logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-02 22:42

Witam, mam na imię Agata. Nie wiem czemu tu weszłam i po co to piszę. Pomimo tego, że jestem bardzo młoda od kilku lat żyję w letargu. Wspomniałam w temacie o śmierci duchowej, gdyż czuję, że moja dusza jest na wykończeniu. Dosłownie na wykończeniu. Każdy ma swoją indywidualną historię, to nie czas i miejsce by przytaczać moją. Doświadczyłam jednak bardzo wiele cierpienia i wciąż doświadczam. Tak jednak nie da się żyć, nie wiem czemu jeszcze żyję i jak udało mi się przetrwać. Moje życie nie ma nic wspólnego z życiem, to bolesna i bezcelowa wegetacja. Nie widzę cienia nadziei na poprawę, nie mogę jednak oderwać się od rzeczywistości i uciszyć męczących mnie myśli. Doskwiera mi ogromna samotność. Nie wiem jak się z tego letargu wyrwać, nie widzę nadziei na to.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: xc (---.190.1.109.rev.sfr.net)
Data:   2014-09-03 01:21

Po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak śmierć duchowa. Akurat dusza jest właśnie tym, co w nas nieśmiertelne, niezniszczalne. Nie podlega anihilacji. Dusza nie moze być wykończona.
Po drugie, porozmawiałbym z psychologiem.
Po trzecie, porozmawiałbym z księdzem.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: PT (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-03 03:08

Piszesz bardzo ogólnie i enigmatycznie. Trudno w takim wypadku coś konkretniej podpowiedzieć. Na pewno JEST pomoc dla Ciebie dostępna w realu.
Tak jak pisano wcześniej: rozmowa z psychologiem, może z księdzem, wyjście choć na chwilę poza samotność. A jeśli masz trudność w dotarciu do nich, poproś o pomoc w tym kogoś komu ufasz (ktoś z rodziny, koleżanek, znajomych, a może nauczycielka). Chyba od tego trzeba zacząć.
Żeby wykonać te kroki być może będzie potrzebny heroiczny wysiłek, ale warto go zrobić. Chodzi przecież o Twoje życie.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Jurek (---.perm.iinet.net.au)
Data:   2014-09-04 10:51

"Jedynym celem diabła jest powstrzymać tych, którzy idą w kierunku Pana. Próbuje za­trzymać cię na różne sposoby:

I. Spycha cię z obranej ścieżki, wymyśla nowy cel, który cię przyciągnie i do któ­rego będziesz dążył, przez co zboczysz ze szlaku i zagubisz się.

II. Będzie chciał, żebyś się przewrócił i w ten sposób przerwał swoja wędrówkę. Za­stawi na ciebie sidła, w które wpadniesz.

III. Będzie cię popychał, zmęczy cię i znie­chęci, żebyś tylko się zatrzymał i zaczął wracać. Najważniejsze dla niego jest to, żebyś nigdy nie dotarł do twojego prawdziwego celu.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-04 11:10

Jasne, że tak nie da się żyć, zgadzam się z tobą. Piszesz, że jesteś bardzo młoda i samotna. A jak wyglądają twoje relacje z ludźmi? Jeśli chodzisz do szkoły lub studiujesz, to żyjesz wśród ludzi. Po drugie, to jeśli jesteś ochrzczona w wierze chrześcijańskiej, to żyjesz w obecności Boga w Trójcy Jedynego, którego otrzymałaś w czasie chrztu: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Proponowałabym ci wyjście do kościoła. Tam jest Jezus ukryty pod postacią Chleba. On jest Drogą, Prawdą i Życiem (por. J 14, 6). Jego proś o pomoc w wyjściu ze swojego letargu.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Paweł (---.e-wro.net.pl)
Data:   2014-09-04 12:43

Pokazażę Ci dwa sposoby na życie i skąd bierze się cierpienie, dlaczego nie doświadczasz miłości Boga. Może pomyślisz że to utopia, ale doświadczam w swoim życiu że to jest rzeczywistość. Na końcu tego posta podzielę się jak w moim życiu Bóg działa.

Jezus powiedział "Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości" (J 10,10) Chodzi tutaj o życie wieczne, ale nie tylko, bo zadatek nieba możemy doświadczyć już na ziemi (por. Rz 8, 23-24). A jednak go nie doświadczasz.
Podobnie Jezus który czynił wiele cudów powiedział "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca." (J 14,12) A jednak nie doświadczasz tych cudów.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tyle się mówi że Bóg kocha Ciebie a ty tego nie doświadczasz?
Możemy żyć z ciała i z Ducha. Życie z ciała składa się z 2 elementów, wystarczy jeden z nich aby życie nie było do końca duchowe:
Element 1: Grzech. W liście do Galatów czytamy: "Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą." (Ga 5, 19-21)
I grzech nie jest domeną ludzi złych. W liście do Rzymian czytamy: "wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej"(Rz 3,23). Ja zgrzeszyłem i ty zgrzeszyłaś. Każdy zgrzeszył. W tym liście czytamy także że "zapłatą za grzech jest śmierć" (Rz 6,23) Śmiercią duszy jest piekło, a podobnie jak zadatku nieba możemy doświadczyć na ziemi, tak samo i zadatku piekła(czasem realizuje się to przez mniejsze szczęście niż mogli byśmy mieć, a czasem przez ciężkie stany depresyjne). I podobnie jak możemy w doczesności obdarować bliźniego miłością i szczęściem tak samo ktoś przez grzech może obradować nas cierpieniem. Wszystkie choroby również są konsekwencją grzechu(niekoniecznie naszego, ale możliwe że tak)

Element 2: Przyziemne myślenie.
Świat mówi: "Musisz zatroszczyć się o swoją przyszłość, gromadzić pieniądze na wszelki wypadek", a Jezus mówi: "Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać(...) Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane." (Mt 6, 25,33)
Świat mówi: Dbaj o swój majątek, będziesz miał dużo to będzie Ci się lepiej żyło", a Jezus mówi: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymiť. " (Mk 10, 28-30)
Myślenie światowe jest całkowicie różne od myślenia Ewangelii, to są tylko 2 przykłady ale jest tego więcej.


A teraz przyjrzyjmy się człowiekowi żyjącemu według Ducha. Jest to człowiek który walczy z własnym grzechem i przemienia swoje myślenie aby myśleć kategoriami Bożymi i ufać Bogu we wszystkim. Taki człowiek oddaje swój grzech Jezusowi, który umiera za niego na krzyżu. Wcześniej podałem Ci fragment z listu do Rzymian, teraz przytoczę go w całości: "Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym." (Rz 6,23) Taki człowiek nie żyje już w śmierci, bo przyjął łaskę zbawienia od Jezusa. Jest to też człowiek który jest w stanie wszystko oddać Bogu, ale też przyjąć od Niego obfitość łask. W liście do Galatów czytamy: "Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie." (Ga 5;22-23) Człowiek żyjący według Ducha jest po prostu szczęśliwy, przyjmuje tą łaskę od Boga. Człowiek żyjący według ducha nie załamuje się również jak zdarzy mu się zgrzeszyć, ale żałuje i postanawia poprawę. Św. Paweł Pisze "Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka." (Rz 7, 18-20) Człowiek żyjący według Ducha każdego dnia walczy z grzechem, jednak prosząc o siłę do walki Jezusa.
Jest to również człowiek który nie przestaje ufać Bogu gdy przychodzi cierpienie lub prześladowanie, ale dzięki zaufaniu do Boga w głębi serca ma pokój a nawet radość. To człowiek który nigdy nie przestaje ufać, nawet jeśli tak jak Hioba spotyka go nieszczęście. Jest to też człowiek cierpliwy, bo Bóg nie zawsze daje od razu, czasami bada naszą ufność. Człowiek żyjący według Ducha nie narzuca Bogu swojego planu (chociaż może go zaproponować), ale jest otwarty na to co da Bóg, a często daje inaczej ale więcej, żyje słowami "bądź wola Twoja".

Byłem kiedyś samotny, nie umiałem nawiązywać relacji z ludźmi. Jedyne co potrafiłem to porozmawiać z kilkoma kolegami z korytarzu w szkole, nie miałem po za tym innych relacji. Pod koniec szkoły zorientowałem się że tak zdziczałem przez pewne wydarzenia w moim życiu że w nowej szkole nie poradzę sobie i nie będę miał normalnych relacji. Postawiłem sobie za cel odzyskać kontakt z jednym kolegą z którym najlepiej spędzało mi się czas. Taki plan minimum. Tylko jedna znajomość. Modliłem się o to usilnie przez ponad pół roku, ale bez skutku. Nadarzyła się okazja abym ten kontakt odzyskał, ale było to nieuczciwe. Miałem wybór: Bóg albo ta znajomość, bo odzyskanie jej wiązało się z grzechem. Wybrałem Boga, powiedziałem Mu "bądź wola Twoja". Po kilku miesiącach Bóg dał mi wiele więcej jeszcze lepszych relacji. Dał mi to czego nie spodziewałem się że może mi dać. I przez kolejne 2 lata z każdym rokiem dawał mi jeszcze więcej. I mimo że wobec tego co czeka mnie w życiu czuję się całkowicie bezsilny to widząc ogrom łaski którą Bóg mnie obdarza wierzę że mnie nie zostawi i jestem spokojny o przyszłość. Wierzę że Bóg chce abym zwyciężał Jego mocą a nie własną i uważam to za łaskę dzięki której widzę jak dużo w moim życiu(tzn. wszystko) jest darem Bożym. I nie raz przekonałem się że tak właśnie jest. Zdarzyło mi się nie raz że mając coś powiedziec do mikrofonu odbierało mi głos, a nawet jak nie odbierało to zawsze sie denerwowałem. Nie tak dawno temu znajomy ksiądz poprosił mnie o powiedzenie kilku słów do mikrofonu na Mszy niedzielnej. Powiedziałem Jezusowi, że zapewne wie że będę dukał, ale powiem to na Jego chwałę. I niezależnie od tego czy da mi łaskę płynnej wymowy czy nie to ja wierzę że zrobi to co będzie najlepsze i wyniknie z tego dobro dla ludzi. Gdy stanąłem z mikrofonem przed kościołem pełnym ludzi mówiło mi się bardzo lekko, w ogóle się nie denerwowałem i czułem sie jak ryba w wodzie, po raz pierwszy w życiu. Ale to nie był sukces który odniosłem własną mocą, ale mocą Chrystusa.

Nie chcę żebyś uważała mnie przez to za szczególnego wybrańca, bo znam wiele osób które mają podobne historie. U jednych układał sytuacje życiowe, u innych uzdrawiał duszę, u innych leczył fizycznie gdy lekarze nie dawali szans(znam osobiście taką osobę). Nie wiem co zrobi Bóg gdy pozwolisz mu działać jak chce, gdy zaczniesz żyć na sposób duchowy, ale na pewno się nie zawiedziesz.

Polecam również poznawć Boga w Piśmie Świętym i znaleźć wspólnotę zewangelizowaną i ewangelizującą, czyli taką w której ludzie doświadczyli Boga i dzielą się tym na zewnątrz. Jak podasz gdzie mieszkasz to ktoś na pewno doradzi Ci jakąś wspólnotę w twojej okoliocy.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: ula (---.multi.internet.cyfrowypolsat.pl)
Data:   2014-09-04 13:31

Myślę, że autorka wie że dusza nigdy nie umrze, chodzi raczej o określenie stanu tej duszy, która tak cierpi że ma uczucie umierania właśnie które się nigdy nie skończy. Straszne uczycie też to przeżyłam.
Agatko, takie pierwsze myśli po przeczytaniu tego co napisałaś to, że albo jesteś poważnie chora fizycznie i cierpisz albo że w rodzinie jakieś przykrości
cię spotykają. Ważne abyś poza tym forum jeszcze miała z kim pogadać w realu, wygadać się liczyć na pomocną dłoń.
Każdy z nas cierpi w różny sposób nawet jak wydaje ci się że ktoś ma kolorowe życie to uwierz mi często to ułuda. Zmierzamy się każdego dnia ze swoimi troskami. Zaproś Pana Boga do twoich trosk i obaw. Powiedz Mu co naprawdę myślisz i czujesz ważne aby było szczere a nie poprawne.
Masz prawo źle się czuć jak cię tak życie doświadcza i masz prawo się żalić ale też musisz walczyć, starać się coś zmienić, prosić o pomoc innych. Oprzeć się na Panu Bogu.
Podam ci mój przykład- od prawie dwóch lat jestem na drodze nawrócenia, dużo nagrzeszyłam w swym życiu i teraz to zmieniam, bardzo zmieniło się moje życie ale wszystko oddałam Jezusowi- i pomógł mi zerwać z grzechem ciężkim w którym żyłam wiele lat. Jest trudno żyć zgodnie z wolą Bożą ale to życie nabrało sensu wewnętrznego wiem że tego sensu szukałam. Jeżeli bym mogła cofnąć czas i być młoda tak jak ty to jedyną rzeczą którą bym zmieniła to od początku szła przez życie z Bogiem i cieszę się że dał mi ta szansę teraz(mam 39 lat) ale ty nie musisz tak długo czekać.
Wczoraj miałam okropny dzień poszłam na wieczorną mszę i modliłam jeszcze przed rozpoczęciem się a raczej wygarnęłam wszystko Bogu co mnie gnębiło i że nie dam już rady, niech mi da jakiś namacalny dowód że mnie chociaż słucha, jakieś pocieszenie. I usiadła obok mnie moja koleżanka z którą widujemy się rzadko ale jest jak anioł.
Po mszy długo rozmawiałyśmy a jej pocieszenie to była ta pomoc Pana Boga. Potem okazało się że przed mszą widziała mnie w kościele że siedzę z przodu i cały czas biła się z myślami czy się przesiąść obok mnie, że jej te myśli
spokoju nie dawały to przyszła. Akurat po ojej "awanturce" z Panem Bogiem. Chwała Panu. Wiem, że skoro nie wszystko układa się tak jak bym chciała to Bóg wie co robi słyszy ale widocznie jeszcze nie ten czas.
Powodzenia

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-04 19:44

Pawle, dziękuję za Twoje otwarcie i obszerną, lecz treściwą wiadomość. Wyjaśniła mi wiele aspektów, a przynajmniej rozjaśniła. Wcale nie wzięłam Twoich słów za utopię, zgadzam się z nimi. Rozumem potrafię pojąć co masz mi do przekazania, lecz rozum nie wystarczy - kluczową rolę odgrywa serce, które w moim przypadku wciąż jest zamknięte. Mam wrażenie, że Twoje słowa w niewielkim stopniu przyczyniły się do jego otwarcia - za co jestem Ci wdzięczna.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-04 20:51

Do Uli:

Tak, wiem, że dusza ludzka jest nieśmiertelna - bardzo trafnie określiłaś jednak to przeżycie: " (...) chodzi raczej o określenie stanu tej duszy, która tak cierpi że ma uczucie umierania właśnie które się nigdy nie skończy." I choć w tej chwili, gdy piszę to zdanie jest umiarkowanie stabilnie, to zdarzają się takie sytuacje- ostatnio codziennie, że ból istnienia jest przeogromny i nie da się od niego uwolnić. Nie będę się rozpisywać na ten temat, jak sama wspomniałaś znasz ten stan i wiesz co mam na myśli. Po raz pierwszy doświadczyłam go 3 lata temu, ale jego powód nigdy nie został wyeliminowany- lecz stłumiony i "zakopany" gdzieś wewnątrz, a teraz odzywa się ponownie. Nie, nie jestem chora fizycznie- jednak główny powód tego stanu w moim przypadku dotyczy właśnie fizyczności, a mówiąc wprost- wyglądu, którego nienawidzę i nie chcę zaakceptować. Tak, relacje rodzinne są chore... jednak nie piszę tego, aby się nad sobą użalać- a przyznać Ci rację odnośnie twoich przeczuć. To zadziwiające, jak wiele potrafisz dostrzec po przeczytaniu zaledwie paru zdań. W moim otoczeniu nie ma osób, z którymi mogłabym porozmawiać. A właściwie nie tyle porozmawiać, co osób będących w stanie choć po części zrozumieć sytuację. Mimo to, Twoja i powyższe odpowiedzi dodają nieco otuchy, za co jestem wdzięczna. Choć wiem, że jutro będzie ciężkie. Dziękuję Ci za Twoją odpowiedź i gratuluję przezwyciężenia własnych słabości.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: D. (---.162.227.176.static.rdi.pl)
Data:   2014-09-04 22:19

Potrzebujesz rekolekcji w Duchu Świętym aby się przebudzić.
Ufaj niewiasto, Jezus Cię kocha, na pewno ci pomoże :)

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: ula (---.multi.internet.cyfrowypolsat.pl)
Data:   2014-09-05 05:00

Wygląd to ważna sprawa dla każdej kobiety i ciężko samą siebie przekonać ze jest Ok a szczególnie gdy się jest młodym i wrażliwym.

Z perspektywy czasu powiem ze nauczyłam się akceptować moje wady też wiem ze nie musze się wszystkim podobać i nie trzeba przejmować się opiniami pseudo koleżanek.
Kluczem do wszystkiego jest Akceptacja siebie. Czyli polubić siebie. Trzeba akcentować najfajniejszą rzecz jaką w sobie dostrzegasz a z czasem znajdziesz ich więcej.
Zauważyłam ze młode dziewczyny koniecznie chcą dodać sobie lat a przecież najlepiej wglądają te naturalne. Nie zawsze to co modne jest dla nas dobre. Jedno jest pewne goniąc za trendami wpędzimy się w kompleksy.

Teraz wiem ze nie ma znaczenia czy gruba, chuda ruda itd. ważne ze dba o siebie. Atrakcyjność to cos więcej niż długie nogi i piękna buzia. Trzeba zadbać o swoje poczucie wartości, rozwijać się wewnętrznie, zrobić sobie małe przyjemności w ciągu dnia (np. posłuchać ulubionej muzyki),
Dobrze Traktować Samą Siebie bo warta jesteś tego. Jak się dobrze czujemy to lepiej wyglądamy. I nie porównujmy się do innych bo zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy i brzydszy.
Jak mijam kobiety na ulicy to powiem ze bardzo są zadbane i mamy i babcie, wiek i gabaryty tu nie przeszkadzają są po prostu świadome co podkreślać a co nie.
Uwierz mi, każda to przechodzi a wystarczy polubić samą siebie. Wiem, pewnie powiesz ze nic nie ma w tobie ładnego. To nieprawda a twoim zadaniem jest to sobie udowodnić. Czasem cos co wyróżnia nas od innych i uważamy za wadę
okazuje się najfajniejsze.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Jerzy50 (---.kamiennagora.vectranet.pl)
Data:   2014-09-05 07:59

Czy istnieje śmierć duchowa? Nie, nie ma śmierci duchowej, bowiem życie w Bogu trwa wiecznie. Jeśli przeżywasz jakieś stany oderwania od Boga to jest to sygnał, że dzieje się coś niedobrego, i że trzeba czym prędzej przylgnąć do Pana, bo tylko w Nim odnajdziesz prawdziwy pokój i ukojenie. Śpiesz się, gdyż Twój największy wróg tylko czeka na Twoje załamanie się, a wtedy może okazać się, że bez egzorcysty się nie obędzie. Polecam koronkę do Miłosierdzia Bożego, do skutku. I ufaj! Bóg nikogo nie opuścił, kto się oddaje Jemu w opiekę. Módl się pełna wiary, że przyjdzie Ci z pomocą. Szczęść Boże.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-05 15:52

Istnieje życie duchowe i śmierć duchowa. Oczywiście, że istnieje śmierć duchowa, choć uważam, że autorka wątku niekoniecznie dobrze nazwała swój problem. Mam wrażenie Agata, że nie chodziło tu o duchową śmierć, tylko stan poważnej depresji, która nie dotyczy ducha tylko ciała, psychiki ludzkiej. To właśnie jest stan wegetacji, jakby "śmierci" psychicznej, a odczuwanej też fizycznie. W stanie depresji ciężko o każdy przejaw życia/działania, modlitwa też może wydawać się niemożliwa, podobnie jak niemożliwe wydaje się posprzątanie mieszkania i wyjście na zakupy. Wszystko wydaje się wtedy ponad ludzkie siły. Ten stan trzeba leczyć u psychiatry, a nie obwiniać się, że się nie umie skupić na Bogu, odmawiać litanii czy różańca, albo trwać przed Najśw. Sakramentem. A już na pewno nie oczekiwać od siebie wzniosłych uczuć duchowych czy psychicznych. Depresja jest chorobą śmiertelną (może nią być) i na leczeniu jej trzeba się skupić.
A nawet jeśli to nie jest jeszcze depresja, to jest to stan psychiczny, który wymaga pomocy lekarza lub psychologa. Jeśli człowieka spotkało w życiu zbyt wiele bólu, to nadchodzi taki czas, kiedy nie rozdziela się poszczególnych problemów i bólów, które można określić jako: to jest ważne, to jest drobiazg, czy mam się tym przejmować czy nie, o tym nie ma co myśleć, a może tylko mi się wydaje. Zbyt wiele bólu powoduje pewien trwały stan psychiki, wystarczy czasem głupstwo, którego inni nie zauważą, ale dla niego to jest ta kropla, która spowoduje, że ze szklanki już się herbata wyleje. Ten ból jest po same brzegi serca i już nic więcej się nie mieści. Wegetacja (letarg) w tym momencie jest jakby ratunkiem dla psychiki, która broni się przed zwariowaniem. Pomaga nie myśleć.

Dusza owszem, jest nieśmiertelna, ale przecież mówimy i o życiu wiecznym i o śmierci wiecznej. Przecież w piekle człowiek także będzie miał duszę. Życie duchowe to nie życie duszy, tylko życie człowieka w Bogu, trwanie z Bogiem, życie w Duchu. Śmierć nie jest tylko pojęciem fizycznym. Biblia wielokrotnie mówi o śmierci tam, gdzie wyraźnie widać że nie dotyczy to ludzkiego ciała. Śmierć duchowa jest wtedy, gdy zabijamy Boga w nas. Życie duchowe rozpoczyna się przez chrzest, tracimy je przez grzech ciężki, odzyskujemy podczas sakramentu pokuty. O ile stany depresyjne czy choroby i śmierć fizyczna nie muszą być naszą winą (najczęściej nie są), to śmierć duchowa zawsze jest naszą winą. Bo grzech ciężki musi być świadomy i dobrowolny. Nie z naszej winy możemy odczuwać kryzysy wiary, pustynię duchową, oschłość - ale śmierć duchowa to nasz wybór. To wyrzucenie Boga z serca. Bóg nigdy nam sam nie powie: "no, kochaniutki, mam cię dość, wyprowadzam się od jutra, rób co chcesz". Boga "trzeba" samemu z serca wyrzucić, tylko wtedy odchodzi.

"z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz" (Rdz 2,16-17) - wiemy, że Adam i Ewa żyli jeszcze sporo, mieli dzieci, a więc to "niechybnie" nie dotyczyło fizyczności. Oni odrzucili Boga, ciężko zgrzeszyli. Śmierć duchowa była pierwsza, przed fizyczną.
"Kto nie miłuje, trwa w śmierci" (1 J 3,14) - a przecież dusza żyje i oni żyją
"Każde bezprawie jest grzechem, są jednak grzechy, które nie sprowadzają śmierci" (1 J 5,17). - czyli śmierć duchowa jest w wyniku pewnych grzechów, z nauki Kościoła wiemy, że grzech lekki nie zabija Boga w nas, tylko grzech ciężki
"I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów" Ef 2,1. - byliście, ale już nie jesteście, czyli to śmierć, z której można wyjść
"I was, umarłych na skutek występków i "nieobrzezania" waszego [grzesznego] ciała, razem z Nim przywrócił do życia.." Kol.2; 13.

O śmierci duchowej mówi także św. Jan od Krzyża w "Nocy Ciemnej", ale nie była to rzeczywiście śmierć duchowa, tylko JAKBY śmierć: "Czynnikiem boskim jest kontemplacja oczyszczająca, a czynnikiem ludzkim jest podmiot samej duszy. (...) Działanie to tak rozbija i roztrząsa samą substancję duszy, tak ją zanurza w głębokiej i gęstej ciemności, że dusza czuje się tu całkowicie zmiażdżona i obalona na twarz. Widok jej własnej nędzy jest dla niej jakby okrutną śmiercią duchową.".
Z innego fragmentu wiemy, że ciemna noc przychodzi wg św. Jana wtedy, kiedy cały czas jest się z Bogiem, nie ma grzechu ciężkiego, jest tylko POCZUCIE jakby Bóg odszedł.

Agata, o jaki problem chodzi? O cierpienie to pierwsze (depresja albo coś podobnego) czy o śmierć duchową czyli trwanie w grzechu ciężkim? Bo ja nie do końca czuję w czym rzecz.

Z pierwszym problemem musisz się zmierzyć u lekarza lub psychologa i nie odkładaj tej wizyty, bo kiedyś może być za późno. Jeśli o to chodzi, to trudnościami w wierze nie martw się teraz, bo one nie są Twoją winą, one zapewne wynikają z depresji. Oczywiście nie znaczy to, że masz spowiedź odkładać, bo Bóg może Ci tylko pomóc w tym bólu psychicznym. Ale tutaj szukaj pomocy u specjalistów, a także u przyjaciół.

Natomiast jeśli chodzi o śmierć duchową, to wyjście jest tylko jedno: dobra spowiedź, nawrócenie i trwanie w Bogu (pomimo wątpliwości) przez życie sakramentalne. Żaden ból w stanie łaski uświęcającej nie jest duchową śmiercią, ani duchowym umieraniem.
Człowiek ma życie fizyczne, życie psychiczne i życie duchowe. To ostatnie należy do Boga, jest życiem Ducha Świętego w nas. Uczucia nie są tutaj najważniejsze, ale nawrócenie swoją wolą i pojednanie z Bogiem. Nikt tego za Ciebie nie może zrobić, choćby najbardziej chciał Ci pomóc. Tylko konfesjonał.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-05 16:45

Do Bogumiły:

Owszem, nie do końca jasno się wyraziłam - wiem, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Chodzi zarówno o trwanie w grzechu jak i depresję. Dawno nie byłam u spowiedzi - jednak w spowiedzi chodzi o pojednanie z Bogiem, a mówiąc szczerze nie do końca chcę się z nim jednać ze względu na jedną rzecz (opisane niżej). Przechodzę coś na kształt buntu. Dlatego też nie wiem, jaki sens ma spowiedź jeśli idzie się do konfesjonału w pewnym sensie "obrażonym", a nie z prawdziwą i płynącą z serca chęcią pojednania. Nie mam z kim porozmawiać na co dzień- żadnych prawdziwych przyjaciół, stąd też uczucie wielkiej samotności. Co prawda są znajomi, rodzina- ale nikt z nich najzwyczajniej świecie nie jest w stanie zrozumieć, co na prawdę się ze mną dzieje. Dla nich depresja jest wyższym szczeblem lenistwa, co już nieraz słyszałam. Przyczyną tego stanu w moim przypadku jest głównie wygląd. Zapewne pod hasłem "wygląd" kryje się wiele innych rzeczy które spowodowały, że skupiam na nim aż taką uwagę. To nie jest jednak tak, że wygląd stanowi potencjalnie jedyny i najważniejszy cel mojej egzystencji. Nie jestem osobą, która poza nim nie dostrzega innych aspektów życia. To jednak on odbiera mi wszelką radość, motywację, poczucie wartości... pisałam wcześniej, że doświadczyłam wielu bolesnych rzeczy (nie mówię tego po to, by się nad sobą użalać) i byłabym w stanie być wdzięczną Bogu za każdy, nawet skrajnie bolesny i trudny moment, który jednak czegoś mnie nauczył- ale nie za to, jak wyglądam. Wygląd jest czynnikiem, którego nie da się wyeliminować. A ja na tyle go nienawidzę, że nawet przez myśl mi nie przejdzie aby go zaakceptować. Po prostu tego nie chcę i bronię się przed tym rękami i nogami. Wizyt u psychologa odbyłam już krocie i nie jest to w stanie niczego zmienić - dlatego, że wyglądu jako czynnika depresyjnego nie da się wyeliminować. Z psychiatrą także miałam kontakt. Tabletki są w stanie jedynie sztucznie poprawić moje samopoczucie, ale nie wyeliminują prawdziwych przyczyn tego stanu. Wyglądu nie da się wyeliminować. Ale czy szczęście zbudowane na substancjach psychoaktywnych jest prawdziwe?

Mimo wszystko dziękuję za Twoją odpowiedź. Pozdrawiam.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-09-05 16:59

Agata, czy uważasz, że wygląd stoi na przeszkodzie do osiągnięcia czegoś? Czy też jest dla Ciebie wartością samą w sobie?

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: wyszywaczek (93.175.167.---)
Data:   2014-09-05 17:28

Operacja plastyczna? A może jeden facet, który cię pokocha? :)

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Paweł (---.e-wro.net.pl)
Data:   2014-09-05 17:42

Piszesz: "rozum nie wystarczy - kluczową rolę odgrywa serce, które w moim przypadku wciąż jest zamknięte"

Bóg mówi przez proroka Ezechiela: "I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali." (Ez 36, 26-27)

Piszesz że twoje serce jest zamknięte, ale to Bóg jest tym kŧóry może je otworzyć, nawet jeśli ty nie potrafisz tego zrobić. Musisz tylko zgodzić się aby On działał, jest to akt rozumu i woli. Powiedz Mu otwarcie(jeśli to jest zgodne z prawdą) że nie potrafisz otworzyć Mu serca, ale aktem woli(nawet zmuszając siebie) prosisz Go aby On je otworzył. Proś Go aby napełnił Cię swoją Miłością, aby łamał Twoje myślenie w sprawie wyglądu. Oczywiście nie zwalnia Cię to z prób przezwyciężenia siebie, ale bez Boga raczej serca nie uda Ci się otworzyć a Bóg chce błogosławić twoim staraniom.
Wybierz się również na Mszę z modlitwą o uzdrowienie/uwolnienie, takie Msze są odprawiane prawdopodobnie we wszystkich większych miastach w Polsce i wujek google na pewno pomoże znaleźć Ci taką w twojej okolicy, ewentualnie możesz zapytać na forum. Idąc tam zarezerwuj sobie trochę więcej czasu, całość może potrwać co najmniej 2 godziny jak nie dłużej. Skorzystaj tam jeśli będzie taka możliwość z modlitwy wstawienniczej.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-05 17:57

"Owszem, nie do końca jasno się wyraziłam - wiem, że dusza ludzka jest nieśmiertelna."
Ale przecież czytałam już, że to wiesz, i piszę na inny temat. Nie udowadniam rzeczy, o której wiesz. Piszę, że właśnie istnieje śmierć duchowa, a nie że nie istnieje - co parę osób wcześniej twierdzi. Z Twojego listu jednak nie wynikało dokładnie, czy rzeczywiście chodzi Ci o śmierć duchową czy o depresję (jakby śmierć psychiczną), bo temat jakby o czym innym niż cała reszta. Teraz już wiem, że o jedno i drugie.

"Ale czy szczęście zbudowane na substancjach psychoaktywnych jest prawdziwe? "
Tabletki pomagają żyć. Jest wiele chorób, przy których do końca życia bierze się tabletki. Nie po to, żeby być szczęśliwym, ale żeby dało się żyć. Poczucie szczęścia - to dalsza, inna sprawa. Odrzucając tabletki, odrzucasz pomoc. Więc masz doła, który będzie tylko rósł. Z Twojej winy, bo nie chcesz sobie pomóc.

"Dla nich depresja jest wyższym szczeblem lenistwa," - ale dla psychologa i psychiatry na pewno nie. Dlaczego więc - skoro nie masz przyjaciół - rezygnować ze spotkania z kimś, kto wreszcie potrafi to zrozumieć? Nawet jeśli "nie jest to w stanie niczego zmienić" to jest to w stanie sprawić, żeby nie było gorzej. Powinnaś być pod stałą opieką psychologa/psychiatry.

"jaki sens ma spowiedź jeśli idzie się do konfesjonału w pewnym sensie "obrażonym".
Ależ ma sens. Odrzucasz kolejną pomoc, bo tylko Bóg w tej sytuacji może sprawić, że życie nabierze sensu. Do Boga nie idziemy tylko wtedy, kiedy chcemy Mu się rzucić na szyję. Bunt nie przeszkadza w spowiedzi. W spowiedzi nie chodzi o uczucia, tylko o przyznanie się do grzechu i żałowanie za grzech. Masz jakiś grzech (nie pytam jaki), w którym chcesz trwać, za który nie żałujesz, i nie chcesz tego zmienić? Bo wtedy faktycznie spowiedź jakoś nie ma sensu (choć czasem warto podejść do konfesjonału i wtedy, bo może akurat kapłan potrafi Cię przekonać, że w głębi serca tego chcesz). Jeśli nie masz konkretnego grzechu, w których CHCESZ trwać, to pomimo buntu, wątpliwości i obrażenia na Boga - spowiedź ma sens. Nawet święci kłócili się z Bogiem niejednokrotnie o to i owo. Szczęście można znaleźć na różnych płaszczyznach życia. Odrzucasz Boga, który może dać Ci szczęście i to najgłębsze. To tak jakbyś powiedziała: narzekam, ale tak naprawdę to nie chcę być szczęśliwa. To się zdecyduj, chcesz czy nie.

"Wygląd jest czynnikiem, którego nie da się wyeliminować."
Zakładam, że nie ma możliwości operacji plastycznej? Naprawdę nie? Ani teraz ani w przyszłości? Ani na trochę defektów? To trudno, współczuję. Ale popatrz na Madzię Buczek. No przepraszam, ale chyba mi nie powiesz, że z wyglądu jest ładna? Wyglądasz tak jak ona, czy gorzej? Myślisz, że jej nie jest przykro? Niektórzy publicznie ją wyszydzają, za co zasądzono jednej stacji telewizyjnej wysoką karę. Ale pieniądz bólu nie odbiorą. Myślisz, że nigdy nie pytała Boga "dlaczego"? Ale popatrz na nią głębiej. Znalazła szczęście. Czyli się da, tylko trzeba szukać tam, gdzie ono jest. Niski człowiek nie może szukać szczęścia w koszykówce. Ktoś bez nogi nie może być biegaczem. No zły przykład, bo jeden akurat jest. Jasiek Mela inaczej chciał żyć. Ale czy można powiedzieć, że teraz nie potrafi być szczęśliwy? A kiedyś nie umiał. Być może (nie wiem, ale być może) nie znajdziesz szczęścia w małżeństwie, być może nie będziesz matką. Ale ile kobiet tego nie ma, chociaż w wyglądzie wcale im niczego nie brakuje. Trzeba szukać szczęścia tam, gdzie można go znaleźć, a nie tam, gdzie nie można. Gdy odrzucisz wszystkie możliwości pomocy (Boże i ludzkie) - to nie dziw się, że nie znajdziesz.

Zawsze uważałam, że życie ziemskie nie jest sprawiedliwe. Nie jest. Jeden ma więcej, drugi mniej. Ale swoje życie trzeba budować na tym co masz, a nie na tym, czego nie masz. Bunt to jedna sprawa. Masz prawo do buntu, to odpowiedź na tę właśnie niesprawiedliwość świata. A szukanie swojej drogi - to druga sprawa. Nie odrzucaj ani Bożej, ani ludzkiej pomocy. Będziesz silniejsza. A to jest dobry początek.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Tionne (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2014-09-05 19:47

Spróbuj spojrzec na siebie z dystansem i nie porównuj się absolutnie z nikim. Kazdy jest inny, ma swoje wady i zalety, atuty i defekty. Nikt nie jest doskonały. Zawsze da się cos w sobie zmienić, tylko trzeba tego na prawdę chcieć i działać. Drobnymi kroczkami. Proś Jezusa o radość i uśmiech. Bo to najlepszy poprawiacz urody i to za darmo. Choć nie zawsze jest na to ochota. Ale trzeba się przełamywać, zeby nie stać w miejscu.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-05 22:05

Do G_JP:

Uważam, że stoi na przeszkodzie do osiągnięcia czegoś. Tak więc nie jest dla mnie wartością (o ile wygląd można w ogóle nazwać wartością) samą w sobie, ale jego brak unieszczęśliwia.

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Beata (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-09-06 05:30

Agata, mówiąc o wyłącznie wyglądzie fizycznym, przedstawię temat na własnym przykładzie - jeśli już chcesz się do kogoś porównywać, to porównaj się do samej siebie.
Co mam na myśli - miałam podobny problem, jak Ty; od wczesnej młodości mój wygląd i samoocena z tego wynikająca były dla mnie powodem wszelkich niepowodzeń, braku bliższych kontaktu z rówieśnikami lub fiaska prób jego nawiązania. Do tego stopnia był w moim mniemaniu nie do zniesienia, że nie potrafiłam spojrzeć na siebie przechodząc gdzieś w miejscu publicznym obok szyby, lustra, w którym widać było moją twarz - jedno spojrzenie i... odbierało mi całą pewność siebie, czasem dobre samopoczucie, wpędzało w przygnębienie. Pewnego razu oglądałam rodzinne zdjęcia, fotki z okresu dzieciństwa, następnie kolejnych etapów dorastania, aż do tych z kilku lat wstecz. I nagle wrażenie - jaka byłam wtedy młoda <=> ładna w porównaniu do teraz... I że ten młodzieńczy wdzięk, rysy twarzy zmieniają się z wiekiem, pomału mijają, bezpowrotnie, a człowiek tego w danej chwili swojego życia nie zauważa.
No więc nasunął się pierwszy wniosek: jednak z moim wyglądem nie było aż tak źle, jak to wtedy odczuwałam, oj szkoda, że tego nie zauważałam, no cóż minęło...
Ale zaraz druga myśl: Stop! zaraz, zaraz skoro mam takie wrażenie odnośnie samej siebie sprzed kilku lat, to prawdopodobnie za kilka następnych lat to samo pomyślę o sobie "z teraz ", dlaczego więc mam marnować ten bieżący moment życia, odbierać sobie jego sens negując samą siebie, skoro za kilka lat będę miała odmienne zdanie na temat swojego wyglądu i będę żałować swojego podejścia? Jeśli więc nie ma innego sposobu na te kompleksy, spróbuj tak: spójrz na siebie oczami przyszłości - jesteś ładna już TERAZ i w każdym momencie swojego życia byłaś i będziesz. Doceń to już teraz, bo myśląc negatywnie, zmarnujesz sobie życie, czaas upłynie i pozostanie tylko żal niespełnienia

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-09-09 21:33

Mój śp. Ojciec często mówił, że wszystkie kobiety są piękne – każda na swój sposób. Jak do tej pory nie mam powodu by podważyć to twierdzenie, zatem myślę, że Ty też jesteś piękna. Jeśli szukasz chłopaka, to pamiętaj, że zwykle podobne przyciąga podobne (nawet, jeśli chodzi o wygląd). Tak wyczytałam w mądrej literaturze. Pozdrawiam. G_JP

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.pg.com.pl)
Data:   2014-09-12 14:40

Agata, też mam na imię Agata. Chcę jedno powiedzieć Bóg jest WIELKI. On rozwiązuje wszystkie problemy. Moje świadectwo jest dość długie. Powiem tylko że zupełnie zgadzam się z Pawłem i Ulą. Tez doświadczam Pana w moim życiu choć długo tak nie było. Tyko do niego WOŁAJ z całych sił nawet gdyby ci się wydawało, że tych duchowych sił ci brak. Czasem Pan czeka nie daje od razu. w tym tez później zobaczysz sens.

Modlę się za ciebie. Agata

 Re: Śmierć duchowa.
Autor: Agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-09-14 00:36

Do Agaty:

Może kiedyś będę mogła świadomie powiedzieć to samo. Na razie trzeba pokonać w sobie to, co wydaje się niemożliwe do pokonania. Opór jest wielki, zło atakuje mocno. Dziękuję za ciepłe słowo i modlitwę.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: