Autor: adam (---.17-1.cable.virginm.net)
Data: 2015-08-02 01:07
Mogę omówić to w kilku zdaniach, trzeba książkę przeczytać.
Cała inicjacja polega na uświadomieniu mężczyźnie 5 zasad:
1. Życie jest ciężkie.
Tutaj trzeba mężczyźnie uświadomić, że ucieczka od problemów, boleści nie jest rozwiązaniem. Musi on poznać naukę jaką one ze sobą niosą. Nie można ryzykować obierania zawsze najłatwiejszej drogi, do sprowadzania ludzkiego życia jako pogoni za przyjemnością i samousprawiedliwieniem się. Możemy całe życie chodzić do Kościoła, znać na pamięć KKK a jednak nadal narażać naszą duszę na wieczne potępienie. Musimy uświadomić sobie, że w całym kosmosie śmierć i zmartwychwstanie dotyka każdego poziomu, jednak człowiek sądzi, że zdoła ich uniknąć. W ceremoniach inicjacyjnych zawsze jest silny nacisk na próby fizyczne, emocjonalne i społeczne. Ilu mężczyzn się tutaj zatrzymuje myśląc, że szaleńcze wyprawy górskie, zaciągnięcie się do wojska samo w sobie wystarczy. Inicjacja nie jest próbą wytrzymałości, a nauką słuchania, oczekiwania i nadziei. Kształcą one emocjonalnie duszę, wewnętrzny świat, które nie wymagają takiego samego kształcenia jak umysł. Jeśli zaczniemy rozwijać się duchowo wówczas zauważymy, że każdy aspekt naszego życia się zmienia.
Inicjacja nie tworzy wojowników, a ludzi świadomych, przebudzonych i czujnych. Dlatego obrzędy inicjacyjne przeprowadzano w otoczeniu natury. Przyrody mężczyzna nie jest w stanie kontrolować ani zdominować, więc musi ją szanować. Majestat przyrody uczula go na tajemnicę, a jej cisza zamyka mu usta. Ból jest częścią życia. Jeśli go nie przekształcimy, przeniesiemy go na innych, którzy będą równie cierpieć niepotrzebnie (zwróć tutaj uwagę na grzechy pokoleniowe). Jeśli nie uświadomimy sobie tych rzeczy, mogą nastąpić nieprzyjemne konsekwencje: staniemy się drobiazgowi, nieugięci, pedantyczni; zaczniemy nienawidzieć innych oraz damy upust własnym emocjom; odgrywając rolę ofiary będziemy kontrolować innych; będziemy szukali bezpieczeństwa przez coraz to większe rangi społeczne by zamaskować brak swojej wartości. A co najgorsze to wszystko przekażemy potomstwu.
Zobacz jak wielu z nas nie ma czasu na ból, a jak rdzenni indianie zawstydzają nas swoją wytrzymałością, szczęściem, cierpliwością, wytrwałością.
Sprawa fałszywego "ja". Który ja naprawdę jestem? Fikcyjna kreacja, aby przypodobać się otoczeniu. Jest wątłe i kruche, brak w nim radości. Jest to najdoskonalszy przejaw pychy. Kto raz zakosztuje prawdziwego "ja", już nigdy nie zechce powrócić do starego. Szczerze, ja sam, gdy patrzę na swoje zdjęcia sprzed kilku lat nie mogę się nadziwić, jak można było tak żyć.... Fałszywe ja trzeba podkopać i naruszyć. Pozwala to zaznać spokój i radość w duszy. Prawdziwa tożsamość to udział w wielkim "Jestem", co św Piotr nazywa "uczestnictwem w boskiej naturze" (2P 1,4). Prawdziwe "ja" jest twarde i niezniszczalne. Nie jest podatne na zranienia. Jest ono zadowolone, cechuje się pokojem i szczęściem, które prowadzą do szczerej radości: "wszystko jest w porządku niezależnie od wszystkiego". Nie da się wypracować swojego prawdziwego ja, bo ono już w nas tkwi. Jeśli religia nie pozwala nam odkryć prawdziwego "ja", że jesteśmy "ukryci w Bogu", więcej z niej szkody niż pożytku. Zdrowa duchowość prowadzi nas na nowo do ogrodu, ale przez Getsemanię. Jezus nas uczy: "Trwajcie we Mnie, a Ja w was" Jedynie rany są w stanie nas tak upokorzyć, że pozbywamy się z nas fałszywego "ja".
Zobacz w Biblii ile jest obrzędów inicjacyjnych, ile fałszywych "ja" staje się prawdziwym "ja". Abram staje się Abrahamem, Szaweł - Pawłem, Szymon - Piotrem, Skałą.
2. Nie jesteś tak ważny jak ci się wydaje
Uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy w stanie zrobić nic znaczącego bez osoby, która wcześniej to zrobiła. Nie wiemy co to cierpliwośc póki nie poznamy prawdziwie cierpliwej osoby, nie wiemy co to miłość, póki nie poznamy jak można kochać. Dlatego właśnie incjacja była przeprowadzana przez starszyznę. Nie było kazań, egzaminów z pytaniami.
Mistrz mówi krótko, dostadnie i na temat. Od razu przechodzi do sedna sprawy. Ma autorytet. Lekcją dla nas jest jego życie, Plusk - i dobitna prawda zostaje w nas wbita. Prowadzi swych uczniów ku przemianie, mówi nam: "staw czoło swojej niepewności i egocentryzmowi, niech twój spokój zmąci większa prawda". Zostawiają nas samych, dopóki nie uznamy, że problem tkwi w nas, rozwiązanie tkwi w nas, ale potrzebujemy kogoś większego aby nam pomógł go rozwiązać.
Zobacz na Jezusa i Jego nauki. Oto prawdziwe mistrzostwo. Prosto i do celu, np: "Nie można służyć Bogu i mamonie" (Mt 6, 24). Oto prawdziwa nauka Mistrza.
3. Twoje życie nie należy do ciebie
Uświadamiamy sobie, że jesteśmy częścią większej całości. Nie należymy do siebie. Przychodzi to jak wyzwolenie. Pozwala nam odnależć się w rzeczywistości. Dokonawszy tego odkrycia mężczyzna cieszy się, że jest tylko częścią tego życia, że nie musi go w pełni rozumieć, ogarnąć umysłem ani doskonale kreować. Nie musi być Bogiem. Jak ogromny ciężar to z niego zdejmuje. Prawdziwej duchowości nie da się nauczyć. Można ją tylko uchwycić jak żagiel chwyta wiatr. I tak oto rozpoczyna się nasza wędrówka ku świętości. Nie może się ta wędrówka rozpocząć bez wcześniejszego oczyszczenia z fałszywego "ja".
4. Nie masz władzy
Mężczyzna chce panować nad swoim losem, pracą, finansami. Doświadczamy, że nie mamy władzy ani kontroli. Przynosi ono cudowną świadomość Bożej Opatrzności i prowadzenia, istnienia, osobistego powołania oraz przyjęcia swego losu jako daru od Boga.
Poznanie, że nie mamy władzy pozwala nam zająć właściwe miejsce we wszechświecie. Zobacz na świętych, mistyków, oni oddali stery Komuś Innemu. Podążali za czyimś prowadzeniem, a to poddanie umożliwia dalszą wędrówkę. Musimy uświadomić sobie, że jesteśmy bezsilni, zanim zyskamy prawdziwą siłę. Tu następuje kompletne upokorzenie dumnego "ja", aby duchowa wędrówka nabarała właściwego kierunku. Mężczyzna uświadamia sobie, że nie ma kontroli nad swoim życiem, ani nie jest w stanie jej zdobyć. Ćwiczenie tej umiejętności w małych sprawach pozwoli nam na przygotowanie się na największą próbę: śmierć. Ten etap inicjacji pozwalał młodemu mężczyźnie poznanie, że prawa natury są nieuchronne, ale też poznawał swoje powołanie i przeznaczenie. Miał poczuć się wybrany, prowadzony, przydatny. Upokarzająca prawda o sobie jest "małą drogą do świętości", jak to mawiała św Teresa z Lisieux.
Poczucie bezsilności młodzi mężczyźni ćwiczyli często przez post, trwanie w bezruchu, w osamotnieniu. Czerpali z innego źródła. To wszystko odbywało się w otoczeniu przyrody, co dawało mężczyźnie poczucie udziału "w jednej rzeczy większej od niego".
5. Umrzesz.
To co pisałem, stara "ja" musi umrzeć, by mogło narodzić się nowe "ja". Młody mężczyzna często musiał ocierać się o śmierć nie tylko fizyczną, ale i duchową. Musiał stawić czoło niezbezpieczeństwu, wyzbyć się statusu maminsynka. Młody mężczyzna również często zakopywał w lesie symbol dzieciństwa, aby stare ja powoli obumierało.
To tak w wielkim skrócie. Można o tym ksiązki pisać. W każdym bądź razie po sobie widzę, że część tej drogi przebyłem.. Sam mogę się domyśleć tylko na którym etapie jestem. Jako, że sam ojca nie miałem (to znaczy był, ale nie spełnił swej roli), pewnego dnia poprosiłem Boga o przeprowadzenie tej inicjacji... Szczerze, nigdy się nie spodziewałem, że Bóg po takich szurowiskach duchowych, emocjonalnych mnie przeprowadzi. Ale nie żałuję ani chwili. Bo po każdym upadku człowiek się podnosi silniejszy.
|
|