Autor: xc (---.w83-201.abo.wanadoo.fr)
Data: 2016-05-03 07:09
nie zaprzeczam faktowi jakim jest Szatan. Nie godzę się na "stawianie woza przed koniem". Nie jest on żadnym Antychrystem, antytezą Jezusa Chrystusa. Jezus jest bowiem Tezą nad Tezami i "cuś" będąc Jego antytezą musiałoby mieć porównywalny potencjał ale z przeciwnym ładynkiem, wektorem. "Z czym do gościa pętaku" mawiał Leopold Tyrmand i pasuje tu jak ulał.
Zbuntowany sługa, wróg (hebr. satan), ten, który dzieli (gr. diablos), impotent silny naszą słabością i tyle.
Jego "piękno" i "urok szatana" są wytworami lichej kulturki, bo ta wyższa obnaża go bezwzględnie: Dostojewski, Bułhakow, Goethe, Mann. Zwłaszcza ten ostatni i jego "Dr Faustus": chcieliby Niemcy skwitować hitleryzm słowem "szatan" i pojęciem "układ z diabłem", ale Mann nie dał: gdzieście byli, coście robili?
Poznawanie szatana aby nauczyć się jego sztuczek i uodpornić się na nie? Fajne, to może pójść na całość: zatopić się w rozpuście aby nabrać do niej obrzydzenia, wypić wszystkie alkohole świata aby zrozumieć ich szkodliwość, nakraść się aby pojąć, że to co się uzyskało to tylko "marność nad marnościami" zamiast czytać Koheleta? Inne pomysły tego typu?
Zachwyt nad egzorcyzmem bez rozumienia jego sensu ociera się o fascynację magią i rytuałem woodoo lub podobnym.
Ja widzę w tym zafascynowaniem "urokiem szatana" (polecam do obejrzenia ten film, stary ale jary) bankructwo duchowości wyzutej z refleksji: w Kogo i w co wierzę, dlaczego wierzę, jak objawia sìę moja wiara, skąd idę i dokąd zmierzam, jak idę, kim jestem, co ja tu robię? Wiem, że to trudne pytania. Jednakowoż warto je sobie postawić zamiast pytać bez sensu.
|
|