Autor: #%@&* (---.17-3.cable.virginm.net)
Data: 2020-04-09 17:56
Nie mam tyle czasu, by czytać wszystkie odpowiedzi, ale nareszcie trafiłem na jakieś rozsądne (znaczy się katolickie) pytanie! Dlatego, nie wiedząc czy się po kimś nie powtarzam odpowiem.
Problem nie w tym co robił Jezus - jak wierzą katolicy - Odwieczne Słowo Boże (dla rozwiania wątpliwości - ja siebie zaliczam do katolików), które stworzyło ten świat, a w przymiotach Boga. (To temat na zupełnie inne pytanie [z teologii dogmatycznej], więc nie będę rozwijał, trzeba doczytać samemu. Przecież umie czytać.
To znaczy owszem Jezus urodził się ok. 6 r. przed swoim oficjalnym urodzeniem i został ukrzyżowany najprawdopodobniej w 33 r., czyli żył niespełna 40 lat z których jakieś 3 spędził na dosyć specyficznej działalności zakończonej śmiercią.
Innymi słowy Wieczny Bóg wszedł w nasz ludzki czas na jakieś trzydzieści parę lat mniej więcej. I zmienił na zawsze historię ludzkości. (To dla tych, którzy uważają, że Bóg "ma wszystko gdzieś").
Jednak wróćmy do sprawy zasadniczej. Mamy do czynienia z Bogiem (Trój-osobowym jak wierzą katolicy [taką przynajmniej mam nadzieję w tych niepewnych czasach, w których wydaje się że wszyscy rozum postradali i zachowują się jak stada wariatów]). Jezus JEST BOGIEM.
Bóg ma określone przymioty Z NATURY RZECZY (Gdyby ich nie miał nie byłby Bogiem, jeśli coś nie spełnia określonych założeń, to nie może być tym czym podejrzewamy, że jest). Gdyby Jezus nie był Bogiem, Jego śmierć byłaby bez znaczenia - nie mógłby nikogo wyzwolić z żadnego grzechu. To jeden z przymiotów Boga. CZŁOWIEK NIE MOŻE SAM SIEBIE ROZGRZESZYĆ, BÓG TAK, ale na określonych zasadach. To wynika z kolejnych przymiotów Boga (jest sprawiedliwy logiczny i przewidywalny [niezmienny - zawsze taki sam]).
W przypadku twojego pytania mamy do czynienia z innym przymiotem Boga - z tym, że jest Wieczny. Bóg zawsze JEST. Dla Niego nie ma czasu. Trudno to zrozumieć? No może tak. Póki ludzie nie potrafili się oderwać od Ziemi, czyli przez prawie cały czas istnienia ludzkości mogli sobie np. wyobrażać, że Ziemia jest np. jakimś plackiem, który kończy się gdzieś za horyzontem. Ale kosmonauta oderwawszy się od Ziemi, widzi ją całą na raz i już WIE, że to nie placek. Czy to jednak oznacza, że widzi całą Ziemię na raz? Bynajmniej - do tego musiałby być wyposażony w cos rodzaju specjalnego obiektywu (rybie oko) pozwalającego mu ogarnąć całość, albo mieć na monitorze podgląd z kilkudziesięciu satelitów okrążających Ziemię, najlepiej w super rozdzielczości. Bóg jak wierzymy - jest kimś takim. Do tego On widzi nie tylko Ziemię W DANYM MOMENCIE, ale widzi w taki sposób cały stworzony przez siebie świat.. Tyle, że On go nie widzi w jednym momencie, On go w całej historii Wszechświata - od początku do samego końca. My znamy (z opowieści przodków najczęściej) malutki wycinek tego co Bóg widzi przez cały czas, np. z pewnością widzi w tej chwili dinozaury. No takie są po prostu przymioty Istoty zwanej przez nas Bogiem - gdyby ich nie miała (i paru innych) nie mogłaby być Bogiem. Tyle.
To, że Bóg widzi całą historię od początku do końca, tak jak kosmonauta krążący dookoła Ziemi mógłby w sprzyjających warunkach ją obejrzeć na raz, lub powiedzmy filmując w sposób ciągły przez godzinę miałby obraz całej Ziemi, choć początek tego filmu dawałby obraz sprzed godziny oczywiście, nie oznacza bynajmniej, że Bóg cały czas gmera w naszej rzeczywistości - nie na tym polega Istota Bożej Opatrzności. Oczywiście my jesteśmy ograniczeni czasem i przestrzenią (Bóg nie, to Jego przymiot). Ale w istniejących ramach to nie ogranicza w niczym naszej wolności. Siedzisz przy komputerze, czy telefonie, ale możesz go odłożyć i pójść na spacer, korzystając z pięknej pogody (oczywiście są ludzie którzy się boją spacerów przy pięknej pogodzie, ale w swoim strachu też są wolni - to ich decyzja: "chcę się bać pięknej pogody".) Tak więc jesteśmy wolni w ramach naszych ludzkich ograniczeń - mogę np. być może zabić mojego dziadka, ale nie mogę zabić praprapradziadka, bo czas jest moim ograniczeniem. Nawet zło jest ograniczone w swoim działaniu. Dobro - nie.
Dla Boga wszystko dzieje się TERAZ, bo On jest WIECZNY, jest poza czasem, tak jak kosmonauta (lub astronauta jak mawiają na Zachodzie) jest poza Ziemią. To oznacza, że Bóg wiedział, że ludzie zgrzeszą I NA TO POZWOLIŁ. Oczywiście mógł nie, ale to by zaprzeczało Jego Istocie, bo musiałby ograniczyć naszą wolność ponad warunki, które nam stworzył. Bylibyśmy wtedy armią bezwolnych niewolników, np. marionetek sterowanych doniesieniami mediów. Boga nie interesują niewolnicy, On jest Wolny i tworzy do wolności. Do prawdziwej wolności. Tylko to ma sens. I Bóg wiedział, że jedyną szansą na uratowanie ludzi od wiecznych konsekwencji grzechu, czyli od ŚMIERCI WIECZNEJ, jest zadośćuczynienie SPRAWIEDLIWOŚCI przez śmierć jedynej Istoty wolnej od grzechu, za tych, którzy znaleźli się w niewoli grzechu. Fizycznie stało się to bodajże 3 kwietnia 33 r., być może 3 lata wcześniej. Ale dla Boga jest to ZAWSZE. Bo On wiedział o tym (tak jak kosmonauta widzi, że Ziemia to kula, a my nie), jeszcze zanim świat stworzył. Więc Jezus, jego śmierć jest ZAWSZE TERAZ i zmartwychwstanie też. Dlatego niektórzy, żyjący wcześniej mogli na podstawie swojej wiary przyjąć zbawienie na Krzyżu, zanim dokonało się ono fizycznie, nawet jeśli oni fizycznie go nie doczekali. Bo Bóg WIEDZIAŁ, że dla ludzi ono fizyczne będzie (prawdopodobnie 3 kwietnia), a dla Boga zawsze JEST -TERAZ. Jest wiele rzeczy, które przyjmujemy, ponieważ wierzymy, że tak się stanie. Nawet ci, którzy teraz siedząc w domach trzęsą się ze strachu, przecież wierzą, że nie będą siedzieli w domach do końca tego życia trzęsąc się ze strachu [przed grypą], po prostu nie wyobrażam sobie, że ktoś o tym marzy, ale ja nie takich wariatów już w życiu widziałem. (Naturalnie są ludzie, którzy uwielbiają się bać, ale to ich wolny wybór. Ja miałem odwrotny problem z najmłodszym synem, gdy zwiedzaliśmy wszystkie europejskie parki rozrywki. Musieliśmy zaliczać te najbardziej wymyślne rozrywki, chcąc dziecku sprawić przyjemność, nie darował nam żadnej - ponieważ maluchów samych na nie nie puszczali. Problem w tym, że mnie się na wymioty zbiera na zwykłej karuzeli, natomiast mój młodszy syn takiego problemu zupełnie nie ma. Stąd nigdy nie udawały się robione nam tzw zdjęcia pamiątkowe - zwykle w najgorszym miejscu jest ustawiony aparat fotograficzny i błyska flesz, a po dotarciu do końca pada propozycja kupienia zdjęcia. Myśmy zawsze słyszeli: "Przepraszamy, ale musicie państwo przejechać się jeszcze raz, zdjęcie nam nie wyszło" - no bo co to za atrakcja - zdjęcie dziecka ze śmiertelnie znudzoną miną? Tak więc są tacy jak ja np., którym robi się niedobrze na sama myśl o przejechaniu się karuzelą, innym na myśl o grypie, jedna moja ciocia tak panicznie się bała śmierci, że chciała wszystkich przeżyć i prawie się jej to udało, a są tacy, którzy by zacząć się bać potrzebują znacznie mocniejszych wrażeń ([i pewnie dlatego mój najmłodszy robi teraz to co robi, czyli jest po drugiej stronie globu, dokładnie w samym centrum obecnego zamieszania]).
Oczywiście zawsze jest problem w co wierzyli ludzie, którzy zostali zbawieni przez śmierć Boga na Krzyżu, zanim ona fizycznie nastąpiła, ale ja bym to zostawił jednak Bogu. To jednak problem, jaką naszą wiarę On przyjmuje - zna nas lepiej, jeśli wierzymy, że to On nas stworzył i policzył dokładnie wszystkie włosy na głowie każdego z nas. To prawda, że fizycznie zbawienie dokonało się dla nas ok. 15-tej tego 3-go kwietnia (być może), ale faktycznie, dla Boga ono stało się gdy "powziął zamiar stworzenia tego świata", czyli zawsze i ono (zbawienie) jest zawsze, tak jak Bóg (nie da się o Bogu powiedzieć, że było 3-go, to by znaczyło, że Bóg, to nie Bóg, dla nas było być może 3-go, co zresztą i tak jest sprawą zupełnie umowną, tak na marginesie). Czasem Bóg daje nam znać o niektórych swoich prerogatywach i manewruje trochę rzeczywistością, jak choćby wtedy, kiedy zbawił Maryję od grzechu pierworodnego mocą śmierci Jezusa na Krzyżu zanim Maryja fizycznie się urodziła. Można powiedzieć, że zbawił ją w chwili, kiedy ludzie zgrzeszyli, ale to ryzykowne, osobiście przypuszczam,że było to znacznie wcześniej, tak dawno, że "sam Bóg tego nie pamięta". Tak więc nie zawsze Bóg "puszcza wszystko na wodze losu". Gdy tak było, to "marny nasz los". (Ludzie jednak jak widzę zdecydowanie wolą to ostatnie, stawiając system ponad Boga, no to powodzenia. Proszę Ojca, przynajmniej biskupi przed wyborem powinni być poddawani "próbie wiary". Dawniej próba wiary była czymś oczywistym. Wiara w "system" biskupa ma nam wystarczać za jego wiarę w Boga?)
Generalnie jednak siła ciążenia działa, gwiazdy nie spadają nam bez przerwy na głowy, a Ziemia nie kręci się raz w lewo, a raz w prawo, czyli można się spodziewać, że po zachodzie Słońca nastąpi jego wschód.
Ja jednak odnoszę wrażenie, że coraz mniej ludzi zdaje się w to wierzyć. Cóż starość nie radość jak mawiała moja sąsiadka, obrzydliwa komunistka, a trochę starsi od niej mawiali, że gdy rozum śpi budzą się demony. O właśnie sporo się ich obudziło ostatnio. Patrząc z perspektywy czasu, kiedyś demon, to jednak wyglądał - miał np. taki mały wąsik i strasznie wrzeszczał, albo szpotawą dłoń, która chował do tyłu gdy groźnie ruszał wąsiskiem i wszyscy wtedy mdleli ze strachu. A teraz? Czy ktoś gdzieś widział obecnego demona? Nawet ja,któremu zdarzało się pracować na mikroskopie elektronowym muszę bezradnie rozłożyć ręce i powiedzieć: "Nie widziałem!" Widoczne za mały. Cóż strach ma zawsze wielkie oczy.
|
|