logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: zagubiona narzeczona (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-02-09 23:09

To, że tutaj piszę to chyba jeden z największych wyczynów w moim życiu. Serio.
Za niewiele ponad pół roku (we wrześniu), po prawie 3 letnim związku wyjdę za mąż :) Data jest, sala jest, zespół, kamera, fotograf, zaproszenia, florystka, dekoracje i cała masa dodatków a ja coraz częściej zastanawiam się czy to to...
Rodzice narzeczonego za granicą zarabiają na wesele...

Narzeczony jest baaaaardzo dobrym człowiekiem, kocha mnie nad życie - czuję to na każdym kroku :) Jest wierzącym człowiekiem - jednak z tego co widzę to tak "biernie"... Msza w niedziele, Spowiedź czasami, wszystkie Święta są ważne dla niego, ba! Nawet namówiłam go kiedyś na tygodniowe rekolekcje ewangelizacyjne a pół roku później na rekolekcje wyjazdowe dla narzeczonych :) Kiedy zaczynamy podróż modlimy się wspólnie, wieczorem też mówimy razem pacierz (mieszkamy od siebie 150km więc zostajemy u siebie na noc, ale nie śpimy razem) :)
Jest mi wierny jak nikt inny, jest wylewny - bardzo dużo mówi o miłości. Ma bardzo dobrych rodziców i z ogromnym szacunkiem się o nich wyraża i zachowuje również. Nie jest skąpy pod żadnym względem, dużo pomaga w domu, ma poczucie obowiązku. Uwielbia dzieci i nie może doczekać się naszych :) Akceptuje mnie w 100% - zarówno fizycznie jak i psychicznie i duchowo. Mówi ciągle że jestem jego ideałem, aniołem na ziemi...

Co do nas...
Na początku w naszym związku było współżycie, ale później powiedziałam stop i od prawie roku tego nie ma... On nadal tego nie rozumie i twierdzi, że bardziej nas to od siebie oddala niż zbliża... Pyta dlaczego on ma mi ustępować skoro ja nie chce, a nie ja jemu... i tu spory, chociaż mniejsze niż kiedyś.
U narzeczonego w domu od zawsze był obecny alkohol - tylko i wyłącznie piwo, zero wódki. On sam tym tak przesiąkł, że w wieku 27 lat nie może się obejść bez piwa. On jest często... Nie umie kontrolować picia. Kiedy gdzieś wychodzimy na imprezę nie może nie pić, upija się bo nie umie powiedzieć stop, czasami na drugi dzień "klinuje", kilka razy zdarzyło mu się wypić coś po kryjomu uzasadniając to tym, że gdybym nie była tak wyczulona to mógłby się napić normalnie a nie chować, że miał ochotę to się napił czegoś i że to jest normalne. Po którejś z kłótni nie wiedząc co robić, udałam się do terapeuty i tak już 3 miesiące uczęszczam na terapię współuzależnienia. Narzeczony mówi, że wie że ma problem - był już u dwóch różnych terapeutów o pomoc jednak oni twierdzą, że to nie jest uzależnienie i mówią, żeby się zgłosić kiedy będzie gorzej... On sam mówi, że jeśli będzie widział że nie daje sobie rady to może pójdzie na terapię, ale narazie wszystko kontroluje i że chce być normalny w środowisku a nie dziwak co nie pije... Dodam do tego, że jeśli już wypije trochę to jest najsmutniejszym człowiekiem świata. "Jestem beznadziejny", "Zasługujesz na jakiegoś super faceta", "Poszukuja sobie kogos innego", "Nie chce mi się żyć" itd - zastanawiam się czy to nie podchodzi pod depresję... Nienawidzę jak on pije, bo ciągle jest smutny i swoje żale wylewa do mnie i w moją stronę... Zero oznak agresji słownej czy fizycznej wręcz przeciwnie - całuje po stopach i mówi, że jestem najwspanialszą kobietą świata.
Dalej... Różnią się nasze życiowe aspiracje. On jest osobą po szkole średniej (bez matury), wystarczy fizyczna praca za 2tys (całe dnie pracuje), jednak kiedy pracę traci to siedzi i czeka aż ona sama do niego przyjdzie. Nie wysyła CV, nie dzwoni, pyta wśród znajomych tylko. Nie ma aspiracji żeby poszerzać swoje umiejętności poprzez kursy, szkolenia, książki czy choćby internet. Nie ma czegoś takiego że jak czegoś nie wie to szuka w internecie, dopytuje - nie wie to nie wie i koniec. "Takim mnie Panie Boże stworzyłeś - takim mnie masz.". Nie ma zainteresowań, pasji, określonych celów w życiu zawodowym czy prywatnym. Nie wie co robić z czasem wolnym.
Ja natomiast jestem po studiach inżynierskich, obecnie na magisterce. Chciałabym "sięgnąć nieba" :) Górnolotnie to brzmi... Zależy mi na dobrej posadzie, ciągłym rozwoju chociażby poprzez literaturę czy kursy doszkalające, uwielbiam zagadnienia psychologiczne i w tym kierunku staram się rozwijać. Ciągle jestem w ruchu - udzielam się charytatywnie, społecznie, wolontaryjnie. Prowadzę swojego bloga o rękodziele i sprzedaję takie rzeczy w sieci, staram się być na bieżąco z aktualnościami - jeśli czegoś nie wiem w danym temacie to szukam, dopytuję. Zależy mi by w przyszłości należeć do wspólnoty małżeństw by móc tam rozwijać swoją duchowość, zależy mi na rekolekcjach małżeńskich. Jemu jest to zupełnie obojętne i nei przywiązuje do tego żadnej wagi.
Jestem duszą towarzystwa - uwielbiam ciągle otwarte drzwi w domu dla rodziny i znajomych, a on wtedy idzie do innego pokoju, a jesli już siedzi to się nic nie odzywa bo to nie jego tematy.
Kiedy gdzieś jedziemy ja się czasami trochę wstydzę za niego bo nie umie się odezwać w jakimś temacie czy dziedzinie.. Kiedy ja mogę rozmawiać o wszystkim i dopytuję o szczegóły i chcę coś od niego wyciągnąć np o tym co czuje to on mówi, że tego nie da się powiedzieć, nie da się opisać... Czasami myślę, że jest po prostu mniej inteligentny.. Nie ma takiej chęci rozwoju, uczenia się kultury... Podsuwam mu jakieś wykłady fajne, książki a on nawet tego nie rusza... Twierdzi że powinni go wszyscy zaakceptować takim jaki jest bo jest sobą i nie udaje.. :/ Nie umie zorganizować sobie sam czasu... Nie ma zamysłu majsterkowania czy wymyślania sobie zajęcia.
Wybaczcie, że napisze to mega egoistycznie, ale ... Większą wiedzę ode mnie ma tylko w dziedzinie sportu... Ja nawet nie umiem i chyba nie mam za co go podziwiać... Nie mam się czym zachwycać poza tym jak wielką miłość i czułość mi daje...
Nawet z internetu rzadko korzysta! Nie szuka pracy przez internet, nie szuka mieszkania dla nas na przyszłość... Tak się nauczył, że ja wszystko zrobię lepiej i na tym jedzie... A mówiąc nieskromnie to tak jest.

Staram się bardzo dać mu poczucie tego, że jest dobrym człowiekiem, że jest mądry, zaradny, że sobie radzi... Doceniam go, że pracuje, że chce mi pomagać. Ale albo robię to nie umiejętnie albo sztucznie...

Czym bliżej ślubu tym bardziej ja nie wiem czy to to... To wspaniały i dobry mężczyzna z którym mogłabym zbudować dom na Panu Bogu. Ale ja nie jestem pewna.. Machina ślubna w ogromnym rozpędzie i nie sposób jej ewentualnie zatrzymać... Nie wiem co robić... Jestem osobą w miarę "znaną" na mieście ze względu na moje społeczne udzielanie się - wszyscy pytają co, jak i kiedy, że taki związek wspaniały itd, że będą na pewno, co nam kupić i że w kalendarzu mają dawno zapisane :) a mi brak pokoju w sercu... Od małego chciałam zrobić wielką karierę, działać itd... Kocham dzieci, chciałabym pięknej rodziny silnej Bogiem, uśmiechniętego męża z jakąś pasją, z iskrą w oku, z chęcią do życia... A mi ciągle brak pokoju w sercu... Obawiam się tego, że życie moje będzie się ograniczało do szarych murów w ciasnym bloku, zapracowanego ale kochającego męża, dzieci, garnków i sprzątania... A ja ciągle czuję, że potrzebuję czegoś więcej... Ale czego? Nie wiem...
Myślałam o rekolekcjach ignacjańskich, ale pomimo że to głupio zabrzmi: zwyczajnie się boję, strasznie się boje tej ciszy...

Wybaczcie za długą formę, ale to jedyne miejsce gdzie mogę głośno "powiedzieć" to co mi leży na sercu i o czym nie wie nikt oprócz Pana Boga...
Co wy myślicie o tym wszystkim...?

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Natalka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-02-10 00:08

Warto modlić się o pokój serca i rozeznanie drogi życiowej. Zastanowić się nad dalszym życiem, póki czas:) Małżeństwo to zadanie i wyzwanie zarazem. Łączą się z tym pewne marzenia na przyszłość, ale ważne jest przekonanie o swoim właściwym wyborze (z obu stron). Gdy nie ma pewności, to lepiej o tym porozmawiać, zanim będzie za późno. Z każdej drogi można zawrócić póki czas albo po pewnych ustaleniach wędrować dalej. Bycie razem często właśnie przerasta ludzi zwykłą codziennością. A życie to codzienność: prowadzenie domu, praca, wychowanie dzieci, rozwijanie pasji, miejsce na rozrywkę, obowiązki i wypoczynek. Pewnie ważne jest to, w jakich warunkach się żyje, na co można sobie pozwolić. Nie jest to jednak najważniejsze. W tym przypadku trzeba rozważyć czy jest gotowość do wspólnej wędrówki przez dalsze życie w każdej sytuacji. Zawsze bowiem jest dobry dzień, kiedy człowiek otwiera szczęśliwe oczy. Gdy tak nie jest, nie będzie potrafił tego szczęścia darować innym:)
Pozdrawiam i życzę wszelkiego dobra na każdy czas i mądre życiowe wybory :)

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: ruslana (195.117.121.---)
Data:   2016-02-10 09:14

Rozumiem twojego narzeczonego. Też pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, w której obecny był alkohol. Mam bardzo podobny charakter do charakteru twojego chłopaka. A ten charakter wynika właśnie z tego, że wychowywaliśmy się w takiej a nie innej rodzinie. Myślę, że w jego przypadku dobrym rozwiązaniem byłaby terapia dla DDA. Tylko, że zdrowienie może potrwać bardzo długo, albo nawet całe życie.

"Ja nawet nie umiem i chyba nie mam za co go podziwiać... Nie mam się czym zachwycać poza tym jak wielką miłość i czułość mi daje... "

Narzeczony nie jest od tego, żeby go podziwiać i się nim zachwycać, tylko go kochać. Mam wrażenie, że nie potrafisz zaakceptować go takim, jakim jest.

"Nie szuka pracy przez internet, nie szuka mieszkania dla nas na przyszłość... Tak się nauczył, że ja wszystko zrobię lepiej i na tym jedzie... A mówiąc nieskromnie to tak jest."

Ludzie z rodzin dysfunkcyjnych są często niezaradni życiowo. Wiem to po sobie, bo sama taka jestem. I tacy ludzie chcą się kogoś uczepić, żeby im było łatwiej w życiu, co nie znaczy, że twój chłopak cię nie kocha.

"A mi ciągle brak pokoju w sercu... Obawiam się tego, że życie moje będzie się ograniczało do szarych murów w ciasnym bloku, zapracowanego ale kochającego męża, dzieci, garnków i sprzątania... A ja ciągle czuję, że potrzebuję czegoś więcej... Ale czego? Nie wiem..."

Jeśli brak pokoju w sercu, to nie podejmuj wtedy żadnych wiążących decyzji na całe życie. A czy właściwie rozeznałaś swoje powołanie?

"Myślałam o rekolekcjach ignacjańskich, ale pomimo że to głupio zabrzmi: zwyczajnie się boję, strasznie się boje tej ciszy... "

W twojej sytuacji takie rekolekcje to bardzo dobry pomysł. Jeśli masz taką możliwość, to jedź na te rekolekcje. Tam się dowiesz, czego Pan Bóg oczekuje od ciebie.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: antonima (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2016-02-10 09:36

Szczerze, to z Twojego opisu wcale tej wspaniałości i dobroci nie widać, wręcz przeciwnie. Nie widac też ani jego, ani Twojej miłości. Dlaczego decydujesz się na ślub, z przyzwyczajenia? Ze strachu, że rodzina będzie się złościć o odwołanie? z przekonania, ze już tyle w ten związek zainwestowałaś albo że nikogo innego nie znajdziesz?

Alkohol to ogromna czerwona flaga. Poczytaj sobie tu na forum wątki o żonach alkoholików - Ty masz szansę nie stać się kolejną i nie zmarnowac zycia sobie i przyszłym dzieciom. Przy okazji, to, że teraz nie ma przemocy fizycznej, nie znaczy, że tak będzie zawsze.

Uciekaj jak najdalej. Módl się za niego, zycz mu jak najlepiej, ale z daleka.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: adam (---.17-1.cable.virginm.net)
Data:   2016-02-10 10:27

Panu Bogu wszystko jedno czy weżmiecie ślub czy też nie. On wasz wybór pobłogosławi. Z tym mężczyzną zwiążesz się na całe życie. Twoje lub jego. Czy chcesz, aby chłopiec, który sobie wypić, któremu nie zależy na utrzymaniu domu był wsparciem dla ciebie w twoich trudnych chwilach? Chcesz aby był on ojcem waszych dzieci? Jaki on wówczas przykład im da? Ojciec jest nawet i ważniejszy od matki, bo to on przekazuje wiarę, on przemienia chłopca w mężczyznę, dziewczynkę w kobietę. Tak, nazwałem go chłopcem, bo mężczyzna wie, że związek musi być zbudowany na skale, zna swą siłę przeto jest delikatny. Jego wady, które cię tak kłują po ślubie nie znikną, a może nawet się nasilą. Czy chcesz, aby ten człowiek był głową waszej rodziny? Zdajesz sobie sprawe z odpowiedzialności jaka na nim ciąży? On - głowa rodziny ma ci służyć. On będzie odpowiedzialny za zbawienie twoje, a ty jego. Czy jesteś gotowa na ślub z mężczyzną dojrzałym fizycznie, ale nie emocjonalnie?
Kolejna sprawa to twoje podejście "Ja natomiast jestem po studiach inżynierskich, obecnie na magisterce. Chciałabym "sięgnąć nieba" :) Górnolotnie to brzmi... Zależy mi na dobrej posadzie," Co zrobisz jeśli wszystkie twoje plany obrócą się przeciw tobie i będziesz musiała zdać się na łaskę tego mężczyzny? Czy zapewni ci on twoje potrzeby (choćby minimalne)? Pan Bóg nigdy nie obiecał kolejnego dnia życia, ani spełnienia naszych marzeń i planów. Zastanów się więc czy jest on dla ciebie skałą czy piaskiem. Czy wasze małżeństwo przetrwa burzę, czy runie gdy dmuchnie zefirek.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: 4324 (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2016-02-10 10:28

"Twierdzi że powinni go wszyscy zaakceptować takim jaki jest bo jest sobą i nie udaje.. :/" - i słusznie twierdzi.
Nie wymusisz na nim rozwoju, jeśli nawet Ci się uda to będzie on tylko przed Tobą i na pokaz. Więc nie tylko w sporcie jest od Ciebie mądrzejszy;) :)

Jeśli ten człowiek Ci nie pasuje to odejdź. Po ślubie nie będzie Ci pasował sto razy bardziej.

I tak już z czystej ciekawości: "Rodzice narzeczonego za granicą zarabiają na wesele...". Wesele będzie z kasy rodziców? Ty i Narzeczony nic nie dokładacie?

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2016-02-10 10:58

Trochę mi się to:
"To wspaniały i dobry mężczyzna z którym mogłabym zbudować dom na Panu Bogu."
kłóci z tym:
"Na początku w naszym związku było współżycie, ale później powiedziałam stop i od prawie roku tego nie ma... On nadal tego nie rozumie i twierdzi, że bardziej nas to od siebie oddala niż zbliża... Pyta dlaczego on ma mi ustępować skoro ja nie chce, a nie ja jemu... i tu spory"

Kwestia współżycia jest jedną z podstawowych kwestii i w dodatku dość jasno określona - współżycie jest dobre w małżeństwie.
To nie jest kwestia chcenia bądź nie (generalnie chcieć to powinni oboje), ani ustępowania (kompromisy z sumieniem kończą się przeważnie źle). To jest kwestia miłości i zaufania. Kiedy się kogoś kocha, to współżycie wydaje się być czymś bardzo naturalnym. Kiedy tylko jedna strona jest przekonana o czekaniu do ślubu - potrzeba dużej delikatności w komunikacji, by ta druga nie poczuła się odrzucona. Bo w tej sferze bardzo łatwo kogoś zranić mimo najlepszych chęci.
Jeśli już tu się nie potraficie dogadać, to na jakiej podstawie twierdzisz, że zbudujecie związek oparty na Bogu?

"Staram się bardzo dać mu poczucie tego, że jest dobrym człowiekiem, że jest mądry, zaradny, że sobie radzi... Doceniam go, że pracuje, że chce mi pomagać. "

Z tego, co napisałaś wynika, że myślisz coś wręcz odwrotnego - nie uważasz go ani za mądrego, ani za zaradnego (przynajmniej tak odczytuję Twoją wypowiedź). Jeśli jedno myślisz, a drugie mówisz, to on najprawdopodobniej wie, że mówisz nieprawdę. Znacie się już trzy lata, po takim czasie naprawdę widać po człowieku, czy mówi z przekonaniem, czy bez.

"Chciałabym "sięgnąć nieba" (...) Obawiam się tego, że życie moje będzie się ograniczało do szarych murów w ciasnym bloku, zapracowanego ale kochającego męża, dzieci, garnków i sprzątania..."

Życie generalnie nie składa się z samych wzniosłych i pięknych chwil. Trzeba też myć ubikację, płacić rachunki i zmieniać dzieciom pieluchy. To trochę tak, jak wyprawa w góry - widoki na szczycie są piękne, ale wspinaczka potrafi nieźle dać w kość. Dlatego w góry idzie się z kimś komu się ufa, na kogo można liczyć, że się podzieli jedzeniem, wodą, że nie zostawi, gdy zdarzy się jakieś nieszczęście. Idzie się z kimś, o kim jest się przekonanym, że się go nie zostawi, nawet jeśli to będzie trudne.
To przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę - miłość musi być obustronna. To, ze on Cię kocha, to za mało. Ty również musisz kochać jego.

PS: Nie pisz, proszę, że to jedyne miejsce, gdzie możesz napisać, co Ci leży na sercu. Prawie dokładnie taki sam wpis znalazłam na forum wizażu. Więc już mamy dwa miejsca. To drobiazg, ale uczciwość buduje się zaczynając od drobiazgów.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Marek (---.opecgdy.com.pl)
Data:   2016-02-10 11:50

Dzień dobry. Tylko Ty sama musisz zdecydować, czy z takim mężczyzną chcesz dzielić resztę życia. Widzę, że nie jest on Twoim ideałem, ale takich nie ma. Jedyne co mogę doradzić to, że lepiej zrezygnować ze ślubu teraz niż przed samym ołtarzem. Nie miałem na tyle odwagi, ale tłumaczę sobie, że widocznie tak miało być. Z Żoną byliśmy razem tylko parę miesięcy i nasze drogi się rozeszły. Jeszcze jedno - nie sugeruj się opinią otoczenia, nawet najbliższych. To tylko i wyłącznie Twoje życie i życzę abyś przeżyła je dobrze.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Maciej (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-02-10 12:49

Czytając Twoje wyznania myślę że: Oboje nie jesteście dojrzali do małżeństwa chrześcijańskiego. Twój przyszły mąż jest uzależniony od alkoholu i pełen kompleksów. Ty jesteś nadal małą dziewczynką i żyć bez ograniczeń które są normalne w małżeństwie. Piszesz "Obawiam się tego, że życie moje będzie się ograniczało do szarych murów w ciasnym bloku, zapracowanego ale kochającego męża, dzieci, garnków i sprzątania..". To dlaczego chcesz tego małżeństwa jeżeli nie widzisz się w "roli" żony i matki?
"Zależy mi na dobrej posadzie, ciągłym rozwoju chociażby poprzez literaturę czy kursy doszkalające, uwielbiam zagadnienia psychologiczne i w tym kierunku staram się rozwijać. Ciągle jestem w ruchu - udzielam się charytatywnie, społecznie, wolontaryjnie. Prowadzę swojego bloga o rękodziele i sprzedaję takie rzeczy w sieci, staram się być na bieżąco z aktualnościami" Jeżeli jesteś taka doskonała to po co Tobie mąż który jak piszesz "Czasami myślę, że jest po prostu mniej inteligentny.. Nie ma takiej chęci rozwoju, uczenia się kultury... Podsuwam mu jakieś wykłady fajne, książki a on nawet tego nie rusza..Ja nawet nie umiem i chyba nie mam za co go podziwiać... Przecież nie zmienisz się ani Ty ani On gdy będziecie małżeństwem.
"Nie mam się czym zachwycać poza tym jak wielką miłość i czułość mi daje.."
Może dokładnie przeczytaj "Hymn o miłości" a znajdziesz odpowiedź czy zbudujecie szczęśliwe małżeństwo. Ale to pytanie trzeba było postawić już trzy lata temu.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Maggy (---.dynamic-ww-4.vectranet.pl)
Data:   2016-02-10 17:23

Przecież Ty "kochasz" jego miłość do Ciebie samej. Ale trudno mi napisać, że kochasz jego samego. Po co Wam ślub? Ten chłopak zupełnie Ci nie odpowiada. Nawet nie ma zadatków na bycie fajnym chłopakiem dla Ciebie z tego co piszesz, a co dopiero na bycie mężem. Stań w prawdzie i pomyśl czy naprawdę chcesz żeby na zawsze był Twoim mężem a Ty jego żoną. Ty w nim nic nie podziwiasz oprócz jego podziwu Twoją osobą. Czy na czymś takim można zbudować szczęśliwą rodzinę?

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Jan (---.play-internet.pl)
Data:   2016-02-10 18:05

Jak sobie wyobrazasz obowiazki domowe? Dziecko ktore wyje pol nocy z powodu kolki. Brak wsparcia pijanego meza, szare obowiazki domowe, obiady pranie prasowanie i pieluchy. Czy ty chcesz byc żoną?

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: hala (---.13-2.cable.virginm.net)
Data:   2016-02-10 18:29

Zgadzam sie z wypowiedzia Maggy. Mimo Twoich obaw, ze wszystko tak daleko zaszlo w moim odczuciu wyjsciem jest zatrzymac ten bieg. Wiedz, ze po slubie jeszcze bardzo mocno opadnie zaslona, a wtedy to co teraz juz Ci mocno nie odpowiada, stanie sie nie do zniesienia.

Masz sile gory przenosic, ale sila Twa nie napelni "baterii" drugiej polowy. Stalas sie bezpiecznym schronieniem, tarcza ochronna dla niego i warto Cie calowac po stopach. A co sie stanie, gdy Ty potrzebowac bedziesz poczucia bezpieczenstwa?
Z calego serca zycze Ci spokoju i dobrej decyzji.

ps
moze ciekawie bedzie dla Ciebie zobaczyc piramide Maslowa- teoretyka. Zobacz gdzie jestes a gdzie mozesz byc z potencjalnym malzonkiem

z Panem Bogiem

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2016-02-10 23:39

"mówi, że jestem najwspanialszą kobietą świata"
Ale również sygnalizuje, że jesteś kobietą nie dla niego ("Zasługujesz na jakiegoś super faceta", "Poszukuja sobie kogos innego"). Czyli on też dostrzega - choć przyznaje się do tego tylko pod wpływem alkoholu - że w tym Waszym pasowaniu do siebie coś mocno nie gra. Nie tylko Ty.

"On nadal tego nie rozumie i twierdzi, że bardziej nas to [brak seksu] od siebie oddala niż zbliża..."
Może było tak, że to głównie seks trzymał Was przy sobie. A bez niego stopniowo wychodzi na wierzch to, co powinno wyjść na samym początku.

"Uwielbia dzieci i nie może doczekać się naszych :)"
A co będzie, jeśli dzieci wcale się nie doczekacie? Różnie przecież bywa. Albo kiedy dzieci opuszczą już dom (małżeństwo przeważnie trwa dłużej). Co Was wtedy będzie łączyć?

"Kiedy gdzieś jedziemy ja się czasami trochę wstydzę za niego bo nie umie się odezwać w jakimś temacie czy dziedzinie".
I będziesz się za niego tak całe życie wstydzić? Czy za jakiś czas w ogóle przestaniecie pokazywać się razem między ludźmi? (On już się zamyka w pokoju). Bo trudno liczyć na to, że się podciągnie do poziomu, który by Ci odpowiadał.
Czy wydaje Ci się, że on tego Twojego wstydzenia się za niego nie potrafi zauważyć?

"Machina ślubna w ogromnym rozpędzie i nie sposób jej ewentualnie zatrzymać..."
Zatrzymać można. Ale na pewno nie bezboleśnie.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2016-02-10 23:56

A co będzie jeśli mimo tych swoich świetnych kwalifikacji i inteligencji nie znajdziesz dobrej pracy, albo będziesz zmuszona wykonywać pracę poniżej kwalifikacji, żeby tylko opłacić rachunki?
Co będzie jak on nie będzie miał pracy, będzie pił z tego powodu albo jakiegokolwiek innego a ty będziesz umierać ze zmęczenia przy samotnej opiece nad niemowlakiem?
Gotować trzeba codziennie,najrzadziej co dwa dni wiedziałaś?
Czy wiesz, że sprzątanie, prasowanie, pranie to ciężka praca fizyczna?
O czym będziecie rozmawiać za rok, 5 lat, jak teraz nie macie o czym?
Czy taki mąż jak twój chłopak zaopiekuje się dzieckiem, ugotuje obiad, ogarnie rzeczywistość jak ty będziesz leżeć chora?
Czy jesteś gotowa całe życie spędzić z alkoholikiem (bo twój chłopak jest alkoholikiem)?

A teraz coś z zupełnie innej beczki - w rodzinie znajomej jedna piękna i zdolna dziewczyna żyła sobie szczęśliwie już kilka lat w małżeństwie ze swoim równie cudownym mężem oraz uroczym pięcioletnim dzieckiem. Nagle zaczęła się coraz gorzej czuć, drętwiały jej ręce, ciało odmawiało posłuszeństwa, zaczęły się wędrówki do lekarza, badania i wyrok: glejak. Rodzina zrozpaczona, operacja. A po operacji szok - dziewczyna jest warzywem. Rozumie co się do niej mówi, ale NIC sama nie może zrobić, potrzebuje ciągłej opieki. Mąż patrzy się na nią ze wstrętem. Pół rodziny i wynajęte pielęgniarki się nią opiekują, bo mąż nie raczy. Tylko dziecko się do niej przytula mówiąc "nie płacz mamusiu". Niestety ale nie o to chodzi w małżeństwie, żeby być perfekcyjną, wymalowana lalą z dobrą posadą. Mąż tej pani wyżej tego nie przewidział w swoich wyobrażeniach o małżeństwie, które się ograniczały do wygodnego życia i posiadania seksownej żony.
Radzę ci przeprowadzić mały eksperyment myślowy i postawić się chociaż na 5 minut na miejscu tej pani.
Uciekaj od tego chłopaka jak najdalej póki jeszcze możesz.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Małgorzata (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2016-02-11 20:19

Witaj. Jak bym czytała swoje życie sprzed ślubu. Tylko że ja nie miałam odwagi podjąć właściwej decyzji. Dziś bym się nie zakochała tylko poszła swoją drogą. Niestety nie miał mi kto doradzić. Widzieli że to nie materiał na głowę rodziny ale uznali że się nie będą wtrącać. A tekst typu: już taki jestem i mnie nie zmienisz. Boli, jakby ci ktoś wbijał w serce sztylet i ręce ci opadają bo szkoda się już odzywać. Niby coś robi ale i tak ty musisz iść i załatwić wszystko jak należy. Jeśli zerwiesz zaręczyny to te niemiłe chwilę potrwają krócej niż udręka życia po ślubie. Jestem z moim mężem 13 lat i coraz bardziej się boję co będzie dalej. Bo już mi dostarczył tylu "rozrywek". A widzę że z wiekiem już coraz mniej mu się chce starać nawet o to co niby robi. Za to zaczyna coraz bardziej pokazywać rogi. To tak na moim przykładzie. Fajerwerków nie ma. A tak jeszcze mi coś wpadło na myśl. Mój mąż przed ślubem też szedł na różne układy. Do czasu kiedy już nie musiał się o mnie starać. Dużo się módl i obserwuj wszystko. Zwracaj uwagę na rzeczy które cię denerwują. Teraz przymykasz na nie oko. Bo to one, jak ktoś wyżej zauważył, po ślubie 100 razy bardziej dobijają. I nagle już nie masz ochoty przymykać oczu. A one staną się kością niezgody nie do wyeliminowania. Pomyśl o sobie, nie o tym co ludzie powiedzą, bo to nie ludzie z nim będą żyć, tylko ty. Mam nadzieję że choć trochę pomogłam.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Maggy (---.dynamic-ww-4.vectranet.pl)
Data:   2016-02-11 21:24

A ja z pełną świadomością odpowiedzialności za słowa muszę Ci napisać żebyś nie wychodziła za mąż za tego człowieka bo masz zbyt mało w sercu swoim dla niego żeby móc budować szczęśliwą rodzinę. Unieszczęśliwisz siebie, jego, dzieci Wasze i wszystkich dla których jesteście ważni. Po drugie zupełnie do siebie nie pasujecie. Nie wiem co Was łączy oprócz tego, że lubisz w nim to, że jest taki dobry dla Ciebie. Wstydzisz się za niego, uważasz go za głupiego, mało elokwentnego, mało zaradnego, leniwego. Dziwię się, naprawdę się dziwię, że jesteś jego narzeczoną nie mówiąc już o tym, że jak źle wybierzesz to będziesz jego żoną. Ty też nie jesteś gotowa być żoną ale nie tylko tego chłopaka. Nie jesteś gotowa być żoną nawet kogoś kogo byś pokochała. To zdecydowanie nie czas dla Ciebie na taką decyzję. Pragnienia Twoje póki co leżą zupełnie gdzie indziej niż małżeństwo. Współczuje, że już tak daleko zabrnęłaś ale jeszcze możesz z tej drogi zejść. Jeszcze możesz. Czy chciałabyś mieć męża który tak by Cię kochał jak Ty kochasz swojego narzeczonego? Chciałabyś mieć męża który myślałby tak o Tobie jak Ty myślisz o swoim narzeczonym? Właśnie.. Więc się pytam "Po co ta szopka?" Odwagi, dziewczyno, światła prawdy i miłości Ci życzę.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Róża (---.146.69.49.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2016-02-13 21:44

"Machina ślubna w ogromnym rozpędzie i nie sposób jej ewentualnie zatrzymać... Nie wiem co robić... (...) wszyscy pytają co, jak i kiedy, że taki związek wspaniały itd, że będą na pewno, co nam kupić i że w kalendarzu mają dawno zapisane :) a mi brak pokoju w sercu..."

Jak to nie sposób? Właśnie teraz jest najlepszy czas na zmianę decyzji. Jeszcze jest czas. Jeszcze nawet sprzed ołtarza można uciec, dopóki nie padły słowa przysięgi małżeńskiej. To jest Twoje życie i Twoja decyzja, a nie wszystkich, którzy mają dawno w kalendarzu zapisane... "Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi" (Dz 5, 29). Czy Pan Bóg nie mówi do Ciebie?

Kiedyś pewien bardzo mądry spowiednik poradził mi na przyszłość, żeby przy wyborze męża stosować jedno kryterium. Moim zdaniem jest to najważniejsze i właściwie jedyne kryterium przy wyborze męża. A mianowicie, trzeba zadać sobie pytanie: "Czy chciałabyś takiego ojca dla swoich dzieci?". Jeśli Ty go teraz nie masz za co podziwiać, to może się zdarzyć, że Wasze dzieci też nie będą miały za co podziwiać własnego ojca.

Szczęść Boże.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: PT (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-02-17 16:49

Ty wcale nie chcesz małżeństwa, a już na pewno nie z aktualnym narzeczonym. Zupełnie nie jesteś na to gotowa, ale nie masz odwagi się do tego przyznać. Małżeństwo to nie rekolekcje i zewnętrzne wspólnoty, nie tylko gary i dzieci.
Twoim pragnieniem jest wyłącznie rozwój osobisty. Zaryzykuję stwierdzenie, że nie jest to postawa dojrzała. Nawet w tytule zasłaniasz się narzeczonym.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Marta (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2016-02-21 21:58

W dniu ślubu trzeba mieć wrażenia "jakby się Pana Boga złapało za nogi", a tu nic takiego nie ma. Wg mnie nie można ślubować przed Bogiem mając takie rozterki w sercu. Może kierujesz się litością? Może strachem przed zatrzymaniem machiny ślubnej? To nie tutaj, nie w tej sytuacji.

 Re: Nie mam za co podziwiać narzeczonego.
Autor: Kamil (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2016-02-22 12:20

Ty naprawdę tak wiele osiągnęłaś? Jesteś inżynierem? Inżynierów, uwierz mi, jest na pęczki. Na pewno nikt cię za to nie podziwia. Bo niby za co? A jeśli podziwia, to... patrz wyżej (niby za co?). Będziesz magistrem? Tych są już całe tabuny. Myślisz, że to jest jakieś wielkie osiągnięcie? Naprawdę? Zejdź na ziemię. Naprawdę - nie hołub siebie aż tak bardzo. No chyba że pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny, albo wychowywałaś się w domu dziecka (zakładam, że ani jedno, ani drugie) - to może i Twoje wykształcenie byłoby jakimś wielkim wyczynem. Może. Z drugiej zaś strony - to ciekawe, że ten Twój jedyny, wybrany, wymarzony, przyszły ojciec Waszych dzieci, przyszła Głowa Rodziny, ten, któremu poniekąd powierzasz los swój i Waszych dzieci, Wasz ochroniarz, ten, którego rolą jest walczyć o lepsze życie Twoje i Waszych dzieci, o Wasze zbawienie, prawdziwy mężczyzna, prawdziwy mąż in spe, prawdziwy przyszły ojciec, ten prawdziwy facet aż tak bardzo Cię kocha, że mówi Ci wprost, że nie będzie się dla Ciebie (czytaj też: również dla przyszłej rodziny, dla dzieci) zmieniał... Wielka ta jego miłość, naprawdę. Piszesz, że "to wspaniały i dobry mężczyzna". Poważnie tak uważasz? A czym przejawia się ta jego wspaniałość? Piwkowaniem? Klinowaniem następnego dnia (zawsze myślałem, że tak robią tylko skończone żuliki, ale widocznie się myliłem)? Brakiem szczerości i uczciwości, przejawiającym się potajemnym piwkowaniem, czy też klinowaniem? Niechęcią do zmiany siebie samego dla dobra Twojego, Waszej przyszłej rodziny, w tym Waszych przyszłych dzieci? Liczeniem we wszystkim na Ciebie? Ty też nie jesteś niezniszczalna i może być różnie. A jak Ciebie zabraknie, jak On zadba o Wasze dzieci? Czy jest to człowiek, któremu powierzyłabyś swoje dzieci? O co tu w ogóle chodzi? Ty kochasz jego miłe słówka? To że mówi Ci takie wspaniałości? To, że Cię tak hołubi? Słowem tak. Ale czy czynem? Czy ludzi poznaje się po tym, co mówią (na pewno też), czy też głównie po tym, co robią? A zwłaszcza mężczyznę...

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: