Autor: Perdifficilis (---.skytech.pl)
Data: 2014-09-18 23:49
Przepraszam, rano zdążyłem się zdenerwować i tak mnie trzymało jakiś czas a wtedy się zapominam.
"Na żywo" też dość często tak mówię, a czasem po prostu się przemądrzam :(
I przepraszam szczerze.
Chodzi o to, że:
Pan Jezus przyjął na siebie pełną naturę ludzką, jednocześnie będąc w pełni Bogiem. Dzięki temu połączeniu (bez zmieszania natur oczywiście), uświęcone czy wręcz (jak mówili już Ojcowie Kościoła) przebóstwione zostało wszystko co ludzkie, a co pochodzi od Pana Boga (więc nasza fizjologia, emocje itd. również). <- to o Inkarnacji Logosu, czyli po prostu dziele Wcielenia.
Jednakże, choć Wcielenie to wydarzenie nieporównywalnej wagi, nie możemy przecież powiedzieć, że człowiek przed nim był wybrakowany - przecież własnoręcznie stworzył nas Bóg. Tutaj jednak dochodzimy do pytań: dlaczego, po co nas stworzył? By odpowiedzieć na to pytanie należy pamiętać, że Bóg przecież jest samowystarczalny, nie potrzebował stworzenia. Jest również czystym dobrem i jest niezmienny, pozaczasowy, a więc nie potrzebne Mu urozmaicenia czasu itp. Jeśli wyeliminuje się wszystkie te powody, pozostaje tylko jeden, który może z jednej strony uzasadnić sensowność stworzenia, a z drugiej nie godzi w istotę Boga - tym powodem jest czysta, bezinteresowna miłość.
Jeżeli zaś miłość jest jedynym powodem stworzenia, jest też jego istotą - staje się konstytucją bytu, racją która nadaje mu istnienie. Dlatego też, skoro Bóg stworzył nas cielesno-duchowymi, to taka nasza kondycja jest przez Niego chciana i uświęcona z racji samego stworzenia (znowu: z fizjologią itd.). A więc już w stworzeniu (chciałoby się rzecz: w Starym Testamencie) wszystko co ludzkie, było "sacrum".
Kondycja ontyczna to to co stanowi o najgłębszych podstawach bytu. W tym przypadku to to, co sprawia, że człowiek jest człowiekiem i w jaki sposób nim jest. Co więcej, jest to rzecz niezmienna i niezbywalna (można by rzecz "natura" jednak w rozumieniu hm, scholastycznym).
Na tę właśnie kondycję składa się tak stworzenie jak zbawienie.
Wyróżniki moralne czy kultyczne - tutaj chodziło mi o to, że dla wielu Żydów (a dziś również wielu z nas) tym co wyróżniało jednych ludzi na tle innych były praktyki zewnętrzne. O godności człowieka stanowiło zachowanie litery Prawa, choć niekoniecznie jego ducha; podobnie jak spełnianie kultu, ale niekoniecznie miłość do Boga i bliźniego.
Różnica polega na tym, że to co Bóg uświęcił sięga korzeni nas samych. Nie jest zależne od naszych zasług, od tego co wyraża się na zewnątrz, nie można tego stracić*, ani nikt nie jest w tym względzie lepszy od bliźniego. To uświęcenie przeniknęło całą ludzką rzeczywistość i jest ponad tym co rozdzielamy na sferę sacrum i profanum - i tutaj zupełna zgoda, że podział nie jest konieczny. Ale w samej już naszej aktywności, różnice obu sfer są oczywiste. Choć wszystko winniśmy spełniać "w Panu" i "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", to jednak nie wszystko w równym stopniu do Niego się odnosi. Są miejsca i czasy specjalne, wyróżnione i świadectwa tego odnajdujemy też w Piśmie. Może po prostu utarte słownictwo jest niezbyt szczęśliwe i zamiast "sacrum i profanum" powinniśmy się przerzucić na "sacrum i jeszcze bardziej sacrum", ale widać łatwiej do świadomości przenikają zestawienia na zasadzie przeciwieństw, choć w tym przypadku to przeciwieństwo pozorne.
Nie wiem czy jasno widać co chciałem przekazać, więc tak w jednym zdaniu: Dzięki stworzeniu i odkupieniu wszystko jest uświęcone, ale istnieje też sfera szczególnego, wyróżnionego momentu/czasu/miejsca spotkania Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem.
*tu pojawia się kwestia grzechu, ale to zupełnie inna beczka.
Mam nadzieję, że teraz lepiej.
Pozdrawiam
|
|