logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2018-04-20 18:30

Wydzielone z wątku: 'Zadośćuczynienie - osobno za każdy grzech?'
moderator

-------------------

to jest dyskutowalne z tym zadośćuczynianiem ludziom, czasem zadosćuczynianie ludziom potrafi wyrządzić więcej zla niż dobra (ja mam spokojne sumienie i slodką satysfakcję, jak ślicznie zadośćuczyniam, a komuś rozdrapalam życiorys do końca życia, patrz tematy typu: czy zawsze nalezy przyznać się do winy/przepraszać). Wszystko zalezy od przypadku. Jeśli to jest możliwe i nie zaowocuje złem, to trzeba zadośćuczynić człowiekowi, ok. Ale czasem naprawdę lepiej to zostawić.

Na tym polega Łaska, że najgorsze wyszywaczki chodzą do spowiedzi i mają z głowy.

Co do kradzieży. Jakbym ukradła dwa złote, to nie widzę potrzeby robienia z tego powodu szumu. Aleee... czekaj... niektórzy nasi politycy (ci od defraudacji i przekrętów finansowych) są katolikami, tak? To by wiele tłumaczyło, hm...

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: O. (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:50

Wskazane przez Ciebie tematy nie dotyczą CZY zadośćuczynić ludziom, bo to jest warunek sakramentu pojednania. Zazwyczaj ludzie pytają JAK zadośćuczynić i tu nie zawsze jest obowiązkiem przyznać się i podać szczegóły. Trudem spowiedzi jest pomyślenie JAK należy naprawić wyrządzoną krzywdę, natomiast lekceważenie tego aktu (zadośćuczynienia) może nawet czynić spowiedź nieważną. Jak już napisałam, jeśli nie ma możliwości oddać/przeprosić/cofnąć/pomóc to MOŻEMY próbować to wynagrodzić modlitwą (za skrzywdzonego - a nie "pokutą" zadaną w konfesjonale, bo to za mało) albo ofiarą na dobry cel (jeśli nie mamy kontaktu z osobą którą okradłam) itp. Podczas rachunku sumienia jest czas na przemyślenie sprawy JAK, bo o tym też powinno się powiedzieć w konfesjonale (czy chcę zadośćuczynić, czy to olewam). Oczywiście, że nie może być zadośćuczynieniem sprawianie komuś kolejnej krzywdy, ale to nie znaczy że "mam to z głowy". Trzeba tylko więcej pomyśleć nad sposobem. Można o kimś mówić dobre rzeczy, można komuś pomóc, można ofiarować mszę świętą, można bardzo wiele.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:51

tak naprawdę nasza pokuta zawsze jest symboliczna, zebral za nas Jezus na krzyżu... gdybyśmy chcieli odpokutować, to nawet gdyby każdy z nas do końca świata na krzyżu wisiał, nic byśmy ani nie odpokutowali, ani nie zadośćuczynili, co dopiero odmawiając po spowiedzi dziesiatek różańca - albo milion dodatkowych dziesiatków w intencji przez siebie skrzywdzonych (dlatego człowiek nie może zbawić świata ani drugiego człowieka, tak?)
OK, modlić się trzeba, pokutować też, ale jaką to ma moc zadosćuczynienia? myślę, że mizerną. Myślę, że to bardziej dla mnie niż dla tego, którego skrzywdziłam. bo to ja przy okazji mam nauczyć się kochać, być bardziej wrażliwa na to, żeby nie krzywdzić.

Któryś ksiadz mi kiedyś powiedział, że poprawianie spowiednika i mnożenie sobie pokut i zadośćuczynień może być oznaką zwykłej pychy. Poza tym na tej zasadzie to katolicy mogą te pieniądze defraudowac i oddawać w dziesiątkach różańca, i mieć z głowy, tak? Plus jeszcze przekonanie, ze w sumie to dobre uczynki robią, bo bez tych modlitw okradziony nigdy by nie dotarl do nieba... [/ironia]

Tak, jeśli to mozliwe i sensowne, trzeba wynagrodzić i trzeba się modlić. Ale nie robić z tego handlu, nie wymieniać grzechów na złotówki ani zdrowaśki, nie stosować przelicznika ilościowo-jakościowo-inflacyjnego, tylko pozwolić czasem Bogu zamknąć temat raz na wieczność.

z mojej strony koniec tematu.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: O. (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:52

Wyszywaczku, twoje wypowiedzi zawsze są trochę złośliwe, więc nie będę tego komentować. "Ten tak ma". Ale nie mieszaj dwóch spraw. Jednym z warunków sakramentu pojednania jest zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. Dwie sprawy.

Piszesz: "poprawianie spowiednika i mnożenie sobie pokut i zadośćuczynień może być oznaką zwykłej pychy" - w tym kontekście można by powiedzieć, że nie jest potrzebny także żal za grzechy i postanowienie poprawy, bo wszystko "załatwiamy" zadośćuczynieniem. Tymczasem są to INNE warunki. Zadośćuczynienie bliźniemu jest OPRÓCZ zadanej pokuty i nie ma nic wspólnego z pychą, tylko ze sprawiedliwością.
W swojej wypowiedzi nie rozwijałam kwestii zadanej pokuty - więc Twoja wypowiedź nie jest na temat ale jest słuszna (Bogu w OGÓLE nasza modlitwa nie jest potrzebna, wiadomo, że wszystko jest dla naszego dobra, i wiadomo, że człowiek nie wynagrodzi za żaden grzech ciężki - dlatego przecież to Jezus-Bóg umierał na krzyżu).

"Plus jeszcze przekonanie, ze w sumie to dobre uczynki robią, bo bez tych modlitw okradziony nigdy by nie dotarl do nieba... " Ale ja nie mówię o niebie tylko o ziemi :)) Mam oddać, przeprosić, otoczyć modlitwą - nie żeby się dostał do nieba, tylko żeby choć w części wynagrodzić krzywdy, przez które gorzej mu się żyje na ziemi (przeze mnie). Dobrze wiemy, że ludziom też nie wynagrodzimy krzywd w 100%, szczególnie gdy chodzi o oszczerstwo, obmowę (rozrzucone pierze), ale i całkowity zwrot ukradzionej kwoty nie zawsze wynagrodzi w 100%, bo WTEDY mogły być potrzebne na coś, co na zawsze przepadło. Ale to nie znaczy, że mamy sobie to podarować. Złych słów nie cofniemy, ale możemy powiedzieć dobre.

"trzeba wynagrodzić i trzeba się modlić. Ale nie robić z tego handlu,"
Naprawdę uważasz, że coś takiego powiedziałam? Bo chyba zauważasz różnicę między "robieniem handlu" a proszeniem Boga o pomoc w wynagrodzeniu krzywd tam, gdzie ja już nie mogę nic poradzić (nie mam kontaktu ze skrzywdzonym człowiekiem, nie mam z czego oddać, albo każdy ruch wprowadziłby więcej zamętu). Otoczenie człowieka modlitwą nie jest handlem, tylko miłością. Nie krzycz swojego zdania zbyt głośno, bo można dojść do wniosku, że ofiarowanie za kogoś mszy świętej to wstrętny handel zachłannego kleru, a nikomu nie pomoże.

A że człowiek potrafi wszystko zbrudzić, spłaszczyć, i przehandlować? No prawda. Ale żadnego konkretnego człowieka "Nie sądźcie..." Wyzwalajmy w ludziach dobro, a nie podejrzewajmy od razu o zło. Uczmy się zadośćuczynić bliźnim, bo tego ciągle jest w nas za mało.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:52

pokuty (jeśli nie jest zadośćuczynieniem, a dla ciebie nie jest) w ogóle nie ma w warunkach, więc można ją sobie teoretycznie darować, ok.

Prawda jest taka, że zadosćuczynienie najczęściej nie dotyczy ukochanych. Dotyczy nie wiem, szefa, wrednego wyszywaczka, koleżanki z pracy, która mi ciągle coś - zwykle to przeciw takim ludziom grzeszymy (albo przeciw zupelnie obcym) i im mamy potem coś wynagradzać, tak? Jak "otaczać ich milością", skoro absolutnie i w najmniejszym stopniu ich _nie_ kochamy? Jest sens udawania, że zależy mi na dobru mojego szefa albo kogoś, kogo w życiu nie widziałam, a kto jest właścicielem miejsca parkingowego, na które zwykle się wcinam (bo rzadko ktoś na nim stoi) - jeśli mi naprawdę _nie_ zależy? Ok, pewnie powinno, ale fakt jest fakt.

Wydaje mi się, że o handlu mówił raczej Autor tematu, przynajmniej ja tak to odebrałam. Na temat płacenia za msze jako dobry katolik mam zdanie tożsame ze zdaniem papieża. :) A o zdanie księdza-spowiednika proszę pytać jego, nie mnie. Ja je tylko przytaczam.

A generalnie to wydaje mi się, że i tak piszemy dokładnie o tym samym, tylko jak zwykle nie umiemy się dogadać.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: O. (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:53

"pokuty (jeśli nie jest zadośćuczynieniem, a dla ciebie nie jest)"

A teraz już jesteś bardzo niesprawiedliwa, i pewnie całkiem świadomie, prawda?
Nie znajdujesz w moich postach takich zdań?:
- Jak tylko jest możliwość trzeba zadośćuczynić nie tylko Bogu (zadana pokuta) ale i człowiekowi.
- Jednym z warunków sakramentu pojednania jest zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. Dwie sprawy.
Czy nadal twierdzisz, że dla mnie nie jest?

"Prawda jest taka, że zadosćuczynienie najczęściej nie dotyczy ukochanych"

Zadośćuczynienie dotyczy także matki, ojca, dziecka, tyle że ich mamy możliwość przeprosić i wynagrodzić, jeśli tylko chcemy.

"Jak "otaczać ich milością", skoro absolutnie i w najmniejszym stopniu ich _nie_ kochamy? Jest sens udawania,"

Udawania? Czy uważasz, że jeśli nie czujesz miłości, to nie możesz kochać? A czy w Twoim przypadku Ty nikogo nie możesz kochać, bo nie CZUJESZ? Przecież kochasz ludzi (wbrew swojej "wredności" widzę to w Twoich postach wyraźnie). Modlisz się za nich i podczas mszy św. i modlitw brewiarzowych (?) i innych. Nie wierzę, żeby Twój stan był tylko sposobem życia bez jakiejkolwiek miłości bliźniego, żeby był TYLKO kontaktem z Bogiem a odrzucaniem ludzi. Miłość to nie tylko uczucie. I możemy ich kochać nie tylko ze względu na nich (bo są piękni i dobrzy), ale dlatego że to moja siostra i mój brat i kocha ich nasz wspólny ojciec. Czuję się zażenowana tłumacząc to Tobie, bo przecież doskonale o tym wiesz. Nie musisz mnie lubić, ale masz mnie kochać - to jest przykazanie Boże. Owszem, czasem bardzo trudno jest kochać drugiego człowieka. Czasem i na forum jest to bardzo trudne. Tutaj też wyrządzamy często innym krzywdę i też powinniśmy umieć powiedzieć przepraszam. Katolik nie ma udawać miłości, tylko musi się jej uczyć, co - jak napisałam - jest niestety trudne. Ale modlitwa za innych JEST otaczaniem miłością. Czasem tylko w ten sposób (na początek) potrafimy kochać nieprzyjaciół. I czasem tylko w ten sposób (na początek) potrafimy komuś wynagrodzić krzywdy, bo nie potrafimy przemóc wstydu. I czasem tylko w ten sposób potrafimy kochać tych, z którymi nie mamy kontaktu, także Zmarłych.
Na pewno wiele razy modliłaś się za ludzi którzy Ciebie skrzywdzili, a i za tych, których Ty skrzywdziłaś.
KKK 1459: Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić (na przykład oddać rzeczy ukradzione, przywrócić dobrą sławę temu, kto został oczerniony, wynagrodzić krzywdy). Wymaga tego zwyczajna sprawiedliwość.

"Wydaje mi się, że o handlu mówił raczej Autor tematu, przynajmniej ja tak to odebrałam."

Cała rozmowa jest tego potwierdzeniem. Tylko Autor wie kto ma rację. Bo ja z kolei widzę inaczej jego słowa:
"teraz myśle sobie za ile ja grzechów nie zadośćuczyniłem jak byłem dzieckiem czy młodzieżą. Czy musze kążdy grzech ciężki zadośćczynić osobno czy mogę za wszystkie razem".
Zadośćuczynienie-pokutę otrzymywaną od kapłana w konfesjonale po prostu się odmawia w całości jaka jest nam dana. A on się zastanawia czy ma osobno myśleć o grzechach, czy razem, o zaległych grzechach, a dla mnie jest to wyraźna sugestia, że nie chodzi o pokutę nadaną przez kapłana, ale o zadośćuczynienie za wyrządzone komuś konkretne zło. O czym zazwyczaj myśli się dopiero po nawróceniu, kiedy zaczyna w nas kiełkować prawdziwa miłość. To wtedy najpierw jesteśmy przerażeni ilością swoich grzechów, które zlekceważyliśmy. To zwykle wtedy chcemy, uczymy się zadośćuczynienia.

Tym razem ja kończę temat. Ale nie ze względu na Ciebie Wyszywaczku, tylko na innych, którzy mają pewnie już tego dość. Mam jednak nadzieję, że ta rozmowa może zwrócić uwagę innych na ciągle traktowany po macoszemu obowiązek zadośćuczynienia.

Polecam:
https://dominikanie.pl/2016/12/zadoscuczynienie-panu-bogu-i-blizniemu/
https://sliwamariusz.wordpress.com/2017/04/09/pasyjne-5-zadoscuczynienie-panu-bogu-i-blizniemu/
http://gosc.pl/doc/3014930.Zadoscuczynienie

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:54

Cytat z ciebie: "Zadośćuczynienie bliźniemu jest OPRÓCZ zadanej pokuty". Zrozumiałam to tak, że zadosćuczynienie nie jest pokutą, tylko jest czyms _oprócz_ pokuty, czyli czyms innym. Na zasadzie: _oprócz_ kilograma marchwewki kup jeszcze dwa _inne_ kilogramy marchewki. Tak? Jeśli masz na myśli coś innego niż zrozumialam, to jak mam to rozumieć?

A tak na przyszłość: zarzucanie aspergerom (świadomej) złośliwości jest hm niekoniecznie słuszne. Mogę być wredna i trudna do wytrzymania, ok, ale nie czuję się złośliwa.

Reszta dyskusji jest wybitnie nie na temat i mogę ją tylko zignorować. Temat nie dotyczy moich osobistych doświadczeń, sympatii, antypatii, (nie)umiejętności kochania - w rodzinie czy nie w rodzinie - ani żadnych takich.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: J (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:54

"Zrozumiałam to tak, że zadosćuczynienie nie jest pokutą, tylko jest czyms _oprócz_ pokuty, czyli czyms innym"
"Jeśli masz na myśli coś innego niż zrozumialam, to jak mam to rozumieć?"

Wyszywaczku, myślę, że lepiej będzie, jeśli poszukasz odpowiedzi w poleconych przez O. artykułach. Naprawdę wiele tłumaczą. Oczywiście jeśli zależy Ci na lepszym zrozumieniu O., a nie tylko na dyskusji (w moim odczuciu - coraz mniej pożytecznej).

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:54

Ja nie mam z tym najmniejszego problemu teologicznego, przecież to nie ja zadawałam pytanie. Może za to oberwę po śmierci, zobaczę :P
Próbuję tylko zrozumieć, o czym _ty_ piszesz i miejscami wydaje mi się, że sama sobie przeczysz albo nie piszesz logicznie, albo może nieprecyzyjnie, nie wiem. Ale ja zwykle nie rozumiem ludzi i dawno przestało mnie to dziwić. Nie, nie musisz mi po raz setny tłumaczyć, co masz na myśli, bo znowu napiszesz coś wzajemnie sprzecznego, znowu się przyczepię, a Moderator osiwieje.
Pozdrawiam

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: J (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:55

Wyszywaczku, a czy dla Ciebie jest jasne to, o czym piszą autorzy wskazanych artykułów? Bo jeśli mnie byłoby trudno jakąś osobę zrozumieć, a naprawdę chciałabym uchwycić jej przekaz, to skorzystałabym z wyjaśnień kogoś innego, na kogo ta osoba się powołuje.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:56

Tak, jest jasne. Toż mówię, mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny, ewentualnie społeczno-komunikacyjny, jak zawsze zresztą. Pisalam kilka wpisów temu: tak naprawdę mówimy i tak o tym samym, ale nie damy rady się dogadać. Bo u mnie "a" jest zawsze tylko "a", a u większości piszących "a" w przenośni to "j" albo "z", tak się wam napisało, ale ogólnie wiecie, o co wam chodzi. A ja nie. Ale tak zawsze jest i naprawdę powinnam się przyzwyczaić, a nie upierać. :P

KONIEC TEMATU.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: J (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:56

Wyszywaczku, dziękuję za wyjaśnienie, z czym Asperger może mieć problem. Ale w mojej ocenie trudności z komunikacją z Tobą nie polegają głównie na tym, że my posługujemy się przenośniami. Ciebie też nie zawsze łatwo zrozumieć. Mnie na przykład trudno jest odgadnąć, co miałaś na myśli, pisząc o meldowaniu grzechów. Bo dla mnie spowiedź to pokorne wyznanie moich nieprawości, a nie żaden meldunek. Meldunek nie zawiera w sobie "żałuję". Meldując, mogę być wręcz bardzo zadowolona z siebie. Mnie to Twoje określenie w odniesieniu do sakramentu pojednania zupełnie nie pasuje. I nie mam pojęcia, dlaczego się nim posłużyłaś. Czy była w tym ironia (ktoś Cię za nią w innym wątku pochwalił, ale ja ironii bardzo nie lubię) czy jakaś niezamierzona niezręczność, czy może zachęta do jurydycznego traktowania sakramentu, czy jeszcze coś innego.

Poza tym wydaje mi się, że Ty nie zawsze dość uważnie nasze wpisy czytasz. I ta nieuwaga jest przyczyną nieporozumień, a nie nasze przenośnie czy nasz brak logiki.

Niektórych swoich ograniczeń zapewne nie pokonasz, musisz się z nimi pogodzić, ale wierzę, że jeśli będziesz chciała, możesz w jakimś stopniu poprawić porozumiewanie się z ludźmi, zwłaszcza na forum. Wystarczy, że na początek przestaniesz się upierać, że poprawnie zdiagnozowałaś każdą przyczynę nieporozumienia :)

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:57

Najłatwiej jest przestać pisać i czytać, i komunikować/porozumiewać się. Uwierzcie, że zmagam się z tą ochotą każdego dnia, głównie w realu.
Czytam, słucham, mam za sobą pracę z terapeutą, ale i tak często po pół roku domyślam się, co autor wypowiedzi miał na myśli i jak moją odpowiedź zrozumiał. Łatwiej jest nie snuć takich refleksji, bo po pół roku i tak są bezowocne.

Łatwiej jest mi traktować wszystko jako zbiór kolejnych regul do wypelnienia, nie wiem, czy to jurydyczne i zle. Po wstaniu szykuję sobie listę czynności, tych najgłupszych: zrób kanapkę, wstaw wodę, wylącz wodę, ubierz się, spakuj się, idź do pracy. Powtarzam je kolejno, czasem coś dodając i odejmując w miarę wykonywania. Tak samo jest ze spowiedzią: przyjdź do kościoła, uklęknij przed Najświętszym, zastanów się, czego On nie chce (rachunek sumienia?), zastanów się, czy ty też tego nie chcesz - jeśli się nie zgadzacie, to nie ma sensu się spowiadać, wróć jutro. Jeśli się zgadzacie, to powiedz Mu: nie chcę tego, przebacz, pomóż mi to wyrzucić z życia (żal za grzechy i postanowienie poprawy?) Idź do konfesjonału, zamelduj grzechy (spowiedź?), przyjmij pokutę i wypełnij ją (zadośćuczynienie).

Ja tam na spowiedzi po prostu melduję grzechy, ale warunkiem wstępnym meldowania jest: nie chcę tego więcej w moim życiu, to mi się nie podoba i nie jest to dobre. Nie wiem, czy to jest żal. Dyskutowaliśmy/ście tu parę razy, czy zal musi być emocjonalny. Spowiedź to dla mnie zameldowanie tego, co narozrabialam, czego nie chcę powtarzać, co chcę wyrzucić z życia, i proszę o Łaskę przebaczenia i wyrzucenia tego. Ale temat nie był o warunkach hm wstępnych sakramentu pokuty, tylko o ostatnim.

A co do zadośćuczynienia ludziom, to na ogół, jak się skapuję, że narozrabiałam, i jestem w stanie to uczynić, to wcale nie czekam do spowiedzi... a że czasem jest to po sześciu następnych spowiedziach i niewiele da się zrobić, to inna inność.

Jeszcze coś?

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: Hanna (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2018-04-23 17:58

Przypatruję się temu tematowi i wreszcie się odważę, powiem tak: Wyszywaczku miły, ze względu na specyficzną konstrukcję psychiki i jej takie a nie inne funkcjonowanie masz swoje rytuały, które pomagają Ci niewątpliwie sprawnie radzić sobie z codziennością, także religijną. I to świetnie. Naprawdę, najszczerzej, świetnie.
Czasem masz krótkie, celne, wręcz błyskotliwe podsumowania, takie puenty, że aż pozazdrościć sprawności pióra, tfu, klawiatury. Mistrzostwo. Sprowadzanie na ziemię.
Problem - także w tym konkretnym wątku - pojawia się wtedy, gdy swoją miarą* i swoim, specyficznym dla siebie sposobem funkcjonowania mierzysz innych, którzy jednak nie do końca przylegają do Twojego rytmu.
Osoba, która jest dłużej na forum, ma łatwiej, bo mogła wcześniej przeczytać o Twojej specyfice (razem z nazwami medycznymi. Asperger itp.) i weźmie poprawkę. Osoba, która właśnie przyszła, może się pogubić, nie znając tła i obszaru, w którym się poruszamy. Nie zna kontekstu.
Ktoś staje po stronie niewtajemniczonych, slusznie. I zaczyna się... Stąd chyba biorą się nieporozumienia i dyskusje, takie rozmowy jak w tym wątku.

Jakie jest rozwiązanie? Warto byłoby pomyśleć. Nie mam gotowego.

*przypis:) Tak, wszyscy mierzymy swoją miarą tak czy inaczej, ale...

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2018-04-25 22:17

"Jeszcze coś?"

Wprawdzie nie planowałam rozwijania tematu, ale to zrobię, skoro ks. Moderator założył oddzielny wątek.

Dziękuję za doprecyzowanie, czym dla Ciebie jest sakrament pojednania. To mi pomaga odrzucić niektóre moje przypuszczenia i przyjąć, że to Twoje "meldowanie" jest po prostu niezbyt trafnie dobranym słowem. Nie kryje się za nim ani ironia, ani nakłanianie do jurydycznego traktowania spowiedzi. Rozumiem, że posłużyłaś się tym określeniem, ponieważ ono TOBIE pasuje, czyli w miarę dobrze wyraża to, czym dla CIEBIE jest wyznanie grzechów w konfesjonale.

Gdyby temat dotyczył TWOJEJ spowiedzi, nie miałabym do tego meldunku specjalnych zastrzeżeń. Dopytałabym i prawdopodobnie prędzej czy później zdołałabyś mi wytłumaczyć, o co Ci chodzi. Ale myślę, że kiedy NIE rozmawiamy wyłącznie o TWOJEJ spowiedzi, to dla dobra czytających lepiej byłoby, gdybyś posługiwała powszechnie przyjętą terminologią. Czyli w tym przypadku zamiast meldunku - wyznanie grzechów.

Uogólniając - pomóż nam lepiej rozumieć, o co Ci chodzi. Tam, gdzie to możliwe, posługuj się powszechnie używanymi określeniami, mimo że te Twoje mogą być Ci bliższe.

Pomocne byłoby, gdybyś w niektórych sytuacjach jasno wskazywała, do kogo się zwracasz. Dla mnie nadal jest zagadką, do kogo skierowałaś wypowiedź zaczynającą się od zdania: "Ja nie mam z tym najmniejszego problemu teologicznego, przecież to nie ja zadawałam pytanie". To było do mnie? Do O.? Najpierw do mnie potem do niej?

Nie rozumiem także, co kryje się za Twoim "KONIEC TEMATU". Czy sama nie chcesz już nic dodawać? Czy chciałabyś, żeby Twoi rozmówcy przestali się do Ciebie odzywać? Jedno i drugie? Gdyby to napisał moderator, wiedziałabym, że definitywnie zamyka wątek. Twoich intencji jednoznacznie odczytać nie potrafię.

Może to, co wymieniłam w ostatnich dwóch akapitach, to drobiazgi. Ale utrudniają one komunikację. A konkretnie - zrozumienie Ciebie. Wydaje mi się, że w tych przypadkach przyczyna nie leży w 'ZA'.

Kolejna sprawa. Postaraj się czytać uważniej. Może parę razy? A jeśli ktoś sygnalizuje, że źle go zrozumiałaś, uwzględnij jego zastrzeżenia i wprowadź poprawki do swojego wcześniej przyjętego toku rozumowania.
Podam przykład. Niedawno na FP był aktywny wątek o puryfikaterzach. Autorka pisała przejrzyście, bez żadnych przenośni. Ale Ty postawiłaś jej niesłuszny zarzut, że chce uszyć puryfikaterze z używanego obrusa. I mimo że oponowała, zarzut powtórzyłaś w kolejnym swoim wpisie. Proszę, przeanalizuj ten wątek ponownie. Może napisz, czy przyczyną nieporozumienia była Twoja nieuwaga (tak jak mi się wydaje) czy jakaś inna trudność (nie do przezwyciężenia?).

Pozwól innym uzupełniać swoje rady czy nawet je skorygować bez wdawania się natychmiast w dyskusję. Z Twojego punktu widzenia Twoja rada może być w pełni poprawna, ale ktoś inny może mieć szersze spojrzenie na sprawę.
Wątek o zadośćuczynieniu dość dobrze to obrazuje. W tym wątku Twoja rada była trafna, ale dla osób, które zadręczają same siebie i usiłują "udoskonalać" swoje WAŻNE spowiedzi. Takim osobom trzeba czasem stanowczo powiedzieć: daj już sobie z tym spokój. Wydaje mi się, że Ty właśnie to chciałaś wyrazić. Z kolei O. podeszła do tematu trochę inaczej, szerzej niż Ty, mając na uwadze inne kategorie osób. Moim zdaniem Twój przekaz nie był tożsamy z przekazem O., choć pewne podobieństwa między nimi były.
Myślę, że gdybyś (po zastrzeżeniach O.) uzupełniła swoją pierwszą wypowiedź w sposób bardziej przemyślany i spójny, bez wchodzenia w polemikę, byłoby to dla wszystkich dużo bardziej korzystne. I dla Ciebie, i dla O., i dla czytelników.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: wyszywaczek wredny (---.net.pulawy.pl)
Data:   2018-04-26 07:06

nie, myślę, że łatwiej mi a z większym spokojem dla was będzie przestać pisać po prostu.

dziękuję, przepraszam, do widzenia.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2018-04-26 19:55

Wyszywaczku, pewnie, że łatwiej się nie wysilać, niż wysilać. Ale to, co łatwiejsze, niekoniecznie musi być lepsze. A mamy wybierać większe dobro, prawda? Z tym się chyba zgodzisz.

Wydaje mi się, że Tobie bardzo odpowiada język rzeczowy. Taki charakter mają dla mnie Twoje odpowiedzi. Liczyłam, że właśnie w ten sposób można się z Tobą dogadać. Nie wiedziałam, że robisz wyjątek. Kiedy temat dotyczy Twojej osoby, nie odbierasz tego, co czytasz, rzeczowo, ale emocjonalnie.

Twoje zniknięcie z forum mnie akurat żadnego spokoju nie przyniesie. Będzie dokładnie na odwrót. Bo nie pisałam po to, żeby Cię do forum zniechęcić. Jest mi zawsze bardzo przykro, kiedy ktoś odchodzi z forum pod wpływem negatywnych emocji, które się w nim rodzą (z powodu zaistniałych tutaj nieporozumień czy konfliktów).

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: rw (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2018-04-26 21:03

Wiesz Wyszywaczku, naprawdę na ilość napisanych przez Ciebie postów te dwa, o które kruszone są tu kopie nie są aż tak bardzo istotne (nie twierdzę, że temat zadośćuczynienia jest nieistotny tylko, że to nieporozumienie mogło się zdarzyć każdemu). Jedna osoba lubi ironię, druga nie, jedna czasem zrozumie coś inaczej niż druga. Rozmawiając łatwiej jest coś od razu doprecyzować, trochę trudniej pisząc. Nie ma żadnego powodu, żebyś miała się nie wypowiadać. Pozdrawiam i czekam na posty :) i myślę, że nie tylko ja.

 Re: Mój problem nie jest teologiczny, tylko logiczno-semantyczny
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2018-04-30 07:49

Wpis rw mi uświadomił, że chyba nie podkreśliłam dość wyraźnie paru rzeczy. Przede wszystkim tego, że nieporozumienia mogą się zdarzyć każdemu. I się zdarzają. Na forum mamy przykłady nieporozumień bez udziału Wyszywaczków, nieporozumień mniejszych i większych, nigdy nie rozwiązanych. Bo ten wzajemny brak zrozumienia nie jest tylko problemem osób z 'ZA' (nie próbuję zaprzeczać, że im jest trudniej).

Właściwa identyfikacja problemu to podstawa. Błędna nie pomoże go rozwiązać. Dlatego zasygnalizowałam, że w moim odczuciu nie zawsze można powiedzieć, że to właśnie 'ZA' jest przyczyną nieporozumień z Wyszywaczkiem. Posłużyłam się konkretnymi przykładami, bo na przykładach łatwiej się tłumaczy. Zasugerowałam też pewne rozwiązania, które - moim zdaniem - mogłyby nam ułatwić lepsze dogadywanie się w przyszłości (z Wyszywaczkimi i nie-Wyszywaczkami).

Wydawało mi się, że w tym wątku możemy spokojnie rzeczowo porozmawiać o problemie logiczno-semantycznym, zgodnie z tematem. Tymczasem okazało się, że problem jest inny - emocjonalny. I mój poprzedni wpis powinien być empatyczny, a nie rzeczowy. Albo wcale nie powinno go być. Przepraszam, Wyszywaczku, że tego nie wyczułam od razu.

Bynajmniej nie usiłowałam kruszyć tutaj kopii (prowadzić sporu z kimkolwiek). Rw niepoprawnie zinterpretował(a) moje zamiary. To kolejny przykład braku zrozumienia :) No i pisząc poprzedniego długaśnego posta, wcale się nie nakręcałam. A ta uszczypliwa uwaga o nakręcaniu się (padła w innym wątku) najprawdopodobniej skierowana była właśnie do mnie (BTW: nie jestem katechetką, Magdaleno).

Emocje nie są mi obce. Chęć odejścia z forum dobrze rozumiem (uczuciowo). Bardzo dawno temu sama chciałam to zrobić. Nie mogłam się pogodzić z tym, że ktoś mi tutaj "dowalił". Akurat odebrałam to jedno "dowalenie" znacznie dotkliwej niż inne. Z czasem dotarło do mnie, że ten ktoś nie miał wobec mnie żadnych złych zamiarów. Miał tylko swoje słabe strony. Tak samo jak ja.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: