Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data: 2017-05-26 18:52
Wiesz, Wojtku, jeśli chodzi o małżeństwo, to w pierwszej kolejności zawsze zachęcam, aby mówić raczej o zdolności do jego zawarcia niż o powołaniu do niego. Z powołaniem do małżeństwa (o którego istnieniu jesteś przekonany) musiałoby być podobnie jak z niegdysiejszym powołaniem do wojska. Jeśli je otrzymałeś, a wcześniej uzyskałeś kategorię "A", to co by się nie działo, w końcu trafiałeś "w kamasze". A tymczasem zawarcie małżeństwa wymaga świadomej zgody dwóch osób. Jeśli przy każdej próbie ta zgoda wyrażana jest tylko przez jedną z nich, to ten ktoś może nawet każdego dnia przez całe swoje życie powtarzać "Będę miał/a żonę/męża" a mimo to tak się nie stanie.
Jeśli jednak udałoby Ci się odnaleźć odpowiednią osobę do zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego, to zapewniam Cię, że Twoje obawy zostałyby rozwiane w jednej chwili. Antycypujesz problem z głoszeniem Bożej nauki? Pomyśl więc, czy małżonkowie, a później także ich dzieci, uczęszczający razem na Eucharystię, przystępujący do sakramentów i dający nie tylko słowami, ale przede wszystkim zgodnym życiem razem wyraz temu, że Bóg jest z nimi, nie są głosicielami Dobrej Nowiny? W porządku, być może powiesz, że nie głoszą oni jej, bo nie widzisz ich przemawiających z ambony w kościele. A to dlatego, że oni przemawiają z "ambony" swojego życia, która nie znajduje się w jednej konkretnej świątyni, lecz wszędzie tam, dokąd pójdą. Przemyśl proszę te słowa, a jestem przekonany, że zniknie Twoje przeświadczenie o braku okazji do świadczenia o Chrystusie w świeckim życiu codziennym.
|
|