logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: mania (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-11-19 10:21

Przeczytałam właśnie artykuł pani Wiesławy Stefan "O potrzebie rozłąki z rodzicami": http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=1614
i mam takie pytanie męczące mnie już od jakiegoś czasu: Co zrobić gdy jest się w związku z osobą, która jest właśnie mężczyzną nadmiernie związanym ze swoją matką. Z mężczyzną, który jest partnerem swojej mamy (jest tak przez nią traktowany, bo jego ojciec nie sprawdził się jako mąż i ojciec) i mimo prawie trzydziestki jest "Łukaszkiem", "Piotrusiem" czy "Dareczkiem"? Ponadto jego mama uważa każdego kandydata na męża czy żonę dla swoich dzieci za niewłaściwego.
Ja już próbowałam rozmawiać, ale nic to nie daje. Mój chłopak nie widzi problemu, a ja choć bardzo go kocham zaczęłam się zastanawiać czy ja chcę z nim spędzić całe życie. Po prostu nie wiem czy dam radę.
Mania

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: Robson (---.cavern.pl)
Data:   2007-11-19 13:09

Pytasz "co zrobić z mężczyzną", ale piszesz wyłącznie o jego matce. Zastanów się jak Ty go traktujesz, patrz i oceniaj jego zachowania. Bo z tego co napisałaś, może się wydawać, że brak akceptacji jego matki jest dla ciebie ważniejsze niż to, co on sam mówi i robi.
R.

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: Sevros (141.5.1.---)
Data:   2007-11-19 16:32

Witaj,
Najlepiej przemysl decyzje o malzenstwie. Nie mozna podejmowac jakiegos kroku, a zwlaszcza tak waznego, nie bedac o tym przekonanym. Juz piszesz, ze nie wiesz czy dasz rade. W koncu zamierzasz isc do oltarza, a nie do ringu bokserskiego, aby sprawdzic, ile wytrzymasz. Pomodl sie, aby WOLA BOZA sie wypelnila w stosunku do Was. Nawet jesli oznacza to rozstanie. Mow szczerze chlopakowi o swoich uczuciach.
Pozdrawiam

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: 88889 (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-11-19 18:29

To zależy na ile samodzielny jest Twój wybranek. Syn ma obowiązki wobec (samotnej jak rozumiem) matki. A babcia jest bardzo potrzebna wnukom. Nie widzę w tym nic złego. Problem na prawdę nie leży w matce. Kiedy jej już dawno nie będzie na świecie, Ty dalej będziesz jego żoną. Jeśli jego relacje wobec kobiet są właściwe, nie ma problemu. (Dawniej to najstarsza kobieta miała decydujące zdanie w rodzinie, a nie mężczyźni, w islamie dalej tak jest i to na prawdę stabilizuje rodziny, ta wymiana doświadczeń pokoleniowych. Popatrz na rodziny królewskie, np. w GB, tam królowa matka decyduje o wszystkim). Ja wiem, że teściowa może być uciążliwa, zwłaszcza na starsze lata, ale Ty też będziesz kiedyś teściową, a życie nie składa się z idealnych wyborów, Wasze dzieci od Was będą się uczyły poprawnych relacji z rodzicami swoich małżonków.
P.S.
Moja Mama w ostatniej fazie choroby uważała, że jestem jej mężem, a mój starszy syn mną. Miażdżyca.
Ostatnio dostaję same wstrętne cyferki.

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: mehilainen (---.bater.net.pl)
Data:   2007-11-19 19:43

Nie idź na kompromisy w tej sprawie. Opieka nad matką - owszem, ale bycie zastępczym mężem - nigdy. Syn ma obowiązki względem (skąd wiadomo, ze samotnej?) matki, ale nie ponosi odpowiedzialności za jej życie. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości - rozluźnij Waszą relację. Lepiej teraz trochę pocierpieć, niż całe życie być "tą drugą". Mamusi nigdy nie dorównasz - zawsze będzie lepiej znała swojego synusia, a co za tym idzie - lepiej spełniała jego potrzeby. Ty nie wytrzymasz rywalizacji. Znam to z autopsji - tak rozpadł się mój pierwszy ważny związek. Proponuję przemodlenie Rdz 2, 19-24, ze szczególnym zwróceniem uwagi na słowo "opuścić". Przemódl go Ty i Twój chłopak. Zapytaj, co to dla niego znaczy. Idźcie wspólnie na Wieczory dla zakochanych albo jedźcie na weekend dla narzeczonych (nie trzeba być "zdecydowanym na ślub" żeby w nich uczestniczyć:)) - adresy na www.spotkaniamalzenskie.pl Życzę dobrego wyboru:)
+AMDG

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: femme (---.rybnet.pl)
Data:   2007-11-20 08:46

Przerabiałam ten temat.
Na wczasy z mamusią i mną w dogodnym dla niej teminie. Długie weekendy tam, gdzie sobie życzyła. Jeśli nie chciałam pojechać w wyznaczone miejsce - zabierał mamę, a mnie zostawiał. Podejmowanie ważnych decyzji najpierw z nią. Wydatki finansowe równiez.
Mężczyzna, który związał się ściśle z mamą, nie jest wart zachodu ( ale to moje osobiste odczucie).

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: Tomasz (---.inco-veritas.pl)
Data:   2007-11-20 11:32

Witaj. Jak slusznie zauwazyl Robson nie piszesz ni slowa o mezczyznie ktorego pokochalas tak jakbys zamierzala spedzic zycie nie z nim a z jego matka. Ona ma prawo byc taka jaka jest i nie liczylbym na to ze dasz rade ja zmienic. Zauwaz tez ze wlasnie jej zawdzieczasz swojego ukochanego. Tak jaka jest go urodzila, dala mu wiele z jego wygladu zewnetrznego ale co waznejsze miala ogromny wplyw na to kim sie stal wewnetrznie. Gdyby byla lepsza, madrzejsza, doskonalsza to on bylby kims innym, kims kogo byc moze nie bylabys w stanie zaakceptowac.
Radze rozmawiac przede wszystkim z jej synem o twoich obawach, twoich niepokojach, watpliwosciach bo to on a nie jego matka ma byc glowa waszej ewentualnej przyszlej rodziny.
Teraz sutuacja jest nieustabilizowana :-) w koncu ty jestes kobieta ktora co prawda twierdzi ze kocha ale ciagle zastanawia sie czy chce z nim spedzic zycie a ona jest Matka. Dla mnie jest jasne ze gdy bedziesz zona to jednoczesnie twoj maz powinien ciebie uznac za najwazniejsza kobiete swojego zycia, nie tylko w sferze deklaracji i afektow ale w sferze praktycznej w sferze codziennych czasem drobnych wyborow i decyzji, w obszarze serca, czasu, pieniedzy itp. Jesli to jest jasne i oczywiste takze dla niego to jego milosc do matki trudno uznac za wade.
Jesli jest tak ze roznicie sie w ocenach jego relacji z matka to moze sprobujcie porozmawiac z kims trzecim np w poradni rodzinnej, na jakichs rekolekcjach, katechezach dla narzeczonych, na spotkaniu z zaprzyjaznionym kaplanem.
Jesli dwoje bliskich sobie ludzi rozni sie w ocenach jakiegos zjawiska to jest mozliwe ze jedno z nich ma racje ale trudno czasem roztrzygnac ktore :-)))
pokoj Tobie
Tomek

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: agata (---.dashnet.lublin.pl)
Data:   2007-11-20 14:13

Jak czytam wypowiedzi meskie. Mezczyźni zawsze matek będa bronić swoich oczywiście - podczas gdy jak kobieta skarży się matce to już jest źle.

Maniu jeśli teraz tak jest - nie sądze aby po ślubie się zmieniło. Dzieci nie chowamy dla siebie a dla inych to po pierwsze a po drugie obowiązki wobec rodziców sa - tak, ale nie można żądać od dzieci by całe swe życie z nimi spędząły i mialy wybierać mamusie. zdrowa, normalna matka o tym wie - ciezko jej ale odcina pępowine i daje dziecku żyć. Rozmowa nie sądze aby coś dała. mój mąż ma 33 lata i nie widze u niego potrzeby bycia panem domu. mieszkamy z jego rodzicami. Jemu w to graj - nie musi obowiązków ponosić żadnych.

Mój niedoszły mąż tez słuchal tylko rad mamusi i tym sposobem nie jestem jego zoną. bo nie pasowałam do pseudotowarzystwa itd. Mania módl sie do sw. Antoniego o dobrego męża, a jeśli to ma być obecny - to nim bedzie czy mamusia sobie tego życzy czy nie. Tobie życzę dużo wiary i wytrwałości.

i macie racje: każda z nas bedzie świekra lub teściową - ale trzeba wiedzieć kiedy przyhamować i dac drugiemu zwyczajnie żyć.

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: tera (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-11-20 22:01

Problem uzaleznienia od rodziców i odejścia z domu jest w sposób praktyczny "przerabiany" na weekendach dla narzeczonych. radzę; znajdźcie dogodny termin i wyjasnijcie tą kwestię, gdyż to jeden z głównych powodów rozstawania się małżeństw. Wejdź na www.spotkaniamalzenskie.pl
Znalazlam taki tekst również, może się przyda: "Prawdziwy skarb - teściowie".
Pamiętam zdarzenie, które miało miejsce podczas wizyty u mojej przyjaciółki Ani. Siedziałyśmy u niej jeszcze z kilkoma osobami i rozmawiałyśmy na jakiś temat. W pewnej chwili zadzwonił domofon. Z przedpokoju dobiegł głos Ani: "Chodź Mamo, tylko Ciebie tutaj brakuje". Kiedy Ania weszła do pokoju, w mig zauważyła nasze zdziwione miny. Miałyśmy bowiem świadomość, że od wielu lat Ania nie utrzymuje kontaktów z rodzicami. Właśnie idzie moja teściowa - wyjaśniła - ona dla mnie jest prawdziwą matką, dlatego tak się do niej zawsze zwracam. Zdarzenie to jest dowodem na to, że relacje z teściami mogą być pełne miłości i zrozumienia. Pewnie podobnie było w małżeństwie Maryi i Józefa. W judaistyczniej kulturze bardzo dużą rolę odgrywali rodzice i krewni. O św. Annie i Joachimie - teściach św. Józefa wiemy niewiele, choć ich cicha obecność mówi nam o wiele więcej niż wiadomości z apokryfów. Jaką musieli posiadać mądrość i wiarę, że zaakceptowali to wszystko, co się w życiu ich córki zaczęło dziać. Najpierw jej niepokalane poczęcie, potem zwiastowanie i związek z Józefem, potem ucieczka do Egiptu. Jak bardzo matka Maryi musiała kochać swojego wnuczka i się o niego troszczyć przypomina nam jej figurka na Górze św. Anny. Tam do serca tuli swoją córkę i wnuczka. Dowodem prawdziwej, dojrzałej miłości rodziców jest umożliwienie dorosłym dzieciom odnalezienie swojego powołania, bez względu na to, jak ich wybór odbiega od ich planów i oczekiwań. Do tego należy również zaakceptowanie przyszłego zięcia, czy synowej i umożliwienie młodym rozwijanie swojego powołania w małżeństwie. Taka postawa wymaga samodyscypliny, opanowania, wreszcie ogromnej wiary w Boga, któremu mądrzy teściowie będą powierzać tak swoje dzieci, jak i zięciów, i synowe. Teściowie mają ogromną możliwość pomnażania plonów, które małżeństwo dziecka powinno przynosić. Mogą jednak niestety systematycznie zrywać jeszcze zielone owoce i nie dopuszczać do dojrzewania i prawdziwych zbiorów, które odbiegałyby od ich planów, czy oczekiwań. Długie lata w poradni dla małżeństw - pisze Jacek Pulikowski setki rozmów z bardzo cierpiącymi małżonkami, z zaniepokojonymi narzeczonymi, a także z teściami utwierdzają mnie w przekonaniu, że problem teściów nie jest wyssany z palca i w gruncie rzeczy wcale nie śmieszy.
Z czego biorą się takie trudności? Wydawałoby się bowiem, że partnera, którego wybrało dorosłe dziecko powinno się zaakceptować i pokochać w imię szczęścia właśnie własnego dziecka. Niestety, sytuacja jest skomplikowana bardziej, niż by się to wydawało. Podczas 10 Międzynarodowego Kongresu Renovabis, który dotyczył rodziny - prelegent ks. Szymon Stułkowski zaproponował kilka rozwiązań, które sprawdziły się w Poznaniu, a dotyczyły praktycznego rozwiązywania problemów małżeńskich. Otóż w ramach kursu przedmałżeńskiego jedno spotkanie proponuje się przyszłym teściom. Przychodzi na nie około 80% rodziców narzeczonych. Kiedy dziecko wybiera zakon lub seminarium jego formacja odbywa się poza rodziną, a rodzice nie mają takiego wpływu na przygotowywanie się syna czy córki do ostatecznego wyboru. Takiemu młodemu człowiekowi jest o wiele łatwiej, niż narzeczonym, którzy cały czas tuż obok swoich rodziców. Niewielki ich procent potrafi docenić i uszanować czas narzeczeństwa syna czy córki. "Bardzo budujące było dla nas, kiedy podczas niedzielnych obiadów rodzice wspominali nasze dzieciństwo i oprócz trudności opowiadali o radościach związanych z naszym przyjściem na świat" - dzieli się Helena. Nie da się zapomnieć ślubnych gratulacji teściów, którzy odgrażali się: "spróbuj ją skrzywdzić", lub "pamiętaj, że to mój ukochany synek" - wspominają prowadzący rekolekcje dla narzeczonych. To już na samym początku określa pewne reguły: to jest nasze terytorium, a wy młodzi musicie się dostosować. Ogromnym problemem jest niedojrzałość rodziców do wypuszczenia swego dziecka z gniazda spotęgowana dodatkowo faktem, że w większości rodzice już dorosłych i żonatych dzieci muszą pomagać im finansowo. To rodzi ogromną zależność, nie pozwala na wypracowanie partnerskiego modelu.
Jak uwolnić się od takich relacji? Jest to trudny proces, ponieważ teściowie są częścią trójkąta: ja - rodzice partnera - partner. Szukając rozwiązania problemów z teściami, warto zacząć od własnych uczuć związanych ze zmianą, jaką jest małżeństwo. Małżeństwo jest symbolicznym odejściem, pokazaniem, że mimo wszystkich (realnych i wyobrażonych) wad, krzywd, zranień, niedomagań, których doświadczył młody człowiek, jest on w stanie stworzyć więź z kimś, kogo pokochał.
Niektóre osoby (zarówno dorosłe dzieci, jak i ich rodzice) mogą mieć trudność z zaakceptowaniem uczuć, które wiążą się z taką zmianą. Zawierając małżeństwo nie myślimy o tym, że oprócz wniesienia doń własnej, wyjątkowej historii, swoich potrzeb - wchodzimy też do rodziny o pewnym bagażu emocjonalnym i utrwalonych tradycjach. Młody mąż może nie uświadamiać sobie poczucia winy, że ktoś stał się dla niego w jakiś sposób ważniejszy od rodziców. Będzie próbował zadośćuczynić im, dając pełny dostęp do swojego życia i nie stawiając granic. A rodzice mający trudność z uznaniem jego niezależności chętnie będą się wtrącać i staną się nie do zniesienia dla jego żony. Ktoś inny może pragnąć pozostać dzieckiem i uciekać do rodziców przed dorosłymi wymaganiami małżeństwa. Będzie przeciwstawiał "dobrych" rodziców "złemu" małżonkowi. Jeszcze inni chcieliby uznać, że nic się nie zmieniło i że mogą mieć nową relację małżeńską, nie zmieniając nic w relacji z rodzicami. Dają tym samym swojemu małżonkowi przykre poczucie życia w trójkącie z teściami.
Aby uniknąć takich problemów warto zadać sobie pytanie co jest głównym celem chrześcijańskiego małżeństwa? Nie jest nim - wbrew pozorom - dobre wychowanie dzieci, spokojne, dostatnie życie, ani tym bardziej "dorabianie się", lecz wzajemna pomoc w uświęcaniu się i osiągnięciu zbawienia. Czy idąc przez życie nie tracimy z oczu głównego celu? Bardziej niż drogich zabawek i markowych ubrań, dzieciom potrzeba jasnego, czytelnego przekazu, że mama i tata coraz pełniej kochają się nawzajem i coraz bardziej są jednością. - sugeruje Jacek Pulikowski. Jestem mężatką z rocznym stażem - pisze do jednego z miesięczników młoda żona. Zawsze byłam bardzo blisko ze swoimi rodzicami i rodzeństwem. Kiedy zamieszkałam z mężem u teściów, miałam nadzieję, że staną się dla mnie bliską rodziną. Niestety, mimo starań wciąż słyszę, że nie szanujemy z mężem wartości rodzinnych. Dzieje się tak dlatego, że niektóre rzeczy robimy inaczej, niż były od lat ustanowione w tej rodzinie (np. daję mężowi prezent na urodziny zaraz po przebudzeniu, a nie przy wszystkich, nie konsultuję wyboru prezentów z całą rodziną - to ostatnie zdarzenia). Pozornie to są drobiazgi, ale z ich powodu atmosfera robi się bardzo ciężka." Prawo do kształtowania tożsamości swojego małżeństwa jest poza dyskusją i jeśli wtrącanie się dotyczy rzeczy tak ważnych, jak intymna więź pomiędzy mężem, a żoną, na którą składa się wspólne świętowanie, wypoczynek, kłótnie itp., powinni oni bronić z całą stanowczością swojego duchowego terytorium. - radzi o. Jacek Salij.
"Jesteśmy tak bardzo umęczeni niedzielnymi obiadami tak mojej mamy, jak i teściowej. Żadna nie chce zrozumieć, że chcielibyśmy posiedzieć sami w domu, co nie znaczy przecież, że ignorujemy całą rodzinę. Mimo naszych sugestii obie kobiety nie rozumieją, że dla nas radością jest gotowanie we własnym domu, zwłaszcza jak przez cały tydzień nie mamy na to czasu, a wspólne posiłki z racji pracy są naprawdę rzadkością" - opowiada Zbyszek. "Nie spodziewałem się takiej dyplomacji i szacunku po mojej teściowej - mówi Marek. Kiedy przychodzę do domu, ona od razu po powitaniu znika, dzięki czemu mogę nacieszyć się żoną i dziećmi. Kiedy natomiast sprzeczamy się z małżonką, mama podgłaśnia telewizor i radio, dzięki czemu czujemy się swobodnie. Inne doświadczenie ma Iwona: "Kiedy tylko podniesiemy głos, albo się głośniej śmiejemy, lub ktoś do nas dzwoni, w domu zapada głęboka cisza: teściowie wyłączają telewizor, zakręcają kurki, chyba przestają oddychać, aby nie uronić ani jednego słowa z naszych dyskusji. To przykre, bo przecież kiedyś byli młodzi i wiedzą, że bez rozmów, często gorących nie da się razem iść przez życie. A najtrudniejsze jest to, że chcą od nas wydobyć dlaczego się np. pokłóciliśmy i biorą w obronę mojego męża, co tylko pogarsza sytuację i nie pozwala nam dojść do porozumienia. A przecież to rodzice mojej "połówki", dlaczego nie szukają dobra swojego dziecka?". Bardzo cenię w naszych teściach to, że zawsze dzwonią przed swoją wizytą. Wiem, ile ich to kosztuje, zwłaszcza, że przywykli do "nawiedzania" swojego syna bez uprzedniego informowania, kiedy mieszkał sam" - cieszy się Aneta.
Sprawy komplikują się jeszcze bardziej w momencie wspólnego zamieszkania młodego małżeństwa z rodzicami na co skazana jest większość młodych małżeństw. Jak sobie radzić w takiej sytuacji, jak postępować, by uniknąć konfliktów, a zarazem by wspólne zamieszkanie nie odbiło się negatywnie na więzi małżeńskiej? Jacek Pulikowski pisze: tu są dwie możliwe sytuacje. Sytuacja pierwsza: żona w domu rodziców męża. Na czym polega trudność tej sytuacji? Jeśli zamieszkaliśmy w domu rodziców męża, to tam choćby w tej symbolicznej kuchni mama męża przeciętnie działa od lat dwudziestu, dwudziestu kilku. Tam wszystko jest ustalone od początku do końca. Jeżeli synowa wejdzie do tej kuchni, zrobi cokolwiek inaczej niż mama, to w oczach mamy ona nie zrobiła inaczej, ona zrobiła źle. I trzeba brać na to poprawkę. Trzeba nabrać do tego pewnego dystansu, spojrzeć na to z uśmiechem. (...) Sytuacja druga: mąż w domu rodziców żony. Nie znam żadnego kawału na temat teść - zięć. Cisza. Nawet słyszałem wypowiedzi, skądinąd poważnych ludzi, którzy mówili: to jest sytuacja bezkonfliktowa. Nic bardziej błędnego - powiedziałbym. To jest sytuacja, w której konflikty nie ujawniają się na każdym kroku, lecz zapadają jakby głębiej. Przyjmują teściowie syna do swojego domu: "Przyjmujemy ciebie, jesteś naszym kolejnym synkiem". On ma się stać głową rodziny, panem domu, a on wchodzi do mieszkania na prawach synka. Wchodzi młody mąż do domu w tym domu wszystko jest ustalone od dziesiątek lat. Wszystko ma swoje miejsce, jest cały rytuał, obyczaj. On tutaj tylko zawadza. Jeśli w mieszkaniu jeden z pokoi został przeznaczony dla młodych, niech w dosłownym znaczeniu spełnia taką funkcję. Niech Rodzice, będą tak wspaniałomyślni i oddadzą im ten pokój do końca i pozwolą im tutaj - nie wiem - fortepian na suficie postawić, bo mają taką fantazję; żeby wiedzieli, że mogą tutaj naprawdę czuć się jak u siebie. I niech dadzą im do tego pokoju klucz, aby go mogli zamykać jak swoje maleńkie mieszkanko, na które niestety nie mają na razie szans. Jest jeszcze inny bardzo ważny problem. Rodzice, teściowie powinni unikać wszelkich ingerencji w sprawy, z którymi mogliby sobie sami młodzi poradzić, a w szczególności podejmowania decyzji za młodych. Choćby podjęli decyzję mądrzejszą od młodych, nie mogą jej podejmować za nich. Inaczej, nie tylko odbierają radość z podejmowania przez dorosłe dzieci własnych decyzji, ale także utrudniają im osiągnięcie pełnej dojrzałości wyrażającej się między innymi samodzielnością i odpowiedzialnością. Jeżeli ci młodzi ludzie na razie gorzej sobie radzą niż ich rodzice, to jednak pewne rzeczy sobie poustawiają, a wspólnie przezwyciężając trudności, budują swoją więź. Wspólne przezwyciężenie trudności buduje więź. Jeżeli za nich rodzice porozwiązują wszystkie trudności, to "nie ma na czym" zbudować się prawdziwa więź między młodymi małżonkami. Przyczyną spięć jest także wychowywanie dzieci, czyli wnuków. Dobrze się dzieje, jeśli dziadkowie szanują zasady wychowawcze rodziców, nie ignorują ich próśb i sugestii. Jest to bardzo ważne zwłaszcza w momencie, kiedy dziadkowie zostają przy wnukach i cały trud wychowania, kiedy rodzice są w pracy, spoczywa właśnie na dziadkach. Tutaj ogromną rolę będzie odgrywała umiejętność przekazania wnuków, kiedy rodzice wracają do domu. Bezcenna pomoc dziadków powinna się kończyć. "Nie poradziłabym sobie bez teściów - mówi Iwona i za każdym razem podkreślam, jak bardzo nam pomagają i jak im jestem za to wdzięczna. Jednakże znajduję się w sytuacji patowej. Pomoc przy moich dzieciach wiąże się z pojawianiem się teściów również podczas naszej obecności w każdym momencie kiedy moje dzieci zapłaczą czy się kłócą, lub głośno bawią. Każda sugestia, ze sobie poradzimy we dwoje przyjmowana jest jako brak wdzięczności i powód do obrazy." "Kiedy pojawiają się dzieci, oddaję sprawy domowe w ich ręce i znikam. Kiedy mają wszystkiego dość proponuję, że zostanę z maluchami, a ich wyganiam na spacer, na kawę, zmuszam do wyjścia z domu, chociażby do kina. Ja kiedyś ze wszystkim w domu byłam sama i wiem jak tego brakuje. Jesteście małżeństwem - powtarzam im wielokrotnie, a dzieci potrzebują widzieć jak rodzice się kochają, i że lubią ze sobą przebywać" - opowiada Katarzyna, mądra teściowa.
Nie ma chyba rodziców, którzy nie chcieliby widzieć jak szczęśliwe są ich dzieci - mówi Marta - teściowa Darka. Przecież mnie kiedyś zabraknie, a oni będą musieli żyć razem. Dlatego wsłuchuję się w ich opinie, rozmawiamy na każde tematy i uczę się szanować zdanie młodych, bo cóż znaczy argument, że mam większe doświadczenie. Kiedy pytają o zdanie, odpowiadam, ale nigdy nie komentuję ich decyzji. Z takiego założenia wychodziła również błogosławiona Marianna Biernacka, która jest patronką teściowych. Otóż przeszła do historii jako pełna zatroskania, życzliwości i matczynej miłości wobec małżonków i ich potomstwa. Kiedy na początku lipca 1943r. miały miejsce masowe aresztowania mieszkańców Lipska, będące odwetem Niemców za zabicie przez partyzantów niemieckiego policjanta, na liście aresztowanych znalazł się syn Marianny - Stanisław Biernacki i jego żona Anna. Kiedy doszło do aresztowania, Marianna poprosiła o zezwolenie pójścia na śmierć zamiast synowej, która spodziewała się dziecka. Dnia 13 lipca 1943r. Marianna Biernacka została rozstrzelana przez Niemców razem z 49 mieszkańcami Lipska za wsią Naumowicze pod Grodnem.
Jaka jest rola teściów? Dużo modlitwy w intencji żonatych i dzieciatych dzieci. To jest najbardziej młodym potrzebne - komentuje pan Edek.
Dużo modlitwy w intencji teściów, to także sugestia dla dorosłych dzieci. Jedni i drudzy są sobie bowiem bardzo potrzebni. Teściowie to prawdziwy skarb. Przy odrobinie wyrozumiałości wszyscy mogą stworzyć naprawdę szczęśliwą rodzinę. Życie tak krótko trwa.

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: lucyna (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2007-11-20 22:03

Wstepujac w zwiazek malzenski nalezy wiedziec, ze osoba ktorej sie slubuje staje sie ta najwazniejsza a nie rodzic. Rodzicom nadal okazuje szacunek i milosc. Bywa tak, ze to wlasnie dzieci sa wazniejsze od swojego wspolmalzonka. Matka skupia cala swoja uwage na dziecku: rozwiazuje za niego problemy, dokonuje wyborow itp., nie wiedzac ze w taki sposob je krzywdzi. W doroslym zyciu taki czlowiek nie potrafi nic bez matki i mozna to nazwac kalectwem, po prostu nie jest przygotowany do malzenstwa. Uwazam, ze jezeli zostaniecie malzenstwem moze to byc duzy problem. Porozmawiaj z chlopakiem na ten temat. Wiecej mozna poczytac na stronie www.szansaspotkania.net

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: Inka (---.kalisz.mm.pl)
Data:   2007-11-21 11:31

Mania, a co to właściwie znaczy, że "jest nadmiernie związany ze swoją matką"?
Piszesz, że jest jej partnerem - to chyba dobrze, że jest partnerem swojej matki będąc dorosłym mężczyzną? Kim miałby być? Synkiem nastolatkiem? Czy kimś w rodzaju sąsiada?
Poza tym - matka zwraca się do niego używając zdronień. Co w tym złego? Przecież jest jej synem, kimś najbliższym (na drugim miejscu po mężu, oczywiście).
Nie bój się bliskiej relacji syna z matką, bo to może być wskazówką dla ciebie. W sposób wjaki odnosi się do matki, będzie odnosił się również do Ciebie i innych kobiet. To dobrze, że potrafi nawiązywać serdeczne kontakty.
I wkońcu - nie wiesz przecież jakie były poprzednie kandydatki na żonę? Matka być może miała rację ingerując w jego życie.
Postaraj się pozbyć się uprzedzeń, zaprzyjaźnić z jego mamą, poznać ją lepiej. Wtedy będzisz w stanie zauważyć, czy jej relacje synem są dobre, albo czy go niszczą.
I warto jednak trochę powalczyć o niego i o swoje szczęście, prawda?
A za 30 lat ty też możesz mieć podobny problem będąc przyszłą teściową ;)

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: 88889 (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-11-21 17:35

„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...” Czy słowa ks. Twardowskiego, które nawołują do miłości bliźniego, do poszanowania życia, aż do ostatnich dni, docierają do naszego sumienia, czy tylko skłaniają do chwili zadumy, aby potem odsunięte na bok nie miały żadnej wartości?
Tak łatwo jest kochać dzieci. Tyle reportaży, programów publicystycznych, filmów dokumentalnych nawołujących do pomocy niewinnym, bezbronnym, często opuszczonym, bądź terroryzowanym dzieciom. Kto się nie wzruszy widząc pełne smutku i rozpaczy oczy dziecka? Małego człowieka, przed którym widnieje, nieograniczony horyzont możliwości, przyszłość, w której tyle może się wydarzyć - zarówno dobrego jak i złego, ale w tej chwili nikt nie myśli źle. Liczy się jedynie uczucie, jakie właśnie dziecko wzbudza w drugim człowieku.
Tak, wygląda na to, że potrafimy ofiarować swą miłość i pomoc, ale czy rzeczywiście zawsze jesteśmy gotowi na wyciągnięcie dłoni w kierunku cierpiącego? Czy ktoś kiedykolwiek pomyślał nad równie przejmującym losem osób w podeszłym wieku, pozostawionych samym sobie lub pod opieką pielęgniarek dbających bardziej o siebie niż o zdrowie, czy samopoczucie podopiecznych? Czy ktoś zastanawiał się co czuje człowiek, który z wiekiem staje się właśnie niczym dziecko potrzebujące czułości i opieki, ale wtedy nie ma już bliskiej osoby koło siebie, bo osoba którą kochał ponad wszystko opuściła go. O wiele łatwiej jest zaopiekować się dzieckiem - miłą, małą istotką... Na każdym jednak etapie życia może się zdarzyć, że bardzo będziemy potrzebować pomocy bliźniego.
Czy i wtedy równie chętnie potrafimy podać rękę?
Domy starców, "spokojnej starości", "pensjonaty dla osób w podeszłym wieku", "domy opieki"... tak nazywane i zgodnie ze swoim przeznaczeniem miejsca te, mają służyć osobom starszym. Z reguły ładnie wyglądające, z miłą obsługą na pierwszy rzut oka, ale czy rzeczywiście jest tam tak pięknie? Przeważnie ładny budynek, położony wśród zieleni, drzew i kwiatów. Wnętrze równie estetyczne i zadbane. Jednak, dlaczego jest tak cicho, smutno, przygnębiająco? Gdzie są Ci wszyscy ludzie? Pustka...
Gdzieniegdzie jedynie pod ścianą przechadza się powolutku starsza osoba. Pokoje pensjonariuszy zamknięte. Nie widać życia. Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami tych pokoików? Nikt nie spodziewałby się, że w środku rozgrywa się osobisty dramat mieszkającego tam człowieka.
- Nigdy nie myślałam, że mnie to spotka - wypowiada się pełna żalu w oczach około 70 letnia kobieta - Miałam rodzinę - tak myślałam. - Syn, którego tak bardzo kochałam stwierdził, że będzie mi tu lepiej niż w domu. Ładne miejsce, stała opieka. Obiecywał, że będzie mnie regularnie odwiedzać, przecież jest moim synem i kocha mnie bardzo. Nie widziałam go już 2 miesiące. Czasem zadzwoni żeby się upewnić czy wszystko w porządku, czy żyję...
Odrzucenie i samotność
Podobne wypowiedzi możemy usłyszeć od ponad połowy mieszkańców. Jej współlokatorka nie może chodzić. Ostatnio prawie cały dzień spędziła w pokoju siedząc w jednym miejscu, z ubrudzoną twarzą jeszcze po śniadaniu, z zaropiałymi oczami, a żadna z pielęgniarek nie zainteresowała się nią. Niestety siostra tej kobiety mieszka kilkadziesiąt kilometrów od pensjonatu. Rzadko przyjeżdża, prawie w ogóle... Pielęgniarki też nie zaglądają do pokojów za często. Przychodzą rano, przebierają, najczęściej w ubrania zupełnie innej osoby, bo przecież "Oni" i tak już nic nie wiedzą, nie czują, zmieniają pampersa i nic już je nie obchodzi.
Posiłki trzy razy dziennie, w międzyczasie jak nikt nie przyjdzie w odwiedziny nie dostają nic do jedzenia i picia. Ci, którzy jeszcze są sprawni fizycznie jakoś egzystują. Sami wyjdą na spacer, oporządzą się. Pomagają sobie nawzajem jak mogą najlepiej - bo tylko to im zostało! Niestety los Tych "przykutych" do łóżka bądź do wózka jest już inny: cały dzień w zamkniętym szczelnie pokoju, w zaduchu niezmienionych pampersów i niedokładnie umytego ciała. Zostawieni sami sobie, pogrążeni w myślach, czujący na karku oddech śmierci i strach. Strach odejścia w samotności i bólu. A przecież to są żywi ludzie, potrzebujący czułości, miłości, rozmowy...
Ludzie, którzy zdają sobie sprawę ze swojej nieudolności, którzy wstydzą się również niezręcznych sytuacji, potrzebujący normalnego traktowania, nie jak niepotrzebną rzecz, ale jak człowieka! Dlaczego mają być skazani na wegetację, powolne, pełne smutku i żalu odejście w zapomnienie? Dlaczego tak mało jest wolontariatu - osób, które mogą wnieść tyle radości i miłości w serca każdego z nich... Bez tego "Dom spokojnej starości" zamienia się w "przytułek"? A może po prostu "poczekalnie śmierci"?
Dlaczego tak łatwo oddajemy staruszków do domów "opieki"?
Tak trudno czasem posłać nam na kolonie swoje dziecko, z bólem serca rozstajemy się z nim na dłuższy czas. Dlaczego bez oporów potrafimy pozbyć się ludzi starszych. Bez trudu oddać ich pod opiekę zupełnie obcej osobie. Ci, którzy trafili do takiego miejsca i mogą pozytywnie wypowiedzieć się na ten temat, mają wielkie szczęście! Bo na pewno istnieją również i dobrze funkcjonujące domy opieki, ale pomyślmy czasem o tych, którzy tego szczęścia nie mają, o tych, którzy zostawieni przez bliskie osoby są narażeni na poniewierkę i przedmiotowe traktowanie.
Jest wiele przyczyn, które każą oddać nam bliskie osoby do domów opieki ale w tym przypadku, czy nie można włożyć całego serca w troskę, aby zadbać o całkowite bezpieczeństwo i opiekę nad bliskimi nam osobami. Dopilnować, czy aby na pewno ma codziennie to na co zasługuje. Zastanówmy się przed tak poważną decyzją, czy rzeczywiście ta osoba jest nam aż takim balastem, czy nie jest godna odejść tak jak sami byśmy tego chcieli. Pomyślmy czy w tej właśnie chwili nie pragnęlibyśmy poczuć bliskości drogiej nam osoby. Usłyszeć słowa otuchy i odejść w poczuciu godności człowieka. Człowieka, którym jest każdy z nas?
"Nie lubią proszków, przy aspirynie się krzywią
czekają na miłość, dobroć, powrót ojca i matki
tak jak w dzieciństwie wszystkiemu się dziwią
cieszą się gwiazdką, choinką
zimą tęsknią do wiosny...
Starzy - to dzieci które za szybko urosły..."
Ks. Jan Twardowski.
http://interia360.pl/moim-zdaniem/artykul/dom-starcow,494

 Re: Mój mężczyzna jest nadmiernie związany ze swoją matką.
Autor: :) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-11-21 21:09

Maniu,
nie wiem czy to w jakimkolwiek stopniu ułatwi Ci decyzję, ale przedstawię Ci zupełnie odmienne doświadczenie od Twojego.
Otóż, mąż mojej bardzo bliskiej znajomej został jako dziecko całkowicie odrzucony przez własną Matkę. Do 7-go roku życia przebywał w Domu Dziecka. Następnie został wprowadzony do rodziny na życzenie drugiego męża Matki (ojciej męża znajomej wcześniej zmarł) i został prawnie adoptowany przez niego. Dramat odrzucenia trwał jednak nadal mimo dobrego traktowania przez przybranego Ojca, który musiał to robic nieraz ukradkiem pod nieobecnośc żony/matki, która wyjatkowo niechętnie się do tego odnosiła.
Kiedy moja znajoma wyszła za mąż, tak się złożyło, że musiała wobec swego męża nieoczekiwanie sprostać roli żony jak i "matki". Sytuacja zazwyczaj ją przerastała, ale z Bożą pomocą nie poddała się i nadal są małżeńtwem z własnym potomstwem :).
Reszta niech pozostanie milczeniem, ponieważ Teściowie mojej znajomej nie żyją a "nie uchodzi" źle mówić o zmarłych. Świeć Panie nad Ich duszą, a nam grzesznym Boże bądź miłościw.
Historia jest autentyczna i nie jest wyssana z palca - zapewniam. Tak więc życiu nie ma reguł i naprawdę przeróżnie sie układa.
Wracając do Ciebie, trudno cokolwiek Ci radzić, zważywszy na to, że "piszesz wyłącznie o jego matce" jak zauważył słusznie Robson.
Mam nadzieję, że miłość matki wobec Twojego chłopca nie jest ślepa i bezrozumna wobec czego warto mierzyć siły na zamiary :)
Życzę owocnych przemyśleń. Pozdrawiam :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: