Autor: Aka (---.multi.internet.cyfrowypolsat.pl)
Data: 2017-03-25 22:31
Witajcie, rok temu przed świętami Wielkanocnymi nawróciłam się, prawdziwie uwierzyłam w Boga. Dłuższy czas zajęło mi przestawienie swojego życia, swojego myślenia na zgodne z wolą Boga, z wiarą katolicką, ale udało się - przynajmniej teoretycznie. Zaczęłam rozumieć skutki naszego grzechu, naszych złych wyborów i bardzo chcę unikać wszelkiego grzechu, wiadomo - to nie zawsze możliwe. Naprawdę moje nawrócenie wiele zmieniło, zmieniłam cały swój światopogląd, wartości rządzące moim życiem ale zaczęłam tez dostrzegać jaki ten świat jest okropny. W mojej mentalności zmieniło się wszystko, ale otoczenie zostało to samo i teraz dostrzegam, ze przestałam pasować do innych. Wydaje mi się, że nie nadaję się do życia w tym świecie. Wiem, że powinnam dawać świadectwo swojej wiary, żyć zgodnie z wiarą, ale nie spodziewałam się, że to takie trudne, zwłaszcza, że jestem skrupulantką i do tego mam czasami problemy z asertywnością, jestem nieśmiała. Chociażby taka sprawa jak możliwość popełnienia drobnego ale jednak oszustwa - powiedziałam sobie, że nie zrobię tego bo to niezgodne z naukami Chrystusa, a jednak się ugięłam pod presją otoczenia - jak zaczęłam tłumaczyć swoja decyzję światopoglądem i sumieniem to usłyszałam tylko, że coś ze mną źle, że chyba jestem chora, że wszyscy tak robią, że tak naprawdę to nie jest oszustwo (według innych nie, dla mnie tak) że tak ten świat działa i czasami trzeba się dostosować. Słaby ze mnie uczeń Chrystusa. Nie wiem jak wiarę pogodzić z życiem, zwłaszcza, że nie jestem jakaś mega mocna psychicznie. Uginam się, później czuję się paskudnie, że się ugięłam, mam mega wyrzuty sumienia. Wiem, że to może mój krzyż właśnie, ale to nie daje mi spokoju. Będę wdzięczna za każdą radę albo swoje doświadczenia w tej sprawie.
|
|