logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Kalina (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2021-01-21 17:49

"Nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie. Jeśli żyjemy – żyjemy dla Boga. Jeśli zaś umieramy – umieramy dla Boga. I w życiu więc i w śmierci należymy do Boga”. (Rz 14, 7-8)

"1 Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
2 Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono..."7
( Koch 3)

"4 Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. 5 Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie! 6 Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. 7 U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli." (Łk 12)

Biorąc pod uwagę szeroki kontekst zamieszczonych fragmentów Słowa Bożego, nie poddaję ocenie tych, którzy z przekonaniem przestrzegają nałożonych restrykcji. Szanuję ich obawy, w trosce o ich dobre samopoczucie psychiczne, w niektórych miejscach stosuję maskę, ale nie rozumiem dlaczego katolicy przejawiają tak paniczny lęk przed śmiercią?

"26 A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». 27 Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, 28 bo to jest moja Krew Przymierza10, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów" (Mt 26)
I dalej
"...Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada"(Mt26, 31)

Ileż łatwych rozgrzeszeń z żywego udziału w Eucharystii przez udzielaną dyspensę, Komunii Świętej przyjmowanej duchowo. Wiem, jest przyzwolenie, patrz wers 31.
W powyższej kwestii Komunii Świętej do ust, można poprosić proboszcza, żeby do konsekracji przygotował komunikanty takie, jakie są używane podczas mszy koncelebrowanych ok. 5-7 cm. Nie ma możliwości kontaktu palców kapłana z ustami przyjmujących. Może informacja przyda się tym, którzy z lęku cierpią przyjmując Pana Jezusa na rękę.

A w odniesieniu wprost do głosu rozsądku #%@&*,
przypuszczam, że większość osób korzystających z internetu spotkała się z informacją na temat leku Amantadyna, ze świadectwami jego skuteczności.
Ileż istnień ludzkich mogło być od wiosny uratowanych dzięki leczeniu za kilkanaście PLN. Dlaczego nie jest szeroko stosowana, do przemyślenia.

Może ktoś potrafi mi wytłumaczyć ten paniczny lęk katolików przed życiem wiecznym z Panem w odniesieniu do szeroko zakrojonej paniki koronawirusowej, jednej z wielu chorób potencjalnie śmiertelnych.
Z wyrazami szacunku dla wszystkich poglądów
Kalina

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Ona (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2021-01-25 17:29


Nikt nie mówi o "panicznym lęku", a nawet gdyby, to jesteśmy tylko ludźmi. Proponuję zerknąć do opisu Męki w Ogrójcu, nasz Pan też odczuwał trwogę przed cierpieniem i śmiercią. Wszyscy Apostołowie uciekli, Jan wrócił dopiero później. Piotr wyparł się Pana. Dlaczego dzisiaj od ludzi wymaga się heroizmu i męczeństwa? Co do amantadyny, to czy jest jakiekolwiek naukowe badanie, którego wyniki są już opublikowane, że to rzeczywiście "cudowny" lek? Znalazłam tylko artykuły w mediach i informacje, że badania trwają. Zamiast określenia "paniczny lęk", powiedziałabym raczej o rozsądku, trosce o innych i miłości bliźniego. Tak, ja mogę się zarazić, trafić do szpitala i umrzeć, licząc na Boże Miłosierdzie, ale nie wolno mi narażać kogokolwiek. Bo nie każdy, nawet wierzący, jest gotowy. Nie można zmuszać do świętości. A przestrzeganie obostrzeń jest idealną okazją do praktykowania umartwień. Ile szans, żeby się uświęcać! Przyjmowanie Komunii na rękę jest równorzędnym sposobem komunikowania.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Magdalena (---.centertel.pl)
Data:   2021-01-25 19:40

do Kaliny,

Rzeczywiście coś w tym jest. Ludzie boją się umierać, bo są "Ietni" w wierze a w dodatku jest im względnie dobrze.

Jest jeszcze spokój, nie ma wojny, obozów zagłady, krew się nie leje, jest co jeść, tylko żyć i używać ile się da. Z pewnością w takim błogostanie nie myśli się o śmierci. Pojawienie się pandemii (?) która zajrzała w oczy i straszy, wywołała u większości szok, co widać, słychać i czuć. Corona wirus, nowa jakość ukoronowana lękiem, pojawił się podobno znienacka - ile w tym prawdy, czort wie.
Kalino, myślę, że większość ludzi nie jest jeszcze przygotowana, na "życie wieczne z Panem". Ale każdy z nas odpowiada sam za siebie, można jedynie udzielać przestróg i na tym - jak wiemy - kończy się nasza rola. A jak się to wszystko zakończy to tylko sam Pan Bóg wie. To tak króciutko.
Zastrzegam; niczego nigdy nie uogólniam.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Aneta (77.87.0.---)
Data:   2021-01-25 21:39

Nie mogę mówić za wszystkich katolików, więc powiem za siebie: nie boję się śmierci, po prostu nie chcę wyprawić przedwcześnie na tamten świat moich rodziców, starszej sąsiadki, schorowanej przyjaciółki. Będziemy sądzeni z miłości. Miłości do Boga i bliźniego, nie z przywiązania do form kultu religijnego.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Gabi (---.citykom.de)
Data:   2021-01-26 12:02

Kalino :-)

"Może ktoś potrafi mi wytłumaczyć ten paniczny lęk katolików przed życiem wiecznym z Panem"

Może to nie jest lęk przed życiem wiecznym z Panem tylko lęk przed śmiercią? Myślę, że śmierć nie jest na topie nawet dla katolików :-) Oczywiście każdy z nas wie (teoretycznie), że śmierć jest wpisana w nasze życie i nie jesteśmy tu na Ziemi na zawsze, przychodzimy na ten świat, aby dojrzewać do Wieczności. Jednak często żyjemy właśnie tak, jakbyśmy mieli tylko to jedno życie, zaś potem to wielka niewiadoma albo w ogóle nic. Śmierć jest dla wielu zaprzeczeniem życia, gdy musimy zostawić wszystkich i wszystko i wyruszyć w Nieznane. Dla jednych za tym Nieznanym kryją się kochające ramiona Boga Ojca, ale dla wielu wcale nie. Nie chcemy wypuszczać z rąk tego "bezpiecznego" życia po tej stronie, trzymamy się kurczowo go za wszelką cenę, bo przecież tylko je tak naprawdę znamy. Człowiek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, więc myśl o śmierci w ogóle się nie pojawia w naszej codzienności dobrowolnie, o ile nie zostaniemy z nią w jakiś sposób skonfrontowani. Dopiero w obecnych czasach zostaliśmy postawieni w pewien sposób pod ścianą, przeżywamy w przyśpieszonym tempie zaniedbane rekolekcje na temat Życia i Śmierci, gdyż ta ostatnia z tematu tabu stała się nagle wszechobecna. Codziennie w prasie, telewizji są podawane liczby zmarłych i to nie są martwe liczby, gdyż za nimi kryją się czyiś rodzice, dziadkowie, małżonkowie, przyjaciele, czyjeś dzieci, rodzeństwo itd. Więc nagle śmierć stała się wszechobecna, ta, która była wypierana z życia przywatnego oraz publicznego, stała się codzienną towarzyszką. Zderzenie z taką nieprzyjemną rzeczywistością jest po prostu dla wielu szokiem. Co innego czytać lub oglądać o niej w telewizji, zaś co innego być na nią przygotowanym. Nawet jako katolik.

Zresztą pojęcie "katolik" zawiera wiele odcieni wiary. Wystarczy chyba w niedzielę po Mszy św. stanąć przy wyjściu z kościoła i zadać osobom wychodzącym kilka pytań, np. Czy się uważają za katolików? Kto to jest katolik ich zdaniem? Kto/co jest dla nich najważniejszy/e w życiu? Kim jest dla nich Bóg? Jakie mają największe pragnienie w życiu? Czy wierzą w swoje życie wieczne? Np. moi rodzice są katolikami, wierzą w Boga, ale nie wierzą w życie pozagrobowe, że kiedyś spotkają swoich rodziców i będą z nimi już na zawsze. Ja zaś nie potrafię ich przekonać, gdyż wiara jest łaską.

Nie mam najmniejszego zamiaru oceniać niczyjej wiary, to wyłącznie Pan zna i przenika nasze serca i wie, jak i kiedy do nas najlepiej trafić. Ale np. dla jednego "katolik" oznacza osobę ochrzczoną, przystępującą do Sakramentów raz do roku, bo takie jest minimum określone przez Kościół katolicki. Inni zaś uczestniczą we Mszy św. co niedzielę, lecz z obowiązku, inni natomiast idą z miłości do Pana. Są też tacy, którzy nie wyobrażają sobie ani dnia bez Komunii św., karmią się Słowem Bożym, uczestniczą w rekolekcjach, dbają o osobistą relację z Panem, szukają Go w codzienności, tęsknią za spotkaniem z Nim twarzą w twarz. Można więc deklarować swoją wiarę i przynależność do Kościoła katolickiego, ale traktować to jak dodatek, etykietkę. Wiara jest łaską, którą można i należy rozwijać we współpracy z Panem, ale ilu z nas traktuje to naprawdę poważnie? Ilu zostaje na poziomie I Komunii św.? Przecież nikt nikogo nie może zmusić do zaangażowania się w relację z Panem, nawet ON nas nie zmusza, tylko wysyła nieustannie sygnały, listy miłosne, może któryś dotrze, może na któryś drgnie nasze serce. ON próbuje na wszelkie sposoby rozbudzić w nas pragnienie Siebie, gdyż pragnienie jest początkiem wszystkiego, wędrówki do Niego, z Nim. Dla ilu katolików Pan jest naprawdę najważniejszą Osobą i tak Go kochają, że już nie mogą się doczekać spotkania z Nim i usychają z tęsknoty za Nim? To jest bardzo indywidualne, dar od Pana, kwestia dojrzałości wiary, zaś każdy dojrzewa w swoim tempie, dzień po dniu, krok po kroku i tylko Pan wie, kiedy nastąpi już TEN moment :-)

Kalino :-) A gdyby Pan stanął raptem przed Tobą i powiedział: "Kalinko, już czas, zabieram Cię do Nieba!" Poszłabyś? :-)

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2021-01-26 16:06

Znasz osoby, katolików, które czują ten paniczny lęk przed śmiercią? Mnie tam moja śmierć nie przeszkadza (interesuje mnie pełnienie woli Bożej i poddanie się procesowi uświęcenia). Chodzę do kościoła.

Życie ziemskie jest Bożym darem, nie tylko wieczne. Nie po to Bóg je człowiekowi dał, żeby ten o ten dar nie dbał. Nie jestem natomiast specjalistą i nie będę się wypowiadać, na ile obecna sytuacja jest groźna i jakich środków ochrony wymaga.

Żeby wiedzieć o amantadynie, to chyba trzeba dużo o covidzie czytać. Jakoś nie jest to mój konik. Ale żeby nie było, właśnie obejrzałam film dr. Tomasza Rożka - mówi on, że nie ma dowodów na jej działanie na covid 19.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Mateusz (84.38.85.---)
Data:   2021-01-27 08:44

Wiesz, Kalino, chyba po raz pierwszy spotykam się z tak niskim poważaniem życia doczesnego. Mało tego, ten brak szacunku dla życia, które wiedziemy tutaj na ziemi zdajesz się odnosić jedynie do innych ludzi, których według swojego osądu uznajesz chyba za głupców, skoro starają się je chronić, obecnie przed koronawirusem. Przyjmuję zatem, że Ciebie możliwość zakażenia absolutnie nie dotyczy? Ależ oczywiście, że dotyczy, tak jak wszystkich mieszkańców tej planety, wliczając takich (ponad dwa miliony osób), którzy z powodu koronawirusa zakończyli życie. Owszem, często jest tak, że zakażenie przechodzi się bezobjawowo, później dowiadując się jedynie, iż gdzieś "po drodze" go złapaliśmy, ale specyfika tego zjadliwego prionu polega na tym, że jeśli już ma to miejsce, potrafi on zintensyfikować przebieg chorób, na które do tej pory cierpieliśmy. W efekcie prawie nikt nie umiera z powodu samego koronawirusa, tylko chorób współistniejących, których objawy nagle uległy drastycznemu zaostrzeniu. Skoro zatem koronawirus "nie powoduje" zgonów, to po co się go bać? Stąd biorą się osoby, które później piszą o nim w internecie jako o ZwYkŁeJ GrYpCe (pisownia oryginalna, zastosowana przez autora w celu pokazania, jak rzekomo irracjonalny jest strach przed nim). Taka sytuacja trwa, dopóki taki "odważny" sam nie przekona się o swojej "delikatnej" pomyłce. Błędzie rozumowania, o którym potem napisze na jakimś forum/stronie...albo i nie.
Obok przyjmowania błędnych założeń odnośnie do samych możliwości zakażenia, w związku z koronawirusem szkodliwe jest również nadmierne generalizowanie w kwestii leków. Piszesz o amantadynie (nie ma potrzeby zapisywania nazwy własnej tego związku wielką literą, bo to nie marka, pod którą jest on dostępny na rynku farmaceutycznym), jako specyfiku, który pomógł tylu ludziom, więc można uznać, że wyleczy każdego. Otóż niekoniecznie i dlatego wciąż jeszcze potrzebujemy lekarzy, aby stwierdzali, że dany środek jest rzeczywiście odpowiedni dla konkretnego pacjenta. Inaczej może mu bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
Dochodząc wreszcie do sedna sprawy: lęk o swoje zdrowie i życie, obojętnie z jakiego powodu powstaje, jest jak najbardziej zasadny. Choćby dlatego, że nasz pobyt na tym świecie jest jednorazowy. Jeśli dobiegnie końca, to nie wrócimy do niego już nigdy. Owszem, wierzymy "w ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny, amen", ale to już nie to samo. Jeśli nie osiągniemy na ziemi czegoś, co jest dostępne tylko tutaj, możemy co najwyżej pomachać temu na pożegnanie. A na pewno nie można stwierdzić, że obecna rzeczywistość składa się wyłącznie z cierpień i niedogodności, że nie da się z niej wykrzesać nic dobrego. Takich dóbr nietrwałych nie należy odrzucać ze względu na przeciwwskazania inne niż stwierdzone przez specjalistę oraz te, których jesteśmy świadomi po szczerej konfrontacji ze swoim „ja”. Mówię tu o sytuacjach, kiedy rezygnujemy z czegoś dlatego, że nie przyniesie nam to nic dobrego, a nie dlatego, że odrzucenie tego będzie dla nas łatwiejsze, wygodniejsze. Zdecydowanie się na takie właśnie rozwiązanie przynosi krótkotrwałą ulgę, a potem żal, być może nawet rozpacz, bo po opcjonalnym opamiętaniu się, najczęściej jest już za późno. Życie, rozumiane jako ograniczony momentami narodzin i śmierci przedział czasowy to jedyna i niepowtarzalna okazja aby robić naprawdę to, czego chcemy, korzystać w pełni z naszej wolnej woli. Ktoś mógłby próbować rozpaczliwie dowodzić, że z nieskrępowanego podejmowania przez nas różnych decyzji mogą wynikać jedynie kolejne grzechy, ale to nieprawda. Osoba o ukształtowanym sumieniu może, a niekiedy nawet powinna działać w sposób nieszablonowy, starając się jeśli to możliwe nie tylko czynić dobro innym, ale też realizować przy tym to, czego pragnie. Znany cytat "wtedy wszystko, kiedy nic dla siebie" aktualizuje wtedy swoje znaczenie, gdyż chcąc zastosować się do niego, z jednej strony mamy obietnicę zysku, a z drugiej warunek, aby nie oczekiwać niczego w zamian za to, co robimy. A przecież po zrobieniu czegoś naprawdę dobrego może pojawić się nagroda najlepsza z możliwych, bo nieoczekiwana i niepomierna finansowo.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Maciek (---.24.109.216.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2021-01-27 09:16

Przyznam, że też nie do końca rozumiem tą panikę, za której rozpętanie w dużej mierze winę ponoszą media. No, ale cóż, wszystko ma swój cel - może w ten sposób Bóg chce przypomnieć człowiekowi, że nie jest nieśmiertelny? Może ktoś kto otarł się o śmierć z powodu COVID-19 zada sobie pytania o sens życia i dzięki temu jego dusza zostanie uratowana?

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Marek Piotrowski (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-01-28 00:06

Ja też zacznę od Słowa Bożego:
"Jak możesz mówić swemu bratu: „Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku”, podczas gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego."/Łk 6,42/

Po pierwsze, jeśli nie przestrzegasz restrykcji, które mają na celu walkę z epidemią (a więc dobro wszystkich), to powinnaś się Kalino zastanowić nad V przykazaniem Bożym, które każe nam dbać o zdrowie (swoje i cudze).
Utożsamianie tej troski wyłącznie z jakimś małodusznym "lękiem przed śmiercią" jest nieporozumieniem - tak jak przytaczanie słów Jezusa o nie obawianiu się prześladujących jako "argument" za lekceważeniem dbałości o zdrowie.

Po drugie, Komunię Świętą do ust Kościół przyjmował przez ładnych kilka wieków - najpierw była to wyłączna forma, potem współistniała z szafowaniem do ust, wreszcie w wieku IX zdecydowano o podawaniu wprost do ust. Czy Kościół "bezcześcił" Ciało Chrystusa przez te wszystkie wieki?
Zwyczaj (nie: Tradycja) podawania Komunii Świętej do ust jest piękny i wart zachowania i propagowania. Jednak błędem jest robienie z tego sprawy dogmatycznej a z podawania na rękę - jakiegoś odstępstwa.

Na pewno znasz katechezę świętego Cyryla Jerozolimskiego (IV wiek):
"„Podstaw dłoń lewą pod prawą gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej ręki przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: Amen. Uświęć też ostrożnie swoje oczy przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił. To bowiem, co by spadło na ziemię, byłoby utratą jakby części twych członków. Bo czyż nie niósłbyś z największą uwagą złotych ziarenek, by ci żadne nie zginęło i byś nie poniósł szkody? Tym bardziej zatem winieneś uważać, żebyś nawet okruszyny nie zgubił z tego, co jest o wiele droższe od złota i innych szlachetnych kamieni” (Katecheza 23,21)
Czy w tych słowach jest brak szacunku dla Ciała Chrystusa?

Podobnie było w późniejszych wiekach - na przykład święty Jan Damasceński (VIII wiek) pisał:
„Zbliżamy się z gorącym pragnieniem i mając dłonie ułożone na sobie w kształt krzyża, bierzemy na nie Ciało Ukrzyżowanego, a zwracając ku Niemu oczy, usta i czoło, przyjmujemy ten Węgiel, aby ogień naszej tęsknoty połączony z jego żarem spalił nasze grzechy, oświecił serca, a uczestnictwo w Bożym płomieniu rozpłomieniło nas i przebóstwiło”
Również nasz Pan... zresztą, zajrzyjmy do Ewangelii:
"A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje."/Mt 26,26/
Gdyby Pan Jezus podawał afikoman zgromadzonym do ust, nie mogłoby być tam słowa "bierzcie".

Dosłownie λαβετε STRONG 2983, czyli "weźcie" - słowa tego użyto np. w zdaniach:
Mt 5:40 "Temu, kto chce prawować się z tobą i WZIĄĆ twoją szatę, odstąp i płaszcz."
Mt 10:38 "Kto nie BIERZE swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien."
Mt 14:19 "Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie WZIĄWSZY pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom."
Owszem, za podawaniem do ust przemawia wiele argumentów praktycznych (jest to utrudnienie w kradzeniu Eucharystii do niecnych celów), ale z pewnością nie teologicznych. A już na pewno nie można czynić nikomu z tego powodu zarzutu.

Po trzecie, co do Amantadyny - czy nie zastanowiło Cię, że ŻADEN kraj na świecie nie zastosował jej na szeroką skalę do terapii covid?
Naprawdę sądzisz, że gdyby to był tak cudownie działający lek, jak twierdzą jego entuzjaści, firmy farmakologiczne całego świata (z wyjątkiem może producentów szczepionej) nie skorzystałyby z okazji, by zarobić niewyobrażalne pieniądze na Amantadynie?
Ani Ty, ani ja nie jesteśmy fachowcami w tej sprawie. Zostawmy decyzję w tej sprawie lekarzom, a nie wyrażajmy zdanie, które nie polega na wiedzy, tylko na tym, cośmy gdzieś-tam przeczytali, coś-tam pooglądali na Youtubie.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Asia (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-01-30 18:56

Kalino, może jeszcze jedna rzecz w Twoim wpisie, do której nikt z przedmówców chyba się nie odniósł - chyba, bo nie czytałam wszystkiego dokładnie. A mnie to jakoś tak zatrzymało. Chodzi mi o te słowa:

"można poprosić proboszcza, żeby do konsekracji przygotował komunikanty takie, jakie są używane podczas mszy koncelebrowanych ok. 5-7 cm."

Pomijając już samą zgodę proboszcza, która wcale nie jest taka pewna, myślisz, że taka Hostia, takiej wielkości, byłaby dla każdego łatwa do przyjęcia? 5-7 cm to jednak nie jest mało. Czy nie widziałabyś tutaj ryzyka złamania albo ukruszenia Hostii albo nawet upadku w czasie podawania? To naprawdę nie jest mały kawałek, który można tak po prostu położyć na czyimś języku. Czy ta ewentualna zgoda księdza proboszcza na taką prośbę któregoś z parafian nie byłaby narażeniem Pana Jezusa ukrytego w Hostii na znieważenie? Niecelowe, ale jednak. Właśnie w czasie podawania. Zresztą nie wiem czy w ogóle można byłoby księdza proboszcza o coś takiego poprosić. Wydaje mi się, że jeśli już, to on sam - albo biskup, któremu podlega - jeśli uznałby to za stosowne, bezpieczne i w tej sytuacji lepsze niż zwykła Komunia, to mógłby coś takiego zaproponować. Wyjść z taką propozycją do ludzi. Że to raczej od niego powinno wyjść. Że taka prośba któregoś z parafian byłaby chyba niestosowna. Taka nie na miejscu. Zbyt śmiała.

A jeśli chodzi o Komunię św. do ręki, to w moim odczuciu jest to coś jakby zaszczyt, że można Ją w ten sposób przyjąć. Że można dotknąć Jezusa, poczuć Jego dotyk na swoich dłoniach. Że On mógłby spocząć na mojej dłoni, że mogłabym Go w ten sposób jakby przytulić. Ty piszesz, że ktoś cierpi przyjmując Komunię św. w taki sposób. A ja bym się cieszyła. Bardzo. I chciałabym kiedyś tak zrobić. Takie ciche, nieśmiałe pragnienie gdzieś we mnie. Ale nie mam odwagi. Nigdy nie miałam. Bałabym się podejść i przyjąć Komunię w taki sposób. Ale gdzieś tam w środku bardzo bym tego chciała. Dla mnie, w moim odczuciu, to byłoby i jest pewnego rodzaju wyróżnienie. Że On na to pozwala. Żeby ktoś mógł trzymać Go w swoich dłoniach. Że tak ufa człowiekowi, tak go kocha, że jakby oddaje się w jego ręce. Kładzie się w jego dłoniach. Nie wiem dlaczego ktoś cierpi w takiej sytuacji. Ja bym się cieszyła.

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: #%@&* (---.17-3.cable.virginm.net)
Data:   2021-01-30 22:07

Przyznam, że śmierć podczas trwania pontyfikatu papieża Franciszka jest dla mnie tematem znacznie trudniejszym, niż kiedyś - np. podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Wtedy stanowiła zwieńczenie życia. Tak było jeszcze z umieraniem moich rodziców, czy babci mojej żony. Więc nie jest to tak, że to co się dzieje dookoła - nie ma na nas wpływu. Niestety ma. Wprawdzie dłużej klasztora nad przeora, ale nawet najlepszy klasztor da się zepsuć wytrwałą pracą przeora. A reakcja Kościoła hierarchicznego, zwłaszcza w kraju Jana Pawła II i prymasa Wyszyńskiego, też kard. Sapiehy, Hlonda, czy Kakowskiego - nie przestaje mnie zadziwiać. Najlepiej chyba oddaje sytuację taki wyraz - spsienie. A najlepiej opisał jego znaczenie Bułhakow. Świat opanowało obecnie, niczym jakiś amok - żydowskie widzenie śmierci - stąd to odrzucenie Chrystusa, także w Kościele. Liczy się tylko tu i teraz, a o tym co potem, posłuchamy innym razem.
Owszem odeszliśmy od wielu starych tradycji w Kościele, Eucharystii rozdawanej jak chleb, manifestacji charyzmatów, czy choćby tradycji refrigeriów. Ale nie działo się to bez powodu, bez przyczyny. Kościół, nie bez wpływu myśli greckiej, powoli dorastał do zrozumienia znaczenia swojej świętości i świętości swojego Założyciela. Rozeznawanie i zrozumienie dogmatów Kościoła musiało trwać, ono nie było dane od razu. To nie jest tak, że pstryk i staliśmy się Kościołem. My wpierw staliśmy się jednym z odłamów mozaizmu i jego wypełnieniem, a potem stopniowo Kościołem, niezależnym od synagogi. Czy wracając do korzeni, oprócz rozdawania Eucharystii jak chleba mamy też wrócić do świętowania szabatu i obrzezania? A może upijać się na grobach męczenników?
Są takie pojęcia jak postęp i regres. Choć zadomowiły się w Kościele, nie stanowią jego części.
Bo co ma być postępem? Oddawanie czci bożkom? A może gnoza? Tak, gnoza wydaje się obecnie tryumfować. I wszechobecny strach przed nieuniknionym. W gruncie rzeczy jest to strach szatana przed końcem. Przynajmniej tu w Anglii - nie widzę uzasadnienia dla tej nowej formy religii - covidu. Oficjalne 1,5 promila ofiar, to nie powód, by oddawać cześć nowemu bożkowi, to tylko zwykła, codzienna śmierć. Każdemu polecam, jak mawiał pewien zakonnik - w świecie doczesnym jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, członek zakonu żebraczego.
Przyznam szczerze, że choć jestem TU zmuszony do przyjmowania Eucharystii na rękę - to osobiście wolałbym z tego zrezygnować. Czuję się jak gdyby odarto mnie z majestatu. Czegoś podobnego doświadczyłem kiedyś we Francji w zupełnie pustym w niedzielę Kościele, przed palącą się (jeszcze) wieczną lampką, kiedy przed Kościołem kłębił się tłum rozbawionych straganiarzy, a po plaży obok ganiał tłum tłustych nagusów. Znudzony ksiądz - urzędnik robił co mógł, by przepędzić mnie z Kościoła. I choć potrafię rozdzielić realia od emocji, to obecnie czuję się dokładnie tak samo. I o to chodzi. By wpierw zabić w nas emocje i wytłumaczyć, że one nie stanowią części naszej wiary. Potem - pozostaje już tylko strach przed śmiercią - tego strachu nie da się zabić. No jeszcze jest eutanazja na życzenie. Ona wydaje się najbardziej naturalna - po co przeżyć całe życie w nieustannym strachu?

 Re: W nawiązaniu do wypowiedzi #%@&*
Autor: Kalina (---.play-internet.pl)
Data:   2021-01-30 23:12

Dziękuję wszystkim za odpowiedź na kwestię zawartą w tym zdaniu:

"Może ktoś potrafi mi wytłumaczyć ten paniczny lęk katolików przed życiem wiecznym z Panem w odniesieniu do szeroko zakrojonej paniki koronawirusowej, jednej z wielu chorób potencjalnie śmiertelnych."

Margaret, znam takie osoby, które od miesięcy poprzestają na transmisji, w jednym przypadku dotyczy dosłownego zniewolenia w kontaktach międzyludzkich, praktykach religijnych starszej osoby, wbrew jej woli.
W odpowiedzi- bo tak każą.

Asiu, napisałam "Może informacja przyda się tym, którzy z lęku cierpią przyjmując Pana Jezusa na rękę."
Są kościoły gdzie obecnie przyjęta jest forma udzielania Komunii tylko na rękę i cierpienie tych, którzy nie akceptują duchowo takiej formy ma swoje źródło w obawach jakie Ty prezentujesz odnośnie większych komunikantów. Na dłoni mogą pozostać partykuły, w najmniejszej cząstce po konsekracji jest Pan Jezus.
Na ołtarzu leży korporał, kapłan dokonuje puryfikacji w trosce o partykuły.
O dużych komunikantach udzieliłam informacji w oparciu o codzienną praktykę w kościele, gdzie uczestniczę we Mszy świętej. Nie ma żadnych trudności.
Parafia to wspólnota wiernych i kapłana. Nie ma nic niestosownego w takiej prośbie.
Żeby nie było wątpliwości, przyjmuję, że forma do rąk jest uznana i wyjaśnienie kieruję do Asi i ewentualnie zainteresowanych.
I w tym miejscu przejdę do wypowiedzi Mateusza i Marka Piotrowskiego.
Na jakiej podstawie w oparciu o moją wypowiedź uzurpujecie sobie prawo do bycia moim sumieniem?
Nikomu nie uchybiłam, nie odniosłam się krytycznie do postaw konkretnych osób, napisałam że z szacunkiem odnoszę się do obaw innych.
Które moje zdanie mówi o braku szacunku do życia, które łamie V przykazanie, gdzie napisałam, że nie przestrzegam restrykcji? Rozumiem, że to dobra rada w imię miłości bliźniego, poparta konkretem? Coś Marku wspominałeś o drzazdze i belce? Dziękuję, mam swojego spowiednika.

Co do amantadyny, nie wchodzę w dalszą dyskusję. Dla chcących są źródła informacji.

Gabi, z racji kłopotów zdrowotnych i zaawansowanego wieku miewałam stany zagrożenia życia i dosłownie śmierć w oczach.
"Kalinko, już czas, zabieram Cię do Nieba!" Poszłabyś? :-)
A sądzisz, że miałabym coś do powiedzenia:)
Zaproszeniu do Nieba nie odmówiłabym:)
Rozumiem, że pytasz o akt woli i świadomego podejścia do śmierci.
Pan dał życie i Pan powoła kiedy uzna, że już czas. Nie mam lęku przed śmiercią, co nie oznacza, że nie cenię tego co w Bożym zamyśle mam do wypełnienia na ziemi.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: