy całym moim szacunku do nich) nie jest postaciami formatu św.Hieronima i wstępuje do stanu duchownego po to aby służyć Ludowi Bożemu w jego wędrówce do Boga. I wszystkie ich działania (np. twórczość literacka, działalność administracyjna) są temu podporządkowane. Jest misja do wykonania. Kościól ma hierarchiczną strukturę. I to biskup, zwierzchnik duchownego ma za zadanie kierować nim, wysyłać go na określony odcinek, powierzać określoną funkcję oraz decydować o tym co ważniejsze a co nie.
Nie jest to demokratyczne, nie jest personalistyczne ale tak to działa. Wstępując do stanu duchownego ma się pełną świadomość, że tak to jest i potem nie można narzekać, tylko grzecznie się podporządkować.
Jeśli biskup pozwoli na studiowanie psychologii, to ksiądz może sobie ją studiować. Jeśli nie pozwoli i poprosi księdza aby udał się do Kąśkowiny Zapadłej celem głoszenia tam Dobrej Nowiny, to ma to zrobić.
I psychologię lub cokolwiek innego może poznawać po spełnieniu swojej misji. Tak to działa mniej więcej od czasów św. Pawła.
I o tym musimy pamiętać. Nawet jak biskup myli się i krzywdzi ewidentnie duchownego. Przykre.
Jestem natomiast zdecydowanie przeciwny przerabianiu księży na psychologów, coachów, trenerów, moderatorów, terapeutów, doradców psychologicznych i tak dalej. Działających w ramach hierarchii Kościoła, w oparciu o jego struktury administracyjne i pod jego szyldem. Dlaczego? Podałem powyżej parę argumentów, mam ich jeszcze wiele. Głównym argumentem jest to, że nie jest to ich robota, nie do tego są powołani. Jeśli ksiądz proboszcz mojej parafii przed przyjęciem święceń skończył studia w zakresie budownictwa okrętowego i nawet w tym fachu pracował i zna się na tym, to czy ma w mojej parafii (oddalonej od morza jakieś 400 km) uruchomić stocznię, tylko dlatego, że parafianie potrzebują stoczni na swoim terenie? Musi mieć bardzo mocne argumenty wobec swojego szefa, biskupa aby przekonać go do wyrażenia zgody, oj mocne.
Pytamy nieraz o miejsce laikatu w Kościele. To jest to właśnie! Kościół to nie tylko hierarchia ale także ( a może przede wszystkim) my. Ludzie różnych profesji, różnych tradycji, różnych doświadczeń. Tacy, którzy pomogą braciom i siostrom w Chrystusie w ich noszeniu jarzma, ulżą ich doli, poprzez wykorzystanie tych umiejętności, tradycji, doświadczeń, które mają "z cywila". Tak się właśnie tworzy owa oikumene, Wspólnota Kościoła.
Tak jak nie wyobrażam sobie mojego proboszcza jako mojego terapeuty leczącego moje stany neurotyczne, tak mogę sobie wyobrazić kogoś z mojej parafii lub mojej diecezji, kto dysponując wszelkimi uprawnieniami, działając absolutnie zgodnie z prawem, leczy mi te neurozy. Nawet jeśli to robi w budynkach parafialnych. Mogę sobie wyobrazić mojego proboszcza, patronującemu takiej działalności. Spotykającego się z nimi i rozmawiającego na różne tematy, także te z pogranicza duchowości i psychoterapii. Modlącego się z nimi, czy czytającego Pismo Święte. Mogę sobie wyobrazić, że dzwoni do innego kapłana, takiego, który ma specjalne upoważnienia biskupa i mówi mu: "Wiesz co, mam tu u siebie taką grupę, która pomaga ludziom i oni w ramach tej pomocy mają taki przypadek, z którym nauka nie może sobie dać rady, może byś przyjechał i przyjrzał się temu?".
To nie jest żadne "zaganianie Kościoła do kruchty", odbieranie duchownym ich praw i pomniejszanie ich roli. W winnicy Pana jest od groma roboty, dla każdego starczy. Lepiej chyba sobie nie przeszkadzać i nie robić tego czego się nie zna, lepiej współpracować. Współpraca to mniej więcej coś takiego: każdy robić swój odcinek w ramach wspólnego działania, ku wspólnemu dobru.
|
|