logo
Wtorek, 19 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-05-29 19:11

Szczęść Boże,

Chciałbym zapytać o pewne rzeczy związane ze spowiedzią, ponieważ mam z nią problem. Dostrzegam taką rzecz, że grzech, jako zło można: „popełnić i to się stało” ---> jest ten zły czyn uczyniony, i zwykle, gdy wyznaje się grzech jako coś co się złego jakiś czas temu zrobiło, to jest to dość proste i oczywiste – wyznaje się, co złego się uczyniło i obiecuje się poprawę, to znaczy, że będzie się starało więcej tego zła nie uczynić. Oczywiście musi być w tym wszystkim też żal za to zło, którego się dokonało.

Jednak ja, oprócz grzechów które zrobiłem (oprócz zła które zrobiłem, i za które żałuję i które wyznaję na spowiedzi i obiecuję za nie poprawę, że więcej będę się starał tego nie czynić), to dostrzegam jeszcze grzech w aspekcie „mieć” oraz „być”. Zatem widzę, grzech jako coś co się nie tylko „robi”, ale też i „ma” i się „jest”. I tu mam problem nie tylko z wyznaniem tego, ale jakby z nawróceniem i obiecaniem poprawy – inaczej mówiąc, wciąż mam wrażenie, że te grzechy związane z „maniem” oraz „byciem”, w żaden sposób mnie nie opuszczają i nie są odpuszczane, ponieważ - jak gdyby - ja w nich cały czas trwam, mimo że ich żałuję i je wyznaję.

Aby podać przykład. Mówiąc dokładniej o aspekcie „mieć”. Cały czas, mimo, że tego żałuję i nie chcę tego, to trwa we mnie, i mam (wydaje mi się) bardzo fałszywy obraz Pana Boga i mam wątpliwości o jego Miłość i Dobroć i trwam w tym złu, i nie potrafię poczuć odpuszczenia tego grzechu na spowiedzi, mimo wyznania go, gdyż „mieć” takie zło i trwać w nim, to co innego niż jakiś uczynek zły, który się raz dokonało i żałuje się za niego. Taki grzech jest w przeszłości, jest to uczynione zło, które się wyznaje. I w tym aspekcie, dostrzegam możliwość jego odpuszczenia ---> bo się tego więcej nie robi, przynajmniej postanawia się mocno poprawę i nie ma tego grzechu dopóki się go nie uczyni. Jednak w tym grzechu „mania” jest inaczej. Wyznaję grzech „mania”, odchodzę od spowiedzi, ale dalej trwa we mnie taka postawa powątpiewania o Bogu i „manie/posiadanie” fałszywego Jego obrazu.

Innym przykładem grzechu w aspekcie „mieć”, jaki dostrzegam możliwy (i o który błagam Boga, aby mnie od tego ustrzegł) jest: „mieć nagromadzone skarby poznania wszelkiego, poznania Prawdy, ale mieć je poznane przez ciało i krew, a nie objawione przez Boga Ojca”. I wtedy wszystko to co się ma, jest jako: „nie dane od Boga i nie w Panu Jezusie”. Takie coś dotyczy Władcy Świata – to co on ma, to ma, ale nic z tego swego co ma, nie jest w Panu Jezusie, nie ma w nim Prawdy.

Jana 14,30 – „Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie.”
Jana 8,44b – „(…) i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma.”

Innym przykładem grzechu w „mieć” jest mieć złe serce, z kamienia, i wychodzą z niego słabości, które się ma, i z serca wychodzi zła postawa i słabość.

Można też „nie-mieć” Ojca i Syna z powodu wybiegania zbytnio na przód i z powodu nie trwania w Nauce Pana Jezusa.

Z kolei kwestia grzechu w aspekcie „być”, może dotyczyć bycia złym, nieufnym do Boga, bycia bez Boga.

Odpuszczenie grzechu związanego z aspektem „mieć” oraz „być” widzę jedynie w takiej możliwości, że przed przystąpieniem do wyznania na spowiedzi tego co się złego cały czas „miało” i jakim się „było” – szczególnie w tych przykładach co podałem – że przedtem doszłoby do odrzucenia tego zła, nie korzystania z niego, nie sycenia się nim. Wtedy wyznawało by się na spowiedzi ten grzech „mania i bycia”, jako coś w czym się grzeszyło, jako zło w którym się trwało, ale już się nie trwa więcej, porzuciło się to (na podobieństwo zła, które się uczyniło, ale ten zły czyn jest już w przeszłości). Tylko w takiej sytuacji widziałbym możliwość odpuszczenia takiego grzechu, możliwość wyznania go, i postanowienia poprawy i opłukania szat w Krwi Baranka. A przede wszystkim, byłoby się od tego grzechu wolnym.

Jest jeszcze gdzieś w to wplecione zadośćuczynienie po grzechu.

Zatem dostrzegam oprócz grzechu, jako uczynku dokonanego, „zrobionego”, jeszcze grzech w aspekcie „mieć” oraz „być”.

Czy tak rzeczywiście jest? Jak nawrócić się z takiego grzechu w „mieć i być” i pójść do opłukania szat w Krwi Baranka w spowiedzi, i być naprawdę od takich grzechów wolnym i mieć je odpuszczone? Nie daje mi to spokoju i nie mam pokoju po spowiedzi, i nie wiem jak z tym „maniem i byciem” postępować przy spowiedzi. Czy wyznawać to regularnie i ciągle (to co w przykładach podałem)? Ale wtedy jaką wartość ma żal i postanowienie poprawy, jak odchodząc od konfesjonału, dalej trwa we mnie to czego nienawidzę i za co żałuje w aspekcie „mania” i „bycia”? Proszę pamiętać przykłady jakie podałem, bo tylko do nich to odnoszę. Czy może wyznać to dopiero, jak to (nie wiem jak to nazwać) porzucę, znienawidzę, uwolnię się od tego? A może mam to traktować jako trwanie w grzechu?

Tak to właśnie widzę i sprawia mi to problem przy spowiedzi i nie odczuwam radości, lecz niepokój.

Dziękuję za pomoc.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: A (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-05-29 21:20

"Odpuszczenie grzechu związanego z aspektem „mieć” oraz „być” widzę jedynie w takiej możliwości, że (...)"

Odpuszczenie grzechów zostaw Bogu. A ty po prostu wyznaj na spowiedzi to wszystko, co w tobie jest. Co dostrzegasz jako coś złego.

"Czy wyznawać to regularnie i ciągle (...) Czy może wyznać to dopiero, jak (...) uwolnię się od tego?"

Tak, wyznawać. A wyznając przynosić to Bogu, oddawać Mu to. A On będzie wiedział, co z tym zrobić. Jak temu zaradzić. Bo to On ciebie od tego uwalnia. Nie ty się od tego uwalniasz, tylko On ciebie uwalnia. Niekoniecznie od razu - powoli, stopniowo, małymi kroczkami. Przychodzisz do Niego jak do lekarza i mówisz co ci jest. Co cię boli. Wskazujesz to bolące miejsce czy miejsca. To, którego - jak napisałeś - nienawidzisz. Np. ten fałszywy obraz Boga. Fałszywy, czyli nie taki, jaki naprawdę jest. Czyli tak jakbyś poszedł do okulisty i powiedział, że nie widzisz wyraźnie, że litery ci się zlewają, mylą, nie poznajesz ludzi z daleka na ulicy. Mylisz kolory. Albo wydaje ci się, że to jest cyfra 5, a tak naprawdę to jest 6. Albo ten drugi przykład, o którym pisałeś - że jesteś zły, nieufny wobec Boga. To mniej więcej tak jakbyś powiedział lekarzowi, że jesteś nerwowy, wszystko cię drażni, łatwo wybuchasz, trudno ci stłumić emocje, nie panujesz nad tym. Że nie potrafisz komukolwiek zaufać, bo boisz się odrzucenia albo że nikt cię nie rozumie. Przychodzisz z tym do lekarza, mówisz mu o tym i oddajesz się w jego ręce. Pozwalasz mu działać. I to on decyduje, w jaki sposób będzie cię leczyć. Jaka metoda będzie dla ciebie najlepsza. Ty po prostu przychodzisz z tym do niego i zdajesz się na niego. I to zwykle nie kończy się na jednej wizycie. Może np. zapisać ci jakieś tabletki, które może się okazać, że na ciebie nie będą działały i trzeba będzie je zmienić. Albo opakowanie się skończy i trzeba będzie przyjść po następne. Po tabletki albo na rozmowę, w czasie której będziesz mówił o tym, co czujesz, a lekarz będzie słuchał i starał ci się tłumaczyć, radzić, co masz robić, żeby to zmienić. Albo w przypadku okulisty pomoże dobrać odpowiednie okulary, dzięki którym będziesz widział wyraźnie. A może czasem trzeba będzie przeprowadzić jakiś poważniejszy zabieg. I spowiedź jest właśnie taką wizytą u lekarza. Dostrzegasz podobieństwo? Jeśli przychodzisz do lekarza z jakimś bolącym miejscem i on przepisuje ci np. jakąś maść, to to bolące miejsce nie przestaje tak od razu boleć. Trzeba trochę czasu, żeby ta maść zaczęła działać. W czasie spowiedzi jest podobnie. U nas kiedyś ksiądz użył takiego porównania, że spowiedź jest operacją, a pokuta maścią do smarowanie ran po tej operacji. Nie wiem jak do ciebie, ale do mnie takie porównanie przemawia.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-05-29 21:33

"nie potrafię poczuć odpuszczenia tego grzechu na spowiedzi, mimo wyznania go"
Nie musisz poczuć.
Odpuszczenia grzechów nie trzeba czuć ani mieć jakiegoś wrażenia. Zdarza się, ale nie jest konieczne.

Trudno mi to napisać, ale odnoszę wrażenie, że za mocno obudowujesz swoją wypowiedź (a może i swoje przeżywanie) w prywatne interpretacje fragmentów Biblii. To nie ułatwia odbioru. A może i Tobie - życia.

Jeśli cokolwiek rozumiem, to są w Tobie utrwalone opinie, postawy, które uważasz za złe. Co konkretnie robisz, żeby się ich pozbywać?

Czy wyznać coś dopiero, gdy to porzucisz, uwolnisz się? Hm, a jeśli nie porzucisz przez najbliższe 25 lat, nie "uwolnisz się" SAM, to chciałbyś przez to ćwierć wieku liczyć na własne ludzkie mizerne siły, żyć bez sakramentów i nie przyznawać sakramentalnie, że sam nie dajesz rady?

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: A (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-05-29 23:22

"nie potrafię poczuć odpuszczenia tego grzechu na spowiedzi"

Ty nie masz tego czuć, tylko uwierzyć w to. Uwierzyć, że Bóg ci przebaczył. Wystarczy, że do Niego przyjdziesz i Mu o tym powiesz. I potem będziesz starał się to zmienić. Próbował. W przypadku tego fałszywego obrazu, to trudno, żeby on tak nagle sam zniknął. Żeby go sobie samemu właściwie jakby namalować. Przemalować go w sobie. Właśnie przychodząc do Niego do konfesjonału i mówiąc Mu o tym oddajesz się w Jego ręce i On stopniowo będzie ten obraz przemalowywał w tobie. Nadając czy przywracając mu właściwe kolory. Odsłaniając to, co do tej pory było niewidoczne. Ukazując ten obraz z innej perspektywy. W innym świetle. Albo w ogóle oświetlając go. Zapalając światło, które pozwoli zobaczyć ten obraz wyraźnie. I tutaj trzeba czasu. I samemu się tego nie zrobi. Trudno, żeby przyjść i powiedzieć - "Miałem fałszywy obraz Boga". Czasem może być i tak. Że ktoś chwilowo miał taki zły obraz, takie lekkie wątpliwości, jakąś jakby chwilową mgłę przed oczami, która po jakimś czasie znikła. Ale zwykle nawet jeśli znikła, to potem po jakimś czasie znowu wraca. Przynajmniej częściowo. I tak co jakiś czas. Takie fale. I zwykle właśnie ktoś przychodząc do spowiedzi mówi, że MA w sobie fałszywy obraz Boga. Nie miał, tylko ma. Albo, że nie potrafi Mu zaufać. I ani Bóg ani ksiądz nie wymaga tego, żeby wcześniej to naprawić, zerwać z tym. Właśnie przychodząc do spowiedzi przychodzi się po to - żeby Bóg nas uleczył. Dotknął w nas to, co potrzebuje Jego dotyku. Trzeba Mu to tylko pokazać. Tylko albo aż. Bo to nie jest takie łatwe. Przyjść i "odsłonić pokrywę studni" pozwalając tym samym, żeby wlały się do niej - tej studni, którą jest nasze serce - strumienie Jego łaski. To taki przykład kiedyś z któregoś kazania, który się we mnie zapisał. Odsłaniasz tą pokrywę, czyli otwierasz przed Nim swoje serce. Pokazujesz Mu, co w nim jest. A Jego łaska, krople tej łaski albo cały jej strumień - w zależności od tego jak szeroko tą pokrywę otworzysz - wpływają do twojego serca i stopniowo przemieniają to wszystko, co w nim jest. Przemieniają ciebie. Np. właśnie przemalowywują ten fałszywy obraz, który w sobie nosisz.

Uwierz albo przynajmniej spróbuj uwierzyć, że Bóg czeka na ciebie takiego, jakim jesteś. Nie chce, żebyś próbował wcześniej sam się uleczyć. On chce, żebyś po prostu przyszedł do Niego i powiedział Mu o tym, co jest w tobie. I pozwolił Mu działać. Oddał się w Jego ręce - najlepszego Lekarza.

I może zostaw ten obraz "opłukania szat w Krwi Baranka." Może lepiej spójrz na to jak na spotkanie z kochającym Ojcem. Który na ciebie czeka i który bierze cię w swoje ramiona, przytula. Takiego biednego, brudnego, obdartego, zawstydzonego. Który daje ci nową, czystą szatę, zakłada na rękę pierścień, a potem wyprawia dla ciebie wspaniałą ucztę. Tak jak w tej przypowieści o synu marnotrawnym. A przynajmniej spróbuj tak spojrzeć. Bo wiem sama po sobie, że to nie jest takie proste. Pamiętać o tym, że tak jest. Widzieć Go takim w konfesjonale. Ale myślę, że i tak łatwiejsze - przynajmniej jak dla mnie - niż to "obmywanie w Krwi Baranka". Które mnie osobiście raczej by zraziło. W pewien sposób odstraszyło czy zniechęciło. W każdym razie raczej nie pomogło budować czy odbudować tego właściwego obrazu, który co jakiś czas tak się chwieje.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2020-05-30 01:18

Odnoszę wrażenie, że to, od czego chciałbyś się uwolnić, ale nie potrafisz, to są Twoje uczucia. Przeczytaj, co o moralności uczuć stanowi KKK: (klik).

Zasadniczo powinniśmy się spowiadać z grzechów popełnianych myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem, a nie z niezależnych od naszej woli uczuć, stanów emocjonalnych czy wątpliwości w wierze. No chyba że wiążemy je z konkretnymi grzechami. I nie powinniśmy obiecywać poprawy (wiem, wciąż się zdarza, że takich formuł spowiedzi uczą), ale postanawiać poprawę.

Natomiast odkrywanie świata własnych uczuć i emocji to bardziej domena kierownictwa duchowego niż sakramentu pojednania. Tutaj nie chodzi o szybkie pozbycie się tych stanów, odrzucenie jak grzechu  (represja uczuciowa przynosi efekt odwrotny do zamierzonego), ale o ich akceptację, porządkowanie i stopniowe uzdrawianie.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-05-30 11:28

Dziękuję bardzo za wszystkie wasze odpowiedzi. Zatem aby się tego pozbyć będę chodził do Lekarza, do spowiedzi i do Komunii. Wcześniej też to czyniłem, ale odchodziłem zawsze z zamieszaniem wewnętrznym i niepokojem po spowiedzi, a tym bardziej przyjmując Komunię Świętą. Teraz będę starał się cierpliwie i z Wiarą zostawić to uleczenie mnie Bogu. I ufniej przychodzić do sakramentów.

Obraz problemów okulistycznych i lekarza, bardzo dobrze do mnie przemówił, dziękuję Ci „A” bardzo za ten opis cały.

Przeczytałem ten fragment z KKK. Być może są gdzieś w to wszystko wplecione uczucia. Moralnie złe tylko gdy wg nich źle postępuję. Właśnie, to dobre, czyli nie „obiecuję” poprawę, a „postanawiam” poprawę, a więc, aby dać się uleczyć, podejmuję współpracę z Lekarzem, a nie walczę mizernymi siłami bez sensu właśnie jakieś przysłowiowe 25 lat.

To co napisaliście odbieram je jako zachętę od Pana Boga, by właśnie tak jak napisaliście postępować - że tak Pan Bóg chce. Czyli chodzić do Lekarza do spowiedzi z tym. Muszę się tego trzymać i o tym stale pamiętać. Cierpliwie czekać na uleczenie przez sakramenty. Pan Bóg wierzę, chce mi powiedzieć, żebym zaufał, że w sakramentach będzie mnie leczył. Już to poruszenie jest kolejną cegiełką w budowie właściwego Obrazu Boga. Mam dziś większy pokój. Lecz to co opisałeś „A”, że falami może przychodzić zły i dobry obraz Boga, każe mi też czuwać, ale i nie panikować, bo może też tak być kiedyś i u mnie, ale daje mi to nadzieję, że Pan Bóg Jest ze mną i będzie ratował.

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-05-30 12:56

"KKK. Być może są gdzieś w to wszystko wplecione uczucia. Moralnie złe tylko gdy wg nich źle postępuję."

Nie. Błąd w interpretacji. Uczucia nigdy nie są moralnie złe. Złe mogą być tylko czyny lub zaniechania.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-05-30 13:36

Haniu, tak przeczytałem w tym fragmencie z Katechizmu, który podała "J". Jest tam napisane ---> wprawdzie w pewien sposób może właśnie "nieprecyzyjny i wprowadzający w błąd być może" - to znaczy użyte jest dokładnie słowo takie jak podałem, i o którym Ty napisałaś ("Uczucia nigdy nie są moralnie złe"), choć w podsumowaniu jest już inny opis. Mianowicie:

1768 - "Uczucia są moralnie dobre, gdy przyczyniają się do dobrego działania; w przeciwnym razie - są moralnie złe."

Natomiast w:

1773 - W uczuciach jako poruszeniach wrażliwości nie ma ani dobra, ani zła moralnego. W miarę jednak ich zależności od rozumu i od woli jest w nich dobro lub zło moralne."

I do obu odniosłem się pisząc to co napisałem, a chodziło mi o postępowanie złe wg uczuć. Chodziło mi o to złe postępowanie wg nich.

Jak sama widzisz jest tam wyraźnie - może można zatem w takim razie powiedzieć "myląco" - użyte wyrażenie utrudniające interpretację, to znaczy parafrazując jest tam napisane: "Uczucia są moralnie złe, gdy przyczyniają się do złego działania".

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-05-30 14:32

Zgoda, podsumowania nie widziałam.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-05-30 15:38

Rozumiem, dzięki Hania.

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Proszę, kto przeczyta, i poczuje troskę o mnie, o moje zbawienie, o wspomnienie o mnie do Pana Boga, ponieważ ufam, że to też mi pomoże. O to, abym nigdy się nie zatracił i nigdy nie zwątpił na zawsze w Miłość i Dobroć Pana Boga, ale abym zawsze trzymał się blisko Pana Boga i trwał w Panu Jezusie i doszedł kiedyś do Życia Wiecznego. Bo czasem straszne mroki na mnie nachodzą i prześladowcze myśli.

Dziękuję.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: danusia (178.219.104.---)
Data:   2020-05-31 20:35

Zapamiętałam, że "mieć" lub "być", było ujęte w rozważaniu, co jest ważniejsze
"być" czy "mieć"?
Ważniejsze jest bycie niż posiadanie.
Być to znaczy mieć godność dziecka Bożego, które w swym życiu kieruje się cnotą i budowaniem tożsamości, opartej na głębokiej więzi z Bogiem. Mieć czyli posiadać, gromadzić, zarządzać tym, co materialne i przemijające.

Co do spowiedzi świętej, to zasady są takie, że oskarżamy się z grzechów i nic poza tym, bez analiz daleko idących.
Dopóki żyjemy w ciele będziemy "rozdarci" między ideałem a niedoskonałością i chyba bardzo Bóg to w nas kocha, bo nie istotny jest aż tak bardzo efekt ile nasze staranie, zabieganie by się Bogu spodobało. Tego się trzymaj.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-05-31 21:01

Dzięki Danusia.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: danusia (178.219.104.---)
Data:   2020-06-01 16:40

Michale, fragment z Księgi Jeremiasza

"Walka wewnętrzna proroka

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść;
ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.
Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają.
Albowiem ilekroć mam zabierać głos,
muszę obwieszczać:
«Gwałt i ruina!»
Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie
codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.

I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał
ani mówił w Jego imię!
Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień,
nurtujący w moim ciele.
Czyniłem wysiłki, by go stłumić,
lecz nie potrafiłem."Jr 20,9

http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=661

Sakrament spowiedzi na daną chwilę poprzez rozgrzeszenie uwalnia z grzechu nawet tego, którego nie jesteśmy świadomi, względnie ocena samych siebie jest błędna.
Święta Faustyna opisuje w Dzienniczku taką swoją sytuację, gdzie wypisała na kartce dużo grzechów, a Pan Jezus dał jej możliwość wypowiedzenia tylko jednego:) Pytała czemu tak? A Jezus jej odpowiedział że tamte nie były grzechem.
http://www.zaufaj.com/dzienniczek-swietej.html Co do spowiedzi,są wersety 466,473,496,654,1469,1677,1725,1802,225,1448,113,132,643,646,847,1205,1464,1602,1637,817,975.

Może jeszcze odnośnie Twojego zanurzenia :"Wyznaję grzech „mania”, odchodzę od spowiedzi, ale dalej trwa we mnie taka postawa powątpiewania o Bogu i „manie/posiadanie” fałszywego Jego obrazu."

Są sytuacje gdzie ktoś przez pół życia trwał w jakimś grzechu albo może uczynił coś tragicznego wobec bliźniego czy dramatycznego wobec samego siebie i po nawróceniu pozostaje konsekwencja tych działań, nawyków co bardzo męczy bo chcielibyśmy być "nowi" a pamięć nam przypomina.
Jednak poprzez właśnie spowiedź częstą i modlitwę prośby o uzdrowienie, którą możesz wytrwale prosić w imię Jezusa a Pan to etapami uzdrawia, że stajemy się nowi i Jego miłość tak silna, spala te okrutne wspomnienia.
Natomiast to, co opisujesz o sobie to są Twoje poszukiwania bliskości z Bogiem i to jest mimo Twego niezadowolenia właściwe.

Jeden jeszcze Twój fragment:

„mieć nagromadzone skarby poznania wszelkiego, poznania Prawdy, ale mieć je poznane przez ciało i krew, a nie objawione przez Boga Ojca”. I wtedy wszystko to co się ma, jest jako: „nie dane od Boga i nie w Panu Jezusie”. Takie coś dotyczy Władcy Świata – to co on ma, to ma, ale nic z tego swego co ma, nie jest w Panu Jezusie, nie ma w nim Prawdy.

Ten fragment to nie wiem czy to Twoje przemyślenia ale widzę jedno.
Należy tu rozdzielić grzech od łaski uświęcającej.
Prawdą jest Chrystus i to jest objawione przez Ojca w ciele i krwi, bo Chrystus przyszedł na ziemię i żył w ciele i krwi swojej czyli człowieczeństwie.
Zły się zbuntował przeciw Bogu i kolokwialnie mówiąc jest głupi, bo nie ma w nim miłości tylko nienawiść, która prowadzi do zniszczenia, upadku.
My jako ludzie wybieramy pomiędzy tymi rzeczywistościami czyli wybieramy Boga i żyjemy jak przykazał. Zło będzie nas jedynie kusiło.

 Re: Grzech jako uczynione zło.
Autor: Michał Janek (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2020-06-01 20:54

Rzeczywiście Danusiu, to pamięć może przypominać te rzeczy. Szansę na to spalenie wspomnień, i uzdrowienie etapami, o którym pisałaś, wiedzę właśnie od niedawna w wytrwałej spowiedzi, bez pośpiechu, w Sakramentach, w których znów zaczynam powoli wiedzieć Pana Jezusa jako Dobrego Lekarza. I to jest dużo dla mnie. To daje mi nadzieję.

Dziękuję za te odnośniki do św. Faustyny dotyczące spowiedzi. Chciałbym się z tym zapoznać.

Pozdrawiam.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: