Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-10-30 02:21
Fortepianie,
oczywiście, że o tym wiem. Ale wiemy także, że Kościół zrezygnował z tego już dawno i właśnie pozwala wszystkim: niewierzącym, grzesznikom, nawet ekskomunikowanym na udział w liturgii (w całości) każdego dnia, a także w tak wielkiej jaką są święta wielkanocne. A jest to spotkanie z samym Chrystusem. Spotkanie małżonków, choćby to najbardziej intymne, najbardziej ich jednoczące, nie może być uhonorowane ostrzejszymi warunkami niż udział w świętej liturgii. Ofiara Jezusa byłaby mniej ważna? Nie możemy też porównywać elementu rzeczywistości jednej epoki do innego elementu rzeczywistości drugiej. Trzeba wszystko brać w tym właśnie czasie, w którym jesteśmy. Natomiast nawet gdyby Kościół na powrót wprowadził wypraszanie grzeszników z drugiej części mszy świętej, i tak obłożenie aktu małżeńskiego warunkiem stanu łaski uświęcającej byłoby dla mnie nie do przyjęcia. Małżonkowie nie muszą grzeszyć wspólnie. To są dwie odrębne osoby. Jeśli ja dzisiaj popełnię grzech ciężki, dlaczego mój małżonek miałby być pozbawiony aktu zjednoczenia aż do mojej spowiedzi? Byłoby to karanie mojego męża za mój grzech, a o tym Biblia już wyraźnie mówi (że odpowiadamy tylko za własne grzechy). Jeśli mój małżonek zgrzeszy ciężko, ja do komunii świętej mogę nadal przystąpić. A muszę zrezygnować z aktu zjednoczenia z mężem? Wzajemne okazanie sobie miłości, także w ten sposób, może mu przecież pomóc być lepszym dla innych i wobec Boga. To, że ktoś zgrzeszył, nie oznacza, że musi być zły dla żony, że akt zjednoczenia będzie miał w sobie agresję czy inny zły zamiar.
Oczywiście, że można temat ciągnąć. No bo skoro mąż powinien zrozumieć dni, kiedy żona bardzo źle się czuje, i nie oczekiwać poświęceń na jego rzecz, umieć zrezygnować ze swoich "praw" (z miłości do żony), to można by to rozszerzyć także na "niemoc" w postaci braku łaski uświęcającej. Można nawet sugerować, że taki zakaz (rozumiem, że wprowadzony przez Kościół?) komuś mógłby pomóc nie zgrzeszyć :)) W praktyce jednak, jak znam życie, po prostu wiązałoby się to z wyrzutami sumienia, a i tak akty takie by się nadal odbywały. Chyba, że ktoś widziałby w tym okazje do odmowy, bo ma męża/żony dość.
Jak mówię, temat można by ciągnąć, ale nie wydaje mi się, żeby Autorowi chodziło o absolutną dosłowność. Chciał zapewne pokazać jak wielkie i święte może być to spotkanie dwojga ludzi i że o tym powinni pamiętać. Natomiast moim zdaniem, trzeba to było zrobić w innych słowach. Wskazanie grzechu ciężkiego jako granicy jest dla mnie pewnym nadużyciem.
Następne słowa po tych, które cytowałam ("Akt małżeński nie może być podejmowany byle jak, lecz w stanie łaski uświęcającej") brzmią: "Małżeństwo jest nie na darmo Sakramentem świętym". Słowa te mogą sugerować, że skoro sakramenty (z wyjątkiem dwóch) mamy przyjmować w stanie łaski, to akt małżeński wynikający z tego sakramentu także powinien mieć miejsce w stanie łaski. Nie można tak uważać, bo sam ślub jest sakramentem, ale sakramentem nie są sami małżonkowie ani tym bardziej akt małżeński. Podobnie jak kapłan ma prawo spowiadać, choć sam właśnie jest w stanie grzechu ciężkiego, tym bardziej mówić kazanie i uczyć religii, podobnie małżonkowie mogą wypełniać różne małżeńskie obowiązki bez stanu łaski.
Ale na tym skończę, bo przecież ta rozmowa miałaby raczej sens, gdybym rozmawiała z Autorem bezpośrednio, a nie poza jego plecami. Może nawet porozmawiam, jak będę mieć więcej czasu. Ty chodziło mi o to, że Twój argument nie przekonał mnie zupełnie :)) A ks. Pawła naprawdę nie atakuję :)) Wskazuję tylko jedno miejsce, które mi zazgrzytało podczas czytania :)) Wydawało mi się, że o to Gosi chodziło.
|
|