Autor: Afrodyta (---.play-internet.pl)
Data: 2018-06-17 00:15
Mam w swoim bliskim otoczeniu osobę, która cierpi na chroniczną samotność, od dziecka, od zawsze. Jej mama również zawsze mówiła: Ania jakoś nie ma szczęścia do koleżanek. Bo faktycznie Ania nie miała nigdy "koleżanki od serca", o jakiej marzyła. Kogoś, kto będzie jej ze zrozumieniem wysłuchiwał, głaskał po głowie, był w każdej chwili gotów odpowiedzieć na jej potrzeby. Problem istniał mimo zmiany szkół, kółek zainteresowań, środowisk.Dziś jest dorosłą kobietą. Prawda jest taka, że Ania jest osobą tak chronicznie skupioną na sobie, że żaden człowiek nie jest w stanie tego znieść. Nawet jej mama po latach stwierdziła, że już nie daje rady, że nie ma siły na nocne wielogodzinne rozmowy z Anią, podczas których roztrząsane są jej problemy (aktualnie brak chłopaka i problemy z marzeniami, które nie chcą się same spełniać). Psycholog nie pomógł - godzinne spotkanie było dla Ani wstępem do rozmów, więc kontynuowała temat w domu z mamą. Każda rozmowa z Anią zmierza do niej samej. Jeśli zadaje jakieś pytania i odpowiada się jej - potem okazuje się, że została odrzucona, ona zapytała o datę urodzin, a ten ktoś nie zrewanżował się jej podobnym pytaniem. Ona tylko udaje zainteresowanie - jest wabikiem, by ktoś interesował się nią. To bardzo smutne, jednak mimo prawdziwości cierpienia, które przeżywa, sytuacja raczej nie ma szansy się zmienić.
Rozumiem, że cierpisz. Zastanawiasz się, czy to Twój krzyż, czy Bóg tego chce, bo wtedy łatwiej byłoby to znieść, jeśli nie można tego zmienić. To byłoby dziwne,ale kto wie. Tak czy inaczej - na pewno warto przewartościować podejście do relacji. Poczucie osamotnienia po części wynika z interesowności. Postarałabym się żyć po prostu - bez skupiania się na tej sferze życia. Nie wiem czy to jest autentyczność, gdy rozkminiasz ile razy komuś coś proponowałaś, że ktoś jakoś tam zareagował, że inni są zapraszani...nie wiem, na ile to się mieście w zakresie stwierdzania faktów. Wyostrzona percepcja w danej kwestii skutkuje wyolbrzymieniem tej kwestii. A czasem przesadą w dążeniu do rozwiązania problemu, widoczną dla innych i źle odbieraną. Sam fakt, że nastawiasz się na "nie bycie samotną" sprawia, że masz poczucie bycia w takim problemie, żyjesz w stereotypie, który bywa bardziej lub mniej prawdziwy.
Powiem Ci jaki mam odbiór Ciebie jako osoby, która napisała tutaj na forum (zakładam, że jesteś autentyczna). Wybór pseudonimu i temat dla mnie wykluczają się. To budzi we mnie jakieś niezrozumienie,czuję zgrzyt, jakąś nierównowagę, może dystans i lęk (bo to dziwne, bo niezrozumiałe). Dalej piszesz o problemie, który sprawia, że jesteś w rozpaczy i kończysz uśmiechem. Oczywiście może to być dzielny uśmiech, może być zachętą dla nas, odpowiadających. Piszę o zupełnie osobistych odczuciach, nie podejmuję dyskusji, co miałaś na myśli etc. Chcę Ci uświadomić, jak Cię odebrałam, być może inni mogą czuć coś podobnego.
Myślę, że kilka wizyt u terapeuty mogłoby Cię naprowadzić, o ile faktycznie jest to problem, który w istotny sposób rzutuje na Twoje życie. Otrzymasz zapewne wiele komunikatów zwrotnych na swój temat, a już to powinno być cenne. Możecie też przećwiczyć sposób w jaki zwracasz się do innych (ton głosu, uśmiech, komunikaty nieświadomie wysyłane przez mowę ciała itd.). A także porozmawiać o głębszym wymiarze problemu, np. motywacji - dlaczego zależy Ci na spotkaniach, jak prowadzisz znajomości, skoro na różnym etapie odczuwasz, że nadal "musisz" się starać, żeby znajomość trwała i właściwie co przez to rozumiesz, itd.
Pozdrawiam Cię serdecznie, z modlitwą.
|
|