Autor: Kasia (---.184.240.47.ipv4.supernova.orange.pl)
Data: 2018-07-09 09:36
Witam, jestem załamana, serce mi pęka. Mąż pochodzi z rodziny wierzącej i praktykującej, przez 15 lat był ministrantem, potem chodzi do kościoła w kratkę. Zanim wzięliśmy ślub, chodził ze mną jeśli go namówiłam, nie zawsze. Po ślubie, czyli dwa lata temu zaczął chodzić do kościoła coraz rzadziej, coraz częściej chodziłam sama. Gdy już go namówiłam na niedzielną Mszę, po wyjściu złorzeczył, widać było, że się zmusza. Od półtora roku nie chodzi do Kościoła w ogóle, jest do niego bardzo wrogo nastawiony. Jeszcze przez jakiś czas prosiłam go żeby ze mną szedł, ale bezskutecznie. Zdarzało się, że się o to kłóciliśmy, ja się obrażałam, że nie chce ze mną iść. Ale dałam spokój, to jest jego wybór, mimo tego, że serce mi pęka, kiedy idę do Kościoła sama. To nie jest jednak największy problem. Mąż od jakiegoś czasu robi wszystko abym ja też przestała chodzić do Kościoła. Jak ja idę na niedzielną Mszę, to on się obraża, nie odzywa do mnie za to, złorzeczy potem i wyśmiewa moją wiarę. To jest straszne. Rozmowa nie pomaga, już prosiłam go o to, abyśmy zostawili sobie wolną rękę, jesteśmy dorośli, ja nie będę go namawiała na Msze Święte, a on nie będzie mnie odwodził od wiary. Ale to nic nie daje, i tak ma mi za złe, że wychodzę w niedzielę do kościoła. Co mam robić? Jestem załamana. Serce mi pęka. Nie chcę wybierać między Kościołem a mężem. Nie dość, że sam odszedł od wiary, to jeszcze wymusza to na mnie.
|
|