Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2008-12-20 23:41
Usilnie i uprzejmie upraszam o nie przypisywanie mi nie moich wypowiedzi. To, że z zaciekawieniem obserwuję zjawisko ponowoczesności, po raz pierwszy w Polsce opisane chyba przez ks. Marka Dziewieckiego nie uprawnia do wysnuwania tak daleko idących wniosków. To prawda, skutki wychowawcze dla pokolenia wychowywanego bez rodziny (rodzina to anachroniczny atawizm), bez szkoły (szkoła nie wychowuje, tylko przysposabia do zawodu) i bez jakiegokolwiek autorytetu są opłakane. Nasza (moja) wiedza religijna wyniesiona z katechezy była w opłakanym stanie, a Kościół zupełnie do zadania nieprzygotowany. Ale istniała naturalna potrzeba tworzenia wspólnot, jako enklaw wolności, także religijnej i podział na dobro i zło był wyraźny. Też, oprócz otwartości była pewna naturalna ciekawość i ferment intelektualny, który w dwudziestoleciu pomagdalenkowym nie znalazł sensownych naśladowców (Prawie wszystko tworzą ludzie z tamtych czasów, młodzi są bezradni, czyli mamy rzeczywistość emerycko - kombatancką, za chwilę będziemy się kłócili, po której stronie kościelnego styropianu leżeliśmy. Młodzi z najciekawszego obecnie GN, który chwilami przypomina katolickiego Młodego Technika, albo Problemy, są zupełnie bezradni w polemice z prowokatorami typu Biedronia, co można było zaobserwować choćby w TV Puls. Kłania się brak doświadczenia bezpośredniego starcia konfrontacyjnego pokolenia wychowanego na mediach elektronicznych, stąd monologi zastępują dialog).
Teraz nie ma żadnych czytelnych punktów odniesienia, co widać choćby w zadanym pytaniu. Bo przecież przytoczone powody, dla których należałoby przyzwolić na dopuszczenie do Komunii Świętej są niezwykle pozytywne: mamy do czynienia z próbą tworzenia i utrzymania rodziny mimo przeszkód (wprawdzie konkubinat, ale nie np. związek partnerski, zoofilski lub jakiś inny). Budowanej przynajmniej z założenia o wzorzec religijny (niedziela w kościele, a nie gdzie indziej), z przekazywaniem religijnych treści wychowawczych, no i formuła modlitewna, jako stosowny sposób odniesienia się do Istoty Wyższej (mamy do czynienia z transcendencją, a nie z agnostycyzmem negatywnym). Można by długo.
Gdzie tkwi błąd? Jest to wszystko zawieszone w próżni, bez odniesienia do rzeczywistych wartości, bo te, gdzieś się zgubiły nam po drodze na bazarze idei, które teoretycznie są równie dobre (ale niektóre są zdecydowanie lepsze!), pod warunkiem, że nie będziemy się wygłupiali z tym obskuranckim chrześcijaństwem.
To nie na temat, ale proces, w jakim to zmierza jest wyraźny. Najpierw zaistniała w Polsce grupa trzymająca (realnie) władzę, która także skutecznie uzurpowała sobie prawo do rządu dusz w narodzie. Później była wprawdzie wielka wsypa i kompromitacja, ale nowe wróciło tylko pod bardziej strawną postacią (To, że oferowane danie jest gumowe, cóż, a co w dzisiejszym świecie nie jest gumowe? Katolicyzm też powinien). Rządu dusz nie ma, a pluralizm poglądów typowy dla prawdziwej demokracji, jest nie do przyjęcia, więc wykorzystuje się prawne bezprawie panoszące się w Polsce do zatykania gąb krzykaczom. Typowym przykładem jest znana Polska święta krowa, o której nie można już słowa prawdy. Nawet historia musi być poprawna politycznie.
Europa Zachodnia to już jest krok dalej w stosunku do tego, co mamy, w kierunku, do którego zmierzamy milowymi krokami. Czołowy polski katolik, forsując rzeczywistość gumową (O ileż lepsze są pałki z gumy od pałek drewnianych, czy choćby sztachet od płota!) podziwia katolików nie gumowych, ale ich naśladować nie ma zamiaru. Obawia się postępującego zdrewnienia zwanego także miażdżycą.
Moje pytania są z rozpaczy, nie ze złośliwości. W następnym pokoleniu zapewne pytania będą zupełnie inne, jednak według mnie nie będzie ich wcale. Ciekawi mnie, na co liczą nasi biskupi? Bo rzeczywisty problem zupełnie nie w podziale na katolicyzm toruński, czy łagiewnicki. To się może dobrze sprzedawać w ateistycznych kanałach religijnych, zupełnie jednak nie opisuje rzeczywistości. Niestety RM daje odpowiedź wyłącznie duszpasterską (polityczna jest karłowato ułomna), a ta jest daleko niewystarczająca. Brak jest w Polsce spójnej wizji światopoglądowej na miarę twórczej i dynamicznej kontynuacji myśli Karola Wojtyły. Propozycja Benedykta XVI, jest jednak bardzo elitarna, niewątpliwie na miarę zachodnią, ciągle jednak nie na naszą, chyba, że na czas, kiedy już nie będzie czego ratować z tego, co jeszcze mamy. Kiedyś Blachnicki zapytany przez szwedzkich protestantów: Jak możemy Wam pomóc? Odpowiedział: Dajcie nam milion Biblii Tysiąclecia. Dla nich to był szok. Ciekawe, co by usłyszeli dzisiaj, gdyby takie pytanie zadali polskiemu księdzu? Ja tego nie rozumiem. My ciągle wpatrujemy się w przeszłość (odrzucając historię), zamiast wybiegać naprzeciw wyzwaniom. Bardziej wolny czułem się idąc na czuwanie do krakowskich dominikanów, wśród kordonów walących pałami w tarcze zomowców niż dzisiaj. Jeden o. Góra (też emeryt) wiosny w Kościele nie czyni. To już bym wolał pogadać sobie (gdybym ośmielił się zawracać w głowie) z o. Badenim o umieraniu, bo ten temat mnie najbardziej interesuje. A Wy, róbcie sobie co tam chcecie ze swoim katolicyzmem.
|
|