Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-02-13 23:50
"Nie ma czegoś takiego, jak wierzący niepraktykujący. Albo się wierzy i praktykuje swoją wiarę, albo nie. Niepraktykujący jest też niewierzący."
Nie wydaje mi się, żeby można tak powiedzieć w sposób jednoznaczny. Niepraktykujący wierzący to może być "zwykły" grzesznik. Jeśli ktoś często współżyje z narzeczoną, a przez to nie chodzi do spowiedzi, to oznacza, że jest niewierzący? Jest grzesznikiem. Trwa w grzechu. Podobnie jeśli ktoś nie chodzi do kościoła w niedzielę ani do spowiedzi, może być po prostu grzesznikiem. To nie my decydujemy o czyjejś wierze. To ten ktoś musi zadeklarować się jako wierzący lub niewierzący.
Oczywiście my często powtarzamy podobne zdanie: "Nie ma czegoś takiego, jak wierzący niepraktykujący". Ale to nie w celu oceniania z zewnątrz o czyjejś wierze. Widzę, że ktoś nie chodzi do kościoła to JA WIEM że to na pewno niewierzący (bo przecież nie ma wierzących niepraktykujących). Tak mi nie wolno, bo oprócz tej osoby tylko Bóg wie, co on ma w sercu. Te słowa raczej mają komuś uzmysłowić, że jeśli naprawdę wierzy, to musi coś z tą wiarą zrobić. To ma być potrząśnięcie kimś, żeby się ocknął. I dotyczy to każdego grzechu. "Praktykowanie" to nie tylko chodzenie do kościoła. Czy bardziej wierzący jest ktoś kto chodzi do kościoła a żyje jak poganin? Jeśli kobieta zabija trzecie dziecko to jest wierząca?
Nikt nam nie daje prawa do oceny kto jest wierzący. Tak sobie tylko możemy gadać ze względów duszpasterskich, ludzkich czy innych. Ale tylko ja mogę o sobie powiedzieć czy jestem wierząca. Stop. Wiem. Można teraz uznać: "Bzdura, to każdy by mógł tak powiedzieć, skoro nie musi tego udowadniać - zbyt łatwo w ten sposób być wierzącym". Ale. Jeśli w sercu uważam siebie za wierzącą, to tym samym uznaję przed Bogiem wszystkie swoje grzechy, czyli wiem, że za te wszystkie grzechy Bóg mnie kiedyś rozliczy. Mówiąc że jestem wierząca, ja wydaję wyrok na siebie. Wierzę w Boga, który mnie będzie sądził. Dalej ktoś uważa, że to zbyt łatwo być takim wierzącym? Bo ja uważam, że o wiele łatwiej wmówić sobie, że jestem niewierząca. Że mnie przykazania nie dotyczą i od tej chwili robię co chcę. Dlatego wyżej napisałam: "jeśli jest szczerze niewierzący". SZCZERZE. Nie z wygodnictwa, ale autentycznie. A to mogę wiedzieć tylko ja. Ty możesz powiedzieć, że jestem zołza, świnia, głupia, i tysiąc innych rzeczy. Ale tylko ja wiem, czy naprawdę wierzę, lub naprawdę nie wierzę. I na podstawie tej prawdy Bóg mnie będzie sądził (nawet jeśli dziś nie wierzę, że Bóg istnieje).
Są wierzący niepraktykujący. Często to my, wierzący, zraziliśmy ich do Kościoła. Ja-proboszcz, ja-animator grupy religijnej, ja-prawie święta sąsiadka, ja-odpowiadająca na forum pomocy i tak dalej. Oceniająca, oskarżająca, wyśmiewająca, wytykająca grzesznika palcami, kamieniująca.
Bo zupełnie czymś innym jest, kiedy spowiednik w konfesjonale lub ksiądz z ambony powie: "Człowieku, skoro rok nie byłeś w kościele na mszy, to czy ty w ogóle jesteś wierzący? Przecież ty tylko udajesz wierzącego. Zastanów się nad swoją wiarą, opamiętaj się". To jest napomnienie, a nie ocena.
Człowiek może przeżywać ogromne dramaty w swoim sercu i nie nam oceniać czy jego wiara jest mniejsza niż nasza. Nam się może wiele wydawać. Ale nigdy nie będziemy wiedzieć, czy w jego sytuacji nie byłoby z nami dużo gorzej niż z nim.
"A chrzest się liczy? Wierzący niepraktykujący grzeszą, czy nie?"
W jakim sensie czy chrzest się liczy? Przecież mogę być ochrzczona (niepraktykujący rodzice walczą o ten chrzest) a wychowana bez Boga. Mogę w ogóle nie znać Boga w sensie wiary (bo w naszej rzeczywistości trudno nie słyszeć o Bogu). Mogę autentycznie, całe życie nie wierzyć w Boga. Nie odrzucać Go tylko nie wierzyć. W tym sensie chrzest się nie liczy - nie jako pewnik wiary.
Natomiast niepraktykujący wierzący oczywiście, że grzeszą. Jeśli uważam się za wierzącego, to mam obowiązek wypełniać wszystkie przykazania. Owszem, nikt z nas nie jest doskonały, ale WIEM, że grzeszę, że powinnam iść do spowiedzi, że za każdy grzech odpowiem przed Bogiem. Wiem, że uciekam od Boga nawet 30 lat. Wiem, że żyję w grzechu, bez ślubu, tylko po ślubie cywilnym. Wiem, że lekceważę piątkową wstrzemięźliwość. Że kradnę, zdradzam żonę, biję i to jest grzech. Znam swoje obowiązki katolika, choćby bardzo pobieżnie, ale znam. A za zawinioną ignorancję też będę odpowiadać.
|
|