logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-23 15:03

Dzien dobry. Niecale pol roku temu dowiedzialam sie ze jestem nieuleczalnie chora. Dwa lata temu zmagalam sie ze stanem przed rakowym. Powiem szczerze ze moja wiara podupadla nawet bym rzekla ze przestalam wierzyc.
Jestem mloda osoba po trzydziestce i mam dziecko, jak wytlymaczyc mam sobie i dziecku ze zaniedlugo nie bede z nim biegac bawic sie bo bede cala sparalizowana i bede pod respiratorem. Zal mi serce sciska ktorzy sa spaceruja rodzinami, mam w sobie zlosc na ta cala sytuacje . Moje dziecko wie ze jestem chora i zadaje mi pytanie dlaczego ty mamusiu musialas akurat zachorowac, a ja niewiem dlaczego. Statralam sie w miare normalnie prowadzic swoje zycie , choc lekko nie mialam. Pierwszy maz zakochal sie w innej kobiecie i zostalam sama z dzieckiem . Wyszlam drugi raz za maz ale teraz okazuje sie ze moj maz to kobieciarz i niecierpi slabych osob, a choroba u niego to slabosc. On twierdzi ze zycie ma tylko jedno i trzeba korzystac z niego ile sie da, wiec po co mu chora zona jak naokolo tyle mlodych, pieknych kobiet.
Jestem sama z tym wszystkim nikt sie nawet mna nie zajmie bo rodzice sami sa schorowani, narazie pracuje jeszcze bo musze miec pieniadze na zycie i rehabilitacje.
Moje zycie to totalna kleska, jakbym wiedziala ze tak ma byc to wolalabym sie wcale nie urodzic.
Zaczelam rozmyslac o smierci i zaczelam sie bac ze po niej nic nie ma, ze nie zobacze juz osob ktore kocham, ze wiara jest tylko proba zlagodzenia leku przed smiercia.
Zaczelam sie powaznie zastanawiac czy Bog bo czemu nie chce uleczyc nas chorych, albo pomoc komus w odnalezieniu leku.
Dlaczego ja mam cierpiec za grzech ludzi pierwotnych, ze kazdy z nas odpowiadac powinnien za swoje.
Tak samo sprawa objawien, czy to nie sa tylko urojenia ludzi, bo ja jakos nigdy nic nadzwyczyjnego nie doswiadczylam. Stwierdzilam ze wszystko sie kupy nie trzyma, a z drugiej strony boje sie takiego toku rozumowania, ze zostane przez to potepiona i pojde do piekla.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Anna (---.dzierzoniow.vectranet.pl)
Data:   2016-07-23 17:20

Coś mi się wydaje, ze musisz zacząć żyć dniem dzisiejszym. Myślenie o przeszłości czy przyszłości nic nie daje.
"Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" Mt 6,34.
To nie jest slogan. Judaizm kladzie nacisk na uważność, czyli życie chwilą. Podobnie robił Jezus, który tez z niego wyrósł. Zapomnij więc o przeszłości, nie myśl o przyszłości. Żyj tu i teraz, a tu i teraz masz dziecko, masz pracę i nie jesteś umierająca.
Stanem przedrakowym jest określanych wiele stanów, które niekoniecznie prowadzą do raka, a twoja choroba tez niekoniecznie musi się skończyć niepełnosprawnością. Obawiam się, ze to co usłyszałaś od lekarza rzutuje teraz na twoje życie rodzinne, a najgorsze jest to, ze że niepewnością jutra zarażasz dziecko. Nie masz chyba świadomości, ze to będzie rzutowało na jego życie w przyszłości i może się objawiać na przykład przewlekłą depresją, bo to są skutki braku bezpieczeństwa w dzieciństwie.
Jeśli chodzi o wiarę, to ,widzisz, czasami Bóg pozwala nam przezywać kłopoty- bo to nie On jest ich źródłem tylko my sami, żeby nam o sobie przypomnieć. On nie obiecał nam szczęścia na ziemi, bo ono będzie w Niebie. Przede wszystkim przestań panikować, bo zniszczysz dziecko. Ze względu na nie powinnaś pójść do psychologa.

Nie masz kryzysu wiary, bo nigdy jej nie miałaś. To jest doskonały moment, żeby zacząć wierzyć.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Zuzanna (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2016-07-24 08:51

To jest oczyszczenie.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: ruslana (195.117.121.---)
Data:   2016-07-24 10:44

Ja też jestem młoda, jestem przed 30-stką. Też mam kilka nieuleczalnych chorób, ale nie obrażam się na Boga z tego powodu. Wiara nie chroni nas przed chorobami, nieszczęściami, ale pomaga je znosić. Choroba często jest konsekwencją naszych grzechów i zarazem pokutą za nie. Zapytaj siebie: Czy moje życie zawsze było zgodne z przykazaniami Bożymi i nauką Kościoła? Czy jestem już człowiekiem świętym? Nawet jeśli jesteś nieuleczalnie chora i lekarze nie potrafią ci już pomóc, szukaj metod naturalnych. Nie piszesz jaka to choroba. Wiem, że wiele chorób nieuleczalnych można wyleczyć dietą dr Dąbrowskiej. Spróbuj, nic nie tracisz. Polecam też msze św. z modlitwą o uzdrowienie. Trzymaj się i nie poddawaj. Zaufaj Bogu.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-24 18:34

Jest to sla choroba prowadzaca do zaniku miesni i paralizu nie ma na nia leku jak narazie. Czlowiek sie nie rusza nie je sam musi miec sonde albo pega i nie oddycha samodzielnie oczywiscie pokolei zdarza sie ze niektorzy zyja 10 lat i troche dluzej , a niektorzy po roku umieraja.
Ja nie panikuje bo sama jestem psychologiem tylko dziecku musze powiedziec ze jestem chora bo pyta jak lezalam w szpitalu , przed dziecmi sie nie ukrywa prawdy. Moze najwyzej oszczedza drastycznych szczegolow.
Poprostu nikt nie wie jakby sie zachowal slyszac taka diagnoze i tak sie trzymam i w miare zyje normalnie
Moze masz racje Anno z ta wiara. Ale man zal do boga choc wiem ze nie powinnam.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Anna (---.dzierzoniow.vectranet.pl)
Data:   2016-07-24 21:40

"Moze masz racje Anno z ta wiara. Ale man zal do boga choc wiem ze nie powinnam".

Sorry, majka, jeśli będę okrutna, ale byłaś już dwa razy mężatka i przynajmniej od kilku lat, czyli od czasu drugiego małżeństwa, nie przystępujesz do sakramentów. Wiara to NIE JEST nieszkodliwy dodatek do życia. Ja wiele za moją zapłaciłam i place dalej. Nie pisz mi, ze z tą twoją wiarą jest inaczej, niż myślę, bo ona się teraz w tobie odezwała, kiedy choroba zawaliła ci przyszłość. Nie umrzesz po roku i udaj się po poradę do rozsądnej koleżanki, bo ci się już lęki nawarstwiają, a będzie gorzej.
Jeśli jesteś psychologiem, to wiesz, jakie będą konsekwencje twoich stanów dla dziecka.
Może Pan Bóg cię zatrzymał, bo Wieczność trwa trochę dłużej niż życie. Traktuj to jako łaskę, a nie karę.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-07-24 22:40

Wiem na czym polega SLA i bardzo Ci współczuję.
Dla większości ludzi zazwyczaj najgorszą chorobą jest rak, bo jest to choroba znana (nazwa jest znana, bo przecież odmian choroby jest mnóstwo), a po drugie często niestety dość szybko się kończy. Ludzie najczęściej lekceważą sobie drobne dolegliwości i dowiadują się o raku często wtedy, kiedy jest już ogromne zagrożenie śmiercią. Każdy z nas zna osoby, które umierały na raka, ewentualnie które wydarły się z rąk śmierci. Dlatego słowo "rak" na każdego działa paraliżująco i każdy rozumie problem.
Z innymi chorobami jest już różnie. Jest ogrom chorób, o których większość nawet nie słyszała, a jak nie umiera się na nie "jutro", to czasem są przez innych lekceważone. A to jest dodatkowy ból psychiczny. Jest się przez to ogromnie samotnym w swojej chorobie. Bo w tym momencie jeszcze otoczeniu się wydaje, że żyjesz normalnie (sama piszesz "w miarę żyje normalnie"), a Ty już dobrze wiesz jak postępuje choroba i jakie będą kolejne etapy, kolejne "straty". Będziesz świadoma wszystkiego co się z Tobą dzieje, nawet wtedy, kiedy już nie będziesz mogła się poruszać i oddychać. Jeśli komuś się wydaje, że nie trzeba myśleć o tym co będzie kiedyś, to najlepiej popatrzeć na Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Nie da się nie myśleć. W Ogrodzie Oliwnym NIC się Jezusowi jeszcze nie działo, prawda? Zdrowy był, silny. No to dlaczego tak straszna to była modlitwa? Dlaczego krwawy pot i żal do uczniów, że nie czuwali razem z Nim? Bo pogodzić się z Bożą Wolą, jeśli jest to związane z ogromnym bólem, śmiercią zbyt wczesną, to jest straszliwie trudne. Gdy przychodzi coś nagle, gdy nie ma czasu na refleksję, bo śmierć może przyjść już, teraz, za chwilę - to też jest trudne, ale natychmiastowe leczenie robi tyle zamieszania, że nie żyje się przyszłością. Natomiast choroby, które będą trwały całe lata, z każdym miesiącem gorsze każą myśleć o tej przyszłości. Każą planować rozwiązania. To jest CZEKANIE. To ciągłe CZEKANIE na kolejne etapy choroby. To nie kwestia: umrę i nie będę mieć problemu. To kwestia: będę żyć jak nieżywa i patrzeć na dzieci i choćby umierały - nie zadzwonię po pogotowie. Ogród Oliwny - pogodzenie się z tym co ma nadejść - to straszne chwile w życiu każdego człowieka. Zawsze chciałoby się uciec. Nawet Jezus chciał "uciec" ("Ojcze, jeśli możliwe...").

Dlatego bardzo Ci współczuję. To zazwyczaj choroba dużo starszych niż Ty. Szukaj pomocy pośród ludzi, którzy chorobę znają, pytaj, jak sobie z nią radzą, może mają jakieś podpowiedzi. Znasz stronę dla chorych na SLA? Nie byłam tam na forum, ale może kontakt z nimi Ci pomoże. http://mnd.pl/krotko_o_SLA.htm

Natomiast odniosę się do innych spraw. Napisałaś:
"Dlaczego ja mam cierpiec za grzech ludzi pierwotnych, ze kazdy z nas odpowiadac powinnien za swoje."
Za grzech pierworodny nie odpowiadasz osobiście. Ale masz chyba wystarczająco własnych grzechów, żeby mieć za co cierpieć? (Nie chcę przez to powiedzieć, że Twoja choroba jest skutkiem tego grzechu. Chcę jedynie podkreślić, że nie trzeba winić innych, bo swoich grzechów masz aż nadto). Twoje drugie małżeństwo to trwanie przez lata w grzechu. Życie bez Boga, bez sakramentów. Chciałaś wykraść Bogu szczęście, dogadując się z szatanem. Twój cywilny mąż też trwał w grzechu ciężkim przez lata. Cóż więc dziwnego, że teraz też chce sobie nadal grzeszyć, tyle że już bez Ciebie? To są konsekwencje życia w grzechu. Tam gdzie nie ma Boga, gdzie Boga się odrzuca - szatan bardzo mocno trzyma w garści.

"On twierdzi ze zycie ma tylko jedno i trzeba korzystac z niego ile sie da" - dziwisz się temu, ale dokładnie tak samo uważałaś, gdy pierwszy mąż odszedł. Nie napisałaś tego wprost, ale właśnie dlatego pozwoliłaś sobie na drugiego męża, bo uważałaś że masz jedno życie i prawo do szczęścia, prawda?
Dlatego nie wmawiaj sobie, że skoro grzech pierworodny nie jest Twój, to nie masz za co odpowiadać. Za jeden grzech ciężki należy się piekło. Bo jeden grzech ciężki zabija w Tobie Boga. A Ty przypomnij sobie, jak długo żyłaś ciągle popełniając ciężkie grzechy. Gdyby Bóg nie był tak bardzo miłosierny, wystarczyłby JEDEN grzech ciężki. Nie zapomnij o tym.

A może ta choroba ma Cię uchronić od piekła? Masz znów możliwość zacząć wszystko od początku. Tak, to nie pomyłka. Teraz, kiedy wydaje Ci się, że wszystko się kończy - Ty masz szansę zacząć życie od początku. Wrócić do Boga. Drugi mąż już nie chce z Tobą grzeszyć. To może być dobra nowina, a nie zła. Dziecko natomiast ma ojca. W takiej sytuacji musisz go odnaleźć, skontaktować się z nim, przedstawić sytuację. Może być tak, że kiedyś będzie musiał się tym dzieckiem zająć. Bóg jest gotowy przebaczyć Tobie wszystkie grzechy, jeśli będziesz chciała do Niego wrócić. A Ty musisz choć na tyle przebaczyć pierwszemu mężowi, żeby odnowił bliskie spotkania z dzieckiem.

"Zaczelam rozmyslac o smierci i zaczelam sie bac ze po niej nic nie ma, ze nie zobacze juz osob ktore kocham, ze wiara jest tylko proba zlagodzenia leku przed śmiercia".
Nawet gdyby tak było, to warto byłoby wymyślić Boga :))) Ale jeśli przed zbliżającą się śmiercią człowiek zamiast przylgnąć do Boga (jedynej nadziei) - nadal jest daleko, to rzadko jest to teoretyczny brak wiary (ateizm). Raczej jest to skutek trwania w grzechu i próba usprawiedliwiania takiego życia. Nie ma Boga, więc nie grzeszyłam przez te lata. Nie ma Boga, więc nie robiłam nic złego. Człowiek potrzebuje myśleć, że jest dobry, więc łapie się każdej możliwości, w której może siebie uważać za dobrego człowieka, a nie za grzesznika.

"Tak samo sprawa objawien, czy to nie sa tylko urojenia ludzi, bo ja jakos nigdy nic nadzwyczyjnego nie doswiadczylam"
Ale musisz też przyznać, że nic nadzwyczajnego także Bogu nie dałaś, prawda? W przeciwieństwie do świętego życia ludzi, którzy mieli objawienia. Żyłaś w grzechu i miałaś mieć objawienia? Miliony ludzi objawień nie miało i nawet nie przyjdzie im do głowy oczekiwać takiej łaski. A w objawienia prywatne nie musisz wierzyć, jeśli nie potrafisz. W Boga masz wierzyć. I jeśli zdecydujesz się na porzucenie wszelkiego grzechu, to zobaczysz, jak łatwo jest w Boga uwierzyć. Ale nie chodzi mi o to, żebyś nie spała z drugim mężem. To za mało. Chodzi o to, żebyś SERCEM zerwała z grzechem. Żebyś to CHCIAŁA zrobić. Choćby na początek ze strachu przed piekłem. Masz okazję zerwać grzechem i wrócić do Boga. Zrób to. Twoje życie i Twoje cierpienie nabierze sensu. Zdążysz jeszcze nauczyć dziecko, że warto Boga kochać. W ten sposób zostawisz mu największy Skarb. Ale najpierw musisz sama do Boga wrócić.

Masz żal do Boga: "czemu nie chce uleczyc nas chorych, albo pomoc komus w odnalezieniu leku"?
Czujesz jakby zrobił Ci krzywdę? A tymczasem to Ty Go zabiłaś. Swoim grzechem. Najpierw Ty go zabiłaś. Swoim pierwszym grzechem ciężkim. A potem jeszcze raz. I jeszcze. To chyba On raczej może mieć żal do Ciebie? A tymczasem On czeka, wybacza, przygarnia. On - który przeżył więcej niż Ty.
Jak będziesz miała do Niego żal, to otwórz Biblie na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym, przeczytaj o krzyżowej drodze i śmierci Jezusa. Dobrze czytaj, bo w swojej chorobie będziesz trochę do Niego podobna. Na stronie, którą podałam wyżej, jest rozważanie (klik), które może Ci troszkę pomoże zrozumieć cierpienie Jezusa poprzez swoją chorobę, choć tam jest jakby odwrotnie.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2016-07-24 23:45

Boga pisze się z wielkiej litery. Poza tym poczytaj o Stephenie Hawkingu - on się nie poddał.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Asia (---.kaskada.net)
Data:   2016-07-24 23:48

Nikt nie jest przygotowany na takie wiadomości, rozumiem Cię Maju chociaż jestem zdrowa. Pan widzi Twoje starania i Twój trud włożony w zapewnianie bezpieczeństwa i miłości wbrew wszystkiemu zwłaszcza swojemu dziecku. W tak trudnej sytuacji po pierwsze nawiązałabym jakiś kontakt z innymi osobami chorymi na sla, naprawdę nie jesteś z tą chorobą sama, a wsparcie osoby znającej problem jest nieocenione. Ktoś z tych osób moze również nakierować Cię na inną pomoc, przecież istnieje wsparcie medyczne czy socjalne, warto myśleć już o tym na przyszłość, zapewniając tez poniekąd trochę bezpieczeństwa dla siebie i rodziny. Rozmowa z kapłanem może również trochę pomóc, zwłaszcza w wątpliwościach, które się pojawiają i będą pojawiać. Bóg nie jest na Ciebie zly za to, że masz do Niego zal, pretensje, On Cię kocha i pomoże Ci przez to wszystko przebrnąć niezależnie od tego jak dalej będzie toczyć się Twoje życie. Nie trać nadziei. Nieważne jest to jak wcześniej wyglądala Twoja relacja z Panem. Zacznijcie nowy rozdzial. On na to czeka! Woli mieć Cię przy sobie z pretensjami, z żalem i bólem niż gdybys od Niego odeszla! Nikt nie obieca Ci, że wyzdrowiejesz, ale jestem pewna, że oddając się w Jego ręce robisz najlepszą rzecz jaką mogłabyś zrobić. On poradzi sobie z Twoim bólem, z tym wszystkim, tylko Mu zaufaj wbrew wszystkiemu. Najważniejsze to w miarę możliwości nie zapominaj o sakramentach, o mszy świętej i o modlitwie. Spróbuj modlić się również Słowem Bożym. Módl się może również z dzieckiem, Bóg da Wam siłę do walki z chorobą i zniechęceniem. Dodatkowo polecam książkę "Bóg kocha złamanych na duchu i tych, którzy udają ze takimi nie są" - Sheili Walsh oraz "Ślady małych stóp na piasku" - Anne-Dauphine Julliand.
Nie poddawaj się i nie załamuj, pamiętam w modlitwie +

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-25 11:44

Dziekuje wszysykim za odpowiedzi. Przepraszam ze napisalam z malej litery to z roztargnienia. Wiem ze popelnilam grzech drugim malzenstwem ale chcialam zeby dziecko wychowywalo sie w pelnej rodzinie i ciezko samemu utrzymac finansowo to wszystko, takie sa realia na tym swiecie, a nikt tez nie rozdaje pieniedzy za darmo. Rozmawialam kiedys z ksiedzem na ten temat bo mialam wyrzuty sumienia i on powiedzial ze trzeba rowniez umiec przelozyc wiare na wspolczesnosc, bo czy ktos przyjmie pod dach bezdomnego lub chorego w dzisiejszych czasach, musi sobie radzic biedak sam. Ja wiem ze Pan Bog jest sprawiedliwy, ale nie wierze ze karze ludzi , bo u nas teraz umarla dwu latka , przeciez ona zadnych grzechow nie miala jeszcze. Mysle ze choroby odpowiedzialne sa geny, jedzenie i wiele innych czynnikow.
Czytalam kiedys wypowiedz ksiedza z hospucjum ktory napisal ze cierpienie wcale nie uszlachetnia, ja sie z tym zgadzam mialam doczynienia z takimi ludzmi, moze czlowiek staje sie wrazliwszy na krzywde innych.
Modle sie z dzieckiem codziennie , czytamy biblie i rozmawiamy o Bogu, chodzimy tez na msze swiete.
Nie znam ludzi bez grzechu i ja nie jestem , ale to nie znaczy ze nie zaluje swoich wystepkow i codziennie modle sie o przebaczenie.
Znam historie Hawkinga i wiem ze byl poczatkowo w depresji, ale ja nie mam tyle pieniedzy zeby zatrudnic sobie opiekuna, a nie chce zrzucac tego ciezaru na rodzine, bo opiekowanie sie osoba ktora nie porusza niczym , nie mowi
To nie lada wyzwanie, trzeba byc 24 h przy takiej osobie.

Pani Bogumilo wlasnie w Krakowie mnie zdiagnozowali, ma Pani racje Pan Jezus tez mial obawy, kazdy normalny czlowiek ma jakies leki bo to normalny proces psycholigiczny.
Ja rowniez bylam u psychiatry Pani Anno i uslyszalam ze lek jest naturalny, a tym bardziej u czlowieka ktory slylyszy ze jest chory na smiertelna nieuleczalna chorobe.
Trzeba przejsc taki etap tak jak ludzie przechodza bedac w zalobie i przygotowac dziecko na ta sytuacje malymi krokami.
Dziekuje za rady i wsparcie duchowe.3

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Anna (---.dzierzoniow.vectranet.pl)
Data:   2016-07-25 18:07

Majka, Bóg jest Miłością i nie ma czegoś takiego jak kara Boża. Prawda jest jednak taka, ze gdyby nie ciężka choroba, nie poświeciłabyś Mu tyle czasu, ile zaczynasz poświęcać. To nie On jest inicjatorem twojej choroby, ale pewne jest, ze ona cię do Niego zbliży. Bądź pewna, ze ON jest z tobą, ale ty tez musisz uderzyć się w piersi i zobaczyć swoje błędy. Ksiądz nie mógł ci powiedzieć, ze współczesne realia są takie, że czasami musimy podejmować decyzje niezgodne z przykazaniami. To ty, po prostu, jak wiele osób, usłyszałaś, co chciałaś.
Umarła dwulatka, ale ta dwulatka poszła do Nieba i przez krótkie życie zaoszczędzono jej wiele cierpień. To że lęk jest naturalny to ty jako psycholog powinnaś wiedzieć i nie musiałaś iść po tę wiadomość do psychiatry. Nie pisałam ci, ze dziwie się, że się boisz, ale dobrze wiesz, ze choroby przebiegają różnie i diagnoza nieuleczalnej choroby niekoniecznie jest wyrokiem. Jeśli wyszłaś powtórnie za mąż z powodów materialnych, to trudno się dziwić, że twój obecny partner nie chce być z tobą w chorobie. Bardzo ci współczuje twojej sytuacji, ale musisz przestać panikować i zacząć normalnie żyć - dniem dzisiejszym. Jeszcze nie umierasz i nie widzę powodu, żeby niepokoić dziecko informacjami o twojej śmiertelnej chorobie. Ty boisz się i jest to zrozumiałe, ale twoje dziecko nie musi. Obejrzyj film "Mama" z Penelope Kruz w głównej roli. Polecam ci go. Jeśli już chcesz przygotować dziecko na swoją śmierć - bohaterka Magda umiera na raka piersi i "po drodze" rodzi dziecko - zobacz, jak można to robić.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-25 23:22

Dziekuje Pani Anno za pouczajace i madre slowa .
Za maz wyszlam z milosci, a dodatkowo byla to pomoc finansowa, bo brakowalo mi nie raz na wycieczke dla dziecka, na obiady w szkole itd.
Dzieki jeszcze raz i pozdrawiam.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Anna (---.dzierzoniow.vectranet.pl)
Data:   2016-07-25 23:54

Trzymaj się, majko. Wiem, że zawalił ci się świat i po ludzku zostałaś sama. Nie panikuj. Jak zaczniesz rozsądnie myśleć, znajdziesz jakieś wyjście. Trzymaj się cieplutko.. Czasami trzeba na kogoś "nakrzyczeć", żeby się osadził w rzeczywistości. Próbowałam to zrobić. Przepraszam cię, jeśli byłam za ostra. Prawie wszyscy tutaj, na forum, jesteśmy po imieniu. Niepotrzebnie nazywasz mnie "panią".

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: ruslana (195.117.121.---)
Data:   2016-07-26 09:35

Brak pieniędzy to nie jest powód, żeby powtórnie wychodzić za mąż i żyć w grzechu. Są ośrodki pomocy społecznej, domy samotnej matki, no i jeszcze rodzina, ale z nią to różnie bywa. Gdybyś zaufała Bogu, to na pewno by ci pomógł bez wchodzenia w grzech.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-26 17:24

No ruslano dostalam od panstwa 60zl na dziecko i pieniadze z funduszu alimentacyjnego na ktore troche czekalam, bo moj pierwszy maz nie placil alimentow.
A skoro nie dostalam mieszkania w spadku to musialam wynajmowac u nas to koszt 1300zl, a kredyty nie osmielilam sie brac bo z czego splacilabym.
Ja zarabialam 2000zl, wiec 700zl jedzenie, ubrania i oplaty w szkole. Raczej nie starczylo... Takie sa realia w Polsce, niestety nie urodzilam sie w zamoznej rodzinie wiec musialam radzic sobie sama.
A za maz wyszlam z milosci pisalam. Moje dziecko mialo poltora roczku jak zostalismy sami, chcialam isc do drugiej pracy, ale nie mialam z kim dziecka zostawic po za tym mamy by praktycznie nie widzial. Mysle ze to niewazne jaka maja sytuacje, wazne ze wiem ze zrobilam zle.

Anno spokojnie,, nic sie nie przejmuj kazda konstruktywna krytyka jest potrzebna do tego zebysmy byli lepszymi ludzmi.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: marcin (---.146.101.24.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2016-07-28 14:32

Majka
Czy modlisz się o uzdrowienie? Czy wierzysz w to, że Jezus może zabrać tę chorobę? Poczytaj Nowy Testament - całe tłumy ostawiały się do Jezusa, ozdrawiał tych, którzy mieli wiarę, szukali swojego ratunku właśnie w Nim a nie u wróżek, homeopatów czy innych uzdrawiaczy.
Masz teraz czas powrotu do Boga, w swojej niezglebionej miłości upomniał się o Ciebie i walczy o Twoje serce.
Idź na dobre rekolekcje odnawiające życie duchowe. Ze swojej strony mogę polecić Nowe Życie albo REO. Tam spotkasz Boga żywego, Jezusa który jest miłością, który pragnie Twojego szczęścia.
Nie załamuj się, chwytaj każdy dzień, nie myśl co będzie jutro, bądź ze swoim dzieckiem dzisiaj, nieś miłość i radość innym, pomimo przeciwności losu. Dziękuj Bogu za każdy dzień, za to co Ci dał. Niektórzy od urodzenia są na wózku, sparaliżowani. Ty dostałaś o wiele więcej, dziękuj za to Bogu.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-28 17:17

Wiem Marcinie dlatego sie nie zalamuje. Dostalam 33 lata zycia, a inni nawet tyle nie dostali. Modlilam sie uzdrowienie, ale w sercu czulam ze nie zostane wysluchana chyba, bo przeciez jest tylu ludzi chorych, dlaczego mialby wybrac akurat mnie. Ja zawsze mialam pod gorke od dziecinstwa dlatego nie czulam ze mnie dostapi ten zaszczyt.
My z moim synkiem zaczynamy wieczorna modlitwe od slow: Panie Boze dziekujemy Ci za kolejny dzien i prosimy o nastepny....

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2016-07-28 21:30

Majka, dziś polecałam do innego wątku "Rozważania o wierze" ks. Tadeusza Dajczera (klik). Może jestem monotematyczna ale radzę tę lekturę, którą smakuje się słowo po słowie, każdemu kto jest na rozstaju dróg, w zwątpieniu, bólu, lęku, pragnie umocnienia. Napisana jest w oparciu o Słowo Boże. Może choć trochę złagodziłaby Twój lęk przed przyszłością. Majka, medytuj Słowo Boże. Na miarę sił adoruj Najświętszy Sakrament i oddaj swój los Chrystusowi. To co po ludzku jest niemożliwe Pan Bóg uzdrowi albo przemieni w dobro nawet jeśli trudne w naszym myśleniu do przyjęcia.
Wiem, że kliniki w Krakowie i Warszawie to dwa wiodące ośrodki chorób mięśni ale może spróbujesz jeszcze tu: (klik). Zajmują się takimi przypadkami chorobowymi. Gdybyś się zdecydowała to kontakt po 15.08, aktualnie przerwa urlopowa. Poza oparciem się na Panu Bogu nie śmiem Ci radzić jak żyć z taką diagnozą bo trzeba by "wejść w Twoje buty, przejść ścieżkę, którą Ty przeszłaś i przeżyć to co Ty przeżywasz". Każda sytuacja w życiu może niszczyć lub budować. Życzę Ci byś z Bożą pomocą budowała drogę, której jeszcze nie znasz.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-07-28 21:52

Maju, pięknie modlisz się z synkiem. Twój temat jest tak smutny, że serce się kraje, śledzę go od początku, ale nie odważyłam się cokolwiek radzić, bo i co? Być świadomym swojej sytuacji i tak bezradnym to chyba najgorszy ludzki dramat.
15 lat temu w podobnej sytuacji był mój brat. Tyle, że to była ta "szybka" choroba. Od diagnozy do śmierci miał 2 miesiące życia - tak określono i tak się stało. Tylko nikt z nas w to nie uwierzył i te ostatnie 2 miesiące zamiast nacieszyć się nim, jakoś pożegnać, to ściągaliśmy leki i lekarzy z całego świata, wydając na to majątek i męcząc go kolejnymi agresywnymi terapiami. Mój brat (36 lat) również udawał, ze to wszystko jakaś pomyłka i za chwilę stanie na nogi. Robił dalekosiężne plany. Taka 2 miesięczna schizofrenia i zbiorowe oszustwo. Moja mama odizolowała od niego jego żonę i małego synka, a mój brat w szoku wszystkiemu się biernie poddawał. Dziś jego syn nie pamięta go w ogóle. Z nabożeństwem przechowuje kilka zdjęć, jakieś kasety, ale nie ma żadnych wspomnień, nie ma nic osobistego, co tylko on, jedyny i ukochany otrzymałby od swojego Taty. A przecież mógł dostać jakąś pamiątkę, jakiś notatnik, przemyślenia, jakiś list chociażby, napisany specjalnie dla niego, które dziś - nastolatek - traktowałby jak przesłanie na życie, na trudne chwile. Mój Brat odchodził świadomie, z godnością, pogodzony z Bogiem i losem. Czytając Twój wpis pomyślałam, ze napiszę Tobie, jak głupi byliśmy udając bez sensu, ze to tylko grypa, zamiast pięknie spędzić czas, który wówczas pozostał.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: majka (---.play-internet.pl)
Data:   2016-07-30 01:05

Dziekuje Kalinko za namiar, nie wiedzialam ze taki instytut istnieje, postaram sie tam cos wskorac, bo w Warszawie w klinice to terminy sa straszne.
Joanno smutna Twoja historia, zastosowaliscie podstawowe mechanizmy psychologiczne: zaprzeczenie i wyparcie. Ale niewiadomo nigdy jak kazdy czlowiek by sie zachowal w tej sytuacji, nie miej do siebie wyrzutow i zalu. Szkoda tylko ze synek nie pamieta Twojego brata. Jak widac nikt nie zna dnia, ani godziny, wiec kochajmy sie i postarajmy zauwazac drugiego czlowieka i widziec w nim dobro.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-07-30 15:41

Wijesz się jak wąż, żeby uciec przed najważniejszym problemem. A przecież o Boga zadajesz pytania. Natomiast mam wrażenie, że swoje grzechy po prostu lekceważysz.
"Wiem ze popelnilam grzech drugim malzenstwem ale chcialam zeby dziecko wychowywalo sie w pelnej rodzinie..."
"Mysle ze to niewazne jaka maja sytuacje, wazne ze wiem ze zrobilam zle."
"trzeba rowniez umiec przelozyc wiare na wspolczesnosc"
"Nie znam ludzi bez grzechu i ja nie jestem "

To prawda, z wyjątkiem Maryi nie ma ludzi bez grzechu. Ale jest ogromna różnica między popełnieniem grzechu ciężkiego, a trwaniem w nim. Popełnienie grzechu to upadek, z którego szybko się podnosimy. Trwanie w grzechu ciężkim to taplanie się w błocie świadomie i dobrowolnie. Drugie małżeństwo, to nie jest popełnienie grzechu, tylko decyzja o trwaniu w grzechu. Co dadzą wyrzuty sumienia jak leżysz ciągle w błocie? Są jedynie dowodem, że WIESZ, że robisz źle. Wiedzieć o grzechu to za mało. Ty wmawiasz sobie, że musiałaś wybrać życie w grzechu, tłumaczysz dlaczego musiałaś, a tym samym nam pokazujesz, że drugi raz zrobiłabyś tak samo. Tłumaczenie, że grzeszyłaś z miłości nie jest żadnym tłumaczeniem. W ten sposób każdy grzech można by usprawiedliwić: z konieczności, z miłości, ze strachu. I często ten pojedynczy grzech z tych właśnie powodów popełniamy. Ale szybko wracamy do Boga, bo żałujemy. A ty chcesz "przełożyć wiarę na współczesność" czyli NIE CHCESZ żałować za grzechy, w których trwasz. Mam wrażenie że bardziej żałujesz, że drugi mąż nie chce być z Tobą. Że nie masz możliwości grzeszyć. Żal z powodu ziemskiej straty nie jest żalem za grzech. Nie jest nawet żalem niedoskonałym. Dopóki tego w sobie nie zmienisz, to nie będziesz mogła otrzymać rozgrzeszenia. Bo słowa nic nie będą znaczyć, jeśli nie będzie w nich prawdy. "Za wszystkie grzechy serdecznie żałuję i postanawiam się poprawić". Nawet słowa rozgrzeszenia nic nie dadzą, jeśli spowiedź nie będzie szczera. Nie wystarczy się modlić o przebaczenie, trzeba żałować i korzystać z sakramentów. A myślisz, że inni nigdy nie kochali i nie mieli pokus? Ale potrafili pokusę odrzucić. Myślisz, że tylko Ciebie mąż zostawił? Ale nie każda szukała drugiego. Myślisz że nikomu innemu nie jest finansowo trudno? Tylko Ty masz problemy? Ale inni szukają tańszego mieszkania, tańszego jedzenia, pomocy materialnej różnych instytucji, a nie sponsora w postaci innego mężczyzny. A niektórzy mają trójkę dzieci i nie zarabiają na rękę 2 tys. zł. Pensja minimalna brutto jest dużo niższa. A Ty masz jeszcze alimenty (z urzędu, ale masz). A gdybym Ci powiedziała, żebyś kradła, skoro nie masz pieniędzy? Oburzyłabyś się, prawda? A dlaczego? Bo to jest złe? Bo będziesz ukarana? Czyli boisz się sądu ziemskiego, a sąd Boży nie ma dla Ciebie znaczenia? Złe jest to o czym mówi Kodeks Karny, ale nie jest złem to o czym mówi Dekalog? Dekalog można dostosowywać do własnych potrzeb? Boisz się więzienia/grzywny, a piekła się nie boisz? Są zapomogi na mieszkanie i inne potrzeby. Dostaniesz je, czy za dużo na zapomogę zarabiasz? Zasiłek rodzinny dostajesz, ale nie znam teraz limitów na jedną osobę.

Bóg daje Ci szansę. Pokazuje, że śmierć może być bliżej niż myślisz, a jeszcze krótsza może być możliwość spowiedzi. Bo nadejdzie czas, kiedy nie będziesz mogła się wyspowiadać, nie będziesz mogła mówić - i doskonale o tym wiesz. Bóg zmusza Cię do myślenia, a Ty Mu ciągle uciekasz.
Piszesz: "jak wytlumaczyc mam sobie i dziecku ze zaniedlugo nie bede z nim biegac bawic sie". A pomyśl, jak "za niedługo" wytłumaczysz dziecku, że z nim nie pójdziesz do komunii i do spowiedzi. Dziecko nie zrozumie tej schizofrenii. Dla niego ważniejszą nauką będzie Twoje życie, a nie Twoje słowa. Czyli anty-świadectwo.

Joanno, jeśli synek nie pamięta ojca, to te dwa miesiące więcej też by nic nie zmieniły. Widocznie był za mały. Brat chciał żyć, więc pewnie żadnej pamiątki by nie dał. Nie miał tyle czasu, co założycielka wątku. Walczył o życie. Natomiast ten problem przeżywa niestety każda rodzina: rozmawiać o śmierci (co dla naszych uczuć jest pozbawieniem chorego nadziei), czy planować przyszłość, co jest ucieczką od prawdy. Miłość okazujemy w różny sposób. Brat doskonale widział, co dla niego robicie z miłości. Gdybyście zrobili inaczej, też mielibyście wyrzuty sumienia, że nie zrobiliście dla niego wszystkiego, bo ważniejsze były spotkania, rozmowy. Cokolwiek robi się w takiej sytuacji, zawsze potem są wątpliwości i żal, że nie zrobiło się inaczej. Tak już mamy po śmierci bliskich. Że można było zrobić albo lepiej, albo inaczej, albo bardziej. Ale nigdy nie będziemy wiedzieć, co byłoby naprawdę lepsze. Może umierałby przekonany, że spisaliście go zbyt wcześnie na straty?

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: EmGie (---.081015177.msitelekom.pl)
Data:   2016-08-01 22:33

Tylko dobry Bóg zna odpowiedz w Twojej sprawie. Tylko ON.

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: m. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-08-06 21:55

Bardzo mi przykro z powodu Twojego cierpienia. Choroba, zostawienie przez męża to musi być naprawdę ciężkim doświadczeniem. Jezus też bardzo Ci współczuje.

Ale kochana Majko, muszę jednak niestety upomnieć Cię, że żyjesz w grzechu ciężkim. I tego nie można jakkolwiek usprawiedliwiać. Pan Bóg nie jest Twoim Panem, ale satelitą wokół Ciebie.
Czy jesteś szczęśliwa tak zyjac?

Myślisz o rzeczach poważnych, ostatecznych takich jak śmierć, niebo, piekło. I to dobrze, ale czy naprawdę Cię obchodzi, co będzie po śmierci?
Wiara nie jest pomocą do tego życia, ale drogą do przyszłego.
Niebo naprawdę jest. Wiem, bo już w niebie tak trochę żyję ( uwaga: nie mam żadnych widzeń, jestem w pełni zdrowa psychicznie, żyję normalnie na ziemi i nie mam żadnych niebiańskich wizji)
Kościół uczy, że niebo to szczęście przebywania z Bogiem. A On jest prawdziwie obecny w mojej duszy, gdy mam łaskę uswiecajaca (w sensie nie mam grzechu śmiertelnego). Jestem tak szczęśliwa, że dniem i nocą chciałabym głosić wszystkim, jaki cudowny jest mój Bóg. On mnie kocha, ja kocham Jego, a dzień mojej śmierci będzie najpiękniejszym w moim życiu, bo nareszcie zobaczę Jego przepiękną twarz i będziemy ze sobą całą wieczność. Oczywiście mam problemy, smutki i bywa naprawdę źle, ale jak przeżywa się cierpienie z Nim to ono nawet przestaje być cierpieniem w pewnym sensie.

Czym jest Komunia święta? Ona już nam tak spowszedniala, że nie widzimy w Niej przedsmaku raju. W kawałku Hostii Jezus jest tak samo obecny, jak w niebie. To nie jest tylko duchowa obecność. Tam jest On cały. Z Ciałem, które chodziło po ziemi, Krwią, Duszą i Bóstwem. Tyle było cudów eucharystycznych. Choćby ten w Sokółce, albo ostatnio w Legnicy. Jak to jest, że pomimo takich znaków nam ciągle się nie chce nawrócić, zastanowić się nad sensem życia, Bogiem, życiem wiecznym.
Zycie jest takie krótkie, a przed nami cała wieczność.

Jezus nie mówił o Bogu rzeczy łatwych i wygodnych. On mówił, że to jest Ktoś, kto posyła Swojego Umiłowanego Syna, aby zbawić niewdzieczny i grzeszny świat.

Bóg jest Kimś naprawdę nie do zrozumienia. My z Niego robimy taką "bozię", co nam daje słońce, jedzonko i w ogóle to może nawet kiedyś da nam być w niebie, gdzie jest fajnie i jest wszystko, co chcemy. Bóg się kojarzy z kościólkiem i paciorkiem. To takie przykre. Bo On chce od nas miłości. Tak często w Biblii porównuje relację, jaką z nami chce mieć do miłości chłopaka i dziewczyny.

Chrześcijaństwo to naprawdę nie są bajki, tradycja itp. itd., ale chrześcijaństwo to wielkie love story.
To opowieść o Bogu - Szaleńcu, który się zakochał w nedznym, grzesznym człowieku.

Kochana, bardzo Ci radzę oddaj swoje życie Jezusowi. On zakochał się w Tobie i bardzo, ale to bardzo pragnie Twojego szczęścia. Po to umarł na krzyżu.

Podejmij kroki. Zostaw tego gościa, idź do Spowiedzi. OK, wiem, że moje słowa to trochę były jak pociski i pewnie myślisz: "jak mam to zrobić? Łatwo pisać, a trudno zrobić". Jak nie masz odwagi, nie masz wiary, nie wiesz, nie umiesz i w ogóle to jest prosta rada: weź Różaniec i się módl. Serio ta modlitwa dziala jak armata. Po prostu Maryja jak widzi kogoś, kto potrzebuje pomocy i wola do Niej, to nie umie nie okazać mu miłosierdzia. Ona Ci wszystko konieczne wyprosi.
Mój Boże, gdybyśmy znali moc Jej wstawiennictwa to byśmy chyba ze szczęścia płakali. Maryja pragnie Cię doprowadzić do Chrystusa. Idź do Niego z Nią, a się nie zgubisz. Powierz Jej całe swoje życie, jak Jan Paweł II w tych krótkich słowach:"Totus tuus". Możesz zacząć od zwykłej dziesiątki Różańca, ale ważne byś zaczela.
Wróć do Niego. On umiera z tęsknoty.

Jeśli masz chwilę posłuchaj rekolekcji Szustaka, np. "Rut" znajdziesz tutaj: langustanapalmie.pl

Pozdrawiam Cię najserdeczniej. Jezus i Maryja niech zawsze będą z Tobą!
:)

 Re: Kryzys wiary w obliczu choroby.
Autor: Tionne (78.10.241.---)
Data:   2016-08-10 21:04

Wklejam ci link ze swiadectwami osób, ktore Jezus dziś uzdrawia, tak jak chodził widzialnie po ziemi. Warto Jemu zaufac, bedzie tak jak On chce. Ale Jezus chce abysmy Go prosili. Uzdrawia Jezus m.in.na Górce Przeprosnej k/Częstochowy. Takich mszy o uzdrowienie jest wiele w Polsce, poszukaj w googlach.

https://www.youtube.com/watch?v=RkRVmGs2cjQ

ps. Świadectwa w linku są wlasnie z Gorki przeprosnej

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: