Autor: Kuba (---.149.246.26.zdnet.com.pl)
Data: 2007-11-17 13:22
Szczęść Boże,
Piszę może trochę w nietypowej sprawie, ale dla mnie ważnej. Może się to przyda komuś jako świadectwo.
Jestem studentem i jak to student - dużo kseruję :-) Materiały do nauki, skrypty, książki, itd.
Wczoraj również poszedłem na ksero z pewną książką. Zostawiłem ją na godzinę, po jej upływie przyszedłem po odbiór. Pani zachowała się co najmniej dziwnie - stwierdziła najpierw, że nie wie o jaką książkę mi chodzi, a jak powiedziałem tytuł, to rzekła, że przecież był tu już taki jeden i brał książkę pod tytułem (tu podała zupełnie inny od tego co ja mówiłem). No więc jeszcze raz spróbowałem jej przetłumaczyć podając tytuł i opisując jak owa książka wyglądała. Jak załapała (a raczej moim zdaniem udawała wcześniej, że nie wie o co chodzi) to powiedziała, że "a
to mój mąż kserował
proszę przyjść za godzinę, jeszcze się nią muszę zająć". Zdziwiłem się trochę, ale ponieważ bardzo się spieszyłem, to tylko rzuciłem na odchodnym, że będę za godzinę i do widzenia. Po godzinie przychodzę a ona udaje, że mnie nie widzi. No więc mówię, że przyszedłem po odbiór kserówek. "Taak? A jakich?" I znowu musiałem jej tłumaczyć przez dobre kilka minut o co mi chodzi. Cóż.. jak się dogadaliśmy w końcu, to wziąłem kserówki i oryginał, zapłaciłem i poszedłem na zajęcia. Za jakieś 10 minut postanowiłem sprawdzić, czy wszystko to co potrzebowałem zostało skopiowane, i czy nie popełnili jakiegoś błędu na ksero. Ku mojemu przerażeniu zobaczyłem, że oryginał jest zalany herbatą - książka się nieco pokarbowała, ale była już prawie sucha. Najgorsze jest to, że ona nie była moja ale kumpla, dla którego przedstawiała ogromną wartość (również w sensie sentymentalnym).
Poszedłem na to ksero i uprzejmie poinformowałem panią "kserowaczkę", że zalała mi książkę wobec czego proszę o wynagrodzenie strat. Rozmowa była komedią, wyglądała mniej więcej tak:
Ja: "Bardzo proszę o wynagrodzenie mi w jakiś sposób tej straty, bo ta książka nie jest moja i będę miał przez to nieprzyjemności"
Kserowaczka: "Ale ja panu tego nie zalałam. Nawet panu tego nie kserowałam."
Ja: "To, kto, kserował?"
Kserowaczka: "Mój mąż. Ale on tego nie zalał"
Ja: "Ok., a skąd pani wie, że on tego nie zalał?"
Kserowaczka: "Bo mnie wtedy nie było"
Ja: "No właśnie, to skąd pani może wiedzieć?"
Kserowaczka: "Ale on tego nie zalał."
I rozmawiaj z taką.
Oczywiście żadnych pieniędzy mi nie zwróciła. Żałuję, że od razu przy odbiorze nie sprawdziłem czy wszystko jest z tą książką ok. Bo wiem, że oddałem ją na ksero w dobrym stanie. No cóż trzeba się uczyć na błędach.
Z kumplem dogadałem się tak, że zwrócę mu pieniądze za równowartość książki. Ale nie wyglądał na pocieszonego.
Mam trudności z opanowaniem chęci zemsty - i tu już nie chodzi o głupie pieniądze, bo książka nie była aż taka bardzo droga - ale o to, że kserowaczka nie przyznała się do niczego, o to, że kłamała w żywe oczy udając niedorozwiniętą. (wiem, że to jest bardzo inteligentna osoba).
Najgorsze jest jednak to, że gdy w ciszy serca zadałem sobie pytanie co bym zrobił na jej miejscu - to jednoznacznie stwierdziłem, że bym postąpił tak samo. Tym bardziej, że było wielu świadków mojej rozmowy z ową panią. Na jej miejscu również nie przyznałbym się do winy, w obawie że to się rozniesie, że stracę klientów, zbankrutuję itd. A punktów ksero jest u nas bardzo dużo, więc konkurencja ogromna.
Postanowiłem się przespać z całą tą sprawą i spojrzeć na tę sytuację świeżym okiem :-) Kiedy się obudziłem było we mnie wiele agresji, już obmyślałem plany jakby to "obsmarować" ich punkt ksero w lokalnej gazecie studenckiej, żeby studenci przestali do nich przychodzić. Byłem żądny zemsty. Wtedy przypomniały mi się słowa, które kiedyś wyczytałem, że powinno się zemstę zostawić Bogu i nie wymierzać sprawiedliwości samemu, bo nigdy do końca nie będziemy obiektywni. Stwierdziłem jednak, że to mi nie wystarcza, bo w tym przypadku prawo jest po mojej stronie i starałem się pomodlić, jakby prosić Boga o pozwolenie na to aby sprawiedliwości stało się zadość właśnie przez moje działanie. Jeżeli jednak Jego wola jest inna, to niech mi da jeszcze jeden argument przemawiający za zaprzestaniem zemsty. Po kilku sekundach niespodziewanie otrzymałem odpowiedź.
Odpowiedzią było przypomnienie pewnego zdarzenia z mojego życia, jeszcze kiedy chodziłem do liceum. Pewnego bolesnego zdarzenia, kiedy to przeze mnie jeden kolega o mało nie powtarzał klasy. Znaleźli przy nim ściągę na egzaminie. On nie ściągał, to ja mu ją podłożyłem, bo egzaminator podchodził do mnie i bałem się, że mnie złapie i obleję. Dlatego szybko się jej pozbyłem podkładając koledze obok. On wiedział, że to była moja. Ale się nie odezwał, bo był zbyt pochłonięty pisaniem testu. Dopiero gdy egzaminator podszedł do niego, podniósł ściągę i kazał mu opuścić salę ów kolega, powiedział, że to nie jego "pomoc naukowa" tylko moja. A ja się naturalnie wyparłem, stwierdzając jeszcze przy tym, że przecież on ją miał przy sobie, a nie ja. Ów kolega musiał przyjść na kolejny termin. Ja zdałem na 4+. Później się długo do mnie nie odzywał, zresztą mu się nie dziwię. Nigdy do tego incydentu nie wrócił. Ja natomiast go nie przeprosiłem, bo się wstydziłem, a poza tym szybko zapomniałem o całej sprawie.
Teraz, kiedy sobie przypomniałem to zdarzenie w liceum, podjąłem dwa postanowienia.
1.Zaniechać zemsty na owym nieszczęsnym punkcie ksero, "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Nikt z nas nie jest bez grzechu i jako takie osoby nie mamy prawa być sędziami.
2. Jeśli spotkam owego kolegę, którego tak bezczelnie potraktowałem, to mu przypomnę to zdarzenie i poproszę o przebaczenie. Mogę nawet z nim iść do tamtego egzaminatora i się przyznać. Chcę po prostu to zrzucić z siebie.
Rozmyślając nad tą całą historią doszedłem do kilku, myślę, że ważnych wniosków.
Bóg do nas cały czas mówi, mówi przez ludzi, przez wydarzenia. Trzeba tylko umieć się wsłuchiwać i starać się zrozumieć co ma nam w danym momencie do powiedzenia. Może zamierzeniem Boga dla mnie było pojednanie się z ludźmi, których kiedyś skrzywdziłem. Możliwe, że gdyby nie ten incydent na ksero to nigdy nie przypomniałbym sobie o opisanej wyżej sytuacji w szkole. Pamiętam, że szybko wtedy w liceum o tym zapomniałem (nawet się z tego nigdy nie spowiadałem, bo po prostu nie pamiętałem o tym).
Często jednak dopiero patrząc z perspektywy czasu widzimy wpływ Boga na nasze życie.
Inną sprawą jest to, że rzeczywiście sprawdza się stwierdzenie, że wady innych ludzi, które nas denerwują są najczęściej naszymi własnymi wadami. Ja piętnując tchórzostwo pani od ksero przypomniałem sobie, że byłem nawet gorszym tchórzem w liceum - poświęciłem kolegę aby ocalić siebie.
|
|