logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Katoliczka (---.cdma.centertel.pl)
Data:   2015-11-24 11:06

Czy dziś normalny przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony. Czytając Pismo Święte zaczełam się obawiać że nie, jest dużo fragmentów mówiących o tym kto nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego i są podane grzechy które ci ludzie popełniają. Myślę że dziś ciężko jest znaleźć osobę która by nie popełniła choć jednego z tych grzechów. Jak to rozumieć?? Czy nikt kto nie wyrzeknie się całkowicie tego świata nie zostanie zbawiony?

„Bo jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy, nie ma już dla nas ofiary za grzechy, lecz tylko straszliwe oczekiwanie sądu i żar ognia, który strawi przeciwników. Kto łamie zakon Mojżesza, ponosi śmierć bez miłosierdzia na podstawie zeznania dwóch albo trzech świadków; o ileż sroższej kary, sądzicie, godzien będzie ten, kto Syna Bożego podeptał i zbezcześcił krew przymierza, przez którą został uświęcony, i znieważył Ducha łaski! Znamy przecież tego, który powiedział: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę; oraz: Pan sądzić będzie lud swój. Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego.” (Hbr 10,26-31)

Czy nie jest tak że grzeszymy żałujemy spowiadamy się i znów grzeszymy a przeciez wiemy że to jest złe... Jak to rozumieć

„Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają im się opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni. Lepiej bowiem byłoby dla nich nie poznać drogi sprawiedliwości, niż poznawszy ją, odwrócić się od przekazanego im świętego przykazania. Sprawdza się na nich treść owego przysłowia: Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie.” (2P 2,20-22)

Oraz że kto uwierzył będzie zbawiony i... „Wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie” (Jk 2,17).

Nie wiem czy dobrze to rozumiem ale moim zdaniem to bardzo źle że grzeszymy żałujemy tego ale znów robimy to samo ale z drugiej strony wiem ze z grzechem bardzo cięzko jest wygrać.. Sama nie umiem wyrzec się na dobre czynów których bardzo załuję i boli mnie to bardzo kiedy sie czymś zdenerwuję powiem coś nie tak a zaraz przypomina mi się ze bylam kilka dni temu u Spowiedzi Świętej i co ja robię ... Dręczy mnie to że tak jakby wystawiam Boga na próbę mówie do niego w myślach jaka jestem szczęśliwa dziękuję mu za zdrową córkę za to że mamy piękny dzień a za chwilę upadam. Myśle ze nie zasługuję na jego miłość... Boję się że nie zostanę zbawiona..

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Mk 10, 26-27 (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2015-11-24 13:43

Uczniowie mówili między sobą: 'Któż więc może się zbawić?'.
Jezus spojrzał na nich i rzekł: 'U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe'.
Mk 10, 26-27

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2015-11-24 16:41

Ile miłości jest w tym co codziennie robisz, myślisz, mówisz i piszesz? (por. 1 Kor 13, 4-8) To z miłości we wszystkim będziemy sądzeni. Myśli o tym, że będziemy potępieni podsyła nam szatan, który jest oskarżycielem. Bóg cię kocha niewyobrażalnie dla ciebie, nie pojmujesz tego teraz. On cię nie oskarża tylko kocha i che żebyś ty też kochała i czyniła dobro. Te podstępne myśli pochodzą od szatana, ostatnio miałam tak przez 2 dni, kiedy zaczęłam odmawiać modlitwę "7 Ojcze Nasz i 7 Zdrowaś Maryjo". W życiu nie przeżyłam czegoś tak przerażającego jak ten smutek, przygnębienie, strach i rozpacz, że będę potępiona. Nigdy czegoś takiego wcześniej nie doświadczyłam i myślę, że to szatan się wściekł do nieprzytomności, że zaczęłam się modlić tą konkretną modlitwą i próbował mnie psychicznie dobić. Niestety nie udało mu się :)

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: xc (---.146.134.165.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-11-24 18:02

jak najbardziej

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Franciszka (---.146.72.226.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-11-24 18:23

"Przeciętny, normalny" nie ma szansy na zbawienie. Tylko radykalne podejście do nauki Jezusa Chrystusa z Ewangelii daje taką szansę:
'Aż do Jana sięgało Prawo i Prorocy; odtąd głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, i każdy gwałtem wdziera się do niego' (Łk 16,16).
Nazywa się to radykalizmem ewangelicznym. Pozostawanie na poziomie przeciętności kojarzy mi się z relatywizmem moralnym, który jest zabójczy dla naszego życia wiecznego. Określenie "normalność" musi być doprecyzowane: w jakim odniesieniu, w stosunku do kogo i czego. Jeśli nazwą cię "normalną" w grupie znajomych, to inna grupa może cię określać zupełnie odwrotnie: "nienormalną".
Jeśli wiesz, że ciągle popełniasz grzechy, to módl się do Pana Jezusa Miłosiernego o pomoc w wytrwaniu w dobrych postanowieniach, w poprawieniu się, czyli nawracaniu się. Powtarzaj: Jezu, ufam Tobie.
Bardzo często, gdy stajemy przed wyborem, co zrobić, usiłujemy sobie poradzić sami, zamiast zaprosić Jezusa do swojej codzienności, do wszystkiego, co robimy. Wtedy rzeczywiście człowiek się załamuje, wali się całe jego życie, nie jest w stanie, mimo najszczerszych chęci postąpić tak, jak powinien. Dlaczego? Właśnie dlatego, że staraliśmy się sami znieść ciężar cierpienia, jaki niesie z sobą wybór dobra. W takich sytuacjach bardzo ważna jest modlitwa, mówienie swoim sercem i ustami: "Jezu, ufam Tobie". Wtedy wybór jest równie ciężki, ale Bóg pomaga nam go znieść. Trzeba Mu tylko pozwolić sobie pomóc.
Dążenie do zbawienia to trwanie w codziennym nawracaniu się, czyli zbliżaniu się do Pana Boga. Nie uda ci się to bez łaski Bożej. Módl się o dary Ducha Świętego, proś o dobre natchnienia, abyś wiedziała jakich wyborów dokonywać w codziennym życiu.
No dobrze, a nasza postawa wobec bliźnich? Jezus powiedział: "Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem" (por. J 15,12). Bóg tak nas umiłował, że wolał własnego Syna posłać na straszliwą śmierć na krzyżu, niż naruszyć naszą wolną wolę, która jest przecież darem od Niego.
"Czy nie jest tak że grzeszymy żałujemy spowiadamy się i znów grzeszymy a przeciez wiemy że to jest złe" - Najlepszym przykładem radykalizmu ewangelicznego wobec bliźnich jest postawa Jezusa na Krzyżu, Jezus mówi: "Panie nie poczytaj im tego grzechu, bo nie wiedzą co czynią" (Łk 23,34). W tym fragmencie Pisma Świętego ukazane jest, jak bardzo Jezus zawierzył swojemu Ojcu. Pokazał, że tak naprawdę tylko liczy się relacja człowiek - Bóg.

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: nikt (31.216.104.---)
Data:   2015-11-25 11:42

Cóż, samodzielna interpretacja Pisma, zwłaszcza w wykonaniu laika - twoim znaczy się - nie zaprowadzi cię daleko. Jeśli twój wpis nie jest żartem na jaki mi wygląda, polecałbym Ci najpierw modlitwę do Ducha Świętego o światło i o kapłana który by Ci to wyjaśnił - a potem oczywiście rozmowę z kapłanem. Biblia, jeśli wierzyć że jest napisana pod natchnieniem Ducha Świetego - przerasta rozum człowieka. Dlatego nie łatwo jest ją zrozumieć, o wiele łatwiej znaleźć sprzeczności i zanegować.

Musisz zrozumieć jedną, prostą rzecz na początek: chrześcijaństwa nie da się ot tak, na forum w jednym poście wyjaśnić. Chrześcijaństwo to proces, poznawanie, dojrzewanie, przyswajanie nowych treści w miarę swojego nawracania się, nauka interpretacji i rozumienia nie tylko Boga, Jego nauczania, Pisma św. ale także ciebie samej, twego życia, faktów jakie cie potykają, podejścia do rzeczywistości, twojego myślenia i wartości, które pomału pomału podlegają przeobrażeniu. Nie jest możliwe wyjaśnienie tego tylko czysto intelektualnie i teoretycznie -ty to musisz wpierw przeżyć i doświadczyć na swojej skórze by przekonać się że jest prawdziwe. Potem przeanalizować, z pomocą łaski i rozumieć.

Dlatego często jest tak, że to co teraz nie rozumiemy, za jakiś czas, staje dla nas jasne, zrobiliśmy doświadczenie, przeżyliśmy to i już teraz wiemy.

Prosty przykład: syn marnotrawny który zrobił doświadczenie grzechu. Wziął pieniądze od ojca i poszedł je sobie przechulać z paniami. Na koniec nie miał pieniędzy, opuścili go przyjaciele, chciał się nasycić strąkami świń, zszedł na dno. W tym dnie zobaczył bezsens swego obecnego życia i postanowił wrócić do swego ojca. Ma konkretne doświadczenie, że opuszczając dom ojca i pławiąc się w grzesznych przyjemnościach - na koniec znalazł się obok świń. Już teraz wie że nie warto. Wie także inną rzecz - że ojciec go nie potępia, że go kocha tak samo, jeśli nie bardziej.
Ta przypowieść ukazuję ciebie (mnie) i Boga, jego miłosierdzie do grzesznika..
To co ci mogę na tę chwilę powiedzieć, to to, że Bóg stworzył człowieka żeby ten był szczęśliwy razem z Nim. Po grzechu pierworodnym rzeczy się pozmieniały, straciliśmy te relację z Bogiem, wiarę, samoświadomość co do nas samych - mało o sobie wiemy.
Zbawienie, jako konsekwencja całej tej historii z grzechem pierworodnym i pomoc dla nas - oczywiście że jest przeznaczona dla każdego. Bóg nie stworzył człowieka, żeby się potępił.

Reszte twoich wątpliwości radzę rozwiać z kapłanem.

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Katoliczka (---.cdma.centertel.pl)
Data:   2015-11-25 14:38

Bardzo wam dziękuję za odpowiedzi. Mój post to nie żart. Naprawdę od jakiegoś czasu bardzo mnie to dręczy. Nie wiem skąd ten strach.

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: łotr (---.elartnet.pl)
Data:   2015-11-25 18:30

Szansę ma, do ostatniego tchnienia. Tylko czy Bogu chodzi o przeciętność? Warto żyć, nie tylko istnieć.

Chris Thurman w swojej książce „Kłamstwa w które wierzymy”, zamieścił rozdział dotyczący tych religijnych. Omawia w nim, na przykładach ze swojej terapeutycznej praktyki, następujące kłamstwa w które wierzymy:
- na miłość Boga trzeba sobie zasłużyć
- Bóg nienawidzi grzechu i grzesznika
- ponieważ jestem chrześcijaninem, Bóg będzie mnie chronił przed bólem i cierpieniem
- wszystkie moje kłopoty są skutkiem moich grzechów
- dobry chrześcijanin nie odczuwa złości, zaniepokojenia ani nie popada w depresję
- Bóg nie może się mną posłużyć, jeżeli nie jestem silny duchowo.

Co do naszej grzeszności. Franz Jalics w książce „Rekolekcje kontemplatywne”, przytacza następującą historię, którą bardzo lubię i która kiedyś mi pomogła:
„Eloi Leclerc opisuje w swojej książce o św. Franciszku, że święty był w drodze z bratem Leonem i że obaj, kiedy przechodzili przez strumień i podziwiali jasność wody, zainspirowani tą jasnością pomyśleli o czystości serca. Franciszek zauważył, że brat Leon posmutniał. Wtedy do niego przemówił:
- Wydaje mi się, że coś roztrząsasz
- Tak, gdyby nam było dane trochę tej czystości, wtedy mielibyśmy także szaloną, rozlewającą się radość naszego brata źródła i niepowstrzymaną siłę jego wody.
W słowach brata Leona brzmiała bezdenna nostalgia. Wpatrywał się melancholijnie w strumień – obraz czystości, na zawsze nieosiągalnej dla człowieka.
- Chodź, powiedział Franciszek i pociągnął go za sobą.
Obaj ruszyli znowu w drogę. Przez chwilę milczeli, potem Franciszek powiedział:
- Czy wiesz bracie co to jest czyste serce?
- Kiedy człowiek nie ma sobie niczego do zarzucenia, odpowiedział Leon, nie zastanawiając się długo.
- Teraz rozumiem, że jesteś smutny, bo zawsze mamy sobie coś do zarzucenia.
- No właśnie i dlatego wyzbyłem się nadziei na czyste serce.
- Ach, bracie Leonie, nie troszcz się tak bardzo o czystość serca! Patrz na Boga! Podziwiaj Go. Ciesz się, że istnieje Ktoś całkowicie święty! Dziękuj Mu ze względu na Niego samego. Właśnie to, mój mały bracie, znaczy mieć czyste serce. I kiedy w ten sposób zwróciłeś się do Boga, nie zwracaj się przede wszystkim nigdy z powrotem ku sobie! Nie pytaj, jak blisko jesteś Boga! Smutek z tego powodu, że nie jesteśmy doskonali i że odkrywamy w sobie grzesznika, jest jeszcze ludzkim, nazbyt ludzkim uczuciem. Musisz wznieść spojrzenie wyżej, dużo wyżej. Istnieje Bóg, istnieje nieskończoność Boga i Jego niezmienna chwała. Serce jest czyste, kiedy nie ustaje w adorowaniu żywego i prawdziwego Pana. Bierze ono głęboki udział w życiu Boga i jest tak silne, że jeszcze w całej swej nędzy daje się poruszyć odwiecznej niewinności i wiecznej radości Boga. Tego rodzaju serce jest jednocześnie puste i pełne. Wystarcza mu to, że Bóg jest Bogiem. Z tej pewności czerpie wszelki swój pokój i wszelką swą radość. A świętość serca nie jest wtedy niczym innym jak Bogiem.
- Ale Bóg domaga się, byśmy się starali i byli Mu wierni, odparł brat Leon.
- Pewnie, ale świętość nie polega na tym, że człowiek realizuje samego siebie, i nie polega na wypełnieniu, które sam sobie tworzy. Świętość jest najpierw pustką, którą znajdujemy w sobie, którą akceptujemy i którą Bóg wypełnia właśnie w tej mierze, w jakiej otwieramy się na Jego pełnię.”

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2015-11-25 19:50

Tak mi się jeszcze przypomniało z tą miłością:

Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże,
gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania,
albowiem miłość względem Boga
polega na spełnianiu Jego przykazań,
a przykazania Jego nie są ciężkie.
(1 J 5, 2-3)

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Matto (87.246.199.---)
Data:   2015-11-25 21:00

Pytasz, czy przeciętny człowiek ma szansę zostać zbawionym. Oczywiście, że ją ma - zaryzykuję nawet stwierdzenie, że tacy "przeciętni" stanowią najliczniejszą grupę pośród zbawionych. Są to ludzie, którzy żyli tak, jak Jezus polecił żyć młodzieńcowi, który poprosił Go o wskazówki na temat tego, jak osiągnąć szczęście wieczne (patrz Mk 10,17-22), czyli zgodnie z Przykazaniami. Robili tylko tyle i aż tyle. Oczywiście nie było to łatwym zadaniem wówczas i nie jest dziś, ze względu na pokusy do grzechu, takiego czy innego, jakich doświadczamy każdego dnia. A mimo to osiągnęli oni swój (i nasz) ostateczny cel, bo cały czas pamiętali o słowach naszego Zbawiciela, gdy obiecał, że choćby nasze grzechy "były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją" (Iz 1,18), czyli zostaną całkowicie przebaczone. Oczywiście, warunkami są tutaj szczery żal za nie i postanowienie trwałego zerwania z nimi. Mamy dążyć do wypełnienia tego postanowienia, choć w pełni nie uda się to nam tak długo, jak długo będziemy żyć. Zawsze będą pojawiały się mniejsze lub większe potknięcia i niedoskonałości, ale zawsze też będziemy mogli zwrócić się ku miłosierdziu Bożemu. Jeśli tylko chcemy, ale przecież chcemy - prawda?

Z Bogiem

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Katoliczka (---.cdma.centertel.pl)
Data:   2015-11-25 22:11

Wnieśliście dużo światła i nadziei w moją głowę i serce Bóg zapłać :)

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-11-26 00:45

Używasz Biblii protestanckiej? Może byłoby lepiej katolickiej? Wtedy byłabyś pewna, że jest wszystko i że jest w tłumaczeniu akceptowanym przez Kościół katolicki.
Pozdrawiam.

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Ola (---.stargard.mm.pl)
Data:   2015-11-27 02:07

"Jeżeli bowiem uciekają od zgnilizny świata przez poznanie Pana i Zbawcy, Jezusa Chrystusa, a potem oddając się jej ponownie zostają pokonani, to koniec ich jest gorszy od początków. Lepiej bowiem byłoby im nie znać drogi sprawiedliwości, aniżeli poznawszy ją odwrócić się od podanego im świętego przykazania. Spełniło się na nich to, o czym słusznie mówi przysłowie: Pies powrócił do tego, co sam zwymiotował, a świnia umyta - do kałuży błota."
(2 P 2, 20-22)

Odnośnie tego cytatu powiem o swoim nawróceniu.
Najpierw zacznę od tego, że moje życie można przyrównać do życia syna marnotrawnego z Pisma Św. Jako dziecko byłam osoba wierząca. Od małego chodziłam na oazę itp. Ale w moim życiu, pojawiło się zło, które jak dziś sądzę wkradło się różnymi furtkami. Zła muzyka, wróżby... Ktoś by powiedział, to takie normalne, niewinne.. Dziś wielu rodziców kupuje swoim dzieciom lalki - monster czy inne takie zabawki, gazetki z wróżbami. Ja nie widziałam w tym nic złego. Jednego dnia szłam do kościoła, czy na spotkanie oazy, a drugiego sobie wróżyłam. Tak naprawdę byłam osobą wierzącą, mam nawet świadectwa, że modliłam się i Bóg wysłuchał, ale - moja wiara nie była na Skale. A kiedy nasza wiara nie jest na Skale, ale na piasku, wtedy ta wiara runie. I moja wiara runęła. Miało to miejsce po maturze, gdy pewne wydarzenie, bolesne dla mnie, oddaliło mnie od Boga.
Miałam wtedy 18,5 roku. Zaczął się wtedy etap bardzo zły, co trwał może do 22 rż. Dyskoteki, alkohol, nieczystość, wrogość do katolików, chrześcijaństwa. Miałam chwile, że szłam do kościoła, ale zaraz potem znów grzeszyłam. Byłam poddana bardzo silnym zniechęceniom od złego ducha. Pewnie by można było porównać to do tego cytatu o świni co znów do błota wraca. Poszłam do spowiedzi i znów kilka miesięcy czynienia zła, nawet gazety czytałam antyklerykalne...
Jednak w wieku około 21,5 roku postanowiłam coś zmienić w swoim życiu. Wtedy zaczęłam naukę kontynuować, można powiedzieć, że był to taki pkt zwrotny. Od kolegi pożyczyłam książkę o religii wschodu, o Buddzie. Wtedy jeszcze do Jezusa było mi daleko. Ale Jezus już o mnie walczył. Pierwsza taka wewnętrzna przemiana nastąpiła, gdy o tym Buddzie czytałam, że miał w sobie wiele pokoju. I myślę, skoro ten Budda miał w sobie tyle pokoju to i ja nie będę się złościć na chrześcijan. Zapragnęłam pokoju i ten pokój przyszedł do mojego serca. Nawrócenie to ciągle nie było. Kilka miesięcy trwała moja "przygoda" z religiami wschodu, medytacjami (niestety niechrześcijańskimi), ale coś się w moim życiu powoli zmieniało. Otworzyłam swoje serce na pokój. Wtedy układałam sobie afirmacje. W religiach wschodu takie coś jest, że chodzisz i mówisz: mam ładny drewniany domek, i że to znaczy, że się spełni. Pamiętam ułożyłam sobie afirmacje, a brzmiała ona tak: "Znalazłam najlepszą drogę do szczęścia, miłości i pokoju, ale taką ZA KTÓRĄ BÓG NIE POŚLE MNIE DO PIEKŁA." Było to niezwykle ważne co powiedziałam, bo inne ideologie niż chrześcijańska, choć może i mają piękną oprawę nie prowadzą do Nieba, nie dają pewności zbawienia, jaką daje Jezus. A dla mnie jako osoby co jak pisałam - znała Jezusa, chodziła od dziecka do kościoła, nie byłoby wymówki, że jestem np buddystka, bo Jezusa nie poznałam. Poznałam, ale odrzuciłam, przez rozpacz, zniechęcenia. I parę dni po tym jak wypowiedziałam ta swoją afirmację, która uwzględniała Boga, Jego Wolę, w której dałam Bogu szanse znalazłam swoją najlepszą drogę do miłości, szczęścia i pokoju. A tą drogą okazał się po prostu - Jezus. Swoją drogą, ktoś by powiedział, skoro pokój już przyszedł do mojego serca, focha na chrześcijan nie miałam, to po co pragnęłam więcej pokoju. Widocznie... potrzebowała, i każdego dnia potrzebuje jak każdy z nas - więcej łask Bożych. Ale wracając do mojego świadectwa - pewnego środowego dnia, miałam jechać na medytacje buddyjską, chciałam pewnie dostać jakiejś większej "mocy" niż w samotnych medytacjach u mnie w domu. Chciałam by spełniła się moja afirmacja, która wypowiedziałam kilka dni temu, chciałam tej miłości, tego szczęścia. Ale coś... pokierowało mnie w inne miejsce niż ma medytacje - poszłam na nabożeństwo. I tam w jednej chwili, a może w parę chwil - Bóg mnie całkowicie przemienił. Weszłam a ludzie wokół śpiewali: Jezus mnie kocha, Jezus oddał za mnie życie. A ja patrzyłam na krzyż i zaczynałam się modlić. Powiedziałam sobie w sercu słowa, których do końca życia nie zapomnę: czemu ja proszę o pomoc jakąś niezidentyfikowaną siłę, zamiast poprosić Jezusa o pomoc. Powiedziałam wtedy do Jezusa: od dziś Jezu idę tylko za Tobą. Nie umiem tego wyjaśnić, ale czułam się tak jakby mi się otworzyły oczy... a ja po prostu narodziłam się na nowo. Wracałam do domu i mówiłam: od dziś Jezu idę tylko za Tobą. Nawróciłam się. Za 2 dni poszłam do spowiedzi i tak już parę lat... jestem regularnie u spowiedzi, komunii. I oczywiście staram się cały czas wzrastać w wierze.
I co jest tu ważne. Jeśli człowiek się nawróci, nie wróci do błota. Choć na początku zły duch kusił... i to strasznie, ale do tych wielkich swoich grzechów nie wróciłam. Co nie znaczy, że nie grzeszę, bo upada każdy. Najwięksi święci chodzili do spowiedzi. Każdemu się zdarzy, że jakaś plamka z błota znów się pojawi. Ale człowiek, już nie zaczyna się w tym błocie tarzać. Jeśli upadnie, ochlapie się, idzie do spowiedzi. Nie zostaje w tym błocie, nie tarza się w nim. Chrześcijaństwo polega na powstawaniu. Wstajemy silniejsi. Z łaską Boga się uświęcamy.
I o ile wcześniej, gdy ciągle błądziłam, zdarzało mi się umyć i znów iść pływać w błocie - dziś, gdybym zechciała tak jak kiedyś się wytarzać w błocie - odrzuciłabym Jezusa. Bo mam pełną świadomość tego kim jest Jezus, że kocha każdego człowieka, że cierpiał z Miłości do nas na Krzyżu. Oczywiście nie zechcę, bo kocham Jezusa. Zaś co do tego tarzania się w błocie, można popatrzeć na Izraelitów co wychodzili z Egiptu. Widzieli morze co się rozstępuje, i wodę ze skały, i mannę z Nieba. A mimo to... ulepili sobie złotego cielca.. czyli... wytarzali się w błocie. Znów chcieli się poddać w niewolę, choć właśnie uciekali z niewoli, z Egiptu. Ja na to mówię skleroza duchowa. Ale Św Ignacy pisał o zniechęceniu duchowym. Myślę, że bardzo wielu ludzi odchodzi od Boga właśnie przez zniechęcenie. Zniechęcić można się do chodzenia do kościoła, bo nudno... Do dawania świadectwa, bo jest się wyśmiewanym... w szkole, pracy, wśród znajomych. Zniechęcili się pewnie i ci Izraelici na pustyni. Machnęli ręka na Boga i postawili sobie złotego cielca. Warto poczytać co św Ignacy pisze o zniechęceniu, by w zniechęceniu decyzji nie podejmować, ale przeczekać ten stan. Ja działam od razu - na przekór zniechęceniu. Nie chce mi się iść do kościoła - od razu odgaduje - zły duch mnie zniechęca - więc od razu działam na przekór temu zniechęceniu - i idę. : )
Tak więc myślę, ze w tym fragmencie o świni co znów idzie się tarzać w błocie chodzi o coś więcej niż jednorazowe upadki, z których się spowiadamy np że ktoś oszukał szefa jednorazowo. Chodzi o TRWANIE w grzechu ciężkim, o odrzucenie Nauki Jezusa. Np. ktoś zdradzał żonę, nawrócił się, znów był jej wierny... a potem znów wrócił do starej praktyki, i znów zaczął spotykać się z kochanką. Na tym wg mnie polega ten powrót do błota, do tarzania się w błocie. Bo tak człowiek może się zniechęcić, a o zniechęceniu już pisałam, że to silna broń złego.. zniechęcić się na zasadzie: po co chodzić do spowiedzi bo i tak upadnę. Owszem upadniesz, potkniesz się, może kolanem zaryjesz w błocie. Ale zaraz chwycisz silną dłoń Jezusa i się podniesiesz, wyspowiadasz się, nie położysz się w tym brudzie grzechów.
Zaś do Nieba każdy człowiek powinien zmierzać, bo do kąt indziej. Po co pytać czy przeciętny człowiek może być zbawiony, przecież Jezus właśnie za przeciętnego człowiek oddał życie... "Aby każdy kto w NIEGO wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne" J 3,15. Całe życie mamy się uświęcać.
I na koniec naszły mnie słowa bł. Matki Teresy z Kalkuty:
"Świętość nie jest luksusem wybranych, ale jest zwykłym
obowiązkiem twoim i moim."
Z Bogiem : )

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Ada (---.docsis.tczew.net.pl)
Data:   2015-11-28 21:22

Każdy z nas jest już teraz zbawiony. Jezus odkupił Ciebie, mnie i każdego innego człowieka jeden raz - 2000 lat temu. Ale od nas zależy czy będziemy mieli udział w tym zbawieniu.

"Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech.
Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu."
Rz 7, 14-25

Czyń więc zatem dobro, spowiadaj się i idź za Chrystusem. On widzi zamysły serca. Wie czego chcemy a czego nie. Natura ludzka jest grzeszna ale żyjąc sakramentami i czyniąc dobro na pewno wejdziemy do Królestwa Boga.

Szczęść Boże.

 Re: Czy przeciętny człowiek ma szansę być zbawiony?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-11-29 00:16

"Każdy z nas jest już teraz zbawiony."

No chyba jednak nie można tak powiedzieć :) Jeśli każdy z nas już osiągnął zbawienie, to by znaczyło, że już nie musi się trudzić i bez względu na życie ma to zaklepane. Odkupienie - tak. Każdy z nas bez wyjątku został odkupiony przez Chrystusa. Wykupiony z rąk diabła, bo po grzechu "należał" ze sprawiedliwości do diabła. Chrystus przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie odkupił każdego człowieka bez względu na kolor skóry, religię, epokę w której żył lub żyć będzie. W historii świata odkupienie już się dokonało. Zbawienie natomiast dla wszystkich żyjących jest sprawą przyszłości i nie jest pewnością. Zbawienie osiągnęli na razie ci, którzy już przeszli do innego świata i to nie wszyscy, bo przecież niektórzy mogli zostać potępieni. (Oni pomimo odkupienia nie zostali zbawieni tylko potępieni - zakładając, że tacy są, bo nie możemy być pewni, że wszyscy zostaną zbawieni). Dla każdego z nas, żyjącego jeszcze na ziemi, są na razie dwie drogi ostateczne: niebo albo piekło. Zbawienie oznacza osiągnięcie nieba. Nawet najwięksi święci dzisiaj żyjący jeszcze mogą tę świętość utracić, a wielcy żyjący grzesznicy dziś przez nas potępiani mogą jeszcze, jak dobry łotr, zostać zbawieni. Mogą, ale nie muszą. Bo to zależy już od naszych wyborów (o czym zresztą dalej piszesz). Dopiero w chwili śmierci ktoś może powiedzieć, że jest potępiony czy zbawiony. Bóg natomiast poprzez odkupienie każdemu z nas daje taką możliwość.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: