Autor: Ј (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data: 2015-04-13 19:38
Najczęściej mówi się o czterech krokach prowadzących do zdrowej pewności siebie.
Pierwszy etap polega na tym, że mamy uczyć się dopuszczania do naszej świadomości bolesnych uczuć, które są zawiązane z byciem odrzuconym, niekochanym, opuszczonym przez moich najbliższych. Oczywiście, proces ten rozkłada się na wiele lat. Człowiek boi się doświadczać uczuć negatywnych, zarówno tych obecnie przeżywanych, jak i tych z przeszłości. Na różne sposoby ucieka od nich. Ponownie muszę je przeżyć: mój niepokój, lęki, moje poczucie winy, które kiedyś przeżywałem i które jeszcze dzisiaj mnie dopadają. Te stany uczuciowe zrodziły się z braku miłości, niedoświadczenia rzeczywistości bycia kochanym, do której miałem prawo i których szukałem od chwili poczęcia. Nie doświadczywszy tego, wypracowałem sobie niedojrzałe, obronne mechanizmy, dziwne zachowania, aby jakoś uporać się z doświadczanym brakiem miłości. Trzeba wiedzieć, że człowiek bezwiednie powtarza te zachowania, które kiedyś przeżywał jako dziecko, niejako broniąc się przed brakiem miłości. To może być agresja, izolacja, nienawiść, głęboki smutek, rozumiane stale jako protest przeciw temu, że nie byłem kochany.
Doświadczając tego wszystkiego, odczuwając te bolesne stany uczuciowe, z dzieciństwa, z młodości, mam próbować odnaleźć w nich sens, wyzwanie, jakiś prawdziwy kierunek mojego życia. Nie żyć doświadczanym uczuciem, nie zamykać się z nim, powtarzając swoje pretensje i rozżalenie z przeszłości, ale mam stopniowo kształtować swój horyzont, ku któremu mam podążać, ku któremu wzywa mnie jedyna prawdziwa Miłość, Bóg, który przecież nikogo nie skrzywdził. Mam odkryć pewną logikę, która prowadzi człowieka ku życiu, pozwalać sobie na odczuwanie stanów emocjonalnych i w nich odkryć wyzwania, pedagogię Boga, która jest skierowana konkretnie do mnie. Jest to także plan zbawczy w stosunku do każdego człowieka; Bóg bowiem pragnie wyprowadzić mnie z mojego skrzywdzenia i z mego zamknięcia w doznanej urazie.
Trzeci etap jest chyba najtrudniejszy. Mam wyruszyć w drogę. Stosunkowo łatwo, choć nie bez problemów, jest powrócić do przeszłości, odkryć w doświadczeniach z dzieciństwa wyzwanie skierowane do mnie przez Boga. Natomiast problem jest w tym, żeby naprawdę wyruszyć w drogę, żeby naprawdę podjąć decyzję. Niestety, człowiek woli cierpieć niż się trudzić. Jak dosadnie mówi w swojej "Twierdzy" A. de Saint-Exupéry, dla wielu ludzi "cuchnące rany są szczególnym bogactwem (...) i wolą kikutami torować sobie drogę w świecie (...), a czując się zbędni, starają się przede wszystkim o nawrót choroby". Wyruszenie w drogę jest, mimo pozorów, bardzo trudną decyzją, przed którą ludzie się bronią. (...) Człowiek, ja, mam wielkie problemy z podejmowaniem decyzji!
Czwarty etap to stopniowa, dopowiedzmy, trudna integracja, która objawia się w konkretnych owocach, a przede wszystkim w sile ducha, pokoju wewnętrznym i radości. Doświadczenie szczęścia wydaje się mniej pociągać niż odczuwanie przyjemności, ale to drugie jest ulotne i krótkotrwałe, to pierwsze, choć mniej pociągające, jest bardziej wyczuwane jako potrzebne i dobre dla człowieka.
Źródło: Jak radzić sobie z lękiem? Mieczysław Kożuch SJ (klik)
Książka podejmuje temat lęku, który jest powszechnym i fundamentalnym stanem kondycji ludzkiej. Dotyka on wielkich i małych, duchownych i świeckich. Nikogo nie pomija. Jest uczuciem, z którym współczesny człowiek nie potrafi sobie poradzić. Lęk paraliżuje, onieśmiela, nie pozwala działać, zniechęca do życia. Jak go przezwyciężyć? Czy można z nim żyć? Na te i podobne pytania odpowiada o. Mieczysław Kożuch SJ, kierownik duchowy i psycholog, który podejmuje ten newralgiczny temat nie tylko z pozycji znawcy ludzkiej psychiki, ale przede wszystkim z perspektywy wiary chrześcijańskiej. Nasz lęk, owszem, potrzebuje nieraz ludzkiej terapii, ale ostatecznie przewartościować może go jedynie Słowo Boże.
|
|