Autor: Tomek_Opole (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2018-08-01 12:22
Droga Zagubiono,
w zasadzie na początku zgodzę się z moimi poprzednikami w większości kwestii. Bardzo ważna jest Twoja historia oraz te jej etapy, które związane są z relacją z Bogiem. Wiem coś o tym, gdyż pewne wydarzenia z mojego wczesnego dzieciństwa do dnia dzisiejszego (a jestem już po trzydziestce) rzutują na wspomnianą kwestię. Twoje pragnienie jest z gruntu rzeczy bardzo piękne, ale może w nim być pewna pułapka, mianowicie, można łatwo utożsamiać żywą relację z Bogiem z pozytywnymi uczuciami z nimi związanymi. Piszesz o pustce. Wiem jak dotkliwy jest ten stan, choć tak jak w moim przypadku, nie wiem czy nie jest to zakamuflowany lęk lub poczucie winy względem Boga. Zmagałem się z tym długo. Często po wejściu do kościoła czułem jakbym wewnętrznie się kurczył w sobie. Dlatego ważne jest przepracowanie swoje przeszłości. Być może, pewne wydarzenia z Twojej przeszłości do dnia dzisiejszego na zasadzie "samograja" ustawiają bez Twojej świadomości Twoją relację z Bogiem i emocje, które odczuwasz w związku z nią. Dla mnie uzdrowieńcze było uświadomienie sobie (a w zasadzie spojrzenie niejako z boku), że Bóg, w którego wierzymy jest Osobą, czyli np. wchodząc w modlitwę spotykasz się z Kimś. Oczywiście to spotkanie może być o tyle trudne, gdyż w przeciwieństwie do spotkań z ludźmi, poza wyjątkami, nie słyszymy bezpośredniej odpowiedzi. Ale sam fakt, że uświadomimy sobie obecność Boga, który widzi naszą pustkę, nasz ból może być uwalniający. Może tak jak u mnie wpadłaś również w pułapkę "formy modlitwy". Miałem w swoim życiu okres, kiedy modlitwy "gotowe" lub "mówione" totalnie blokowały mnie emocjonalnie. Po prostu usta coś tam klepały, a serce jakby zamrożone, jakby gdzieś z boku. Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy w kościele odmawiana była np. Litania do Najświętszego Serca Jezusa na słowa "daj się przebłagać tym, którzy żebrzą Twego Miłosierdzia" cisnęło mi się na usta "akurat ktoś tu żebrze....". Uzdrowienie przyniosła modlitwa serca, czyli po prostu bycie z Bogiem w taki stanie jakim jestem, bez żadnego napinania się. Jak miałem Go dość, to po prostu w tym stanie trwałem i wyrzucałem te wszystkie emocje z siebie. Zachęcam do Adoracji w tym duchu. Zamiast z całą litanią "podziękowań", "próśb" i "przeprosin" (nie chcę umniejszać znaczenia tego typu modlitwy, mówimy tu tylko o konkretnym przypadku), przyjdź po prostu ze swoją pustką i pobądź z Nim. Być może sama boisz się tej ciszy i rozpaczliwie pragniesz ją czymś wypełnić. Ale pamiętaj Ty jesteś wolna i Bóg jest wolny i na tym polega piękno relacji. Możemy o coś Go prosić a On nie koniecznie musi spełnić naszą prośbę. Czy chciałabyś mieć przyjaciel, który tylko by Ci przytakiwał? Otwórz Swoje serce i Swój umysł, nie bój się uczuć, które mogą się narodzić. Może coś rozpaczliwie chce się z Twojego serca wydobyć, np. jakiś żal do Boga, a Ty w obawie przed nim "zamrażasz" te uczucia (i stąd może się wziąć uczucie pustki). To tylko przypuszczenia, bowiem bardzo mało wiemy o Tobie, ale może coś z tych luźnych myśli okaże się pomocne. W każdym bądź razie trwaj, bo naprawdę warto. Czasami długo trzeba czekać ale smak pokoju i szczęścia wszystko Ci wynagrodzi. Z Nim jeszcze nikt w ostatecznym rachunku nie przegrał. Pomodlę się dzisiaj za Ciebie. Wszystkie go dobrego.
|
|