Autor: Bea (---.ssp.dialog.net.pl)
Data: 2014-07-22 02:00
Mam przyjaciela-homoseksualistę. Znamy się od wielu lat. To wspaniały, wartościowy człowiek, rozumie mnie jak nikt. Jest pełen empatii, zawsze chętny do bezinteresownej pomocy wobec każdego. Może to niewłaściwe zachowanie dla katolika, ale nie wnikam w jego "grzeszną naturę" - nie odcinam się od niego z tego powodu, bo nie moja rola go osądzać.
W czym problem? Zawsze uważałam go za ateistę - tak się określał jeszcze od czasów szkolnych. Zaznaczam tutaj, że nie krytykuje mojej religii i absolutnie w żaden sposób nie wyśmiewa jej. Kiedyś jednak, w czasie jakieś dyskusji przy piwie, zaczęliśmy poruszać temat religii katolickiej i Boga. Usłyszałam wtedy po raz pierwszy, że on w Boga wierzy, jak najbardziej - ale ma do niego ogromny żal za to, kim jest.
"Taki się urodziłem, taki jestem od zawsze - dlaczego? Słyszałem kiedyś, że tacy jak ja są powołani do wielkiej świętości - ale dlaczego to ja mam się całe życie męczyć? Dlaczego Bóg nie stworzył mnie normalnym? Kościół mnie odrzuca bo jestem gejem - a czy ktoś mnie spytał, czy ja chcę nim być? Może chciałbym mieć to, co wszyscy hetero- kochającą osobę obok; kogoś, kto mnie po prostu pokocha, przytuli; da mi ciepło. Ale przez Niego [Boga] nie mogę, zawsze będę jakimś wyrzutkiem. Jestem napiętnowany społecznie, choć nikogo nie krzywdzę. Mam zamkniętą drogę do sakramentów i jestem skazany na potępienie. Za coś, co nie jest moją winą. Ja wierzę w Boga - ale nie wierzę, że On jest miłością. Bo co to za miłość, kiedy On z góry postanawia, że pójdę do piekła"?.
Tak mniej więcej brzmiał ten monolog. Nigdy nie widziałam go w takim stanie - był jednocześnie wściekły i załamany, przepełniony emocjami (i to nie był wpływ alkoholu - wypiliśmy po jednym piwie dla ochłody). Był szczery jak nigdy w życiu. Nigdy nie wróciliśmy do tej rozmowy - chodzi mi ona jednak po głowie przez cały czas. Słyszałam o duszpasterstwach rodzin niesakramentalnych - nie znalazłam jednak duszpasterstwa dla homoseksualistów. Nie znam żadnego kapłana, który zajmuje się tą tematyką, a czuję, że ów przyjaciel potrzebuje Boga w swoim życiu. Modlę się za niego, ale to chyba za mało... Proszę o pomoc, o jakieś mądre rady, jak pomóc mu wrócić? Dopóki myślałam, że jest ateistą, nie widziałam sensu w nawracaniu - ale skoro jakaś wiara jest, to może należy działać?
|
|