logo
Sobota, 20 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Jakie cierpienie można ofiarować Jezusowi?
Autor: sad bad (---.gtnet.net.pl)
Data:   2015-06-30 20:27

Jak w ogóle możemy nazwać takie cierpienie, jak koleżanka "dzasta" (klik), czy to jest moralne, czy duchowe, może jedno i drugie i czy możemy takie cierpienie także ofiarować Jezusowi i iść przez to z Nim przez swoją drogę krzyżową?

 Re: Jakie cierpienie można ofiarować Jezusowi?
Autor: Franciszka (---.204.37.135.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-07-02 21:56

Każdy ma swój krzyż, na który składają się różne cierpienia: te duchowe i te fizyczne. Po prostu nie jest dobrze rozpamiętywać tego, co boli, ale oddawać to Panu Jezusowi.
Koleżanka dzasta niepotrzebnie skupia się na tym, co ludzie mówią i robią. To nie grzechy innych obciążają moje sumienie, ale wyłącznie moje własne grzechy. A grzech to największe cierpienie, bo sumienie dokucza, a zły duch tym bardziej cieszy się i wpycha do serca człowieka.
Wszystko, co zraniło mnie duchowo, jak i fizycznie mogę oddać Jezusowi. Może być tak, że ból fizyczny sygnalizuje jakieś duchowe rany. Wtedy pomóc może tylko Jezus, bo On najlepiej zna ludzkie zranione serca. Zachęcam do modlitwy przed Najświętszym Sakramentem.

 Re: Jakie cierpienie można ofiarować Jezusowi?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-07-03 00:32

Nie będę nawiązywać do wypowiedzi dzasty, bo rozmowa w innym wątku o niej to tak, jakby obmawianie za plecami, czyli to, czego dzasta nie lubi (plotkowanie).

W zasadzie wszystko możemy ofiarowywać Bogu, każde cierpienie. Nawet takie, które jest skutkiem mojego grzechu, albo moich nieumiejętności. Nawet walkę z grzechem, która przecież jest obowiązkiem. Nawet swoją wielką słabość i nieudaną walkę z grzechem, jeśli boli nas to, że się nie udało, można Bogu ofiarować. Jest jednak jedno "ale".

"czy możemy takie cierpienie także ofiarować Jezusowi i iść przez to z Nim przez swoją drogę krzyżową?"
Za krótko napisałeś/aś, żebym wiedziała co rozumiesz pod pojęciem "ofiarowywać Jezusowi". Jeśli jest to modlitwa, prośba o wsparcie, przyjęcie tego, co nie zależy od Ciebie, próba zrozumienia jak to dobrze wykorzystać, a obecność Boga uspokaja, że da się z tym żyć i być świętym, bo najważniejsze zależy tylko od nas - to wszystko w porządku.
Bywa jednak i tak, że uważamy każdą sytuację za coś danego przez Boga i nie próbujemy tego zmienić. Tak ma być, bo Bóg tak chce, a ja jedynie mam to przyjąć. To jest bardzo niebezpieczne. Bo kiedy zaczniemy takie wszystkie sprawy "ofiarowywać Bogu", w sensie: iść z tym przez życie nic nie robiąc, to bardzo szybko poczujemy się cierpiętnikami, a to może iść potem w dwie złe strony. Albo pychy, że to JA zbawiam świat swoim cierpieniem, albo że widocznie Bóg mnie nie kocha, skoro zesłał tyle cierpienia. Jedno i drugie szybko oddala nas od dobrych relacji z Bogiem.

Trzeba tę swoją ofiarę obejrzeć. Cierpienie zawsze jest rzeczą złą, i Bóg nie chce, byśmy cierpieli. Niestety cierpienie jest konsekwencją grzechu, a Bóg dopuścił grzech, bo dał nam wolną wolę, dopuszcza więc konsekwentnie także skutki grzechu. Czyli między innymi cierpienie. Powtarzam jednak: Bóg nie chce naszego cierpienia i cierpi, że my cierpimy, cierpi wraz z nami. Dlatego w miarę możliwości powinniśmy zmniejszać i swoje, i cudze cierpienie. Trzeba więc zadać sobie parę pytań:

1. Czy cierpienie nie jest moją winą? Tu nie chodzi o to, że jeśli jest moją winą, to cierpienia po moim grzechu nie mogę oddać Bogu. Oczywiście, cierpienie jako skutek mojego grzechu, jeśli tylko za grzech żałuję, jest także czymś, co może być Bogu ofiarowane. Jeśli jednak cierpienie jest moją winą, trzeba przyjrzeć się, czy dalszego cierpienia nie mogę uniknąć przez podjęcie jakiegoś działania.
Na infantylnym przykładzie czasem to najlepiej widać: jeśli wiem, że mi szkodzi kapusta, to zamiast ofiarowywać ból brzucha Bogu, nawet za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące (co się chwali), trzeba przestać jeść kapustę :)) Inaczej będę się uważać za męczennika zbawiającego świat, a to może być grzech przeciw 5. przykazaniu albo zwykła głupota. Owszem, jak już ten brzuch boli, to można to Bogu ofiarować, jako zadośćuczynienie, żeby przebaczył mi tę głupotę, ale przy mocnym postanowieniu poprawy. Iść przez życie z Bogiem i bólem brzucha jest tu bez sensu. Wiele grzechów przynosi w konsekwencji jakieś cierpienie. Żeby jednak stało się to ofiarą miłą Bogu, trzeba przestać grzeszyć. "Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń" (Oz 6,6).

2. Czy robię coś, żeby zmniejszyć swoje cierpienie? Ofiarowywać je Bogu i nie robić nic, jeśli da się coś zrobić, także nie ma sensu. Znów najprostszy przykład: boli Cię ząb, ale się boisz dentysty i nie pójdziesz. Owszem, ząb może boleć bez Twojej winy, wcale nie musiałeś jeść za dużo słodyczy. Niby sam ból można Bogu ofiarować. Ale obowiązkiem jest się leczyć. Raczej trzeba wtedy ofiarować Bogu swój lęk przed lekarzem i ewentualny ból przy borowaniu zęba. To ma sens.
Trochę trudniej zrobić to przy cierpieniu nie-fizycznym, bo nie zawsze łatwo tego "lekarza" odkryć. Psycholog często pomoże w cierpieniu, które wynika z naszych zranień, szczególnie w dzieciństwie. Jeśli ktoś ma duże problemy ze sobą, nie wystarczy ofiarować je Bogu, trzeba jeszcze sobie pomóc. Czasem psycholog/psychiatra nie jest konieczny, pod warunkiem, że sami szukamy rozwiązań. Znów przykład: rozstanie z ukochaną osobą jest ogromnym cierpieniem. Ale często sami cierpień dokładamy i rozciągamy je w czasie, bo w kółko tylko o tym myślimy, wspominamy, czekamy, szukamy dalszego kontaktu. Oczywiście, że uczucia nie odejdą nagle, ale czy próbujemy sobie pomóc? Podobnie jak nienawiść. Nie da się zapomnieć, w każdym razie nie od razu zapomnimy krzywdy, ale możemy o tym jak najmniej myśleć. Podgrzewanie uczuć, które przynoszą cierpienie, jest bez sensu. A zanoszenie tego cierpienia w kółko do Boga, niby żeby je ofiarować, jest często właśnie tylko podgrzewaniem uczuć. Jak już nie możemy być z kimś, to chociaż sobie będziemy myśleć. Sami sobie sprawiamy cierpienie. W ogóle ciągłe kręcenie się wokół jakiejś krzywdy jest nakręcaniem się na nowo i nowym cierpieniem. Owszem, można to ofiarować Bogu, ale ofiarować i zostawić Mu na zawsze. Nie wracać do tego. Zostawić to w Jego rękach, niech zrobi z tym, co zechce, a ja zacznę nowe życie. Będę się uczyła żyć na nowo, bez tego, co ofiarowałam Bogu.

A więc nie cierpiętnictwo, tylko przyjęcie cierpienia, które ode mnie nie zależy, przynajmniej w tej chwili. Ale mam żyć tak, żeby cierpienie nie trwało wiecznie, jeśli tylko mogę to zmienić. Oczywiście, że ucięta noga nie odrośnie, ale zamiast siedzieć i płakać, trzeba szukać protez. To nie zmniejszy ofiary złożonej Bogu ze swojego cierpienia. To będzie wykorzystywaniem darów Boga (ludzki rozum dający ogromne możliwości).

Wrócę więc do początkowego pytania: jak Ty rozumiesz ofiarowanie czegoś Bogu? Bo od tego zależy odpowiedź. Ale mam nadzieję, że częściowo już tę odpowiedź dałam.

 Re: Jakie cierpienie można ofiarować Jezusowi?
Autor: sad bad (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-07-03 19:27

Znów muszę przytoczyc problem justy, gdzie napisała, że dukucza jej nieciekawa przeszłość, obgadywanie i pogarda wśród ludzi dla jej osoby, też mam modobny problem i przez to cierpię moralnie, ale tak jak napisałaś "trzeba szukać rozwiązania problemu, nie tylko przyjmować cierpienie". Wiec mógł bym zareagować na ten problem i np. Dać komuś po gębie, przez co naruszył bym przykazanie V, bądź wyprowadzić się z mikejsca zamieszkania i zostawić przeszłość za sobą, poszukać nowych przyjaciół, ale na to nie ma środków. Jak widzisz nie łatwo jest zapobiegać cierpieniom moralnym, ja próbuję swoje trudności (różne) traktować, jako czyściec na ziemi i ofiaruję je Bogu i Jezusowi w ofierze za dusze, które chcą się dostać do Nieba. Pozdrawiam.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: