Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-10-21 22:29
Absolutnie nikt z nas o nikim nie może powiedzieć czy będzie zbawiony. Ani o człowieku wątpiącym, ani o wielkim grzeszniku, ani o człowieku, który obecnie przez ludzi obok jest traktowany prawie jak święty. Ani czy będzie zbawiony, ani czy będzie potępiony. Przed czyjąś śmiercią wie to tylko Bóg. Po śmierci o zbawieniu możemy być w jakiś sposób pewni tylko w przypadku beatyfikacji. O czyimś potępieniu za naszego życia nigdy nie będziemy wiedzieć.
My możemy jedynie mówić o możliwości zbawienia. A pamiętajmy, że możliwość zbawienia ma nawet osoba niewierząca, jeśli w życiu kierowała się miłością. Możemy mówić jedynie o możliwości, bo nie znamy serca drugiego człowieka i nie wiemy, co się jeszcze wydarzy. Za parę lat osoba dzisiaj wątpiąca może być święta, a my, niby tacy wierzący, możemy stać się wielkimi grzesznikami, bo nam "odbije". Czasem szukanie jest prostsze niż wierność. A czasem trudniejsze.
Tak, przeczytałam słowa "jeśli umrze w takim stanie". Ale dopóki człowiek żyje - nie istnieje "taki stan" jako coś stałego. Człowiek ciągle się zmienia, bo żyje. Może iść w kierunku odrzucenia Boga, a może iść w kierunku większej wiary. Może bardzo pragnąć wiary, ale też może mu to być obojętne. Ale dopóki się modli i nie przyjmuje sakramentów zupełnie bezmyślnie tylko w dobrej wierze, bo szuka ciągle Boga - jest właściwie osobą wierzącą. Bóg widzi, że to dla niego (człowieka) trudne, a przecież mimo to trwa i chce wierzyć.
Tam, gdzie nie można niczego zmierzyć i zważyć, wątpienie jest rzeczą normalną.
Poza tym wątpienie to nie jest jedna, zawsze taka sama rzecz. Można wątpić bardziej teoretycznie, można bardziej uczuciowo. Wątpliwości mogą być na poziomie człowieka prawie niewierzącego, a mogą być też na poziomie człowieka świętego (np. Matka Teresa z Kalkuty). Można też wątpić bardziej w Boże istnienie, a można wątpić bardziej w miłość Boga do mnie. I też na różnym poziomie. Nie zapominajmy słów Jezusa na krzyżu: "Boże, czemuś mnie opuścił?". Przecież to też ma jakieś znamiona niewiary w Boga, ale niewiary ciemnej nocy, a nie odrzucenia Boga. Jeśli ktoś nam się przyzna, że ma wątpliwości dotyczące Boga, że nie wie czy w Niego wierzy, to tak naprawdę my nic dalej nie wiemy. Nie wiemy co to znaczy. Te słowa nic nie znaczą, dopóki nie popatrzymy na całego człowieka, na całe jego życie, na jego miłość. A i tak tylko Bóg wie, jak jest naprawdę. O Matce Teresie z Kalkuty słyszałam, że OSZUKIWAŁA, że wierzy. Tak mówili niektórzy, gdy dowiedzieli się o "rewelacjach", że do końca życia przeżywała trudne chwile w wierze. Ludzie, którzy sami są daleko od Boga, którym Bóg jest obcy, często zupełnie nie odróżniają zupełnej niewiary od ciemnej nocy. (Często nawet nie słyszeli o ciemnej nocy). Co się im dziwić, skoro w takim stanie osoba wierząca, ta właśnie osoba, sama ma problemy z oceną swojej wiary? Przecież to prawdziwy ból, a nie udawanie. Dobrze, gdy trafi na mądrego spowiednika, który ją tą drogą poprowadzi.
Mamy za mało danych, żeby o kimś powiedzieć, że będzie zbawiony. Ale wierzymy, że Bóg nas kocha i widzi nasze serca. Zna nas lepiej niż my sami.
Czy nie pasuje tutaj cytat z Księgi Izajasza: "Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku" ? (Iz 42,3)
|
|