Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data: 2015-04-17 19:53
G_JP, to co Ci napiszę może zabrzmieć dziwnie, ale na pytanie postawione w temacie odpowiem następująco: nie zdradzę Ci stosowanego przeze mnie sposobu, ani też raczej nie przyjmę Twojego. Dlaczego? Otóż droga, którą dana osoba zmierza do nieba jest sprawą zbyt indywidualną, by wystawiać je na jakieś "licytacje" w stylu: czyja jest "lepsza", czyja jest "piękniejsza". One są po prostu różne, a rzeczy różnych z zasady nie da się porównać ze sobą. To tak, jakby spierać się o to, kto ma większe szanse trafić do nieba: przykładny mąż i ojciec gromadki dzieci, czy rekluz-zakonnik, który fizycznie całkowicie odcina się od świata zewnętrznego, ale nie przestaje się za niego modlić i dla którego modlitwa staje się jedynym celem życia doczesnego. Droga każdego z nich jest piękna, ale nie da się ich porównać, gdyż mają tylko jedną cechę wspólną, niebo jako ostateczny cel, zaś cała reszta to różnice.
Poza tym zawsze uważałem, uważam i uważać będę, że w pierwszej kolejności należy mieć na uwadze samo dobro, które jesteśmy w stanie uczynić, a dopiero później myśleć o nagrodzie, jaką za to otrzymamy. W przeciwnym razie wpadnie się w pułapkę myślenia "kalkulacyjnego" - za taki dobry czyn Bóg da mi w niebie to i to, a za taki to i jeszcze tamto. A to ostatecznie pozbawia nasze dobre czyny jednego z ich najważniejszych składników - bezinteresowności. Stają się one wyrazem "duchowego wyrachowania".
Podsumowując, rób to, co podoba się Bogu i co On Ci podpowiada, a nie oglądaj się na innych, ani z nimi nie porównuj. Oni mają swoją własną drogę, a ostatecznie i tak spotkacie się u jednego, wspólnego celu - w niebie.
Z Bogiem
|
|