logo
Sobota, 20 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Aga (---.class147.petrotel.pl)
Data:   2004-01-05 22:55

Jestem katoliczką. Od małego miałam wpajaną miłość do Boga i Kościoła. Od pięciu lat należę do Ruchu Światło-Życie,w którym znajdowałam zawsze spokój i ukojenie. Mam 18 lat. W tej chwili przezywam kryzys własnej wiary. Można powiedzieć, że w pewnym momencie całkowicie odsunęłam się od tego, co było mi najdroższe-od Boga. Czuję w sobie ogromną pustkę. Nie umiem sobie sama z tym poradzić.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Robert (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2004-01-06 00:23

Nie chcę uchodzić za nawiedzonego, bo nim nie jestem, ale chciałbym się zwrócić do tych którzy maja kryzysy wiary, modlitwy, czuj± się zostawieni sami sobie. Mam cos podobnego za sob±, dlatego piszę. Chciałbym wam pomóc. Pierwszy okres mojej wiary w dzieciństwie to dziecięca wiara będ±ca w gruncie rzeczy oparta na przykładzie rodziców. Potem bunt dorastania i kryzys wiary. Potem szukanie Boga i znalezienie Go, już bardziej ¶wiadomie. Ale potem zaczeło się wszystko w moim życiu walić, jakby się co¶ przeciw mnie sprzysięgło. A we mnie bunt, zło¶ć i znowu kryzys wiary. Msza choć regularna, to odbębniana, bo w sercu żal do Boga o wiele spraw. Do ko¶cioła chodziłem tylko w niedziele i "czerwone" w kalendarzu ¶więta. O spowiedzi nie było mowy: z żalu i z buntu. Ale nie przestawałem się modlić. Dziwne to były modlitwy, raczej kłótnie z Panem Bogiem, ale regularne. Np. mówiłem: chcesz Panie żebym się modlił codziennie, no to posłuchaj co Ci mam do powiedzenia. I lawina pretensji. I jeszcze na koniec: Panie Ty to nazywasz rozmow± z Tob±? Przecież to monolog. Jeste¶ tam w ogóle? Słuchasz mnie? Masz mnie gdzie¶, czy ci na mnie zależy tak jak na tej gin±cej gdzie¶ zapl±tanej owcy, jak to nas zapewniałe¶ gdy byłe¶ jeszcze między nami? Zło¶ć, w¶ciekło¶ć, gorycz. Nawet zrobiłem mały bunt i parę razy odpu¶ciłem sobie modlitwę wieczór i rano. A potem... solidnie odstawałem w tyłek w następne dni i wracałem do swoich modlitw. Takich samych. Pytałem wtedy z zalem, w¶ciekł¶ci± i łzami w oczach: no i co, zadowolony?! Potem już opadałem z sił i mówiłem do Niego: Ja już nie mam sił i nie wiem jak do Ciebie mówić. Już nic nie powiem, tylko mnie ratuj, na lito¶ć Bosk±. A wy ¶więci, od czego tam jeste¶cie. Może się mn± zainteresujecie? Pomóżcie! Bóg dziwnie na to odpowiadał. Pozwalał w wielu sprawach do¶wiadczać mnie niesamowicie mocno, jakby stawiaj±c na krawędzi przepa¶ci, albo w centrum sztormu na morzu, a potem znad niej porywał i jakim¶ cudem ratował. Zgłupiałem. Zacz±łem mówić: no dobra Panie dzięki, ale może już by tego wystarczyło? To nie można od razu załatwić sprawy? Kto by to zniósł? Przecież wiesz co to choroba morska; marynarz w porcie może zej¶ć na l±d, a ja co mam zrobić? Nie mam siły na takie numery. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Np. paru moich wrogów w krótkim czasie stało się super życzliwymi ludĽmi. Tak mi wchodzili za skórę, że zacz±łem się modlić, wiecie do kogo? Do ¶w. Jerzego. Powiedziałem mu tak: Do¶ć tego. Za twoim wstawiennictwem Bóg może z nich zrobić nawet moich przyjaciół. Ale aż w takie cuda nie wierzę. Więc jak chc± wojny, to j± będ± mieli, a ty mi w tym pomóż. (Wiecie co? Dzi¶ to s± najporz±dniejsi ludzie, jakich znam i na których zawsze mogę liczyć. Próbuję czasem z nich wycisn±ć: nie mogli¶my się kiedy¶ dogadać - co się zmieniło? Eee, nie wracajmy do tego. Myliłem się co do ciebie. Ciekawe, prawda?) Ale wracam do swojego ¶wiadectwa. Przyszła spowiedĽ wielkanocna. Bez entuzjazmu i z buntem dowlokłem się do ko¶cioła. SpowiedĽ też była dziwna, ale... pierwsza szczera. Powiedziałem księdzu: mam zal do Boga i nic na to nie poradzę. Niech się ksi±dz za mnie modli żebym się jako¶ z wszystkiego wylizał. Co¶ jakby drgnęło. Moi dawni wrogowie zaczęli się stawać... życzliwymi, bezinteresownymi ludĽmi. W końcu zaczęła się rodzić... szczera, obustronna przyjaĽń, która dodawała mi sił w walce z moimi problemami, których dalej było wiele. Ale znowu dziwna rzecz, gdy wpadałem w euforię i zdawało mi się że złapałem Boga za nogi, dostawałem od codzienno¶ci znowu w łeb i to z kierunku, z którego się nie spodziewałem. Moja modlitwa była jak przypływ i odpływ... morza. Jeden dzień czy tydzień prawie w uniesieniu, drugi, taka jak przedtem, z mas± pretensji. Nauczyłem się wtedy że w modlitwie nie chodzi o euforię, o obrażanie się jak czego¶ nie dostajemy, tylko o miło¶ć do Boga, zaufanie, i pewno¶ć Jego miło¶ci do nas. Nie dzi¶, to jutro, nie jutro, to za miesi±c, nie za miesi±c to za rok, dostaniemy to co dla nas dobre i co nas ratuje. Trzeba w to UWIERZYĆ. Ale to nie koniec. Kolejna spowiedĽ, wielki post. Zacz±łem się nad sob± zastanawiać. Uspokoiła się moja modlitwa. Panie, pomóż mi się do tej spowiedzi dobrze przygotować. Pierwszy chyba raz w życiu zacz±łem dokładniej słuchać: homilii, nauk, rekolekcji. Pierwszy raz wstrz±snęła mn± Droga Krzyżowa, ze wspaniał± opraw± i modlitwami, w duszpasterstwie młodzieżowym, na któr± trafiłem zupełnie przypadkowo (?). SpowiedĽ - wspaniały spowiednik, Wielkanoc, Eucharystia. To mnie przerastało. Czułem się po prostu dobrze. Minęła zło¶ć. Minęła euforia. Pojawiła się wdzięczno¶ć. Taka zwykła. I spokój. Problemy były dalej, ale już mniejsze, bardziej codzienne. A ja stawałem się spokojniejszy i bardziej ufny. Ale były też i w±tpliwo¶ci. Powiedziałem: Panie, ja mówię do Ciebie, ale czy się nie łudzę, że Ty mnie słyszysz? Czy się nie łudzę, ze mi pomagasz? Dałe¶ znak Apostołom, pojawiłe¶ się w¶ród nich po zmartwychwstaniu. A co ze mn±? Chciałbym z Tob± naprawdę pogadać, a nie prowadzić monolog, bo przecież subiektywnie tak to odbieram. Chciałbym moc wiedzieć ze naprawdę mnie słuchasz. Chciałbym móc pogadać jak z kumplem i przyjacielem, który wszystko może. Z kumplem, w dżinsach i ze spiętymi z tyłu włosami, a nie tylko z Panem w powłóczystych szatach, bo to mnie onie¶miela. Pogadać!!! Usłyszeć słowa pociechy!!! I zapomniałem o tej swojej modlitwie. Moje życie się jakby uspokoiło. Żyłem normalnie. Modliłem się, chodziłem do ko¶cioła. Problemy traktowałem jak statki, które mijam, steruj±c tak żeby się z nimi nie zderzyć. I znowu, kolejny wielki post i wielki tydzień. SpowiedĽ wielkanocna. A przed ni± modlitwa: Panie, dzięki za wszystko i proszę o pomoc. Czy po tym wszystkim jeszcze co¶ się może wydarzyć? Żyje sobie w miarę spokojnie, a jednak chciałbym żeby znowu ta Wielkanoc co¶ we mnie ożywiła, żeby¶ zmartwychwstał na nowo... w moim sercu. To było w zeszłym roku. W Wielki Pi±tek TVP nadawała wspaniały moim zdaniem film o życiu Chrystusa. Człowieka podobnego do nas we wszystkim, oprócz grzechu. ¦miej±cego się, wygłupiaj±cego nawet chwilami. Wiem ze niektórych ten film nawet zgorszył. Siedziałem i ogl±dałem z zapartym tchem. Pamiętacie, jak się kończył? Mow± pożegnaln± Chrystusa: "Dana mi jest wszelka władza w Niebie i na Ziemi. IdĽcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielaj±c im chrztu w imię Ojca, i Syna, i Ducha ¦więtego. Uczcie je zachowywać wszystko co wam przykazałem. A OTO JA JESTEM Z WAMI PRZEZ WSZYSTKIE DNI, AŻ DO SKOŃCZENIA ¦WIATA" (Mt 28,20). Po tych słowach kadr zatrzymał się na jakim¶ nabrzeżu, pełnym statków i ludzi w strojach sprzed 2000 lat. Film tak zrobiono, ze po tej scenie obraz zacz±ł się zmieniać, ze statków zrobiły się jachty, z nabrzeża kamiennego - betonowe i asfaltowe, z drogi pełnej kupców i wozów - jezdnia z wymalowan± przerywan± lini± i zebr± dla pieszych, przez któr± przebiega tuz przed jakim¶ samochodem dziecko. Biegnie w stronę sporej grupki innych dzieci, która otacza wianuszkiem jakiego¶ faceta. Zbliżenie kamery. Wiecie kto to był ten go¶ć? Chrystus. W dżinsowych spodniach, bluzie i ze spiętymi do tyłu włosami. Co wy na to? Jakby kto¶ rzucił we mnie gromem. Przypomniałem sobie tamt± modlitwę. Stary chłop ze mnie, a... popłakałem się jak... dziecko. Poczułem się jak niewierny Tomasz. Pan mój i Bóg mój!. Moje życie powoli układa się. Z Nim. Problemy, choć już nie tak dramatyczne s±, ale cóż to znaczy, gdy się ma takiego Przyjaciela. Cóż to znaczy gdy się ma życzliwych ludzi wokół siebie. Co będzie jutro? Nie wiem. Na razie się tym nie martwię. Ufam. A ten rok: znowu wielki post, wspaniałe (i oczywi¶cie z "przypadku" na nie trafiłem) rekolekcje, wspaniała Droga Krzyżowa, spowiedĽ, Wielkanoc. A najpierw moja modlitwa: czy i w tym roku mógłby¶ Panie znowu co¶ wnie¶ć t± Wielkanoc± do mojego zycia, do życia innych? Jeszcze raz zmartwychwstać? Nie tylko we mnie, ale może szczególnie w tych, którzy męcz± się jak ja kiedy¶? Może potrzebne im czyje¶ ¶wiadectwo? Mam codzienne zajęcia, jestem młodym, ¶wieckim człowiekiem, nie udzielam się w jakich¶ grupach czy wspólnotach ko¶cielnych. No to gdzie miałbym je np. dawać? I jak, żeby trafić do najbardziej potrzebuj±cych? Nie min±ł cały Wielki Post i trafiłem... na Was, drodzy Ojcowie, w internecie. Znowu, oczywi¶cie, przypadkiem... :))) A dzi¶ piszę te słowa, bo czytam ze kto¶ się znowu gubi, jak ja kiedy¶. Nie wiem czy dobrze robię ze się tym wszystkim dzielę. Zapewniam, że to co napisałem, to wszystko prawda.
Nie chcę uchodzić za naiwnego. Jestem normalnym, młodym facetem. Udało mi się z wyróżnieniem skończyć studia, zacz±łem pracować w swoim zawodzie i chcę założyć rodzinę. Dużo mnie to pisanie, które teraz czytacie, kosztowało. Może to wszystko powinno zostać moj± prywatna spraw±? Ale jest: strapionych pocieszać. Chcę jako¶ spłacić ten dług Bogu. Je¶li co¶ mogę radzić komukolwiek, to przede wszystkim nie przestawać się modlić, szczerze, nie bać się tej szczero¶ci w modlitwie, wyrzucać z siebie żal, niczego nie trzymać w pod¶wiadomo¶ci. Można się w¶ciekać, można się niemal kłócić o pomoc. Ale trzeba się modlić. I jeszcze powiem jedno: wiele z moich tamtych problemów, gdy patrzę na nie z dzisiejszej perspektywy, i to całkiem ludzkiej, ¶wieckiej, było mi po prostu potrzebnych. Wyszły mi tylko na dobre i na korzy¶ć. Gdyby mi to kto¶ wtedy powiedział, chyba bym go pobił. Nie przestawajcie się modlić, nawet gdy macie żal do Boga i tracicie już nadzieję, nawet w to ze w ogóle istnieje. A wtedy On na pewno Was znajdzie i Wam pomoże. Serdecznie Was pozdrawiam. Pomódlcie się też i za mnie i za moj± obecn± i przyszł± rodzinę.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Ania (---.acn.waw.pl)
Data:   2004-01-06 08:25

Cześć Aga,
jestem Ania i chcę powiedzieć, że odnajduję się w tym co Ty piszesz i też w tym co odpowiedział Ci Robert. Ja też należę do Ruchu, z przerwami od 2 liceum, czyli od jakichś 8 lat.Chciałabym Ci po prostu napisać troszezckę o moim doświadczeniu wiary, mam nadzieję, że choć trochę Ci to pomoże, wcale nie chcę się madrzyć. Właściwie moja wiara na początku była dosyć dziecinna, chyba gdzieś do II stopnia, czyli po czterech latach dopiero coś się zmieniło. I pamiętam że było raz w dół raz w górę-po rekolekcjach albo OM-ie za wszelką cenę starałam się być jak najlepsza, czułam w sobie tyle ducha, że aż to było za dużo i wszystko wracało do poprzedniego stanu, nie chciało mi się modlić i miałam okropne wątpliwości i pokusy, "nie czułam",że Bóg jest. Właśnie taki kryzys przeżywałam na II stopniu i w przypływie rozpaczy zwróciłam się do naszego diakona. Powiedział mi coś, co mnie bardzo poruszyło - powinnam się cieszyć, bo to, że przeżywam ten kryzys, oznacza zmianę. Zmianę z wiary dziecinnej na wiarę dojrzałą, że być może jest też próbą mojej wiary, czy zupełnie zrezygnuję, czy jednak będę dalej mieć nadzieję. No i miał rację - mądry ksiądz. Patrząc z perspektywy widzę że tak właśnie było, że ów kryzys trochę zmienił moją wiarę, że stała się ona ciut dojrzalsza, tzn mniej oparta na uczuciach. I w następnych latach miałam podobne kryzysy regularnie, zawsze one coś we mnie zmieniały. Ostatnio też przeżywałam pewien kryzys związany z tym, że wyszłam za mąż i musiałąm porzucić oazę, bo dorosłam i może przejdę do oazy rodzin, w każdym razie mój mąż nigdy nie należał do oazy i nie rozumie mooich potrzeb, i tego jak chcę się modlić i wpadłam w taką rutynę, ze w pewnym momencie przestało mi nawet brakowac Boga. Skoro się martwisz, to znaczy że Bóg o Ciebie walczy, to On mi zawsze dawał niepokój, że coś jest nie tak, strach, że gdzie On jest, tak jak ostatnio, że niebo jest puste, itd. Ale przez tą moją drogę wiele razy przekonałam się że On naprawdę jest i że czuwa nad nami, że nie opuści nas, że wie jak nas prowadzić i po coś nam zsyła te wszystkie doświadczenia i kiedy go nie widzimy, nie czujemy, to on tak naprawdę jest jeszcze bliżej nas niż przedtem, i i i mogłabym jeszcze długo gadać a tak naprawdę nie wiem jak jeszcze mogłabym wyrazić tą moją pewność że On to wszystko widzi i kieruje i że nie trzeba się bać. Dużo mi pomogła sw Tereska od Dzieciątka Jezus i Dzienniczek św Faustyny - jak opowiadają o nocy wiary, kiedy były prawe pewne że Boga nie ma i że dziękowały za to co jest i prosiły o wiarę i ufały i ona przychodziła. Bóg dotyka w najmniej spodziewanych momentach, wystarczyło choc trochę chcieć i prosić, a On w końcu przychodzi i pociesza, właśnie wczoraj tego doświadczyłam i dziękuję Mu z całego serca, i wiem że teraz rozpoczął się kolejny etap mojego życia i mojej wiary dlatego ten kryzys teraz przyszedł. Aha, badzo mi też kiedyś pomogła książka "Boże Ty mnie pragniesz" i rozmowa z księdzem, kierownictwo duchowe.
No dobra, dosyc już wymądrzania się, trzymaj się ciepło i nie trać nadziei i nei bój się, bo to tylko etap przejściowy i Bóg naprawde jest.
Ania
P.S. aha, takie kryzysy zawsze mi tez pokazywały, jak mało ufałam i że chciałam wierzyć i być najepsza własnymi siłami, a Bóg zawsze mówił a figa. Beze Mnie nic nie zrobisz, beze mnie nie potrafisz wierzyć. Uczył mnie pokory.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Ella (---.siec2000.pl)
Data:   2004-01-06 22:03

hej Aga :)
bardzo dobrze CIę rozumie. Robert napisał fantastyczne świadectwo 9 za które bardzo dziękuje), które mnie bardzo podniosło na duchu. Cóż mogę Ci powiedzieć??, chyba tez napisać swoje świadectwo ( mnie np. bardzo umacnia słowa drugiego człowieka i to jak ON przezywa swoją wiarę i myślę że świadectwo innych ludzi sprawiło że moja wiara wygląda teraz tak a nie inaczej :))
Też od jakiegoś czasu należę do oazy. Przeszłam już przez formacje podstawą i teraz posługuję w parafialnej diakonii modlitwy:)
Moja droga w oazie była jednak bardzo kreta.
Generalnie rzecz biorąc to polegało to na tym, że: jechałam na rekolekcje, nabierałam pełno zapału i siły do pracy nad sobą, ale po przyjeździe szybko się "wypalała" i sukcesywnie odsuwałam się od Boga. Tak było po zerówce, było i po jedynce. NA dwójkę o mało co nie pojechałam, bo się połamałam, wylądowałam w szpitalu i nie mogłam pojechać na turnus na który miałam kartę. NA szczęście uratował mnie mój ksiądz z parafii i wziął mnie na rekolekcje, które prowadził. Nie były to jakieś rewelacyjne dla mnie rekolekcje, i nie zmieniły wiele w moim życiu, ale liczyło się to że zaliczyłam dwójkę i będę miała szansę pojechać na trójkę. Jednak po wakacjach stało się tak że znalazłam sobie świetne towarzystwo w szkole i wszystkie wolne chwile spędzałam z tymi ludźmi. Odsunęłam się od oazy rzadko kiedy przychodziłam na piątkowe spotkania. Do kościoła chodziłam tylko w niedzielę, nie potrzebowałam Boga, miałam chłopaka i świetnych znajomych. GDy jednak zbliżały się święta Wielkanocne musiałam się zdeklarować czy chce jechać na Tridum PAschalne. NIe umiałam sie zdecydować, nie wiedziałam czy chce, no ale moje przyjaciółka postanowiła i pojechałyśmy. TAk w zasadzie to tylko Ona trzymała mnie jeszcze przy oazie i często ze względu na nią przychodziłam tylko na spotkania. Na triudum nic się nie zmieniło. Był to jednak warunek konieczny do tego by pojechac na III stopień. Nie wyobrażałam sobie wakacji bez rekolekcji, było to już takie przyzwyczajenie i z tego względu pojechałam na trójkę. Na początku czułam się tam fatalnie. Chciałam jechać z przyjaciółką, niestety rozdzielili nam karty i pojechałyśmy w inne miejsca...
Przerażałam nie każda rozmowa z drugim człowiekiem. Wszyscy wiedzieli po co tam przyjechali. Cały rok przygotowywali się to tego wyjazdu przez spotkania w parafii, było to dla nich bardzo ważne... a ja?? ja byłam to bo po prostu chciałam gdzieś wyjechać w wakacje. Spotkania na trójce polegają na dzieleniu się swoją wiarą. A czym ja się maiłam z nimi dzielić?? Moim kryzysem?? Moją niewiarą?? Było mi naprawde ciężko, ale chyba właśnie te spotkania sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać nad sensem mojego bycia tam. Postanowiła, że choby nie wiem co siedziało nie wyjade z tych rekolekcji. Przebywanie z tymi ludźmi, ich mówienie o Bogu, wspólne modlitwy sprawiły, ze zaczął pękać jakiś mur w moim sercu i nagle wiedziałam że za wszelką cenę chce zmienić moje dotychczasowe życie i znaleźć tam miejsce dla Boga. Prosiłam Boga o to aby dał mi łaske spotkania się z NIM... no i się zaczęło... przez całe dwa dni płakałam choćby głupia i nie umiałam przestać. Wyryczałam wszystko z mojej duszy, wszystko to co mnie bolało, męczyło, nie dawało spokoju. Teraz wiem że był to dar Ducha Świętego. Potem była modlitwa o uzdrowienie. Nie zapomnę tej chwili do końca życia. Tam wtedy wszystko się zaczęło!! Potem jeszcze wiele rozmów, wiele modlitwy o poznanie drogi i woli, Rekolekcje się skończyły i jak nigdy wcześniej byłam pewna że tym razem wszystko będzie dobrze!! Że nie będzie jak w poprzednich latach i że wytrwam przy Jezusie. NO i zaczęło się pięknie, bardzo szybko minął kolejny rok formacyjny, ja cały czas trwałam. NA czas Wielkiego Postu postanowiłam sobie, że będę codziennie uczestniczyć we MSzy Św. Zostało mi to do dzisiaj. Miałam też możliwość być na rekolekcjach dla maturzystów podczas ferii. Był to także wspaniały czas. Czas kiedy zaufałam Bogu i kiedy powierzyłam mu swoją przyszłość. Zbliżały się wakacje... z racji tego że już zakończyłam formację podstawowa nie miałam na jakie rekolekcje jechać. NIE byłam pewno czy chce jechać na KODA. Bog dał jednak, ze dostałam propozycję od księdza z którym byłam rok wcześniej na trojce, żeby pojechac na rekolekcje jako animator grupy. Bardzo się ucieszyłam bo bardzo o tym marzyłam. Stał osie również tak, ze dostałam propozycję pojechać również na rekolekcje drugiego stopnia jako animator modlitwy. REWACYJNIE zapowiadały się wakcje!! Cały miesiąc „Z Bogiem”. NO i rzeczywiście pierwsze rekolekcje były fantastyczne. Wiele czasu dla Boga, wiele przemyśleń, modlitwy, nic dodać nic ująć. Pełna zapału i energii pojechałam na drugie rekolekcje. Tu jednak nie było tak wesoło. NA początku fantastycznie czułam się w swojej roli. Może i za dobrze... Ale pewnego dnia coś złego się ze mną stało. Dałam się bardzo podpuścić szatanowi i źle na tym wyszłam. Wszystko zaczęło się walić. Nagle wszystko stanęło na głowie. Modlitwa była katorgą i jeszcze miałam ją prowadzić dla 50 ludzi. KOSZMAR!! Oj, źle się działo. Wróciłam do domu bardzo pokiereszowana! Pierwszy raz się zdarzyło, że po rekolekcjach było gorzej niż przed/ Wróciłam do domu, było mi bardzo ciężko... Rozpoczęła się także praca w parafialnej oazie. Nie chciałam grupy, bo nie czułam się na siłach. Postanowiłam posługiwać w diakonii modlitwy. Była to dla mnie deska ratunku. Wiedziałam, że czegoś się musze trzymać żeby nie utonąć i nie zaprzepaścić tego wszystkiego na co pracowałam cały rok. No i Bóg po raz kolejny się o mnie upomniał. U mnie w mieście w jednym z kościołów rozpoczeło się seminarium odnowy wiary. Prowadził to ten sam ksiądz co moją trójkę. Postanowiłam, że pójde i dam sobie szansę. Początkowo było bardzo ciężko. Znowu trzeba się był odzielić swoją wiarą. Tylko gdzie była moja wiara ?? Już pierwsze dwa tygodnie przyniosły ogromny owoc – szczera spowiedź i postanowienie że chce być zawsze blisko Boga. Noi się zaczęło. Codzienne rozważanie Słowa Bożego umacniało mnie każdego dnia. Każde kolejne spotkanie seminarium było dla mnie spotkaniem z Bogiem. Tam mogłam Go poznać, tam mogłam we wspólnocie modlić się do Niego. I przyszedł najważniejszy moment seminarium – Chrzest w Duchu Św. Wielkie nadzieję wiązałam z tym wydarzeniem. Nie będę wnikać w szczegóły bo by musiał jeszcze raz tyle napisać  Otrzymałam wiele łask, wielu już jestem świadoma, wielu pewnie jeszcze nie .... ale co najważniejsze Bóg mnie wyciągnął z bagna mojego grzechu i ma mnie teraz przy sobie. Doświadczam bardzo Jego obecności i On nie daje mi o Sobie zapomnieć. Jest dla mnie najważniejszy. Już nie jest tak, że szukam dla Niego czasu w moim życiu. On po prostu w nim jest i On jest najważniejszy i wszystko inne musi ustąpić przed nim. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. Wiem że musze walczyć ze wszystkim tym co mnie od Niego oddala, że często rezygnuje z rzeczy przyjemnych po to by zrobić coś pożytecznego. Uczę się pokory i posłuszeństwa. Pragnę być dla Niego.

Myślę, że każdego kryzysu jest wyjście, trzeba tylko wybrać to właściwe, by nie stracić a zyskać na tym!!

Bóg jest wszechmocny i jeśli z wielka ufnością przyjdziesz do Niego i powiesz Mu jak bardzo go pragniesz to na pewno Cię wydźwignie z tej sytuacji. ON musi widzieć że ty chcesz, bo Bóg nie działa na siłę!!

Nie wiem na ile pomoże CI to moje świadectwo. Może dałaś mi szanse i okazję do tego by podzielić się tym co przeżyłam. Dawno już o tym nie myślałam.... dzięki
Z mojej strony ofiarowuję CI moją modlitwę. Wiem jak człowiekowi jest ciężko gdy nie jest przy Bogu. Ufam że Bóg nie pozostawi Cię w tej sytuacji 
Serdeczne pozdrowionka

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Jurek (---.gw.connect.com.au)
Data:   2004-01-07 02:24

Droag Ago,
Swieci (sw Tereska, Teresa, Jan od Krzyza...) podobnie przezywali, jak piszesz: "... przezywam kryzys własnej wiary. Można powiedzieć, że w pewnym momencie całkowicie odsunęłam się od tego, co było mi najdroższe-od Boga. Czuję w sobie ogromną pustkę. Nie umiem sobie sama z tym poradzić."
Piekne swiadectwa, za Roberem radze "Jesli cos mogę radzić komukolwiek, to przede wszystkim nie przestawać się modlić, szczerze, nie bać się tej szczerosci w modlitwie, wyrzucać z siebie żal, niczego nie trzymać w podswiadomosci. Można się wsciekać, można się niemal kłócić o pomoc. Ale trzeba się modlić." Po nocy przychodzi wschod slonca. Moze sie odsunelas od Boga, ale On Cie kocha i na Ciebie zawsze tam w kosciele czeka jak mowi O. J. M. Verlinde.
Bede sie modlil.
Jurek
PS. Wczoraj wracajac z Neocatechumenalego spotkania, ktorego nie bylo, a szkoda, bo przyszlo kilku, ktorych zaprosilem, spotkalem Rosjanke i zaprosilem na Msze sw. Odpowiedziala, ze jest byla komunistka i ateistka. Ona prawdopodobnie nawet nie wie co to znaczy wierzyc. Wierze, ze kiedys przyjdzie. Powiedzialem, ze w sobote po nia przyjade. Modlcie tez sie aby zechciala pojsc.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Barbara Karpińska (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2004-01-07 09:19

Witaj. Niedawno odkryłam że zamiast zamartwiać się że przechodzimy przez kryzys wiary, należy spojrzeć na to z innej strony - otrzymujemy Bożą łaskę kryzysu. Choć brzmi to paradoksalnie - kryzys jest łaską. W naszej kulturze przyjęło się myślenie, że kryzys jest czymś całkowicie destrukcyjnym z czego w zasadzie nie ma wyjścia, a jesli jest to w kierunku śmierci a nie wyzdrowienia.
Słowo KRISIS w języku greckim oznacza : siła rozróżniająca, oddzielenie, wybór, spór, preferencja, sąd, kontestacja, potępienie, znalezienie rozwiazania, wyjasnienie, interpretacja itd. W języku japońskim określają je dwa znaki - pierwszy oznacza "niebezpieczeństwo" drugi "okazja, mozliwość" .
W języku Biblii kryzys jest próbą, doświadczeniem. Takie próby, doświadczenia przechodza patriarchowie (Abraham, Mojżesz) , naród wybrany - niewola babilońska, apostołowie i my wszyscy (każdy w swoim czasie i na swój indywidualny sposób). Może w takim czasie, jaki teraz przechodzisz warto jest wracać do opisu burzy na jeziorze Genezaret i do tych wydarzeń jakie prawdopodobnie je poprzedziły (por. Mt 8, 23-27; Mk 4, 35-41; Łk 8, 22-25). Z modlitwą. Barbara

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Justyna (dowwlop-s0)
Data:   2004-01-07 23:13

Dzieki Robert za wspaniale swiadectwo. Naprawde go potrzebowalam, bo sama przechodze kryzys i kloce sie w moich modlitwach z Panem. Chyba musze dac mu szanse, a napewno mnie nie zawiedzie.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Martina (---.ny325.east.verizon.net)
Data:   2004-01-09 16:52

Aga, dobrze, ze zdajesz sobie sprawe, iz nie umiesz sobie sama z 'tym' poradzic. Dlatego wlasnie mimo wszelkich nasuwajacych sie watpliwosci nie ustawaj w modlitwie, w przystepowaniu do Sakramentow Swietch, a jesli mozesz, to przystepuj do Komunii Swietej codziennie. Jestem pewna, ze skorzystanie z kierownictwa duchowego bardzo pomogloby Ci w przezwyciezeniu kryzysu wiary. Szczesc Boze.

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Abigaj (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2007-03-27 19:53

Wierzę w Boga, poświęcam całe zycie BOGU, idę naśladując Go, modlę się żeby mieć dzieci. Bóg wysłuchuje. Mąż okazuje się człowiekiem nieodpowiedzialnym, ja ślepa kocham Go bez pamięci, a on czeka, tylko szuka okazji. Żyję 30 lat z nim obok łudząc się, że będzie dobrze. A on jest ze mną raczej na papierze niż realnie. Tak mu dobrze. Dom traktuje jak hotel i restauracje. Darmowa służąca, Ubieram, karmię w imię miłości Bożej, przsięgi małżeńskiej. Proszę BOga modlę się i upadam nie mam siły, on odchodzi i przychodzi jak kochanki mu się znudzą. W końcu wyzwiska, rękoczyny dorosłe dzieci mówią dość!. Wychodzi bez pożegnania, bez podania przyczyn. Udając że niby coś mu się stało. "Życzliwe" osoby donoszą mi, że żyje z Panią lekkich obyczajów z czatów internetowych. U sąsiada założony podsłuch za pracę na internecie i darmowy internet i inne usługi. Widzę i czuję, że jestem inwigilowana. Koleżanki z parcy pracujące na pokojach czatowych opowiadają sobie dosłownie co mówię w domu bo mnie podsłuchiwały. Czuję się osaczona przez najbliższych, płaczę po nocach, ból nie do opisania, nie do przyjęcia, czuję się osądzana przez osoby wątpliwej reputacji, osaczona. Tracę wiarę w ludzi do BOga. Mam żal ale nie mogę odejść bo tyle lat Go kocham, nauczyłam się Go czuć w mym życiu. Poprzez te czyny ludzkie tracę wiarę w ludzi. Nie mam przed kim wyrzucić mój ból bo nie mam rodziców i rodziny. Dzieci dorosłe maja swoje problemy. Przeżywam swój ból okrucieństwo w samotności, Bóg wydaje się mi tak daleko i pytam: dlaczego Panie dajesz ludziom siłe do złego, inwigilacji, rozbijania małżeństw? A draniowi pracę na internecie, katowi daje ludzi, którzy mu pomagają mnie niszczyć. Rozwód z Jego winy na 1 rozprawie opłaciłam to wszystko niemal życiem - rak. Kocham Boga ale moja miłośc jest teraz taka bojażliwa jak i do ludzi boję się zaufać. Dlaczego Bóg pozwala tak poniżać tych, którym nie jest obojętnym a złym daje, dobrobyt, siłę do czynienia zła?

 Re: Przezywam kryzys wiary. Czuję w sobie ogromną pustkę.
Autor: Kasia (95.83.197.---)
Data:   2011-01-16 20:57

Też przeżywam kryzys wiary. Z powodu tego, że widzę, iż ludzie podstępni, zakłamani, potrafią zniszczyć kogoś, kto niczego złego nie zrobił, chciał dobrze. Oni mają się lepiej a ja? Co ze mną będzie? Zostałam za plecami osądzona i zadecydowano o moim losie. Czy zobaczę że dobro jednak wygra. Proszę o to Boga. I proszę abym do tego czasu nie utraciła całkiem mojej wiary. Odpłacono mi podłością za moją pracę i za moje starania ku dobremu. Zło zwyciężyło na moich oczach. Tracę wiarę.

---------------------

Zastanów się Kasiu i przemyśl sprawę.
Czy to Pan Bóg odpłacił Ci podłością za Twoją pracę? Czy to Pan Bóg Cię za plecami osądził? NIE. Pan Bóg wszystko czyni jawnie i nie czyni zła...
p.o. moderatora

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: