Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-10-17 04:59
Mam wrażenie, że strasznie to wszystko komplikujesz, a w spotkaniu z drugim człowiekiem najważniejsza jest prostota i prawda.
Ale może po kolei spróbuję się odnieść do Twoich wpisów.
"przyszły mąż znalazłby sobie milion lepszych". Zgadza się, naprawdę tak jest i trzeba się do tej myśli przyzwyczaić. Już w temacie wątku słychać lęk, że Ty nie spełnisz oczekiwań mężczyzny. Chcesz wszystko o nich wiedzieć, żeby się dostosować do ich potrzeb. Tu jest Twój pierwszy, może nawet podstawowy błąd. Nie istnieje taka kobieta (ideał kobiety), której szukają "mężczyźni". Nie ma takiej kobiety, z którą wszyscy mężczyźni chcieliby się ożenić. Nie szukaj ideału i nie próbuj się w niego wpasować. Będziesz wtedy jakimś obcym sobie stworzeniem i nigdy nie będziesz wiedziała jak się zachować, co powiedzieć. Będziesz ciągle o coś pytać, no bo przecież musisz zachować się doskonale. Tymczasem mężczyźni nie kochają jakiegoś ideału kobiety. Konkretny mężczyzna kocha konkretną kobietę. Każdy szuka czegoś innego, co innego jest dla niego ważne, czasem nawet nie do końca umie powiedzieć co. Ale kiedy spotyka konkretną kobietę, wie że nie o to mu chodzi, albo przeciwnie: że właśnie o to. Znam i takie cudze żony, które albo są naprawdę brzydkie, albo kompletnie nie potrafią gotować, albo klną jak szewcy, albo nie potrafią skakać z radości, albo mają tylko zawodówkę, albo nie potrafią się ładnie ubrać - a są kochane przez mężów. Bo dla każdego mężczyzny co innego jest ważne. Ale jedno jest zawsze ważne: żeby być sobą. Nie, to nie tak, że jak będziesz sobą, to każdy Cię pokocha. Tak nigdy nie będzie. Ale po pierwsze, wtedy ktoś Cię pokocha właśnie taką jak jesteś, a nie kogoś, w czyją rolę będziesz całe życie się wcielać, po drugie: łatwo będzie wierzyć, że kocha właśnie Ciebie. Oczywiście, że bycie sobą nie oznacza, że nie musisz nad sobą już pracować. Trzeba się uczyć dla przyszłego męża i gotować, i sprzątać, i ubierać, potem trzeba poznawać jego zainteresowania. Ale w tym wszystkim masz być sobą, a nie małpować innych. On ma pokochać Ciebie, taką jaka jesteś. Jak będziesz go oszukiwać to sobie zrobisz krzywdę. Bo nie dasz rady cały czas grać. Jeśli nie chce Cię właśnie takiej jak jesteś, to odejdź, bo inaczej on kiedyś odejdzie. Owszem, nikt Ci nie da gwarancji, że mąż nie zdradzi, nie odejdzie. Ale największa szansa na udane małżeństwo jest wtedy, kiedy będziesz prawdziwa.
Łatwa - trudna. Moim zdaniem te określenia dotyczą przede wszystkim dotykania ciała. Jeśli mężczyzna najpierw chce poznać Twoje ciało (a nie Ciebie całą), a Ty się na to godzisz, to na pewno dobre będzie określenie "łatwa". I nie chodzi od razu o pójście do łóżka na pierwszej randce, bo dotykanie ciała może mieć ogromną ilość etapów. Łatwa dziewczyna, to ta, która zbyt szybko na zbyt wiele chłopakowi pozwala. A nie ta, która na propozycje wyjścia do kina przez cały tydzień mówi "nie". Albo która bez przerwy "gasi" swoje oczy, żeby nie było widać że jest zakochana. Przecież jak się próbuje z kimś tworzyć związek, to oboje muszą widzieć, że coś się między nimi dzieje. Prawdziwa obojętność czy udawanie obojętności jest zawsze powodem rozstania. Dlatego nie rozumiem stwierdzenia: "Wtedy zostaje się z pretensjami - do siebie o to, że jest się taką jaką się jest, że nie ujawniało się uczuć. Do niego - że zainicjował coś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca.". Nie masz być "niedostępną księżniczką". Masz być szczera, otwarta, masz go poznawać i pozwalać się poznać. Pozwolić się poznać (także swoje uczucia), to ryzyko, które się musi podejmować, choć zdarza się, że potem bardziej boli. Masz natomiast się szanować. On ma poznać najpierw Ciebie, a potem dopiero Twoje ciało. "Łatwa" - tak na siłę - można jeszcze powiedzieć o dziewczynie, która nie ma w ogóle swojego zdania, swoich pragnień, i robi tylko i wszystko to, czego chłopak chce, jakby jej w ogóle nie było. Kobieta musi pokazać, że ma swoje pragnienia, musi się dowiedzieć, czy on będzie te pragnienia szanował.
Oczywiście, że kobieta nie może co 5 minut wysyłać SMS o treści: "kocham cię". A jak chłopak to robi, to też trzeba się dobrze zastanowić o co mu chodzi i czy nie jest zbyt zaborczy. Ale to chyba jest normalne, że pomiędzy randkami zajmujemy się swoim życiem? (szkoła, praca, rodzice). Zamiast marnować czas na rozmowie o miłości i tęsknocie można poznawać inną stronę siebie. W niczym nie można przesadzać, także w okazywaniu uczuć. Ale nie da się nauczyć na którym spotkaniu jakie słowa można powiedzieć i ile razy :)) Nie da się wszystkiego przewidzieć, bo to co dla jednej osoby jest normalne, dla innej będzie dziwaczne. Po to właśnie jest okres "chodzenia", żeby to między sobą uregulować. Trzeba patrzeć i rozpoznawać co go już denerwuje czy śmieszy, i mówić co Ciebie denerwuje. Dziesięciu mężczyzn może Ci napisać wykaz wszystkiego czego nie lubią, nie tolerują, lubią, chcą. Weźmiesz to poważnie pod uwagę, a jedenastemu, temu Twojemu, nic z tego się nie spodoba. Ty musisz poznawać tego jednego mężczyznę, którym się zainteresowałaś, a nie stu innych. Bo wyjdziesz za mąż za tego, a nie za stu innych.
"Jeśli jest relacją koleżeńską, to nie dajemy złudnych nadziei, nie wymagamy od siebie wzajemnie okazywania uczuć, poświęcania sobie czasu, nie kontrolujemy drugiej strony, bo nie mamy do tego najmniejszego prawa."
No zgadzam się z Tobą. Ale każda relacja na początku jest koleżeńska i nie zawsze da się konkretnie powiedzieć: o, właśnie w tej chwili przechodzimy na inny etap. To wszystko musi być naturalne.
Natomiast piszesz "Dla mężczyzn niektóre zachowania są normalne a dla mnie są nie do przyjęcia." A potem dajesz przykład, który dla mnie wcale nie jest normalny dla mężczyzn. Po prostu jakiś chłopak taki jest. Może i dwóch. Jak Ci się to nie podoba, to nie wchodź w taki związek. Telefoniczne kontrolowanie świadczy o zaborczości, której trzeba się bać. To już bardziej męskie jest niemówienie o żadnych uczuciach, niemówienie o miłości i tęsknocie, niż powtarzanie o tym w kółko. Ciągłe powtarzanie o koleżeńskiej relacji po którymś z kolei spotkaniu jest też bardzo podejrzane. Bo albo jest się tylko na stopie koleżeńskiej, oboje o tym wiedzą (jakieś kino, wspólny powrót z pracy, obiad między zajęciami na studiach, wypady w większym gronie), a wtedy nie są potrzebne zapewnienia o koleżeństwie. Albo widać, że iskrzy, a wtedy mówienie o koleżeństwie jest jego asekuracją i szkoda sobie zawracać głowę. Niech wróci jak się zdecyduje pogłębiać związek. O graniu na dwa fronty "J" jasno napisała, nie będę się powtarzać.
A to, że masz rację nie zmienia faktu, że spotykamy różnych ludzi, a z tych spotkań przez długi czas nie będzie żadnej miłości. Takie jest życie. Ale to naprawdę nie znaczy, że gdybyś coś inaczej zrobiła, to miłość by była. Może byłoby więcej łez? Więcej nerwów? Więcej bólu? Spotkanie męsko-damskie to nie jest matematyka. Tu nie ma prostych zasad, że najpierw się mnoży i dzieli, a potem dopiero dodaje. Tu w każdym związku wszystko jest nowe i wszystko może być inne.
"Na serwisach randkowych jest możliwość pisywania jednoczesnego z kilkoma osobami a wiadomo w jakim celu z takich portali się korzysta. Jak pisywanie z kilkoma osobami ma się do moralności?"
Nie da się całego życia ująć w tabelki dobre-złe. Podjęcie kilku rozmów naraz nie musi być złe, choć na takich serwisach ja bym wolała robić to po kolei, a nie naraz. Wolałabym się skupić na jednym człowieku naraz, żeby go lepiej poznać. Ale te pierwsze "rozmowy" moim zdaniem spokojnie mogą być naraz. Przecież czasem już po pierwszych listach widzisz, że ktoś Ci zupełnie nie odpowiada. Podziękujesz, przestaniesz pisać. Wybierzesz listy, które Cię zainteresowały. Ale nie wiem co Ty rozumiesz przez słowa "pisywanie jednoczesne". Jak długo miałoby to trwać? Według mnie powinno się dążyć do w miarę szybkiego spotkania w realu, inaczej jest to zawracanie komuś głowy. Rozumiem jeszcze, że na pierwsze spotkanie można umówić się w podobnym czasie z kilkoma, żeby ich zobaczyć, poznać. Dłuższe (wielokrotne) spotkania z kilkoma osobami naraz dla mnie są trochę nieuczciwe. To jest jednak co innego niż spotykać się naturalnie w szkole, pracy, po sąsiedzku. W normalnych warunkach nie dajesz nadziei, bo i tak się spotkacie. Tu ktoś w wiadomym celu poświęca Ci czas. Oczekuje Twojej uwagi. Spotykanie przez dłuższy czas pięciu naraz jest jakimś przedmiotowym traktowaniem człowieka. Jak przymierzanie butów w sklepie. Ale czy da się powiedzieć od którego spotkania trzeba inaczej myśleć? Skoro zdecydujesz się z kimś spotkać po raz drugi, to już jakoś wybierasz na dziś. Czy nie można uczciwie drugiemu powiedzieć: "chcę spróbować z kimś innym, gdyby nie wyszło to będę szukać dalej, wtedy zapytam czy jesteś jeszcze wolny, a na razie czuj się wolny i szukaj u innych." To dla mnie uczciwe podejście i wszyscy z tego portalu powinni rozumieć. To lepsze niż spotykanie się przez parę miesięcy z kilkoma. A przedłużanie listownej korespondencji nie jest niczym złym, ale na tym portalu trzeba by wyraźnie powiedzieć/ustalić, że już z kimś się spotykasz. Jeśli jemu to nie przeszkadza, jeśli będzie to kumplowanie się, to nie widzę nic złego.
Ale fakt, że to portal randkowy nie oznacza, że od strony moralnej każde zachowanie będzie w porządku. Owszem, każdy powinien tutaj rozumieć sytuację, każdy powinien tolerować korespondencję i spotkania z kilkoma osobami. Ale trzeba też pamiętać, że - z drugiej strony - są tu najczęściej osoby, którym już się spieszy. Które nie mają czasu na wielomiesięczne czekanie na podstawową decyzję: czy próbujemy. Dlatego trzeba jak najszybciej dać pierwszą odpowiedź "mam kogoś", żeby nie dawać nadziei, nie zabierać czasu. Nie można przywłaszczać sobie 10 panów i dopiero za rok im powiedzieć": wybrałam Maćka. Każdy tam niecierpliwie szuka, trzeba więc im pozwolić szukać dalej.
Ale jeszcze raz powtórzę: tak jak zawsze - miłości bliźniego nie da się ująć w liczby. Trzeba po prostu myśleć nie tylko o sobie, ale i o drugim człowieku. To nie są buty, które wszystkie można przymierzyć ze dwa razy i dopiero wybrać. To są ludzie, którzy czują, mają nadzieję, przyzwyczajają się, potem tęsknią. Tylko pierwsze (może dwa) spotkania są zupełnie neutralne. Potem w grę wchodzą różnego rodzaju emocje. Nie można się nimi bawić.
"Chyba boję się tego, że ktoś, nawet po dłuższym już stażu znajomości, będzie wobec mnie składał deklaracje.." (i dalej).
Rozumiem lęk przed zranieniem. Ale pisałam już o ryzyku. I w przyjaźni i w miłości jest element ryzyka i nie da się inaczej tego zrobić. Tak, może ktoś Cię przywiązać do siebie, a potem odejść. Tak może zrobić i ktoś z portalu randkowego, i kolega z pracy, i przyjaciel ze wspólnoty parafialnej. Przecież może uciec nawet spod ołtarza. Ale czy ten strach ma spowodować, że nie będziesz szukać, choć tego pragniesz? Zawsze tak będzie, że jak "tracisz" czas na jednego, to możesz przegapić inną znajomość. Ale nie dajmy się zwariować.
"Rozczarowania bojąc się, trwóg siłą
czary odpychasz, żyjąc na ugorze.
Takeś się serce przed goryczą skryło
Że słodkie życie znaleźć cię nie może" (Staff)
|
|