Autor: K. (---.lublin.mm.pl)
Data: 2007-05-04 18:33
Kiedyś modliłam się, leżąc krzyżem (w swoim własnym pokoju, nie "na widoku"), w pewnej bardzo ważnej osobistej sprawie. To była bardzo dziwna i bardzo powżna rzecz, i nikt nie mógł mi pomoc w podjęciu decyzji, i właśnie o światło na to, jaką decyzję w tej sprawie podjąć, tak się modliłam.
To, co sie wydarzyło w ciągu następnych kilkudziesięciu godzin ("przypadkowe" spotkania, "przypadkowo" zasłyszane informacje, "przypadkowe" pytania z mojej strony, które zmieniały bieg rozmów i odsłaniały istotne fakty), dało mi to światło. Po ludzku to, co sie wydarzyło, nie miało prawa mieć miejsca - tyle było w tym przypadków. Nikt nie rozumiał, skąd się znalazłam tam, gdzie się znalazłam (czułam, że muszę tam pójść) i jak dowiedziałam się tego, co miało trzymać mnie w niewiedzy. Nawiasem dodam, że to, czego się dowiedziałam - było straszne, ale, pozwoliło mi podjąć odpowiednią decyzję.
Nie mam wątpliwości, że Bóg bardzo chciał mi pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy, i tak właśnie uczynił. Leżenie krzyżem było wyrazem mojego błagania w beznadziejnej sytuacji, a teraz jest dla mnie wspomnieniem tego, że Bóg wysłuchuje modlitwy 'zrozpaczonego'.
|
|