logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: s. (40 l.) (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-01-05 14:12

Parę miesięcy temu skończyłem 40 lat. W wieku lat 20 przeżyłem swoje "nawrócenie", w bardzo drastycznych okolicznościach. Wtedy byłem pewien, że wszedłem na drogę, na której Jezus będzie mi towarzyszył, że da mi życie szczęśliwe i spełnione. Po 20 latach mogę bez emocji stwierdzić, że dał mi życie, które jest totalną klęską. Moje życie dzisiaj to w 100% spełnienie największego lęku, jaki w sobie nosiłem. Tyle dał mi Jezus. Całe życie marzyłem o tym, żeby kogoś pokochać. I całe życie Bóg mi tego odmawiał, z żelazną konsekwencją. On po prostu nigdy, o samego początku tego dla mnie nie chciał. Raz jeden zdarzyło się, że kogoś pokochałem ze wzajemnością. Nigdy nikogo kochałem tak jak jej. Tylko że musiałem wybrać – ona albo Jezus. Ze względu na tzw. czystość, która dla niej nic nie znaczyła. Wybrałem Jezusa. I nie było żadnego ciągu dalszego - żadnego błogosławieństwa, uzdrowienia, pokoju serca. Tylko samotność, upokorzenie i potworny zawód. Przez 20 lat prowadziłem życie bardzo pobożne, bardzo posłuszne Bogu i z dala od grzechu. Przez lata codziennie przyjmowałem Komunię, a teraz nawet nie mogę podejść do ołtarza. Mam tak potworne poczucie zawodu i pewność, że kolejna Komunia nie zmieni niczego. Bo nigdy, ale to nigdy niczego nie zmieniła.
Przez 20 lat nie doświadczyłem ani razu „miłości” Jezusa. Teraz wiem, wiem bo doświadczyłem, że ona nie ma nic wspólnego z tym, co człowiek nazywa miłością. Kochający Bóg potrafi człowieka zniszczyć, złamać, upodlić i porzucić na resztę życia. Zrobić z życia już tylko wyrok do odsiedzenia. W imię zbawienia. Bo ta Jego „miłość” to czysta, abstrakcyjna metafizyka.
Najbardziej boli mnie to, że nikt mnie nigdy nie wysłuchał, nawet nie próbował. Od 8 lat korzystam z psychoterapii – pomaga jedynie w czterech ścianach gabinetu. A potem zawsze zdarzy się coś, co zniszczy nadzieję.
Wszyscy ci ludzie, tak bardzo wierzący w Jezusa, potrafią jedynie szukać przyczyny we mnie. Bo za mało ufałem, wierzyłem, itd. Jezus działa, Jezus uzdrawia, Jezus się interesuje, Jezus to, Jezus tamto... Miałem 20 lat żeby ufać, wierzyć, błagać i skomleć o pomoc, o sens życia, miłość. Nie było odpowiedzi. Nigdy. Wiem, że nigdy nie będę szczęśliwy. Mam 40 lat, zmarnowaną na własne życzenie młodość – dla Jezusa... i żadnych perspektyw przed sobą. Bóg skazał mnie na samotność i będzie dalej niszczył każdą relację, która tę samotność mogłaby odsunąć. Bo wciąż to robi. Nienawidzę swojego życia. Moim największym pragnieniem jest to, żeby moja śmierć była końcem. Bez ciągu dalszego - całkowitym unicestwieniem. Myślę o tym z ulgą. Tylko, że tak nie będzie. Po śmierci będą dalsze cierpienia. Nie odszedłem od Boga tylko ze strachu przed potępieniem. A przecież w głębi serca czasami po prostu Go nienawidzę… czyli na potępienie jak najbardziej zasługuję.
Najbardziej żałuję, że jako młody chłopak nie żyłem jak inni. Nigdy nie doświadczyłem intymnej, fizycznej bliskości. Wyrzekłem się jej dla Jezusa, chociaż okazje się pojawiały. Trzeba było iść do łóżka z kobietą, którą kochałem, a potem się pokajać - jak 90% moich kochających tak bardzo Jezusa przyjaciół. Dzisiaj nie ma nawet śladowego znaczenia. Poszedłem za Jezusem i przegrałem swoje życie, bezpowrotnie. W końcu to uczciwie przyznałem.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Elka (---.serv-net.pl)
Data:   2015-01-05 15:53

Przykro, że tak piszesz. Przecież jest tyle kobiet, które szukają takich mężczyzn jak ty (bo narzekają, że wszyscy faceci są "używani"). Jest wiele portali chrześcijańskich, na których można poznać taką osobę. Poza tym naprawdę uważasz, że jakbyś poszedł do łóżka z tamtą kobietą, to byłoby lepiej? Chciałbyś taką żonę, która tak łatwo wskakuje do łóżka? Taką matkę dla dzieci? Może mój pomysł jest całkiem chybiony, ale spróbuję: myślałeś o zakonie? No chyba że ty chciałeś być wierny nauce Jezusa tylko po to, by coś potem uzyskać? Podam też inny przykład: moja dobra znajoma wraz z obecnym mężem zachowali czystość do ślubu i byli z siebie dumni, ale potem okazało się, że w mimo tego mieli w tej sferze wiele trudnych problemów, nie układało się w sypialni za nic, byli bliscy rozpaczy. I nie było tego cudownego pierwszego razu - był zawód (nie będę wdawać się w szczegóły). I też miała pretensje do Boga, że nie pobłogosławił im mimo trwaniu w czystości przedmałżeńskiej. I wiesz co? Dopiero po długim czasie zrozumieli, że to nie działa jak automat, że nad harmonijną seksualnością musieli pracować jeszcze ładnych parę lat, że jednak (mimo niewspółżycia przed ślubem) nie mieli tej sfery poukładanej, bo czystość to nie tylko powstrzymywanie się od seksu. Piszę to po to, by ci uświadomić, że są takie sytuacje w życiu, gdy mimo trwania przy Jezusie, są trudno momenty. A twoją postawę prezentuje ten dobry syn z przypowieści o synu marnotrawnym - tyle lat był wierny i nic (ojciec nawet uczty na jego cześć nigdy nie wydał). Wczytaj się może w jej słowa.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: słówko (109.206.193.---)
Data:   2015-01-05 16:29

Proszę Pana, przede wszystkim: wiara w Boga nie ma nam zapewnić szczęśliwego i bezpiecznego życia na ziemi. Albo jest Pan tak rozgoryczony w tej chwili, albo faktycznie, trwale nie potrafi Pan docenić wartości życia wiecznego i wiecznego szczęścia. Wygląda to tak, jakby Pan coś robił niby dla Jezusa, ale tak na prawdę to po to tylko, żeby Jezus Panu się odwdzięczył fajowym życiem na ziemi.
Prawda jest taka, że Jezus niósł krzyż na Golgotę żeby na nim umrzeć, a nie niósł go, żeby ktoś po drodze Mu go zdjął i ulżył. Tak i my mamy nieść swój krzyż- wierząc w to tylko, że to niesienie a nawet śmierć na nim da nam zbawienie.
Bywali święci, którzy żadnej wdzięczności od Boga nie dostawali i żyli w ciemnej nocy większość życia.
Jeśli rozgoryczenie i żal przez Pana przemawiają - niech ujdą z Pana do końca, dając szansę na wyjście z tego kryzysu ku większemu dobru - nie tylko doczesnego.
Tak długoterminowa terapia wskazuje na ważne problemy u Pana, albo na zbytnią koncentracje na własnym życiu, na swojej osobie. Jestem przeciwniczką wieloletnich terapii prowadzonych chyba po to, żeby człowieka od terapeuty uzależnić. Chyba, że jest Pan na coś poważnego chory - wtedy potrzebne jest nieustanne niemal wsparcie. Ale generalnie terapia jest po to, żeby stanąć na własnych nogach.
Aha: pełno znam kobiet, które chętnie by wyszły za mąż. Nawet na tym forum zdaje się jest kilka.

Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Iks (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2015-01-05 17:00

Może przyszedł czas żebyś przestał ufać,wierzyć w to, że Bóg da Ci właśnie to, czego Ty chcesz a zacząć ufać, wierzyć w to, że Bóg daje Ci to, co jest dla Ciebie najlepsze.
Jezus jest z Tobą w Twoim życiu. Nie spełnia wszystkich Twoich życzeń, nawet tych, które wydają się jak najbardziej słuszne. Tylko, że to On wie co jest dla Ciebie dobre. Zaufasz Mu? Czy będziesz rozpaczał?
Myślisz, że zasługujesz na potępienie z powodu nienawiści, którą do Niego czujesz, ale On wie, że to jest dla Ciebie trudna sytuacja i rozumie Ciebie a nie potępia.
Do Komunii św. przystępuj z miłości do Jezusa, a nie ciągle z jakimiś sprawami do załatwienia, chociaż nie musisz tego całkowicie wykluczać :).
To, że wybrałeś czystość oddaj Mu w darze. Niewielu ma takich młodych bohaterów. Może Twoja postawa pomogła tej dziewczynie, może pomogła komuś innemu, komu o tym powiedziałeś. To wie Bóg.
Twoje życie może być piękne, ale to zależy także od Ciebie, od każdego z nas zależy czym wypełnimy swoje życie. Jeśli ktoś jest sam, to czy musi ono być przegrane? Tak myślisz? Powodzenia.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: wyszywaczek (93.175.167.---)
Data:   2015-01-05 17:33

Chwila. Zdefiniuj pojęcia: 1. "nawrócenie" 2. "pójść za Jezusem" 3. "wysłuchać" 4. "doświadczyć miłości" 5. "miłość". Tak na początek. Bo widzę tu tylko sieczkę i totalne pomieszanie pojęć, i ogromny egoizm. No i chyba trochę śladów po durnej pseudoewangelizacji pseudocharyzmatyków, którzy często sobie sprawy nie zdają, jak to się kończy :P Niestety, często właśnie tak.

Masz 40 lat? To wszystko przed Tobą, jak masz ochotę, to sobie poszalej. Jeszcze zdążysz, z drugie tyle przed Tobą. Najważniejsza wcale nie jest pseudowiara ani pseudonawrócenie, ani żadne wycia i skomlenia. Najważniejsza jest Twoja autentyczność, tylko w niej Bóg ma szansę coś sensownego z Tobą zrobić. Albo Ty z Bogiem. Bo tak to rzeczywiście nie ma sensu i szkoda tą pseudowiarę ciągnąć. Lepiej już szczerze pójść za tym ogromnym egoizmem, który w Tobie jest. A potem zobaczysz, co dalej.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: beti (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-05 18:03

Witaj,
nie mów, że przegrałeś życie. Nie wiesz co Ciebie spotka jutro... Może właśnie jutro spotkasz miłość za którą tak tęsknisz.Jestem w podobnym wieku. Tak jak Ty czekałam na mężczyznę, który mnie pokocha a ja jego. Czekałam, szukałam i nic. Aż tu nagle pojawił się on, zupełnie niespodziewanie. Budujemy relację, spotykamy się. Nie mówię, że jest łatwo. Zbyt długo byłam sama i czasami miewam swoje "dziwne" zachowania, obawy, lęki, ale on jest cierpliwy i wyrozumiały. Dziękuję mu za to. Co do czystości, nadal w niej trwam. Wiem, że mój partner pragnie zbliżenia ale powiedział też, że poczeka. Usłyszałam kiedyś, że miałabym w życiu to czego pragnęłam w danym momencie, ale jednak to nie było dla mnie najlepsze. Teraz wiem, że i ja nie byłam gotowa, aby kochać i pokochać. Dzięki Bogu, Jego Łasce, Miłości, Uzdrowieniu które we mnie dokonał i dokonuje pokonuję trudności. Bywają dni w których czuję smutek, nie czuję mocy Boga, ale potem BÓG ze spotęgowaną siłą daje mi odczuć swą obecność. Chwała Panu! A Tobie życzę, abyś z ufnością zwrócił się do Boga, mimo, że boli i jest trudno, a ukoi Twe smutne serce. Życzę Tobie, abyś spotkał miłość-prawdziwą miłość i jej doświadczał z dnia na dzień więcej.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Maciej (---.elpos.net)
Data:   2015-01-05 18:05

Celem życia człowieka na ziemi jest chwała Boga i życie wieczne. Piszesz
"Przez 20 lat prowadziłem życie bardzo pobożne, bardzo posłuszne Bogu i z dala od grzechu." I to ważne, Bóg to docenia. Problem może leżeć w negatywnym obrazie Boga, piszesz "Moje życie dzisiaj to w 100% spełnienie największego lęku, jaki w sobie nosiłem." Może problem leży w negatywnym odbiorze samego siebie? Przez co przerzucasz te negatywne (nieuzdrowione, nie oddane Bogu) emocje ,lęki na Boga że to Bóg winien i "to coś" w twoim wnętrzu sprawia że czujesz ciężar. To te lęki odrzucają ciebie a nie Bóg. Nie wiadomo jaka była u Ciebie modlitwa czy podchodziłeś zbyt formalistycznie (same uczynki) a serce było daleko i przez to nie doświadczyłeś miłości Boga?

W wieku 20 lat postawiłeś na Boga, żyjąc posłusznie i starałeś sie żyć bez grzechu więc zadaj sobie pytanie dla jakich pobudek tak żyłeś?

Piszesz "Mam 40 lat, zmarnowaną na własne życzenie młodość – dla Jezusa... " Gdybyś zmarnował życie nie dla Jezusa a dla kogoś lub czegoś innego to też być narzekał: - "Mam 40 lat, zmarnowaną na własne życzenie młodość – dla seksu, używania świata, grzechu itp... "? Coś wybrałeś i dobrze że wybrałeś Jezusa, nie są to zmarnowane lata. Wskazana modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne z lęków. Twój obraz Boga jest zniekształcony poprzez twoje emocje nieprzepracowane.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: jarek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-05 18:09

Niczego nie "przegrałeś", bo jeszcze żyjesz i masz możliwość dokonywania wyborów.

Po co żałować, narzekać na własne decyzje przed światem? Podjąłeś męską decyzję i szanujesz siebie jako człowieka. Doprawdy wolałbyś spędzić życie ze wspomnianą przez Ciebie kobietą? Jasne, że łatwiej żyć wizją świata, niż prawdą, ale to gówno nie odwaga (za przeproszeniem) i mizerna radość. Nie śledź życia "kochających" Jezusa przyjaciół, bo całej prawdy o nich się nie dowiesz i za dużo sobie dopowiadasz.

Nie ma sensu wmawiać sobie, że Bóg niszczy Twoje relacje. Nie spotkałeś właściwej, to nie, co mam powiedzieć. Zastanów się, co możesz w tym temacie zrobić. I uświadom sobie, że faceta, który ma jakieś wartości, "wciąż" szuka wiele kobiet, natomiast karteczki z podpisem "to ja" nie zobaczysz. Co nie znaczy, że żadna z kobiet na Ciebie nie czeka... nie wiem, co robisz "źle" w swoich relacjach z kobietami. Nad tym popracuj, bez filozofii. Małżeństwo nie rozwiąże Twoich problemów z samym sobą, tym bardziej żadna porada na forum niewiele zdziała. Przemyśl sobie cytat z Einsteina:

"Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów"

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Monika (---.as13285.net)
Data:   2015-01-05 18:19

W wieku 5 lat byłam molestowana przez obcego faceta. Całe moje zainteresowanie poszło w kierunku ciała. Nie byłam zdolna zbudować jakiejkolwiek relacji. Też się nawróciłam w wieku 20 lat. Leżałam w psychiatryku, chodziłam na terapię dalej mam zaburzenia psychiczne. Jednak wierzę, że tylko Pan Jezus mnie kocha. Mam 40 lat i wierzę że będę w pełni szczęśliwa w niebie. Na razie. żyję na ziemi i staram się być dobrym człowiekiem.
Kochany przyjmij Krzyż Pana Jezusa a obecnie Jego ubóstwo i wiedz,że Twoja czystość jest miła Panu Bogu. A ja żałuję, że nie jestem dziewicą i w zakonie :)

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Bea (---.1000lecie.pl)
Data:   2015-01-05 18:35

No fajnie, tylko co takiego Twoim zdaniem Jezus Ci zrobił, że wg Ciebie przegrałeś życie? Co się takiego wydarzyło, ze uważasz że to za "koniec świata"? Bo dużo napisałeś, ale brak sedna sprawy. Niewiele z tego wynika.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: zugia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-05 18:35

Jeśli jesteś jeszcze prawiczkiem to chce ci powiedzieć, że jesteś najsilniejszym mężczyzną na świecie i nie wiem czy jest jeszcze taki jeden, może dwóch, trzech, nie więcej. Gratuluje :) może użyj tej siły woli żeby być szczęśliwym.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Robson (---.static.chello.pl)
Data:   2015-01-05 19:03

Czuję Twój ból, bo przechodziłem przez coś podobnego (minus te okazje, które jakoś mnie omijały). Moja historia jest inna, bo każdego człowieka jest; co mi Twoja przywołała na myśl, to że w większości analiz przypowieści o synu marnotrawnym po macoszemu się traktuje tego drugiego, posłusznego i trwającego przy ojcu, który nawet w chwili rozgoryczenia nie może się zdobyć na to, żeby się zbuntować odejść, tylko stoi jak kołek na dworze gdy się wszyscy bawią. Wydaje się w tej historii tłem, przeciwwagą, kimś wręcz nawet gorszym od tego nieposłusznego, bo marnotrawny tak malowniczo upadł i tak pięknie się pokajał, a teraz ten psuje wszystkim zabawę swoimi dąsami. I ja czuję niedosyt, że jego historia się tak naprawdę nie kończy; ojciec wychodzi do niego, słucha wyrzutów, tłumaczy, ale co tamten odpowiada? Co zrobi dalej? Wszyscy zakładają, że zrozumie, że pogodzi się z ojcem i bratem, nałoży sobie kawał tuczonego kozła i wszyscy będą się cieszyć. Może to nastąpi, ale czy szybko? Historia marnotrawnego jest prosta: jest wina, jest kara, jest skrucha, jest przebaczenie, wszystko jasne i na swoim miejscu. U tego drugiego: same zgrzyty - posłuszeństwo bez wymiernej i odczuwalnej nagrody, cierpienie pewnie nawet większe, niż marnotrawnego (bo tamten swoje zrozumiał i przyjął) ale bez widocznej winy. Każdy więc woli się widzieć w roli tego marnotrawnego, a nikt nie chce być tym drugim, czuć to samo co on, i być nawet najłagodniej jeszcze za to strofowany i pouczany. Tamten mógłby w chwili rozpaczy nad świńskim korytem powiedzieć "przegrałem życie" i każdy by przytaknął; Twoje stwierdzenie pewnie się nie raz spotka z niedowierzaniem i brakiem zrozumienia (chociaż nie z mojej strony).

Wydaje mi się, że tego właśnie Ci brakuje: zrozumienia. Zwłaszcza ze strony wyznających tą samą wiarę, która akcentuje inną perspektywę, a w doczesności i nawet długich i ciężkich latach każe upatrywać krótkiego okresu przed czekającą nas wiecznością.

Dlatego powiem po prostu: rozumiem. Nikt nie chciałby przechodzić przez to co Ty. Twoje cierpienie jest realne, to nie błaha fanaberia. Nie uleczy się go łatwo, więc dobrze że korzystasz z terapii. Niewiele pomoże świadomość, że inni mają gorzej (dlatego podejrzanie patrzę na sugestie zaangażowania się w wolontariat, aby skontrastować swoje problemy z chorobami, biedą i innymi nieszczęściami spotykającymi bliźnich - wiem, że mi by nie pomogło, dołożyłoby mi jeszcze poczucie obłudy).

Pewnie znasz doskonale także te słowa "kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je" (Mk 8,35) i wybacz, jeśli dołożą Ci goryczy (ot, kolejny mądrala, który na wszystko ma odpowiedź popartą cytatem), ale po prostu nie potrafię znaleźć lepszych na puentę.

Z Bogiem, mimo wszystko.

PS W realu zamiast ględzić choćby i mądrze, i ewangelicznie, wolałbym zaprosić Cię na piwo czy gdziekolwiek, gdzie można by odnaleźć odrobinę radości; choćby i potem stara gorycz wróciła z nową siłą. Przynajmniej mi nawet bardziej niż towarzystwa kobiety doskwierało, że z nikim nie można było po prostu pomarnować czasu, zamiast trawić go na rozmyślania, które do niczego dobrego i tak nie prowadzą.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: hmm (---.internet.lantech.com.pl)
Data:   2015-01-05 19:04

hmm... masz/miałeś coś wspólnego z jakimś ruchem charyzmatycznym? Pytam bo piszesz jakbyś budował religijność (nie relację z Bogiem) w oparciu o emocjonalność i czasem cudowność ruchów charyzmatycznych, z których część nie ma zwyczajnie mądrego przewodnika. W tym przypadku po latach może zrodzić się frustracja. Całkiem słuszna frustracja, ale na niej nie należy się zatrzymywać.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2015-01-05 20:50

Pewnie nie było szansy z "Tą Jedyną" na ślub? Oświadczyłeś się? Nie zgodziła się? Dlaczego Wam nie wyszło? Ktoś Cię ubiegł? Nie popadaj w rozpacz. Może nawet jakbyście się pobrali, to po prau latach byście się rozwiedli. Wiele wielkich miłości moich znajomych, tak się skończyło :/

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: V (---.przasnysz.mm.pl)
Data:   2015-01-05 22:24

Witaj,
Chciałam tylko dopowiedzieć (bo moi przedmówcy wszystko dokładnie omówili) że czytałam gdzieś jak chyba jakiś świety mowił: "ż najcięższy Krzyż niosą Ci, ktorzy nie odczuwaja zadnych lask". Chodzi o to ze nawet jak na serio ida za Jezusem, podkreslam SERIO, to nic nie odczuwają. Zatem Drogi Przyjacielu nie łam się i nie żaluj ze nie grzeszyles kiedy mogles, i nie oczekuj za to po pochwal. Byc moze niesiesz wielki Krzyz, dzieki ktoremu osiagniesz niebo. Milosc Boga jest cudowna, nigdy ten swiat nawet w 1% nie da ci przedsmaku tej Milosci. Uwierz ze warto cierpiec dla Niego. Od kiedy ide za Jezusem moje zycie stalo sie 3x trudniejsze, pogorszylo sie ciut ze zdrowiem z wykonywaniem obowiazkow, ale Jezus nie powiedzial ze bedzie latwo. Sugeruje ze nawet jak nie masz poczucia sensu bycia, to zebys sie pomodlil na przymus, moge sie tyko domyslac jak Ci ciezko, nie zazdroszcze. Ale sprobuj niczego nie oczekiwac, nie narzucac niczego Bogu. To nie dziecko daje plan swojego wychowania Ojcu tylko Ojciec wedlug swojego planu wychowuje dziecko. Bog Cie kocha. Zadna kobieta i zaden czliwiek nigdy nie pokocha cie bardziej. On jest przy Tobie blizej niz ty siebie.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: kieda bieda (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-01-05 22:43

Czego oczekujesz od forowiczów?

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: piotr (62.244.131.---)
Data:   2015-01-05 23:16

A może wygrałeś życie? Niejeden żonaty 40 latek ci zazdrości, małżeństwo to bardzo trudna droga. Każdy z nas ma swoją drogę i powinien przejść nią po męsku i z godnością. Chłopaki nie płaczą.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Jarek (---.play-internet.pl)
Data:   2015-01-06 00:24

Drogi S. 8 lat psychoterapii to bardzo długo. Czego dowiedziałeś się o sobie? Co zmieniłeś? Co przepracowałeś ?

Wiesz, Jezus i Bóg Ojciec nie wymagają ślepego posłuszeństwa i wypełniania w 100% przykazań. To ważne, ale nie na tym polega miłość Ojca. Wyobraź sobie małego chłopca który przychodzi do Taty. Ten Tata mówi do niego - ukochany... chcę Ci dać ciepło, dom i powodzenie... bardzo tego pragnę. Na co chłopiec odwracając wzrok mówi: a może jak z zmówię 20x różaniec to zasłużę na Jego miłość? Tata - mam dla Ciebie naprawdę wszystko ... a syn: a może by tak "nowennę do serca".

Jesteś w takim momencie ze wszystkie Twoje pomysły na życie legły w gruzach a to co budowałeś jako obraz Boga okazało się tylko obrazem. Warto Mu o tym powiedzieć. Warto abyś powiedział Mu swoimi słowami że zamiast Ciebie niech On taki jakim jest i jakiego go nie rozumiesz, ani nie znałeś, pozbierał Twoje życie i uformował je tak jak On chce...

Warto byś się do niego zwrócił np tak: Tato ... Naprawdę potrzebuje Ciebie tu i tu ... i tu...

Tak po prostu - bez kadzidła, nowenn czy innych rytuałów.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-06 00:41

"zdarzyło się, że kogoś pokochałem ze wzajemnością. (...) Tylko że musiałem wybrać – ona albo Jezus. Ze względu na tzw. czystość, która dla niej nic nie znaczyła. Wybrałem Jezusa. I nie było żadnego ciągu dalszego - (...). Tylko samotność,"

Pokochałeś ZE WZAJEMNOŚCIĄ - a więc czemu nie zaproponowałeś dziewczynie małżeństwa? Przecież w małżeństwie byłyby spełnione Twoje pragnienia. A teraz winisz Boga? Przecież Bóg dał Ci wolną wolę i możliwość podejmowania decyzji takich, jak poproszenie dziewczyny o rękę, aby została Twoją żoną. Jeżeli kochała Ciebie, to poczekanie na możliwie szybki ślub (skoro była niecierpliwa) nie byłoby dla niej problemem.
"Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąc" 1 Kor 7,9

Mając 40 lat jesteś jeszcze na tyle młody, że śmiało możesz poszukać żony. Poszukać, nie tylko czekać. A Boga radziłabym przeprosić.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: annakatarzyna (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2015-01-06 02:08

"Przez lata codziennie przyjmowałem Komunię, a teraz nawet nie mogę podejść do ołtarza. Mam tak potworne poczucie zawodu i pewność, że kolejna Komunia nie zmieni niczego. Bo nigdy, ale to nigdy niczego nie zmieniła. "

Oj, tam! Oj, tam! Komunia to pokarm dla duszy w naszej drodze do Ojca, do nieba. W Komunii masz łączyć się z Jezusem i w Nim z całym Kościołem w jedno. I jeśli Komunia, a raczej przystępowanie do Komunii ma coś zmieniać, to ma zmieniać przystępującego do niej. Ma zmieniać jego serce. Nasze serce.

Jeśli przez te wszystkie lata modliłeś się i korzystałeś z sakramentów z nadzieją, że w ten sposób coś sobie "wydepczesz" i tym czymś było ziemskie powodzenie, to ja Ci serdecznie współczuję. A sens życia jest bardzo prosty. Osiągnąć zbawienie wieczne. Do tego naprawdę nie jest potrzebne ziemskie powodzenie. Nie jest konieczne małżeństwo, dzieci, pieniądze, piękny dom, tabuny przyjaciół itd... Potrzebna jest miłość do Boga. I wiara. Wiara w to, że zbawić się możemy dzięki temu, że Chrystus przyszedł na świat właśnie po to, by nas zbawić. Zbawić przez cierpienie i zmartwychwstanie. I że właśnie ten Chrystus został z nami w Eucharystii i daje się nam codziennie zjadać z miłości.

A poza tym to, facet, otrząśnij się. Zmień terapeutę i przyjmij do wiadomości, że jest w o wiele lepszej sytuacji, niż kobiety w Twoim wieku, bo rozglądać się za żoną możesz zarówno wśród dużo młodszych jak i trochę starszych koleżanek. Kobiety mają tu znacznie trudniej. :>

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: abc (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-06 06:34

Z kolei ja żałuję decyzji o ślubie kościelnym i zawarciu małżeństwa. Żałuję łudzenia się naiwnością o czystości przedmałżeńskiej, skoro od razu w tym małżeństwie coś było nie tak. Żałuję utraty życia tzw szczęśliwego i niezależnego singla. Czegoś żałuję w swym życiu, konsekwencji swych decyzji. Nie żałowałabym natomiast decyzji o pójściu za Jezusem, choć i tak to kojarzy się ze stanem bezżennym. Wybór Jezusa niezależnie od sytuacji życiowej w której się znajdujemy powinien pozostawić pokój i radość serca i uwolnienie od destrukcyjnego poczucia winy i żalu, jakie występuje u mnie i autora wątku. Warto zaufać Jezusowi i oddać Mu połamane życie bo tylko On ma moc je przemienić. Jezu ufam Tobie.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: AlicjA (---.nwrknj.fios.verizon.net)
Data:   2015-01-06 08:51

Moj tato ktory byl wtedy 50 letnim wdowcem ozenil sie z 45 letnia kobieta ktora byla dziewica.
Przegrane zycie to wtedy gdy po nim do piekla idziesz...

Z Bogiem

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Piotr (---.multi.internet.cyfrowypolsat.pl)
Data:   2015-01-06 10:02

Chodzenie za Jezusem na swój własny sposób nigdy nie idzie w parzę z Jego wolą dla Twojego życia. To On sam najlepiej wie, jaki jest plan dla Twojego życia. Gdybyś słuchał Go non stop i słuchał słów Jego i szedł śladami Jego ciągle, ominął byś i klęski, i zawody miłosne, i ominął byś swodnicze drogi, które nie prowadzą do Królestwa Bożego. Albowiem Jego droga jest wąska i ciasna. A po za nią idą złodzieje, gwałciciele, innowiercy, bałwochwalcy... itd, itp.
Wiem to po sobie. Ponieważ zawsze, gdy chciałem zrobić coś na swój własny sposób, zawsze robiłem błędy. Po co rozglądać się za kobietami, które nie ufają Jezusowi? Szukaj wpierw Jego ścieżek, a wcale nie musi oznaczać, że Bóg chce abyś pokochał kobietę. Może On chce, żebyś pokochał Go podwójnie mocno. Widać coś robiłeś źle, skoro zwątpiłeś i zacząłeś Go oskarżać. Która kobieta sprawiedliwa zechce postawić na tronie swego serca króla, który nie stoi na Skale?
Bóg zna Twoje serce. Wie o Twoich zaletach i wadach. Ty nie znasz przyszłości, a On zna. I wie, że będzie ciężko. Nigdy w swoim słowie nie obiecuje życia pełnego powodzeń, pieniędzy, czy zwycięstw według pomysłów ludzkich. Od daje zwycięstwo inne. Nad nieczystością, kradzieżami, ślepą nauką, oddawaniu czci bałwanom, wywoływaniem duchów, wróżbiarstwem - nad wszelkim grzechem we Wszechświecie.
Też kiedyś poszedłem za Jezusem. Też w pewnym momencie zakochałem się. Raz drugi i trzeci. Potem w końcu się ożeniłem. Teraz jestem już po rozwodzie i od 4rech lat jestem sam. I gdybym chciał iść znów na swój sposób, miałbym znowu kogoś - kochankę. Jednak Bóg podsyłał mi wielu ludzi, aby odsunąć mnie od poznawania jej, potem zaręczyn i ślubu, a ja na własny sposób, żyłem. A jedno-
cześnie modliłem się, "ułałem" Bogu i wierzyłem, że jakoś się ułoży.
Aż do rozwodu. Tylko, że w większości sprawach to ja zawiniłem bardziej niż Ona.
Pozdrawiam. Piotr

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: ruslana (195.117.121.---)
Data:   2015-01-06 13:27

Polecam do obejrzenia film "Trzy drzewa" http://www.youtube.com/watch?v=UIQbInBqqxk

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Mateusz (---.tvkdiana.pl)
Data:   2015-01-06 13:43

"Trzeba było...."? Nie, nie trzeba było. Mówię o decydowaniu się na seks przed zawarciem związku małżeńskiego. Zresztą widzę u Ciebie odwrócenie pewnych fundamentalnych kwestii - to współżycie płciowe jest jednym z aspektów małżeństwa, zaś sakramentalny związek dwojga ludzi nie stanowi "dodatku" do fizyczności.
Inną rzeczą, która martwi w Twojej wypowiedzi jest Twój stosunek do Eucharystii. Nie zapomniałeś chyba, że nie jest to tylko jeden z elementów mszy, ale właśnie ten moment najbliższego spotkania z Chrystusem. Nie ma dla człowieka źródła większej radości. A Ty piszesz, że nie ma ona dla Ciebie większego znaczenia, zamiast tego akcentując fakt utraty możliwości fizycznego współżycia. Zastanów się, czy to właśnie ono jest dla Ciebie najważniejsze? Co w takim razie robiłbyś w niebie, które jest wieczną wspólnotą z Bogiem i ludźmi, ale-niestety lub "stety"-bez współżycia? Odpowiedź prawidłowa brzmi: cieszyłbyś się, tak jak inni. Bo jedną z rzeczy, które człowiek musi sobie w życiu uświadomić jest istnienie rzeczy ważnych i ważniejszych. Nawet jeśli te mniej ważne wydają się przyjemniejsze, czasem warto, lub nawet trzeba z nich zrezygnować dla większego dobra. A takim dobrem jest zbawienie, które Bóg Ci oferuje. Za darmo zresztą. Musisz tylko chcieć.


Z Bogiem

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: aga (---.205.91.51.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-01-06 15:00

Jakoś trudno mi uwierzyć, że mozna przegrać życie z Jezusem. "Jam zwyciężył świat" J 16,33. "Kto we mnie wierzy, choćby umarł, ma życie wieczne" J 11, 25.
Można odnieśc wrażenie, że traktowałeś modlitwy i Komunie Święte jako walutę, za pomocą której kupisz swój cel tj. ożenek. A przecież modlimy się - bądź Twoja wola, jako w niebie, jak i na ziemi. Pozwól łasce Bożej działać w Twoim życiu,Dla każdego z nas Bóg ma najlepszy plan na świecie- dla Ciebie też."Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" Mt 6,33

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: kieda bieda (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-01-06 17:43

Przypomniało mi się, jak to uczniowie się zachowują. Pani mówi np. "Kto zrobi gazetkę?-" A dziecko pyta: "A dostanę piątkę?" Nie widzi wartości w zrobieniu czegoś, że się czegoś nauczy, ale chce zapłaty.
Przykazania zachowujemy, bo są dla nas dobre, a nie dlatego, że zaraz będzie nagroda.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-06 19:12

Mówisz, że nikt Cię nigdy nie wysłuchał. Powiedz o tym wszystkim Bogu, co tu napisałeś, o swojej nienawiści, żalu do Niego, o samotności i poczuciu straconego życia. On Cię wysłucha, tylko nie wiem, czy da Ci to, czego oczekujesz. Tyle osób Cię tu wysłuchało. Piszesz, że całe życie marzyłeś o tym, aby Kogoś pokochać. I piszesz, że pokochałeś. Może Ty kochałeś, a Ona nie i dlatego się nie udało? Możesz jeszcze Kogoś spotkać, nie wiesz tego. Nie myśl, że Bóg niszczy Twoje relacje, że nie chce dla Ciebie miłości. Pamiętaj, że to Ty też decydujesz, co wybierasz i nigdy nie wiesz, czy na innej drodze byłbyś teraz szczęśliwszy.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Monika (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-06 22:24

Nie rozczulaj się, nie oglądaj do tyłu. Przeżyłam po 20-stce taką wielką miłość, o której Ty tak marzysz i może idealizujesz. A teraz, będąc w Twoim wieku, od 10 lat sama wychowuję syna, bo sakramentalny mąż wymiksował się od zwykłego rodzinnego, radosnego, ale pełnego obowiązków życia. Nie oglądaj się na innych, nie porównuj tylko żyj. Masz drogę otwartą, no cóż ja Ci zazdroszczę. Aha, nie wiesz przed czym Cię być może Pan ochronił. Jeśli chcesz rozmyślać, to weź pod uwagę i ten wątek. Powodzenia

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Jakub (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-06 23:00

Może Pan Bóg próbuje Cię nauczyć, żebyś wygrywał z największym twoim lękiem, czyli lękiem przed samotnością.
Kiedy zaczniesz wygrywać z tym lękiem, to może będziesz szczęśliwy.
Mnie się wydaje i tak próbuję robić, żeby z pomocą Bożą walczyć i pokonywać swoje największe lęki (u mnie nałogi).
To mi daje coraz większy spokój ducha.
Miałem upierdliwy nałóg, długo modliłem się o wyrwanie z tego. Pan Bóg mnie wysłuchał i pomógł mi. U mnie to trwało długo (tak mi się wydaje), ale Bóg nie jest ograniczony czasem, tylko my jesteśmy.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: frotka (---.devs.futuro.pl)
Data:   2015-01-07 09:45

Rozumiem Cię. Mam 40 lat, jestem dziewicą i jestem sama, zawsze byłam sama. Do tego wszyscy wokół mają kogoś. Gdy popatrzeć na moje życie to po ludzku jest przegrane bo nic nie osiągnęłam tzn. nie mam męża, dzieci, dobrej pracy itd. Czy Bóg chce żebym była nieszczęśliwa? Wiesz co mi pomaga? Skoro jestem wierząca , skoro wierzę, że Pismo to jest prawda i skoro tam jest napisane, że Bóg jest dobry i wierny i nie zostawia nas samych to coś musi w tym być. Nie sądzisz? Bardzo mnie to męczyło, że tak dobry Bóg nie chce żebym była szczęśliwa. I gdzieś usłyszałam, że tak chce zły żebyśmy myśleli, żebyśmy przestali wierzyć w Jego dobro i miłosierdzie. Bóg widzi dalej niż człowiek i wie co robi. To, że ja tego nie rozumiem to nic nie znaczy bo po prostu nie jestem w stanie wszystkiego pojąć.
Nie jet łatwo mi, ale pociesza mnie to. Miałam kiedyś plany na swoje życie i nic z tego nie wyszło. Bardzo to bolało, ale okazało się, że nie potrafię zaufać Bogu - nic a nic. I teraz nie planuję - uczę się tego.
Czasem gdy jest naprawdę źle, to próbuję wyobrazić sobie życie bez Ojca. Może bym była nieskończenie nieszczęśliwa w jakimś chorym związku, może by mnie już nie było na tym świecie. Po prostu wiem, że to On przeprowadził mnie przez moje trudne dzieciństwo - to jest dla mnie jasne. Nie wiemy przecież przed czym nas ochronił.
Masz prawo być rozżalony i zły, ale powiedz Mu to i z Nim porozmawiaj. Nie odrzucaj tych 20 lat. Musisz być niezwykle ciekawym facetem skoro tak długo wytrwałeś w czystości. Skoro ja tak uważam nie znając Ciebie to pomyśl jak zachwycony musi być Bóg gdy patrzy na Ciebie.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Petra (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-07 12:27

S. (jakkolwiek masz na imię, a to ma znaczenie) rozumiem cię i bardzo ci współczuję, wyobrażam sobie po tym co napisałeś jak możesz się czuć. W takiej sytuacji człowiek zawsze szuka winnego lub winnych. Albo obwinia Boga, samego siebie, innych ludzi, system gospodarczy, polityczny, społeczny, warunki atmosferyczne, położenie geograficzne itd. Ty wybrałeś winnego Jezusa, dla Niego to nie nowość, a jeśli byś wybrał siebie to by to coś zmieniło? a może ta kobieta jest winna, która nie chciała czekać do ślubu? jakie to ma znaczenie? jak znajdziesz winnego to co to zmieni? ukażesz go? i co to da? Powiem ci - nic to nie zmieni. Nie powiem ci co teraz masz zrobić, nie powiem ci że to co piszesz jest nieprawdą, tak czujesz i ja ci wierzę. Wszyscy szukają problemu w tobie bo się boją, że i na nich to przyjdzie. Powinnam zakończyć jakoś optymistycznie, takie jest życie jeden przegrywa, drugi wygrywa, nie jesteś sam, nie jesteś jedyny, może skumpluj się z resztą przegranych, oni cię zrozumieją.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2015-01-07 12:39

Zawsze mnie zdumiewa umiejętność przepowiadania przyszłości i przewidywania skutków, jaką wiele osób demonstruje.
"Ach, gdybym poszedł do łóżka z kobietą, którą kochałem... teraz byłbym szczęśliwy!"

Zazdroszczę takiej umiejętności, bo sama nigdy nie wiem, co by było, gdyby.
Myślałam na przykład, że największym szczęściem, które może mnie spotkać jest poślubienie pewnego pana. Gdy ze mną zerwał miałam wrażenie, że życie straciło sens. Szybko jednak zorientowałam się, że gdyby sprawy potoczyły się tak, jak planowałam, wpakowałabym się w związek z osobnikiem absolutnie nie nadającym się do tego. Dziś Bogu dziękuję, że sytuacja potoczyła się tak, jak się potoczyła. I że mimo moich gorących próśb - nie wysłuchał mnie.

Z drugiej strony jednak nie można na Pana Boga zwalać wszystkiego. To nie jest tak, ze jak spełnimy jakieś warunki (częsta Msza święta, modlitwa, "pobożne" życie) to dostaniemy coś w zamian. Relacja z Panem Bogiem powinna być właśnie relacją - żywą, szczerą, prawdziwą. Jak się przez zaciśnięte zęby odmawia różaniec za różańcem to mniej więcej tak, jakby własnej żonie powtarzać, ze się ją kocha, gdy w głębi serca się jej nienawidzi. To już lepiej szczerze i uczciwie powiedzieć co i jak - prawda pozwala na ciąg dalszy, a fałsz - zapętla.
Nie jest też tak, ze Pan Bóg gwarantuje szczęśliwe, dostatnie i spokojne życie tu i teraz. On nawet mówi coś zupełnie innego - przypomina o krzyżu, o konieczności zaparcia się siebie.
Bo to jest tak - jak się kogoś kocha, to jest się gotowym iść na koniec świata, przez ogień i wicher, byleby tylko być razem. Ale jak się kogoś nie kocha, to pojawiają się pretensje - bo miało być inaczej, bo czegoś innego oczekiwałem, bo ktoś tu się nie wywiązuje z warunków umowy...

A od bardzo praktycznej strony - chcesz kogoś pokochać. Jak rozumiem - z wzajemnością i "skutecznie" - czyli ożenić się.
Odpowiedz sobie szczerze na pytanie - czy w tym momencie jesteś odpowiednim kandydatem na męża dla kogokolwiek? Czy to, jakim jesteś daje szansę na stworzenie dobrego, zdrowego związku? Czy będziesz w stanie podjąć obowiązki męża i ojca?
Jeśli tak - to do dzieła. Trzeba szukać. Księżniczka z bajki sama z nieba nie spadnie.
A jeśli nie - to może najpierw uporządkuj siebie. Bo związek z kimś, kto się do związku nie nadaje i nie przepracował pewnych spraw, może zamienić życie w piekło. Gorsze niż samotność.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: lola (92.59.65.---)
Data:   2015-01-07 18:52

A ile jest takich co stracili życie, bo nie zaufali Jezusowi. Pisał tu niedawno pan, którego żona zdradziła i też był załamany. A okazało się, że on z nią ledwie co się poznali uprawiał seks na barze. I go zdradziła (podobno) z barmanem. Ile jest takich, co zarazili się chorobą weneryczną? O tym się nie mówi, ale istnieje. Ile jest rozbitych rodzin? Nie ma co gdybać. Masz ostatnie 10 lat na poznanie żony i założenie rodziny. Od Ciebie zależy jak to wykorzystasz. Chcesz odejść od Jezusa? Odejdź. Szukaj miłości gdzie indziej. Może Ci się uda. Lub szukaj wśród ludzi takich jak Ty. Ile jest czterdziestoletnich dziewic? Duzo. Jeszcze masz czas. Znam wielu, którzy pobrali się po czterdziestce.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Magda (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2015-01-07 19:26

kryzys wieku średniego... wielu panów zaczyna życie od początku, a Ty możesz to zrobić z czystym sumieniem.
Pomyślałabym o zmianie terapii

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Tionne (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2015-01-07 20:18

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XXX. O TYM, ŻE TRZEBA WZYWAĆ POMOCY BOGA I UFAĆ JEGO ŁASCE

1. Synu, jam jest Pan, który doda ci siły w godzinie cierpienia Na 1,7. Przyjdź do mnie, gdy jest ci źle. Za późno zwracasz się ku modlitwie i w ten sposób utrudniasz dostęp do siebie Bożemu ukojeniu. Bo zanim poczniesz mnie błagać o pomoc, szukasz jej wszędzie i próbujesz znaleźć pociechę z zewnątrz.

Dlatego wszystko to niewiele ci pomaga, aż wreszcie przypomnisz sobie, że to ja jestem tym, który ocala ufających mi Ps 17(16),7, poza mną nie ma skutecznej pomocy ani zbawiennej rady, ani trwale działającego lęku Syr 36,1.

Lecz chociaż wtedy, gdy już przyjdziesz do siebie, gdy już będzie po burzy, nabieraj sił w blasku mojej miłości, bo jestem tuż Ps 119(118),151; Flp 4,5, mówi Pan, aby wszystko odbudować i nie tylko oddać ci w całości, ale jeszcze obficiej pomnożyć.

2. Czyż dla mnie istnieje coś trudnego Jr 32,27 albo czy to podobne do mnie, abym obiecał i nie spełnił obietnicy? Lb 23,19. Gdzież jest twoja wiara? Trwaj w wierze i wytrwałości. Bądź cierpliwy i dzielny, przyjdzie pociecha w swojej porze. Czekaj na mnie, oczekuj, przyjdę i uleczę cię Mt 8,7. To, co cię dręczy, to tylko próba, to, co cię przeraża, to próżna obawa.

Po cóż się trapić tym, co może się zdarzyć w przyszłości, czyż chcesz smutek piętrzyć na smutku? 2 Kor 2,3. Dość ma dzień swojej troski. Próżne to i daremne martwić się o przyszłość Mt 6,34 lub cieszyć się z tego, co może nigdy nie nadejdzie.

3. Lecz jest rzeczą ludzką bawić się grą wyobraźni i dać się pociągać podszeptom nieprzyjaciela, znak to słabości duszy. Dla niego to nieważne, czy zdoła cię zwieść i przygnębić prawdą czy łgarstwem, czy pokona cię przywiązaniem do teraźniejszości, czy lękiem przyszłości. Więc niech się nie trwoży twoje serce, niech się nie lęka J 14,1.27.

Wierz we mnie i ufaj memu miłosierdziu. Gdy myślisz, że jestem daleko od ciebie, często właśnie wtedy jestem najbliżej. Gdy sądzisz, że wszystko stracone, często wtedy właśnie zbliża się większa nagroda. Nie wszystko stracone, choć wydarza się coś nie po twojej myśli. Nie osądzaj sprawy wedle tego, co czujesz w danej chwili, i nie poddawaj się nieszczęściu, skądkolwiek przychodzi, tak jakby już nie było żadnej nadziei ratunku.

4. Nie myśl, że jesteś opuszczony zupełnie, choćbym czasem zesłał ci cierpienie albo odmówił upragnionej pociechy, bo tak idzie się do Królestwa niebieskiego. I bez wątpienia wyjdzie to na dobre tobie i innym moim sługom, że muszą walczyć z przeszkodami, lepsze to, niżby mieli wszystko, czego dusza zapragnie.

Ja znam cele ukryte Ps 44(43),22 i wiem, że dla twojego zbawienia trzeba czasami, abyś pozbawiony był słodkości, bo stałe powodzenie mogłoby cię wbić w pychę i zadowolony z siebie zacząłbyś myśleć, że jesteś tym, czym nie jesteś. Dałem, mogę wiec zabrać i oddać znowu, gdy zechcę.

5. Dałem ze swojego, więc to moje. Zabiorę, więc nie twoje zabrałem, bo moim jest wszelkie dobro darowane i każdy dar doskonały Jk 1,17. Jeśli ześlę ci troskę albo przeszkodę, nie narzekaj i nie upadaj na duchu: mogę je szybko odjąć i cały smutek przemienić w radość. A przecie chociaż tak z tobą postępuję, jestem sprawiedliwy i godny miłości.

6. Jeśli nie brak ci rozumu i umiesz dostrzegać prawdę, nie powinieneś nigdy smucić się zanadto z powodu przeciwności, lecz raczej cieszyć się i dziękować. Tak, uważaj to za wielką radość Hi 6,10, że cię nie oszczędzam i zsyłam ci cierpienie.
Jako Ojciec mnie umiłował, i ja was miłuję J 15,9 - mówiłem swoim umiłowanym uczniom; posłałem ich przecież nie na uciechy świata, ale na wielki bój, nie na godności, ale na wzgardę, nie na wywczasy, ale na trudy, nie na spoczynek, ale na żniwa Łk 8,15 wśród wielu cierpień. Pamiętaj, synu, te słowa.

Tomasz a Kempis, 'O naśladowaniu Chrystusa'

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-08 10:40

"Przez 20 lat prowadziłem życie bardzo pobożne, bardzo posłuszne Bogu i z dala od grzechu."

Jak chciałeś znaleźć żonę, uważając się za ideał? Z taką chodzącą doskonałością (we własnym mniemaniu) bardzo trudno wytrzymać. Bardziej pachnie mi tu odstraszajaca dewocja niz prawdziwym zyciem blisko Boga.


"Wtedy byłem pewien, że wszedłem na drogę, na której Jezus będzie mi towarzyszył, że da mi życie szczęśliwe i spełnione".

Chyba Ci się Jezus ze złotą rybką pomylil. Jezus powiedział wyraźnie, na co mogą liczyć Jego wyznawcy. Masz to w Biblii czarno na białym i nie jest to życie doczesne usłane różami.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Małgorzata35 (---.plusgsm.pl)
Data:   2015-01-08 15:28

Witaj,
Chciałam napisać tylko ze doskonale rozumiem o czym mówisz. Jakieś cztery lata temu przeszlam dokładnie to samo co Ty. Załamanie wiary, bunt ze ja Bogu wszystko a On mi nic. Ze tyle lat mu poświęciłam a dostalam tylko samotnośc. Brak kogoś ukochanego i brak przyjaciół. Miałam wielkie pretensje.Przestałam się modlić, chodzic do kościoła. Aż poznałam ludzi którzy 'przyjęli' mnie do swego grona. I co z tego ze każde spotkanie zakrapiali solidnie alkoholem, wazne bylo ze ktos mnie w koncu zaakceptowal. Potem poznałam mężczyznę. I wszystko potoczyło się bardzo szybko. Napisze tylko tyle ze wzięłam z nim ślub cywilny z wstępną teorią ze kościelny będzie później. Gdy braliśmy ten ślub byłam w trzecim miesiącu ciąży i myślałam ze moje życie będzie sielanka ale po urodzeniu córeczki mąż przestał dbać o nas. Nie wracal na noce do domu a jak wracal to pod wplywem alkoholu. Dzis mieszkam z córeczka u rodziców. Spokornialam. Bóg wie co nam służy a co nie.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Beata (---.222.radiowynet.pl)
Data:   2015-01-08 18:29

Drogi s. Chciałabym Ci powiedzieć, że w Twoim krótkim "opisie" życia znalazłam kilka przykładów Miłości Boga do Ciebie. Codzienna Eucharystia to wielki i najpiękniejszy dar w życiu. Według mnie, to naprawdę nie jest mało, bo czy ofiara Chrystusa nie jest dowodem Jego ogromnej miłości do Ciebie? Ponadto, Bóg dał Ci łaskę pielęgnowania daru czystości, którego tak wielu w ogóle nie rozumie i go odrzuca... Nie wiem tylko, czy czasem po drodze nie zagubiłeś się trochę, bo z Twojego wpisu wynika, że za swą postawę oczekujesz nagrody. To tak, jakbyś za każdy dobry uczynek chciał od Pana Boga zapłatę, a przecież największym skarbem dla nas powinien być On sam. A Ty oczekujesz, że za swoje czyny, Bóg zrealizuje Twój plan na życie. Życzę pokoju serca, bo zdaję sobie sprawę, że jest Ci okropnie ciężko.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: ona (---.dynamic.kabel-deutschland.de)
Data:   2015-01-08 19:05

S. bardzo dobrze Cie rozumiem. Moze jeszcze spotkasz swoja wybranke. Po tym forum widac ze jest wiele kobiet, ktore chca czekac i dla ktorych bylbys wymarzonym kandydatem. Jako ze jestes mezczyzna masz jeszcze czas i na malzenstwo i na dzieci. Jesli znas angielski podalabym Ci link do filmiku gdzie pewna piecdziesiecioparoletnia chrzescijanka opowiada jak to ona znalazla swoja wielka milosc w wieku 48 lat, wczesniej byla przez chyba 18 lat sama. Nie uwazam, te wina lezy w Tobie, moze nie nadszedl jeszcze odpowiedni czas. Ostatnio na kazaniu ksiadz powiedzial, zeby trwac na modlitwie i ufac, bo Jezus w koncu przyjdzie do kazdego z pomoca. On wie kiedy.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Bart (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-09 11:11

Szanowny S. "chodzenie za Jezusem" niekoniecznie wiąże się z powodzeniem w tym życiu, wręcz przeciwnie, można oczekiwać różnego rodzaju przeciwności. Zerknij do Ewangelii, przeczytaj Dzieje Apostolskie, poszukaj w dziełach historycznych, co spotkało Apostołów, czego doświadczyli ludzie uważani dzisiaj za świętych. Kiedyś też sądziłem, że prowadząc tak zwane "pobożne życie" należy mi się wszystko co najlepsze. Dochodzę jednak do wniosku, że to nie prawda, uważam, że ważniejsze jest to co Bóg nam obiecał, że nas nie opuści, że zawsze jest z nami, że jesteśmy Jego dziećmi. Ja też wielu rzeczy oczekiwałem od Boga, modliłem się o nie, ale nie dostałem tego. Gniewałem się na Niego, nie chodziłem do kościoła, nie modliłem się, itp. Dopiero po czasie, często bardzo długim, docierało do mnie, że jednak On dobrze zrobił tak, a nie inaczej. Że Jego działanie nie ma na celu zniszczenia mi życia a wręcz przeciwnie. Powiedz Bogu co Cię boli, nawet Mu to wykrzycz, bądź autentyczny, On się nie obrazi.

A co do znalezienia żony, rozejrzyj się dokładnie, może gdzieś blisko Ciebie, w środowisku w którym się obracasz jest kobieta której się podobasz. I nie łam się, faceci nie płaczą :)

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Ewa (---.146.166.98.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-01-10 00:05

Czy Ty jesteś pewien, że kiedykolwiek szukałeś woli Bożej? Czy może tylko dokonywałeś projekcji?
Również wydaje mi się, że masz zaburzony obraz Boga i warto by było, żebyś popracował z jakimś terapeutą o orientacji chrześcijańskiej. Pan Bóg jest prawdopodobnie zupełnie inny, niż się spodziewasz.
Człowiek, który nienawidzi Boga już jest na drodze do piekła (uważaj, jak definiujesz swoje stany emocjonalne - można przechodzić frustrację, ale nie jest to powód by nienawidzić Boga. Co powiesz ludziom, którzy przechodzą PRAWDZIWE DRAMATY? Zachowałeś zdrowie, pracę, rodzinę? Ciesz się, bo wielu może o tym tylko pomarzyć. Jak wszystko jest względne, poczucie szczęścia i nieszczęścia. Twoja frustracja i zafiksowanie na tym jednym temacie jest z pewnością dziełem szatańskim ale również dowodem, że przeżywasz ogromną życiową pustkę. Spróbuj poszerzyć swoje horyzonty o hobby, zainteresowania, sprawy innych ludzi. To może być droga wyjścia z tego piekła. Czy dużo zrobiłeś w życiu dla innych?

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: byle, jakoś (---.17-3.cable.virginm.net)
Data:   2015-01-11 03:28

Czas najwyższy pozbyć się bożka, odnaleźć Boga.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: martha (---.ostnet.pl)
Data:   2015-01-13 10:42

Jestem dużo młodsza od Ciebie, nie znam życia itd.

Ale znam depresję i ciągłe pytanie DLA-CZE-GO JA???

Jestem już wyleczona z depresji, pomocą kompleksową: leki-spowiednik-terapia. Dlaczego leki piszę na pierwszym miejscu? Bo gdyby nie one, spowiednik i terapeutka nie mieliby do kogo mówić. Po prostu.

Jestem dużo młodsza od Ciebie, ale wiem, że do wielu przemyśleń i poglądów dochodzi się bardzo długo. I pewne wnioski też się długo wyciąga.

I że największym zagrożeniem człowieka jest on sam, oraz jego wizja pt "Powinno być TAK". Wcale nie powinno, I lepiej, żeby nie było.

Bóg widzi z góry. Nie mówię, że "siedzi na górze", chodzi mi raczej o perspektywę nieskończenie większą od ludzkiej. I widzi, gdzie jest nasze szczęście. Nie zamykaj sobie oczu rozpaczą. Ani uszu.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: Bartek (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2015-01-14 20:47

Ks.Popiełuszko powiedział że jesli jest w człowieku jeszcze odrobina dobra to warto na niej się skupić i zacząć budować od nowa. Ja dodam, że innej alternatywy nie ma. Mam tyle lat co Ty. Kiedyś chciałem być nawet ksiedzem, jednak odszedłem z seminarium. Po paru latach poznałem dziewczynę, najwspanialszą Kobietę pod Słońcem. Było fantastycznie, bardzo się kochaliśmy. Byłem w takim okresie że miałem wszystko: mieszkanie, dobrą pracę i najważniejsze... córeczka i kochana żona. W tym czasie pan Bóg dla nas nie istniał, kościół omijaliśmy szerokim łukiem. Pojawiły się trudności finansowe, żona poszła do pracy, poznała tam 'tego trzeciego', późne powroty z pracy, oddalenie mentalne. Postanowiła się rozwieść. Było to dla mnie jakbym dostał 5 kilowym młotem. Chciałem ratować małżeństwo, nie wiedziałem wtedy o Jej zdradach. Rozpoczęły się Jej awantury codzienne, krzyki dochodziło do tego że trzymałem na rękach córkę (3 latka) Ona podchodziła i uderzała mnie rękoma. Pewnego dnia nie wytrzymałem złapałem za nóż... całe szczęście przeżyła. Pamiętam Jej słowa wtedy 'O Boże, o Boże'. Dla mnie zakończyło się to 5 latami za kratami. Jestem już na wolności i układam sobie życie. Nie ufam kobietom. Za to nowy wydźwięk ma u mnie słowo Chrystus, bez Niego nie byłoby sensu życia, to On jest życiem. A wszystkie porażki trzeba Jemu zawierzyć. Nie wyszło Ci z tamtą kobietą, może ta czystość uchroniła Ciebie przed tym co mnie spotkało. Zmień terapeutę, źle prowadzona terapia może przynieść dużo szkody.
Pozdrawiam

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: domibu (178.235.35.---)
Data:   2015-02-27 20:47

Jak to już wcześniej napisał 'byle, jakoś': porzuć bożka, zacznij szukać Boga.

A może nawet najpierw tylko porzuć bożka i zacznij słuchać siebie - czego pragniesz, potrzebujesz, chcesz - i rób to! Nie mów, że Bóg-okoliczności-ludzie nic ci nie dali, że przegrałeś życie. To od ciebie zależy, jakie będzie twoje życie, ty masz o nie zawalczyć, nic się samo nie stanie. Układaj sobie życie tak jak chcesz żeby wyglądało. Zmień je. Weź za swoje życie odpowiedzialność, nie zwalaj jej na nikogo, nawet na Boga.

A z tym żalem do Boga... To nie Bóg ci coś zabrał, to ty sam sobie coś odebrałeś, na coś nie pozwoliłeś, trzymałeś na uwięzi swoje potrzeby, marzenia - działałeś przeciwko sobie. Wygląda na to, że przez te lata byłeś daleko od siebie, swego wnętrza, i - właśnie też od Boga.
Radziłabym oddalić się trochę od tego rodzaju "wiary", "praktykować" tyle ile trzeba (msza tylko w niedzielę), nie za dużo, i - zacząć żyć (dla faceta 40 lat to jeszcze nie za późno na zaczynanie życia, jak to już ktoś napisał). Chodzi mi o złapanie psychicznej równowagi. Ten rodzaj wiary, który miałeś, wyraźnie ci "szkodzi", trzeba to porzucić. No i oczywiście nie może mieć nic wspólnego z prawdziwą wiarą, tak mi się wydaje.

 Re: Poszedłem za Jezusem i przegrałem życie.
Autor: anka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-10-05 13:03

Minęły już dwa lata, ale dorzucę parę groszy.
40 lat to nie koniec życia, zwłaszcza dla mężczyzny. Jest masa wolnych dziewczyn po 30 lub koło 40, które są wolne i które marzą o założeniu rodziny. Miłość nie zna wieku, czego każdemu życzę.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: