Autor: Majka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2018-03-10 14:10
Moi znajomi rozeszli się przed ślubem. W zasadzie to on zostawił ją. Byli ze sobą kilka lat, byli para która dawała umocnienie - zawsze razem, zadowoleni, mieszkali niedaleko od siebie. Na 2 miesiące przed ślubem coś pękło. On przywiązany pępowiną nie umiał oderwać się z toksycznego środowiska jakim jest jego dom. Po hektolitrach wylanych lez, po godzinach rozmów w końcu się zebrał w sobie i odważył wyjechać. ale postanowił ze wyjeżdża sam. Dlaczego? Mówił ze ja kocha, przecież chciał by była jego żona ale nie potrafi zbudować z nią rodziny. Zostawił ją. Zostawił osobę która zawsze była za nim, wspierała go i pomagała. Nadstawiala za niego kark niejednokrotnie, i była ciagle przy nim - nawet wtedy gdy mówił ze ma problemy z samym sobą, ze chyba ma depresje. Ciagle się za nich modliła, prosiła Boga by pomógł to wszystko przetrwać i żeby finał tego wszystkiego zakończył się słowami „ślubuje ci miłość, wierność. ze nie opuszczę cię aż do śmierci.” Zrozumiała podejrzewam z pomocą Boga ze nie może ubiegać się o miłość. Czy możliwe jest ze w nim wszystko wygasło? Jak ona ma się teraz nie rozsypać? Albo raczej jak zrozumieć, jak pozbierać? Nie umiem jej pomoc. Proszę, westchnijcie do Boga i Najswietszej Panienki o sile dla niej.
|
|